05. WŁAŚCIWA STRONA KONFLIKTU.
Wojska imperium wycofały się niedługo po odlocie Murtagha, dając nam pierwsze poważne zwycięstwo w naszej kampanii wojennej. Zupełnie jakby stracili chęć do walki w momencie, w którym utracili swoją największą broń.
Niestety oprócz wymęczającej bitwy z imperialnymi wojskami czekała mnie jeszcze jedna bitwa ㅡ rozmowa z niezadowolonym Eragonem. Szatyn tylko czekał, aż będzie już na tyle bezpiecznie, by mógł wypowiedzieć swoją tyradę. Co niestety nastąpiło podczas naszej wędrówki, by zdać Nasuadzie raport z bitwy.
ㅡ Myślałem, że kazałem ci zostać na ziemi ㅡ powiedział
ㅡ Po pierwsze, nie kazałeś, tylko mnie zostawiłeś, lecąc sobie na spotkanie z przeciwnikiem, o którym nic nie wiedziałeś, co na początku uszanowałam. Po drugie, uratowałam ci życie ㅡ odpowiedziałam.
ㅡ Pamiętam to trochę inaczej.
ㅡ Tak? Może powinnam ci przypomnieć słowa naszego przeciwnika "jak łatwo byłoby was teraz zabrać do Urû'baenu". Nie wydaje mi się, by Galbatorix chciał cię zaprosić na miłą pogawędkę, patrząc na to, że jawnie opowiedziałeś się po stronie jego wrogów. ㅡ prychnęłam.
Eragon westchnął.
ㅡ Tu jest właśnie problem. Galbatorix kazał sprowadzić mnie i Saphirę do Urû'baenu, ponieważ pisklę ostatniego jaja jest samcem, a Saphira, do tej pory, była jedyną samicą znaną królowi, który podobno chce przywrócić smoczy gatunek. Z tego powodu żołnierze na polu bitwy mieli rozkaz, by nas nie zabijać, co dawało nam przewagę. Twoje pojawienie się podczas mojego pojedynku z Murtaghiem, właśnie pokazało Galbatorixowi, że był w błędzie, bo z tego co pamiętam Amethia też jest samicą. Dzięki temu właśnie straciliśmy przewagę, którą dawała nam niewiedza króla. Rozumiesz? ㅡ wytłumaczył.
Powoli pokiwałam głową. Teraz to całe niezadowolenie moim planem miało sens. Chociaż gdybym wiedziała takie rzeczy, to miałabym mniejszą ochotę by pchać się w środek "pojedynku" Błękitnego Jeźdźca i Murtagha.
Już miałam zakończyć temat, gdy nagle zauważyłam nieścisłość w wypowiedzi szatyna.
ㅡ Nie rozumiem tylko jednego. Wczoraj mówiłeś, że Galbatorix miał cztery smocze jaja, z czego z jednego wykluła się Saphira, a z drugiego Cierń Murtagha. To powinno sprawić, że królowi zostały dwa jaja, a teraz wspomniałeś, że pisklę ostatniego jaja jest samcem. Czy to oznacza, że Amethia.... ㅡ zaczęłam
ㅡ Wykluła się z czwartego jaja? ㅡ dokończył moją myśl Eragon, na co potaknęłam. ㅡ Wydaje mi się, że to jedyna odpowiedź na to, dlaczego Galbatorixowi zostało tylko jedno niewyklute pisklę.
ㅡ W takim razie, jakim cudem nie stałyśmy dzisiaj po drugiej stronie? ㅡ zapytałam.
ㅡ Trudno powiedzieć. Prawdopodobnie dowiemy się dopiero, jak wróci ci pamięć. Na razie pozostaje się cieszyć, że to Vardeni są twoim zdaniem właściwą stroną konfliktu. ㅡ powiedział, nim zatrzymaliśmy się pod namiotem Nasuady. ㅡ A teraz chodźmy złożyć raport. ㅡ dodał i wszedł do środka, a ja podążyłam za nim.
⫸⫷
Składanie raportu Nasuadzie polegało na tym, że Eragon powiedział o tym, że Czerwony Jeździec to Murtagh, który oprócz służenia naszemu wrogowi, jest bratem szatyna. Potem powiedział o mojej porażce podczas próby uratowania go przed wrogiem i dotychczasowej przewadze nad Galbatorixem, która zakończyła się wraz z moim i Amethii wejściem na scenę. No halo? Nie wiedziałam, że mam się kryć, bo "wielki" król chciał uchronić smoczy gatunek przed całkowitą zagładą i myślał, że Saphira jest jedynym jego kluczem do sukcesu.
Wolałam się jednak nie wtrącać, więc stałam z boku, wpatrzona w przywódczynię, usilnie próbując skupić swoje myśli na toczącej się rozmowie, a nie na wspomnieniu, które prześladowało mnie odkąd je ujrzałam. I do którego, jak na złość, ciągnęło moje myśli, jakby był tam jakiś magnes.
Z jednej strony chciałam się pozbyć tego z mojej głowy. Chciałam, by przestało odciągać moje myśli od wojny, którą rozpoczęła wczorajsza bitwa. Jednak z drugiej strony ten obraz przeszłości wydawał się być wskazówką do tego, kim mogłam być przed moim amnestyjnym plażowaniem sprzed miesiąca.
Ale czy chciałam to wiedzieć teraz, gdy oficjalnie wybrałam jedną ze stron. Właściwa strona konfliktu. W głowie, jak wyrzut sumienia, rozbrzmiały mi słowa Eragona, mówiące o tym, że według mnie Vardeni to właściwa strona konfliktu i trzeba się z tego powodu cieszyć. Jednak czy było się z czego cieszyć, kiedy wystarczyło jedno wspomnienie mojego przeciwnika, żebym stała się rozproszona i zaczynałam się zastanawiać czy podjęta przeze mnie decyzja jest słuszna.
ㅡ Anastasio? ㅡ usłyszałam nagle zaniepokojony głos Nasuady.
Niestety nie udało mi się zachować skupienia na tym, co działo się w namiocie i moje zamyślenie spowodowało, że mojej uwadze uciekło całkiem sporo całej akcji.
ㅡ Przepraszam, zamyśliłam się, pani. ㅡ powiedziałam skruszonym tonem.
Nasuada skinęła głową, co w wolnym tłumaczeniu tej sytuacji znaczyło "dobrze, możesz już odejść". Ukłoniłam się, Elliot wziął jakąś swoją znajomą, by mnie nauczyła, i wycofałam się z namiotu, przy okazji obserwując jego wnętrze. Eragona już nie było, najwyraźniej znowu gdzieś go wywiało, Nasuada patrzyła na mnie zmartwionym spojrzeniem, a Arya, która też brała udział w naradzie, wbijała we mnie zaciekawiony wzrok. Jakby zaciekawiło ją to, że po raz pierwszy przebujałam całą naradę w, tak zwanych, obłokach.
Wyszłam z namiotu i ruszyłam między prowizorycznymi schronieniami, próbując znaleźć to należące do Elliota. Potrzebowałam rozmowy. Ale nie z Amethią. Ona zbytnio próbowałby mnie wspierać i ze szczerej konwersacji nici. Eragon zniknął, a poza tym nie wydaje mi się, by negatywne emocje po bitwie zdążyły już opaść. A Elias prawdopodobnie siedział na spotkaniu swojego zgromadzenia, które chyba nazywało się Du Vrangr Gata. Albo Du Gata Vrangr? Nie pamiętam.
Zatrzymałam się na chwilę i rozejrzałam wokół, wzrokiem szukając namiotu braci E. Wszystkie namioty dla osób, które nie należały do dowództwa były takie same, więc Elliot, chcąc, żebyśmy odróżnili nasze namioty, zrobił piękną, czerwoną krechę na przedniej ścianie namiotu. Skąd on wziął farbę do tego ㅡ nie wiem.
Moje schronienie było rozłożone koło tego należącego do zestresowanych przewodników, więc znalezienie kreskiㅡcudu, równało się znalezieniem też mojego chwilowego miejsca zamieszkania.
Jednak nigdzie nie zauważyłam mojego celu. Miałam już ruszyć na dalsze poszukiwania, gdy usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Obróciłam się w stronę głosu i, z zaskoczeniem, zauważyłam Aryę, która szła w moją stronę. Zaniechałam planów dalszych poszukiwań, czekając aż elfka do mnie dołączy.
ㅡ O co chodzi? ㅡ zapytałam.
ㅡ Ty mi powiedz. ㅡ odpowiedziała. ㅡ Odkąd Nasuada postanowiła cię wcielić w koło swoich doradców, nie widziałam cię ani razu rozkojarzonej. Do dzisiaj.
Wbiłam wzrok w ziemię, przeczuwając, co zaraz nadejdzie.
ㅡ Coś się stało? ㅡ spytała.
Nic nie odpowiedziałam, zastanawiając się czy w ogóle ktokolwiek powinien usłyszeć moje niepewności. Chociaż, czy Arya nie jest lepszym wyborem od Elliota? W końcu elfka była w wojskowej hierarchii dość wysoko, zajmując stanowisko doradczyni Nasuady, więc kiedyś musiał być taki moment, kiedy nawiedziły ją rozterki i zwątpienia. A Elliot? Blondyn był zwykłym człowiekiem w szeregu, który słuchał rozkazów i nigdy nie miał rozterek związanych z decyzjami wojskowymi.
Westchnęłam, podejmując ostateczną decyzję. Jak to Elias mawiał ㅡ raz kozie śmierć.
ㅡ Kim był dla was Murtagh? ㅡ zapytałam, zaczynając rozmowę na w miarę bezpiecznym terenie.
Elfka spojrzała na mnie z przepraszającym spojrzeniem.
ㅡ Nie znałam go zbyt dobrze, bo większość czasu, podczas którego był po stronie Vardenów, spędziłam w śpiączce. Wiem tyle, że on i Eragon byli najlepszymi przyjaciółmi. ㅡ powiedziała. ㅡ Czemu pytasz?
Wzięłam głęboki oddech i pokręciłam głową, postanawiając ostatecznie porzucić temat.
ㅡ Byłam po prostu ciekawa.
⫸⫷
Uniosłam klapę, wchodząc do namiotu. Elliot siedział na prowizorycznym posłaniu, ostrząc swój miecz. Kiedy mnie usłyszał, zaprzestał czynności, odłożył trzymane przedmioty i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
ㅡ Możemy porozmawiać? ㅡ zapytałam.
ㅡ Oczywiście. ㅡ odpowiedział. ㅡ Coś się stało?
ㅡ Można by tak powiedzieć. ㅡ powiedziałam, siadając koło blondyna.
Elliot objął mnie ramieniem, chcąc dodać mi otuchy przed tym, co miałam powiedzieć. Jakby wiedział, że coś mi leży na sercu i chciał mi dać znać, że nieważne co się dzieje, on zawsze będzie mnie wspierał. Jak Amethia.
Wzięłam się na odwagę i zapytałam.
ㅡ Elliocie, skąd wiemy, że strona, którą wspieramy jest tą właściwą?
Nastała cisza, podczas której mój przyjaciel zastanawiał się nad odpowiedzią.
ㅡ Wydaje mi się, że to zależy. ㅡ powiedział po chwili. ㅡ Wybieramy stronę, która jest bliska temu, co jest dobre.
ㅡ A skąd wiemy, że coś jest dobre? ㅡ dopytałam.
ㅡ To wszystko zależy od twojej definicji. Twojej definicji dobra. ㅡ odpowiedział.
Skinęłam głową w podziękowaniu, wbijając wzrok w ścianę namiotu. Mędrzec Elliot miał rację. Wybrałam Vardenów, bo ich koncept walki wpasował się w definicję tego, co odnowiona po amnezji wersja mnie, uważała za dobre. I to sprawiło, że zrobiłam właściwy wybór.
Wybrałam właściwą stronę konfliktu. I nic tego nie zmieni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro