Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Pierwsza obudziła się Evie. To że spały razem nie było niczym nowym dla nich obu, ale myśląc o przyszłości którą mogą tu stworzyć zaczęła kwestionować chęć bycia w parze z facetem. Gdyby miała rozkochać księcia i trafić na Wyspę, gdyby już nie aktualna misja zdobycia różdżki się nie powiodła to miałoby to jakiś sens. Ale to wszystko za nią. Teraz mogła spokojnie myśleć o jej prawdziwej przyszłości. A patrząc na spokojnie śpiącą Mal coraz bardziej uświadamiała sobie, że to co czuła do niej nie było tylko uczuciem które darzy się przyjaciół. Bała się niestety powiedzieć bo nie była pewna, czy Mal w ogóle odwzajemni to uczucie.

Popołudniem po zajęciach Evie pomagała Carlosowi w przygotowaniach do randki. Szyła dla niego coś ładnego. Bycie projektantką mody było jej marzeniem. Uszyła dla niego białą kamizelkę, czarną koszulkę na długi rękaw z czerwonymi latami, czerwone spodenki jeansowe. Sam chłopak na tą randkę założył czarne trampki, bo Ben mu napisał, że randką jest piknik we dwóch.

Evie usłyszała jak Ben puka do pokoju Jay'a i Carlosa, dlatego, gdy jej przyjaciel przebierał się, ona poszła po Bena.

- Hej Ben. - powiedziała cicho po otwarciu drzwi na korytarz. Ben był ubrany luźno i na sportowo.

- Hej Evie. Widziałaś Carlosa?

- Jest u nas. Chciał dobrze wyglądać na waszą randkę.

- Cieszy mnie że się zgodził. - powiedział zarumieniony.

- On ten się cieszy. Powiedział nam że w przyszłości chodziło o ciebie.

- Mi powiedział o waszych przychodach. O tym urządzeniu. - na słowa o urządzeniu dziewczyna się lekko spięła. - Wiem że Auradon uchodzi za ósmy cud świata, ale tak nie jest. Wiem od Alexa jak jest na Wyspie, nie umiem sobie wyobrazić czemu tata to zrobił. Będę na pewno zmieniać to i tamto.

- Czemu mi to mówisz?

- Bo będę potrzebował waszej pomocy by coś zmienić.

- Ale to po koronacji.

Po chwili przyszedł Carlos. Wyglądał oszałamiająco.

- Jeden gotowy. - powiedział niższy chłopak. - Idziemy?

- Pewnie. - Ben nie potrafił się powstrzymać i dał mu całusa w policzek.

Ben zabrał na skuterku Carlosa do Zaczarowanego Jeziorka pośrodku lasu. Do tego miejsca przychodzili przez drewniany most nad rzeką. Tuż przy jeziorze znajdowały się greckie ruiny. Był tam już przygotowany koc oraz koszyk z jedzeniem.

- Jesteś pierwszą i jedyną osobą, którą tu zabrałem. - powiedział Ben, gdy usiedli na kocu.

- Jest mi naprawdę miło. - powiedział mocno zarumieniony Carlos patrząc w lustro wody.

- Kiedy znalazłem to miejsce postanowiłem, że pokażę je komuś wyjątkowemu. Postarałem się by nikt inny nie wiedział o tym miejscu.

- Trochę samolubne zagarniać to miejsce tylko dla siebie. - powiedział chłopak i oparł się o Bena.

- Wiem, ale wtedy myślałem o tym inaczej. Mogę zdjąć zaklęcia jeśli chcesz, ale wolałbym by to miejsce było tylko nasze. - rzekł Ben i dał tamtemu całusa w policzek.

Carlos się odsunął i odwrócił przodem do Bena. Ten drugi przyciągnął go na swoje kolana i do długiego pocałunku. Carlos go odwzajemnił i położył dłonie na klatce piersiowej Bena. Odsunęli się od siebie, gdy zabrakło im tchu.

- Może popływamy razem w jeziorku? - spytał Ben.

- Życie na Wyspie, nie oznacza że potrafię pływać. Wiem jak to brzmi, ale tak niestety jest.

- Będziemy tam razem. Nie pozwolę by coś ci stało. - powiedział głaszcząc jego policzek.

- Mmm.... Okej.

Gdy obaj się rozebrali do bokserek to Carlos zrobił się mega czerwony. Nie myślał, że zobaczy Bena niemal nago. Carlos miał czarne bokserki, a Ben niebieskie w żółte korony. Książę wszedł pierwszy i podał dłoń Carlosowi.

- Brr... Zimna..  - powiedział Carlos gdy woda dotknęła okolic pępka.

- Nie mówiłem że będzie ciepła. - powiedział Ben i przyciągnął chłopaka do siebie. Carlos się przytulił do niego i od razu zrobiło mu się cieplej.

- Nauczysz mnie kiedyś pływać? - spytał niższy.

- Pewnie, ale nie tutaj. Tu możemy posiedzieć w płytkiej wodzie. Nie chcę żeby ci się coś stało gdybyś przypadkiem wszedł głębiej.

- Muszę przyznać że zrobiła się bardziej miła. I podoba mi się ta randka. Tylko co ja mogę dla ciebie przygotować? Dwie osoby powinny się starać, a nie tylko jedna. Przecież nie zabiorę cię na wyspę i nie pokażę tego co tam lubiłem. To byłoby też niebezpieczne.

- Przepraszam, że tak to odczułeś. Ja chciałem się postarać, bo na Wyspie było na pewno inaczej. Mniej kolorowo, mniej magicznie. Jeśli czujesz presję przez tą randkę to naprawdę nie musisz. Samo to, że to ty jest najlepszym co mogło mnie spotkać. Nie ważne co zrobisz dla mnie będę szczęśliwy. Możesz mi wierzyć.

- Wierzę Ben. - powiedział Carlos i przyciągnął go krótkiego pocałunku. - Ty też nie musisz się starać. Ja nie jestem za używaniem magii. Bardziej lubię technologię i te sprawy. Tylko nie bierz tego za podpowiedź czy coś. Twoje towarzystwo jest wystarczające dla mnie.

- Podoba mi się że rozmawiamy o tym.

- Jesteśmy... Parą chyba... Powinniśmy rozmawiać o tym... Jesteśmy parą? - spytał jąkając się Carlos.

- Tak jesteśmy. Jeśli tylko się zgodzisz? Jeśli powiesz nie to też zrozumiem.

- Ben. Zgadzam się i to bardzo.

- Naprawdę? Cieszę się. - powiedział chłopak i przytulił mocno Carlosa. - Nie mogę się doczekać aż powiem przyjaciołom, że jesteśmy razem.

- Poczekaj aż powiem o tym rodzicom w Dniu Rodziny.

- Boisz się? Bo jestem z Wyspy?

- Nie. Mama wie że lubię chłopaków. Wsparła mnie w waszej sprawie i na pewno zrozumie. Ale martwię się tatą. Bo jestem jego jedynym dzieckiem, synem i następcą tronu. On usilnie próbował mnie swatać z Audrey. Nie musi cię przy tym być jeśli... - Carlos położył mu w końcu dłonie na ustach.

- Jesteśmy teraz parą. Musimy się wspierać wzajemnie. Nie ważne co się stanie. Będę przy tobie, bo mi zależy na tobie i na nas.

Kiedy wyszli z wody usiedli na kocu, a czekając aż wyschną karmili się wzajemnie tym co przyniósł na piknik Ben.

Tego dnia co Carlos również zestresowany był Jay, który zaraz po przebudzeniu poszedł pobiegać. Wciąż przetwarzał co się wydarzyło dzień wcześniej. Miał już chłopaka, który jest synem wrogów jego ojca i ten chłopak był też w związku otwartym, którego się niekoniecznie spodziewał. Na swoje nieszczęście spotkał na swojej drodze Lonnie, a bardziej to ona go podeszła, gdy zrobił przerwę na rozciąganie się.

- Hej Jay. - usłyszał zza pleców. Spiął się na jej głos.

- Hej Lonnie. - powiedział odwracając się.

- Czemu ty taki spięty?

- Pytasz mnie jakbyś nie wiedziała.

- Oh... Wiem, przez Aziza. Czym się spinasz? Ciesz się.

- Jakoś nadal nie potrafię uwierzyć, że to u was tu działa. Dla mnie działa, a Polygamia jest dosyć powszechna w Agrabah. Są jednym z tych krajów Auradonu, które mają większą niezależność z wyboru. To samo w moim rodzinnym Northern Wei. Mamy zgoła odmienne kultury niż niektóre kraje Auradonu.

- Myślałem że to jakieś totalnie Zjednoczone Królestwo. W końcu oficjalnie to się nazywa Stany Zjednoczone Auradonu.

- Pozory mogą mylić. Weź taką Audrey. Próżna do szpiku, albo Chad który ma problem do równości płci.

- Chad ma do ciebie problem?

- No powiedzmy. Ma takie same podejście jak doradca Cesarza. Kobieta nie nadaje się na wojnę i powinna być kurą domową.

- Na wyspie nikogo nie obchodziło jakiej kto jest płci. Były czasem starcia między nami. Nie powiedzieli by ci że czegoś nie możesz zrobić, tylko że musisz to zrobić. Wiesz każdy pokazywał siłę. Pewnie byś się odnalazła. Twoja mama uratowała Cesarza i Chiny.

- Wow... Od powstania Auradonu nikt nie nazywał Northern Wei Chinami. Mama pewnie by się ucieszyła słysząc to.

- W brew pozorom niektórzy złoczyńcy nie są tymi samymi ludźmi co kiedyś. Shan Yu miał wielki szacunek do twojej mamy. Opowiadał jak w jego kulturze Kobiety były równe mężczyznom. Uznał brak równości za słabość Chin dlatego zaatakował. Twoja mama na pewno zmieniła dużo w kulturze Chin od tamtego czasu. Wątpię że chowa urazę.

- Nawet nie wiem co powiedzieć. Gdyby mama to usłyszała... Mógłbyś jej to opowiedzieć w Dniu Rodziny?

- Czym jest Dzień Rodziny?

- Szkoła organizuje dzień wolny od zajęć byśmy mogli spędzić czas z rodzicami. Jest raz w miesiącu.  Nie wiem jak to będzie wyglądać u ciebie i twoich przyjaciół, ale możesz spędzić wtedy czas z nami i naszymi rodzicami.

- Dzięki. To bardzo miłe z twojej strony.

- Nie ma sprawy. Jesteś teraz częścią tego związku i należy ci się równe traktowanie. Jeśli coś zorganizują dla was to może będziemy przy tobie?

- Nie zrozum mnie źle, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Mimo, że tata na pewno by chciał żebym miał tu życie jakiego nie miałem na Wyspie, ale...

- O co chodzi? Możesz mi zaufać.

- Chodzi o to, że Diabolina chciała nas wykorzystać do kradzieży różdżki Dobrej Wróżki, by nie wiem tak naprawdę co zrobić dla Auradonu. Mieliśmy to zrobić już pierwszego dnia, ale...

- Różdżka była chroniona polem siłowym. Nie powiedziałbyś mi tego, gdyby coś się nie zmieniło. Nie powiedziałbyś o Shanie Yu, zauważyła bym podstęp.

- Trener Jenkins okazał zrozumienie i wsparcie, Aziz wywołał u mnie uczucie które sprawiły, że gdybym zrobił coś złego jemu to czułbym się potwornie. Nie chcę skrzywdzić ani jego ani ciebie. Pozostali też nie chcą. Naprawdę. Ben i Carlos mają popołudniem randkę. Carlos powiedział nam, że w jego snach był Ben nim dowiedział się że to był on. Carlos jest dla nas jak młodszy brat. To też kolejny powód czemu nie chcemy tego pomóc Diabolinie.

- Nie powiem nikomu, ale Aziz też powinien wiedzieć. W końcu może ty i ja nie jesteśmy parą, ale to coś co on też powinien wiedzieć. Nie odtrąci cię, tego jestem pewna. Niedługo po powitaniu was powiedział mi że spodobałeś się mu, wiesz jakby dostał strzałą Erosa i się zakochał w chłopaku z Wyspy.

- Też musiałem dostać taką strzałą.

Popołudniem Jay spotkał się z Azizem i opowiedział mu o wszystkim co powiedział Lonnie. Aziz jedynie go wtedy przytulił, a potem pocałował. Jay nie powinien był w ogóle o tym mówić, ale nie potrafił po prostu milczeć gdy chodziło o kogoś w kim naprawdę się zakochał. Carlos niebawem pewnie też powie o tym Benowi, ale póki co tylko Jay się przełamał i zaufał komuś kto naprawdę na to zasługuje i to mu się zwróci w przyszłości bliższej bądź dalszej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro