Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.

Dojechałem za nim pod jakiś budynek. Nigdy nie byłem w tej części miasta, ale nie wyglądała za ciekawie. Wszędzie obdrapane z tynku ściany chroniących się przed zawaleniem domków jednorodzinnych. A przy ogromnym parkingu stała jakaś dziwna i podejrzana instytucja, do której właśnie wchodził blondyn.

Poczekałem aż wejdzie do środka. Kiedy po pięciu minutach z niego nie wyszedł, wysiadłem z Audi i ruszyłem w jego kierunku. Otworzyłem szklane drzwi i znalazłem się w jakiejś recepcji. Wszystko wyglądało jak w szpitalu.

Za biurkiem siedziała niska rudowłosa kobieta w okularach jak John Lennon. Nigdy nie uważałem, że Niemki są ładne i ta oto pani była tego żywym przykładem. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się sztucznie i wróciła do układania pasjansa na komputerze z pół wieku starszym od niej.

- Umm... Przepraszam - odezwałem się. Spojrzała na mnie spod grubych szkieł.

- Nic się nie stało - odpowiedziała i wróciła do kart.

Zaczynałem czuć, jak napinają mi się wszytkie mięśnie. Starałem się ukryć moje zdenerwowanie, żeby nie dać jej satysfakcji. Nagle koło mnie pojawiła się grupka małych dzieci.

- Pani Beato, my wychodzimy tylko do sklepu - powiedział jeden. Recepcjonistka wyszła do nich zza lady, a ja skorzystałem z okazji i wymnknąłem się wgłąb budynku.

Na ścianach korytarza, którym szedłem znajdowały się dziecięce rysunki i prace manualne. Dostrzegłem wielki napis na kolenych drzwiach "Przedszkole", skąd usłyszałem śmiechy. Zacząłem iść w tamtą stronę, gdy nagle poczułem jak ktoś mnie mocno łapie na ramię. Odwróciłem się i ujrzałem tą samą kobietę.

- Wpuściłam pana? Co pan tu do cholery robi? - spytała poirytowana.

- Gdzie? 

- No, w naszym domu dziecka! Proszę stąd wyjść! - zaprowadziła mnie do wyjścia.

Gdy stanąłem na prawie pustym parkingu, zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Bo co niby taki buc i prostak jak Wellinger miałby robić w domu dziecka? Obejrzałem tabliczkę obok zielonego napisu "WEJŚCIE", która wcześniej mi umknęła.

"Publiczny dom dziecka z oddziałami przedszkolnymi w Ruhpolding zafinansowany ze środków dotacji unijnych"

Co tam do cholery robi Andreas? Zacząłem powoli iść w stronę samochodu, myśląc jak mam to rozumieć. Czyżby szukał sobie młodych ofiar do masowych zbrodni? A może zrobił bachora jakiejś fance i teraz ma wyrzuty sumienia? Zaraz... On nawet nie wie co to są wyrzuty sumienia czy przysłowiowy "żal za grzechy". On nie ma sumienia...

Jak siedziałem w samochodzie, wyszedł z budynku. Zatrzymał się kilka metrów od mojego Audi i rozglądał się, jakby się upewniał czy nikt go nie śledzi. Wtedy spojrzał na mnie. Stał zaskoczony, a gdy zrozumiał, kto siedzi za kółkiem, zaczął się zbliżać.

Trzęsącymi się dłońmi przekręciłem kluczyk w stacyjce i odjechałem przed jawnym wyrokiem śmierci. Jak ja mu to wytłumaczę? Czy w ogóle będę miał taką możliwość zanim mnie dopadnie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro