Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04. CHRZEST BITEWNY.

 Płonące Równiny zdecydowanie zasługiwały na swoją nazwę. I definitywnie pasowały na miejsce bitwy, której wynik nie był pewny. Bo tym właśnie można było określić nadchodzące starcie. Niepewne.

 Imperialne siły określano na około 100 tysięcy żołnierzy, podczas gdy nasze siły nie były nawet w połowie tak silne. Mimo, że Nasuada zaczęła rozpuszczać wieści o niejakim Eragonie, fala ochotników, która zalała Vardenów, wciąż nie była na tyle duża, by dorównać armii Imperium. Niektórzy nawet spekulowali, że może Galbatorix we własnej osobie pojawi się, by wziąść udział w bitwie.

 Co było dość nieprzyjemną perspektywą, bo władcą imperium nie zostaje byle chłop. Plus ja i Amethia z naszą amnezją nie byłybyśmy w stanie stawić czoła takiemu przeciwnikowi. Zwykli żołnierze byli przeciwnikami na naszym poziomie. I to nie dlatego, że byłyśmy życiowymi niezdarami, po prostu wojna przyszła szybciej niż się spodziewałyśmy, a szkolenie, które otrzymałyśmy przez ten miesiąc nie było wystarczające.

 Jedyne co miałam na poziomie to smocze siodło, w którym Amethia pojawiła się pierwszego dnia i miecz, który wtedy był do niej przypięty jako bagaż. Broń ta należała do grupy mieczy półtoraręcznych, a jej klinga, zamiast typowego, srebrnego koloru, była fioletowa, praktycznie idealnie pasując do koloru łusek Amethii. Zupełnie jakby była ona zrobiona dokładnie dla niej.

 Od płatnerza dostałam zbroję i tak uzbrojona stałam wraz z elfką Aryą i Nasuadą w namiocie przywódczyni, towarzysząc dowódczyni przy przeglądaniu map i raportów. Znaczy Arya była tam by służyć radą, ja, z drugiej strony, przybyłam tam, by przestać być kompletnym żółtodziobem w sprawach armii i strategii. Najwyraźniej Smoczy Jeźdźcy zajmowali dość wysoką pozycję podczas wojny.

 Nie edukowałam tam tylko samej siebie. Z dnia na dzień moja więź z Amethią była coraz silniejsza, co pozwoliło mi na opanowanie sztuki "stałego" przesyłanie informacji. Czego dowiadywałam się ja, dowiadywała się i ona. I nie, nie chodziło o to, że smoki były wybitnymi strategami. Po prostu wtedy, gdy miałyśmy wiedzę w różnych dziedzinach, mogłyśmy dzielić się radą w trudnych chwilach.

 Jednak w pewnym momencie spokój i cisza w moim umyśle zostały zakłócone, kiedy nagle odezwała się Amethia, używając tonu, który wyrażał zarówno zaciekawienie, jak i zaniepokojenie.
Coś się dzieje. powiedziała. Wydaje mi się, że ktoś przybył, bo wśród ludzi panuje poruszenie.

 Nie zdołałam nawet zapytać czy wie coś więcej lub chociaż w jakikolwiek sposób zareagować, gdy poły namiotu rozsunęły się i do środka wszedł brązowowłosy mężczyzna. Wyglądał na elfa, jednak coś w rysach jego twarzy, przeczyło tej tezie.

 Tuż po wejściu zwrócił się do Nasuady.

ㅡ Pani Nasuado ㅡ powiedział i skłonił głowę.

 Dowódczyni zareagowała dużo większym entuzjazmem.

ㅡ Eragonie! ㅡ wykrzyknęła radośnie. ㅡ Nie wiedziałam, że tak szybko otrzymałeś naszą wiadomość.

 A więc to był sławny Eragon Cieniobójca, o którym słyszałam całkiem sporo. Chciałam podzielić się tą informacją z Amethią, jednak w odpowiedzi poczułam tylko falę szoku, jaka ją aktualnie ogarniała. Próbowałam się dowiedzieć, co się stało, jednak bezskutecznie. To był pierwszy raz, kiedy nie byłam w stanie nawiązać kontaktu ze smoczycą i, powiem szczerze, niepokoiło mnie to.

 A w czasie moich nieudolnych prób nawiązania kontaktu z Amethią, nowoprzybyły zdążył już skończyć rozmowę z Nasuadą i prawdopodobnie powitać Aryę, przez co nadszedł czas na mnie. Na szczęście uświadomiłam sobie to na tyle wcześnie, by nie zrobić kolejnego błędu, jak ten z ukłonem.

ㅡ Jestem Anastasia. ㅡ powiedziałam. ㅡ To zaszczyt w końcu cię poznać, Eragonie Cieniobójco. ㅡ dodałam, licząc, że wypadłam na tyle dobrze, by nie przynieść nikomu wstydu.

 Jednak nie dane mi było zastanawiać się nad tym zbyt długo, ponieważ wkrótce po mojej krótkiej wypowiedzi, w moim umyśle rozległ się krzyk tak głośny, że mimowolnie zakryłam sobie prawe ucho, jakby chcąc uciszyć ten donośny dźwięk.

 ANASTASIO, wykrzyczała Amethia, ANASTASIO, CHODŹ TU SZYBKO!
Zniż poziom głośności, Amethio, zaraz mi głowa wybuchnie, odpowiedziałam jej. Niedługo będę, dodałam, widząc, że pozostałe osoby w namiocie zbierają się do wyjścia.

 Najpierw wyszła Nasuada, później Arya i Eragon, a ja na końcu. I gdy tylko wyszłam na zewnątrz, to praktycznie wmurowało mnie w ziemię.

 Moja Amethia stała naprzeciwko znacznie większego smoka o błękitnych łuskach i obie mierzyły się zaciekawionym wzrokiem. A ja nagle zrozumiałam dlaczego wieści o tym, że Eragon jest po naszej stronie sprawiły nam popleczników.

 Eragon był Smoczym Jeźdźcem. Co więcej miał więcej doświadczenia ode mnie. Dzięki niemu mieliśmy szansę wygrać.

⫸⫷

 Odkrycie, że mieliśmy w drużynie Smoczego Jeźdźca, który wiedział, co robi zarówno mnie zaskoczyło, jak i zdecydowanie poprawiło moje samopoczucie. I nie tylko moje. Ludzie przestali tak bardzo bać się tego, że po stronie wojsk imperium mógłby pojawić się Galbatorix we własnej osobie. Pytania czy dam sobie radę z walką z Galbatorixem, na które odpowiedź zawsze była nie, zostały zastąpione przez pewne siebie słowa, mówiące, że nawet król nie da sobie rady z dwoma Smoczymi Jeźdźcami.

 Chociaż odniosłam wrażenie, że najbardziej to wszystko oddziałało na Eragona i jego, jak się okazało, smoczycę Saphirę, którzy ewidentnie nie tego spodziewali się, gdy wracali ze swojego wyjazdu, gdziekolwiek on nie był.

 Udało mi się od nich dowiedzieć, że Galbatorix był w posiadaniu czterech smoczych jaj, przy czym z jednego wykluła się Saphira. Dlatego nie wierzyli, żeby była jakakolwiek możliwość, by narodził się kolejny smok wolny od wpływu Galbatorixa.

 Morał tej historii? Istnienie moje i Amethii może być niespodzianką dla króla i jego sług. A to była satysfakcjonująca świadomość.

 Jednak chwilę spokoju przerwał jeden z naszych, który podbiegł do Nasuady.

ㅡ Pani Nasuado! Nasi zwiadowcy dojrzeli duży oddziały urgali na wschodzie. ㅡ wydyszał. ㅡ Wystawili białą flagę. Chyba chcą paktować. ㅡ dodał, widząc zaniepokojenie na twarzach zebranych.

ㅡ W takim razie posłuchajmy, co chcą powiedzieć. ㅡ powiedziała Nasuada i ruszyła w stronę swojego namiotu, a całe towarzystwo, w tym ja, ruszyło za nią.

⫸⫷

 Nigdy dotąd nie widziałam żywego urgala. A nawet jeśli to nie było mi dane tego zapamiętać. Szkoda, bo miałabym chociaż najmniejsze pojęcie, czego się spodziewać.

 W momencie, w którym zobaczyłam przedstawiciela tej rasy, poczułam pewnego rodzaju ulgę, że przybył tu paktować, a nie walczyć. Urgal był ogromny. Gdybym miała zgadywać dawałabym mu znacznie przeszło 2 metry wzrostu. Na jego głowie znajdowały się rogi, które zdecydowanie nie zachęcały do nieprzyjaznych interakcji z nim, a za ubiór służyła mu skórzana przepaska biodrowa i kilka metalowych płyt zbitych w rodzaj prymitywnej zbroi.

 Dzięki temu wyglądał groźnie i prezentował się na wygląd osobnika, z którym nie chciałoby się zadrzeć.

 Urgal lub, jak go nazwał Eragon, Kull biegł przez korytarz utworzony z ludzi, oczekujących co się stanie, w naszą stronę. Albo bardziej w stronę Nasuady i wszystkie ważniejsze osoby. Ja, jak już mówiłam, znalazłam się w tym gronie przypadkiem.

 Kiedy wielkolud zatrzymał się przed przywódczynią, uniósł głowę i zaryczał donośnie, a ja drgnęłam zaniepokojona. To nie brzmiało przyjaźnie. I nie tylko ja tak uważałam, bo wkrótce wokół przybysza pojawił się krąg ostrzy. Kull obrzucił je nieprzychylnym spojrzeniem i zwrócił się do Nasuady, tym razem używając mowy, a nie ryków.

ㅡ Cóż to za zdrada, Nocna Łowczyni? Obiecano mi nietykalność. Czy ludzie tak łatwo łamią słowo?

 Jeden z tych ogarniętych ludzi, czyli dowódców, wystąpił naprzód i zwrócił się do Nasuady, mimo, że cały czas wzrok miał utkwiony w Kullu.

ㅡ Pozwól nam ukarać go za bezczelność, pani. Gdy nauczymy tego potwora znaczenia słowa "szacunek", wtedy wysłuchasz co ma do powiedzenia.

 Po tych słowach Eragon dwukrotnie wymienił z Nasuadą jakieś zdania, wypowiedziane szeptem, co uniemożliwiło zebranym dowiedzieć się o czym mówili. Gdy tylko skończyli, dowódczyni zwróciła się do Kulla, chociaż ton głosu sprawiał, że miało się wrażenie, iż kobieta mówiła też do każdego człowieka tu zebranego.

ㅡ Vardeni nie są kłamcami, jak Galbatorix i jego imperium. Mów otwarcie. Nie musisz lękać się niczego, dopóki nie złamiesz warunków rozejmu.

 W odpowiedzi urgal odchrząknął i uniósł głowę jeszcze wyżej. Dopiero po tym się odezwał.

ㅡ Jestem Nar Garzhvog, ze szczepu Bolveg i przemawiam w imieniu mego ludu. Urgale są znienawidzone bardziej niż jakakolwiek inna rasa. Elfy, krasnoludy, ludzie polują na nas, palą i przeganiają z naszych domów.

ㅡ Nie bez powodu. ㅡ powiedziała Nasuada.

ㅡ Nie bez powodu. ㅡ przytaknął urgal. ㅡ Nasz lud kocha wojnę. Jak często jednak atakujecie nas tylko dlatego, że uważacie nas za równie brzydkich jak my waszą radę? Od upadku Jeźdźców dobrze nam się wiedzie. Nasze szczepy są liczne, przez co surowa kraina, w której żyjemy nie jest w stanie nas wykarmić.

ㅡ Zatem zawarliście pakt z Galbatorixem.

ㅡ Tak, Nocna Łowczyni. Przyrzekł nam żyzne ziemie, jeśli zabijemy jego wrogów, ale oszukał nas. Jego ognistowłosy szaman Durza spętał umysły naszych wodzów i zmusił szczepy, by działały wspólnie. Gdy dowiedzieliśmy się o tym w wydrążonej krasnoludzkiej górze, Herndall, matki które nami władają, wysłały moją połowicę do Galbatorixa z pytaniem, czemu nas tak wykorzystał. Nie wróciła. Nasze najlepsze byki zginęły dla Galbatorixa, który potem porzucił nas jak złamany miecz. To drajl, wężowy język, bezrogi zdrajca. Nocna Łowczyni, teraz jest nas mniej, ale będziemy walczyć u twego boku, jeśli nam pozwolisz.

ㅡ Jaka jest wasza cena? ㅡ zapytała Nasuada.

ㅡ Krew, krew Galbatorixa. A gdy imperium upadnie, prosimy, byście dali nam ziemię. Ziemię na której będziemy mogli się rozmnażać, dorastać i unikać w przyszłości nowych bitew. ㅡ powiedział Nar Garzvog.

 Wśród najwyższych znowu odbyła się cicha narada, jednak nietrudno było odgadnąć jej wynik. Potrzebowaliśmy sojuszników. I to więcej niż mieliśmy.

ㅡ Doskonale, Nar Garzhvogu. Ty i twoi wojownicy możecie rozbić obóz przy wschodniej flance naszej armii, z dala od głównych sił. Omówimy też warunki naszego paktu. ㅡ powiedziała nagle Nasuada. Widocznie narada szybko się zakończyła.

ㅡ Ahgrat ukmar. ㅡ warknął urgal. ㅡ Jesteś mądrą Herndall, Nocna Łowczyni.

ㅡ Czemu mnie tak nazywasz?

ㅡ Herndall?

ㅡ Nie, Nocna Łowczyni.

 Kull wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.

ㅡ Nocny Łowca to imię, którym nazywaliśmy twojego ojca. Jako jego szczenię zasługujesz na to samo miano.

 To powiedziawszy, obrócił się na pięcie i wyszedł z obozu. Wtedy pojawił się spóźniony król Orrin.

ㅡ Nasuado, czy to prawda, że spotkałaś się z urgalem? Czemu nie powiadomiono mnie o tym wcześnie? Nie... ㅡ nie udało mu się dokończyć, gdyż spośród namiotów wypadł żołnierz.

ㅡ Od strony imperium nadjeżdża konny!

⫸⫷

 Nic nie było tak satysfakcjonujące jak żołnierz Imperium spadający z konia na jeden z ognistych gejzerów, tuż przed jego wybuchem. I to wszystko dzięki Saphirze i jej rykowi w odpowiedzi na jawne zaczepki, teraz już, zmarłego.

 Miałam wrażenie, że mimo wszystko, każdy poczuł swego rodzaju ulgę, że wkurzający posłaniec zakończył swój żywot. Bo o ile nam, armii do której przyszło poselstwo, prawo nietykalność posłów, zabraniało zaatakowania i zabicia posłańca, o tyle prawo to nie mówiło nic o nieszczęśliwych wypadkach, typu upadek z konia.

 Amethia wydała z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk, wahający się między warczeniem, a mruczeniem, w wyrazie aprobaty dla działań swojej nowej koleżanki. Gdyby nie to, że takie działanie było co najmniej nietaktowne, to sama zaczęłabym klaskać. Zamiast tego uśmiechnęłam się ledwo zauważalnie. Należało mu się.

 Jednak to należało już do przeszłości. Aktualnie zapadła noc, a ja byłam świadkiem kłótni Nasuady i Eragona, dotyczącej obstawy szatyna podczas nadchodzącej bitwy. Mężczyzna był za tym by pozostać przy oryginalnej wersji, złożonej z samych krasnoludów. Za to przywódczyni chciała dołożyć mu jeszcze pięciu urgali.

 Niestety moja rola zwykłego świadka skończyła się w momencie, w którym Eragon postanowił mnie użyć jako argumentu.

ㅡ Jakoś Anastasia nie potrzebuje obstawy, a jest dużo mniej doświadczona niż ja!

 Wtedy musiałam się wtrącić.

ㅡ W zasadzie to ja mam własną obstawę. Tyle, że złożoną z ludzi. ㅡ powiedziałam.

 I trzeba było tego nie robić. Nasuada zmierzyła mnie wzrokiem nim znów wróciła do Eragona.

ㅡ Masz rację. Jest dużo mniej doświadczona. Dlatego podczas bitwy będziecie się trzymać razem i oboje dostaniecie jeszcze obstawę złożoną z urgali. Koniec dyskusji.

 Szatyn jeszcze ewidentnie chciał się wykłócać, gdy ja, w końcu łapiąc powagę sytuacji, położyłam dłoń na jego ramieniu i powiedziałam cicho.

ㅡ Odpuść.

 Mężczyzna jeszcze chwilę się zastanawiał, po czym westchnął cicho i zwrócił się do Nasuady.

ㅡ Dobrze, ale tylko jeśli będę mógł sprawdzić ich umysły czy nie mają złych zamiarów.

 Przywódczyni skinęła głową, a Nar Garzhvog, czy jak mu było na imię ㅡ to skomplikowane, wystąpił z grupy urgali, która miała nas chronić.

 Obserwując tą scenę, można było zauważyć moment, w którym Eragon wszedł do umysłu Kulla ㅡ rosły osobnik wzdrygnął się, najprawdopodobniej, na obecność kogoś obcego w najbardziej intymnym miejscu każdej istoty. Myślach.

 Chwilę to trwało, lecz gdy "badanie" dobiegło końca, Cieniobójca odezwał się z pewnego rodzaju respektem.

ㅡ To będzie zaszczyt walczyć u twego boku, Nar Garzhvogu.

 Coś mi mówiło, że to było swego rodzaju małe zwycięstwo.

⫸⫷

 Gdy zaczęło świtać, rozpoczęła się bitwa. Dwie armie starły się z taką siłą, że nawet tu, w trzecim szeregu ja, Amethia, Saphira i Eragon mieliśmy co robić. I wbrew temu, co mówił Elliot, siekanie imperialnych żołnierzy było łatwiejsze niż wygranie pojedynku z nim. Prawdopodobnie dlatego, że teraz każdy z nich był zajęty wieloma wrogami wokół. Chociaż miałam wrażenie, że nawet w bitwie jeden na jednego udałoby mi się wygrać.

 Zupełnie jakby Galbatorix nie dbał o to ilu ludzi straci. Jakby dla niego liczyło się tylko i wyłącznie pozbycie się ruchu oporu. Może i tak właśnie było. Ta stutysięczna armia dowodziła, że król jak chciał, to potrafił zgromadzić ogromne siły, które, gdyby nie nasi sojusznicy i fakt posiadania dwóch Smoczych Jeźdźców, zmiażdżyłyby Vardenów.

 Co dosłownie próbowali zrobić za pomocą katapult, nim Eragon w nieznany mi sposób pozbył się ich raz na zawsze. Jakkolwiek to zrobił, wyciągnę to od niego po bitwie, bo to było cudowne.

 Jednak mimo zwycięstwa z katapultami i chwilowej walki na samym początku bitwy, nasza czwórka mało ingerowała się w walkę. Eragon polował na wrogich magów, Saphira prawdopodobnie go wspierała, a ja i Amethia byłyśmy zbyt niedoświadczone, by ruszyć do bitwy bez nich. Przez to nasze wojska straciły swój największy atut ㅡ Smoczych Jeźdźców.

 Co chyba zauważyła Nasuada, bo nie było nawet południa, gdy podjechała do nas na swoim koniu, cała we krwi.

ㅡ Eragonie! Anastasio! Musicie włączyć się do bitwy! Nasze wojska potrzebują Smoczych Jeźdźców! ㅡ wykrzyczała, próbując wybić się ponad panujący harmider.

 Wymieniliśmy z Eragonem coś, co można nazwać porozumiewawczym spojrzeniem. Nadszedł czas.

ㅡ Masz swoich Jeźdźców, pani. ㅡ powiedział Cieniobójca i to był nasz znak.

Już czas, młoda, mruknęła Amethia.
Mhm. Pokażmy im co potrafimy, odpowiedziałam.
Ludzie i nasze obstawy rozsunęli się na boki, chcąc uniknąć stratowania, gdy nasza czwórka pomknęła w stronę wroga. Amethia ogłuszającym rykiem rzuciła się na wroga, który cofnął się w przerażeniu, widząc dwie smoczyce szarżujące wprost na nich.

 Tego dnia moja fioletowa klinga i pazury obu smoczyc zabarwiła się czerwienią imperialnej krwi. Eragona nie liczymy, bo on już miał czerwony miecz.

⫸⫷

 Walki trwały cały dzień. Wszyscy już powoli odczuwali znużenie, a końca bitwy nie było widać. Eragon z Saphirą raz opuścili pole bitwy by zająć się sprawą statku, który nadpływał rzeką Jiet. Jednak już wrócili i całą czwórką staliśmy na tyłach armii, próbując odzyskać trochę energii. Walka może i nie była zła, ale za to był strasznie męcząca.

 Gdy mieliśmy ponownie wkroczyć do bitwy, wśród Vardenów rozległy się krzyki radości.

ㅡ Krasnoludy! Krasnoludy nadchodzą! Hrothgar przybył z odsieczą! ㅡ krzyczano.

 Kiedy spojrzeliśmy na wschód rzeczywiście dojrzeliśmy krasnoludzką armię, którą prowadził król Hrothgar z potężnym młotem bojowym. Jednak nie dane nam było zbyt długo cieszyć się posiłkami.

 Otóż ze strony wroga wystartował jakiś kształt i ruszył w naszą stronę. Promienie popołudniowego słońca oświetliły go swoim blaskiem i naszym oczom ukazał się smok o łuskach w kolorze rubinu. Strach mnie ogarnął. Czy to był właśnie Galbatorix ze swoim smokiem? Czy przybył położyć nam kres?

ㅡ Czy to jest właśnie Galbatorix? ㅡ zwróciłam się do Eragona, próbując ukryć lekkie drżenie głosu.

 Szatyn pokręcił głową.

ㅡ Wątpię. Raczej zmusił jedno z jaj, by wykluło się, dla któregoś z jego popleczników. ㅡ odpowiedział.

 Wtem nowy Jeździec uniósł dłoń, z której wystrzelił rubinowy promień i uderzył przybyłego króla prosto w pierś. W tym momencie zdarzyło się kilka rzeczy. Hrothgar, porażony śmiercionośnym zaklęciem, upadł na ziemię. Grupa krasnoludów, która go otoczyła, zdążyła krzyknąć nim upadła bez życie na ziemię. A wkurzony Eragon właśnie dosiadał Saphiry.

ㅡ Eragon, nie. ㅡ zaprotestowałam. ㅡ Widziałeś, co zrobił, nie damy mu rady.

ㅡ Masz rację, my nie. Ty zostajesz tutaj. ㅡ powiedział i po tych słowach Saphira wystartowała.

ㅡ Eragon! ㅡ wrzasnęłam za nim, jednak on już zdążył odlecieć.

 Z naszego miejsca ja i Amethia mogłyśmy tylko zobaczyć, jak dwaj Jeźdźcy i ich smoki ścierają się w morderczej walce.

⫸⫷

 Eragon i Saphira przegrywali. Nowy Jeździec i jego smok byli silniejsi i, co najważniejsze bardziej wypoczęci niż Błękitny Jeździec i jego smoczyca. Ale ja i Amethia czekałyśmy, szanując rozkaz bardziej doświadczonych. Do czasu.

 Gdy czerwony smok zmusił Saphirę do lądowania, razem z Amethią powiedziałyśmy dość.
Młoda..., zaczęła Amethia.
Tak, wiem. przerwałam jej i wsiadłam na jej grzbiet.

 Smoczyca wystartowała, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że to był mój pierwszy lot na jej grzbiecie. Kurczowo złapałam się jednego z jej szpikulców, mimo że siodło perfekcyjnie chroniło mnie przed upadkiem.

ㅡ Dołączmy do nich ㅡ szepnęłam.

 Pora utworzyć spółkę Anastasia i Amethia ratujące innych.

 Zdążyłyśmy dolecieć, akurat zobaczyć jak Czerwony Jeździec uderzył Eragona czarną kulą, prawdopodobnie, magii, co przewróciło szatyna. Amethia zaryczała wściekle i zanurkowała w stronę walczących Jeźdźców. Nowy zdążył się obrócić na tyle by zauważyć atakującą smoczycę i odskoczyć z linii ataku. Wylądowałyśmy zaraz potem.

 Wyplątałam się z pasków przytrzymujących mnie przy siodle i zeskoczyłam na ziemię, po czym wyciągnęłam miecz z pochwy. Przypomniałam sobie radę Cieniobójcy na temat chronienia umysłu i spróbowałam się do niej zastosować. Skupiłam swoje myśli na fioletowym kolorze miecza, trzymanego w dłoni i licząc, że to wystarczy chociaż na chwile, ruszyłam w stronę dwóch Jeźdźców. Daleko nie musiałam iść, bo to było jakieś parę kroków, ale zawsze lepsze takie wejście niż żadne.

 Z tej odległości zauważyłam, że ten od czerwonego smoka pozbył się hełmu, jeśli jakikolwiek miał, przez co miałam idealny widok na jego czarne włosy i szok malujący się na twarzy. Eragon miał rację. Moje i Amethii istnienie było zaskoczeniem dla sług imperium. Apropos Eragona. Szatyn właśnie piorunował mnie wzrokiem i nietrudno było odgadnąć dlaczego.

ㅡ Chyba kazałem ci zostać. ㅡ syknął.

ㅡ Kazałeś? Nie dosłyszałam słów "to rozkaz" ㅡ powiedziałam, po czym całkowicie skupiłam się na przeciwniku.

 I po raz kolejny moja cudowna amnezja mnie zdenerwowała. Bo gdy patrzyłam na stojącego przede mną bruneta, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że gdzieś go kiedyś widziałam. Ale niestety nie wiedziałam gdzie, bo ktoś postanowił pozbawić mnie pewnej potrzebnej rzeczy. Pamięci.

 Uniosłam miecz, szykując się do pojedynku, a Amethia ewidentnie planowała rzucić się na czerwonego smoka. Jednak żadna z tych rzeczy się nie zdarzyła. Brunet wypowiedział jakieś niezrozumiałe słowa, a ja nawet nie zdążyłam zareagować, gdy skutki wypowiedzianych słów mnie dosięgły. Nagle straciłam czucie w kończynach i upadłam na ziemię koło Eragona, po drodze upuszczając miecz. Po zirytowanym ryku Amethii mogłam wywnioskować, że i ją to dosięgło.

ㅡ Jak łatwo byłoby was teraz zabrać do Urû'baenu. Całą czwórkę. ㅡ powiedział nieznajomy, rzucając mi i Amethii krótkie spojrzenie, które szybko odwrócił, jakby samo patrzenie na nas sprawiało mu ból.

ㅡ Murtagh, proszę cię nie rób tego. ㅡ odpowiedział Eragon błagalnym tonem.

 Po usłyszeniu tego imienia ledwo powstrzymałam się od sfrustrowanego wypuszczenia powietrza. Wszystko w tym człowieku wydawało mi się znajome. Wygląd, głos, imię, dosłownie wszystko. A ja nie mogłam sobie przypomnieć czemu.

 W całym tym natłoku myśli i przeżyć, przestałam się skupiać na utrzymaniu bariery, która i tak prawdopodobnie była słaba. Jednak słabszy mur lepszy niż żaden i boleśnie się o tym przekonałam, kiedy poczułam obcą świadomość, w moim umyśle. Cała zesztywniałam i już powoli zaczęłam panikować, gdy intruz, zamiast zaatakować, ruszył w głąb mych wspomnień i myśli z ostatniego miesiąca. Jakby chciał coś sprawdzić.

 Nie umiałam walczyć na umysły. Nie miałam pojęcia, jak się walczy z intruzem w myślach. Ale wiedziałam, jak sięgać do cudzych umysłów. A przybysz sam się odsłonił, wchodząc do mojego umysłu. I ja postanowiłam to wykorzystać.

 Każdy inaczej opisuje swoje wrażenie z wysyłania części swojej świadomości do czyjegoś umysłu. Eragonowi kojarzyło się to z myślowymi mackami, ja nazywałam to wstęgami. Wysłałam, więc jedną z takich wstęg do odsłoniętego umysłu Murtagha. Niestety mężczyzna szybko zdał sobie sprawę z tego, co robię i, wycofując się z mojego umysłu, wyrzucił mnie ze swojego i ponownie wzniósł bariery okalające jego myśli.

 Jednak w tej krótkiej chwili udało mi się coś zobaczyć. Coś na co nie byłam gotowa. I coś, co zaciekawiło mnie zdecydowanie za bardzo. Niestety ta chwila minęła i to bezpowrotnie. Chociaż tyle, że udało mi się zdobyć potwierdzenie na moje domysły.

 Murtagh z powrotem zwrócił całą swoją uwagę na Eragonie, całkowicie mnie ignorując. Najwyraźniej odkrył jak nieistniejącym zagrożeniem jestem.

ㅡ Dziś puszczam cię wolno ze względu na przyjaźń, która nas kiedyś łączyła. Jednak Galbatorix na pewno zmusi mnie do złożenia nowych przysiąg w pradawnej mowie, więc radzę ci nie wchodzić mi w drogę, bracie. ㅡ powiedział, a ja przeszłam wewnętrzny szok. Eragon i Murtagh byli braćmi?

 Widocznie Cieniobójca był w równym stopniu zdziwiony jak ja. Ledwo wydusił swoje pytanie.

ㅡ Co?

 Murtagh uśmiechnął się zwycięsko.

ㅡ Nigdy nie powiedziałem ci imienia mojej matki. Selena. Bliźniacy odkryli to, kiedy cię badali. Ty i ja, Eragonie, jesteśmy braćmi. ㅡ mówił, a ja z każdym słowem zastanawiałam się o co chodzi. ㅡ I skoro wdałem się w ojca to powinienem nosić jego miecz, Zar'roc. Cierń i Nieszczęście. Idealnie pasują.

 Po tych słowach schylił się i podniósł krwistoczerwony miecz Eragona, który szatyn prawdopodobnie upuścił po oberwaniu zaklęciem. Wsiadł na, jeśli dobrze załapałam, Ciernia i rzucił mi ostatnie spojrzenie, nim czerwony smok wystartował.

 Odlecieli, a zaklęcia, które trzymały naszą czwórkę w bezruchu, puściły. Jednak ja byłam w zbyt wielkim szoku, by posunąć się do czegoś więcej niż podniesienia się do siadu.

 Nie tylko przegraliśmy walkę z Jeźdźcem, a Eragon dowiedział się czegoś o swojej rodzinie.
Tamten moment, gdy byłam w umyśle Murtagha dał mi fragment jego wspomnień. Fragment, który zmuszał mnie do myślenia nad rzeczami, nad którymi nie chciałam myśleć. Nie w trakcie wojny.

 Bo w trakcie wojny nie ma miejsca na słabości i przemyślenia. W czasie wojny trzeba przekuć wszelkie rozproszenia i słabości w miecz, którym będzie się walczyć w imię większego dobra. 

 A ja w tamtym momencie poddałam się rozproszeniu, które wtargnęło na planszę niczym wściekły smok.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro