Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06. STRACH PRZYZNANIA PRAWDY PRZED SAMYM SOBĄ.


Od tamtego feralnego dnia minęły dwa tygodnie. Eragon opuścił Vardenów by uczestniczyć w wyborze nowego króla krasnoludów. Ja oddawałam się treningom z Elliotem i Eliasem, próbując poprawić się zarówno w walce, jak i znajomości pradawnej mowy.

Była jednak jedna rzecz, która nie dawała mi spokoju i zajmowała mnie tak często, że znalazła sobie miejsce w tej mizernie utkanej rutynie. Wtedy, dwa tygodnie temu, Elliot miał rację. Jednak skoro moja definicja dobra tak dobrze zgrywała się z celami Vardenów, to dlaczego nikt tu o mnie nie słyszał? Rebelia walczy nie od dziś i to samo podobno tyczy się informacji o jej istnieniu na terenie Imperium. Więc dlaczego, dlaczego teraz?

Musiałam o nich słyszeć. A jednak nie było mnie tam podczas słynnej bitwy pod Farthen Dûr. Zamiast tego pojawiłam się na plaży w Surdzie.

Oprócz tego był jeszcze Murtagh, po którym było widać, że mnie poznał. Jednak nie powiedział nic. Mimo tego, że mógł. Mógł powiedzieć cokolwiek, co najprawdopodobniej wywołałoby niepotrzebną aferę. Ale zamiast tego milczał i wykorzystał moje niskie umiejętności obrony myślowej, żeby zacząć grzebać w mojej głowie. A ja wtedy dotknęłam jednego z jego wspomnień.

Przed oczami znowu stanęły mi te kamienne ściany, które znałam całkiem dobrze przez te ostatnie dwa tygodnie i znowu spojrzałam na swoją twarz sprzed nieznanego mi okresu czasu z perspektywy innej osoby. Na to jak w moich oczach był prawie ukryty smutek, a na ustach gościł mi pocieszający uśmiech. Dziwnie było tak patrzeć na siebie z zupełnie innej perspektywy, mimo, że robiłam to zbyt często przez ostatnie dwa tygodnie. Bardzo możliwe, że za mocno reagowałam na to jedno, błahe wspomnienie, które nawet nie należało do mnie. Ale coś w tej scenerii, w moim wyrazie twarzy i słowach, które wypowiadałam nie dawało mi spokoju.

Znowu o tym myślisz, odezwała się znikąd Amethia.

Nie mogę przestać, Amethio, odpowiedziałam, przecież obiecałam mu że do niego wrócę i go nie opuszczę, a także…, tu urwałam, nie mogąc dokończyć myśli, chociaż smoczyca i tak wiedziała o co mi chodzi. W końcu przesiadywała w mojej głowie przez znaczną część czasu. A mimo to, nie mogłam się zmusić, żeby dokończyć tego zdania. Z jakiegoś powodu czułam się, że wypowiadając te słowa popełniłaby zdradę. Jakby przyznanie, że tamtego dnia lub nocy, nawet nie wiem czy pierwszy raz, wyznałam uczucia osobie, której nawet nie pamiętam było zdradzeniem tego o co teraz walczyłam.

Chociaż jedno było pewne. Prawda była zbyt przerażająca, żeby się do niej przyznać.

Oraz to jak bardzo los był złośliwy, że osoba, której złożyłam te obietnice umknęła z mojej pamięci z resztą wspomnień, a także znajdowała się po przeciwnej stronie.

Amethia mruknęła coś o tym, że zbytnio się tym wszystkim przejmuję. I szczerze? Miała rację.

Ale w momencie, gdy na nowo uczyłam się świata, jak mogłam się nie przejmować?

⫸⫷

Noc była jedynym spokojnym momentem dnia. Żołnierze przestawali się krzątać po obozie czy trenować, w celu udania się na spoczynek. Na nogach zostawiali tylko wartownicy i tacy jak ja.

Nie miałam problemów ze snem. Po prostu conocne patrzenie w gwiazdy było jedną z niewielu rzeczy, które wzbudzały we mnie to niewyjaśnione uczucie znajomości. Jakby w czasie sprzed tego całego bałaganu była to rzecz, którą robiłam rutynowo. 

Kojarzyła mi się trochę z ciepłem i spokojem, możliwie będąc moją ucieczką od bałaganu zwanego życiem w czasach, których już nie pamiętam.

Teraz prawdopodobnie miała dla mnie zupełnie inne znaczenie. Bo zamiast robić cokolwiek robiłam dawniej, siadałam na ziemi i wpatrując się w te błyszczące punkciki na niebie, błagałam w myślach te wszystkie bóstwa, w które różne rasy wierzyły, żeby jakimś cudem wróciła mi pamięć sprzed pobudki na plaży. Bo może i czasem warto nie znać odpowiedzi na swoje pytania, ale ja z pamięcią straciłam całe swoje poprzednie życie. Moją rodzinę, znajomych i cokolwiek posiadałam w tamtym czasie.

Była to moja rutyna odkąd dołączyłam do Vardenów. Na początku byłam tylko ja i moje myśli, jednak z czasem do tego wszystkiego przyłączył się Elias. Czasami siedzieliśmy w ciszy, oboje skrycie wypowiadając swoje życzenia i prośby, licząc na to, że ktoś je wysłucha. Inną wersją były ciche rozmowy, którymi próbowaliśmy zapomnieć o toczącej się wojnie. Chociaż głównie brunet prowadził rozmowę, opowiadając o swoich wspomnieniach z bratem.

Zawsze cieszyłam się z tych rozmów, bo dawały mi poczucie, że ze zwykłych towarzyszy broni stawaliśmy się czymś w rodzaju bliskich przyjaciół. A w ciężkich czasach, takich jak te, przyjaciele byli dla siebie podporą, której teraz każdy potrzebował.

Dzisiejszy wieczór zapowiadał się na jeden z tych, kiedy siedzimy w ciszy, ciesząc się, że przeżyliśmy kolejny dzień, by po jakimś czasie powiedzieć sobie ciche 'dobranoc' i rozejść się do swoich namiotów. Nierzadko się tak zdarzało, gdy Elias opowiadał swoje historie przez kilka dni z rzędu, najwyraźniej nie chcąc przesadzić z ilością informacji o swojej przeszłości, którą, w przeciwieństwie do mnie, pamiętał.

I prawdopodobnie to byłoby to spotkanie pełne ciszy, jednak tym razem to ja zaczęłam rozmowę.

— Zastanawiałeś się kiedyś co będziesz robił, gdy się to wszystko skończy?

Elias spojrzał na mnie zaskoczony, po czym pokręcił głową.

— Nigdy nie miałem okazji. Wiesz, nim ty i Eragon się pojawiliście, żaden z nas nie miał nadziei na sukces. Walczyliśmy, bo chcieliśmy coś zmienić, jednak nie było tego poczucia, że jest szansa na całkowite zwycięstwo. Dlatego nikt się nie zastanawiał nad tym co potem — powiedział.

Pokiwałam głową, próbując przetrawić jego słowa.

— Chociaż teraz, gdy mamy szansę, to powiedziałbym, że pragnę się najzwyklej na świecie zakochać ponownie i żyć spokojnie ze świadomością, że Imperium już nie ma. Może tym razem moja wybranka by mnie nie porzuciła. — dodał, rzucając aluzją do swojego ostatniego związku, który również był jego pierwszym.

Opowiedział mi kiedyś tą historię. O tym jak dziewczyna, którą kochał porzuciła go dla arystokraty, który był zarządcą jednego z miast. Do tej pory nie mogłam zrozumieć jak można porzucić kogoś dla, no powiedzmy sobie szczerze, statusu.

— Wiem, że to pewnie głupie z mojej strony, zważając na to, że nie pamiętasz swojego wcześniejszego życia, ale myślisz, że byłaś kiedyś zakochana? Że masz gdzieś tam kogoś, dla kogo warto walczyć? — zapytał nagle Elias.

— Możliwe. — powiedziałam, mimo, że dobrze wiedziałam, iż odpowiedź jest twierdząca.

Ponieważ, jak bardzo zdradzieckie by mi się to mogło nie wydawać, to w przeszłości kochałam Murtagha zwanego teraz Królobójcą.

Tylko co jeśli nigdy nie przestałam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro