01. PLAŻOWANIE W TRAKCIE WOJNY WZBUDZA PODEJRZENIA.
Plaża nie jest najlepszym miejscem na amnestyjną pobudkę. Piasek klei się do twarzy, wciska wszędzie, a poza tym jest szorstki, co równa się nieprzyjemny; za morze co chwilę obmywa nogi niczym stęskniony smok, liżący na powitanie.
Kiedy jednak przestaniesz narzekać na warunki, w których się znalazłeś/aś, wtedy zaczynasz być podobny/a do mnie. Czemu tylko podobny? Ponieważ normalny i zdrowy człowiek zaczyna się zastanawiać gdzie jest, czemu tu jest i jak się tu znalazł. A ja? No cóż, ze mną od samego początku było coś nie tak. Bo tamtego pięknego dnia na plaży wcale nie zastanawiałam się nad tym, co stało się ze mną, nie. Jeśli chodzi o mnie to przypadkowy obserwator mógłby powiedzieć, że wtedy totalnie nie obchodziło, co ze mną się stało.
Bo w tamtym momencie naprawdę nie obchodziło mnie czy świat się walił, czy działo się coś dziwnego. Wtedy niemal panikowałam, bo KOGOŚ przy mnie nie było. Brakowało mi czyjejś obecności i nic innego się nie liczyło. Chociaż to wtedy zaczął się ten cały bajzel.
Moja praktycznie wyczyszczona pamięć podsunęła mi wtedy imię. Imię, którego złapałam się kurczowo i nie chciałam myśleć o niczym, bojąc się, że jeśli choć na chwilę pomyślę o czymś innym, to wtedy to jedno słowo rozpłynie się w nicość, jak prawie wszystko inne.
Amethia. Nie wiedziałam kim ona jest, ale wiedziałam, że powinna tam ze mną być. Że powinna ze mną siedzieć na tej cholernej plaży. Powinna, a jednak jej tam nie było. Była w jakimś nieznanym dla mnie miejscu i sama ta myśl powodowała, że chciałam się rozpłakać, a później przeczesać każdy zakątek tego świata, żeby ją odnaleźć. Amethia, Amethia. Kim i gdzie była Amethia?
Nie wiedziałam ile siedziałam na tej plaży, z nogami obmywanymi przez morze, zastanawiając się nad odpowiedzią do niezadanego pytania. Czas wydawał się wtedy czymś nieistniejącym, zupełnie tak, jakby jakaś istota wyższa postanowiła sobie zrobić ze mnie żart i na chwilę wyciągnęła mnie poza strumień wieków, żebym pomęczyła się jeszcze bardziej.
Tak samo nie liczyły się wtedy dźwięki. Szum morza zdawał się zanikać, a ludzkie głosy wydawały się praktycznie niesłyszalne. Zupełnie jakby ktoś obniżył czułość moich zmysłów do minimum. Jakby chciano, bym skupiała się tylko i wyłącznie na swoich myślach. I tak było. Do momentu, kiedy ktoś mną potrząsnął, sprawiając, że czar prysł bezpowrotnie.
Wtedy to pierwszy raz, odkąd pamiętałam, spojrzałam na opaloną, ludzką twarz, i wyszeptałam swoje pierwsze słowa.
ー Gdzie jest Amethia?
Nagły podmuch wiatru zaatakował moje włosy, agresywnie próbując je wepchnąć do moich oczu i przysłonić mi widok na stojące przede mną dwie osoby. Chwilę siłowałam się z naturą w nieudolnych próbach odgarnięcia czarnych kosmyków z twarzy. W końcu dałam za wygraną i skupiłam na się na stojącym nade mną blondynem i jego towarzyszu, przy okazji próbując zignorować latające wszędzie włosy. Nie było to proste, przez co nie udało mi się zauważyć reakcji blondwłosego jegomościa na moje słowa. Chociaż tyle, że z moim słuchem nie było problemów i mogłam wyraźnie usłyszeć jego odpowiedź.
ー Kim jest Amethia?
Właśnie, kim była Amethia? Wiedziałam, że była dla mnie ważna, jednak nie byłam w stanie powiedzieć niczego więcej. Co więcej, nie byłam w stanie określić kim była dla mnie. Przyjaciółką? Siostrą? A może kimś pomiędzy? Nie pamiętałam o niej niczego oprócz tego imienia i to mnie bolało.
ー Ja... Nie pamiętam. ー powiedziałam cicho.
Kiedy wypowiedziałam te słowa, poczułam się jeszcze gorzej, jakbym kogoś zawiodła swoim brakiem pamięci. Jakby ktoś liczył na to, że będę pamiętać i załamał się w momencie, w którym przyznałam, że tak nie jest. I chociaż moje myśli były wtedy jednym wielkim kłębkiem smutku i żalu, to nie mogłam zignorować niemego pytania wypisanego na twarzach nieznajomych. Pytania, którego nie dało się jednoznacznie odczytać. A także pytania, które nie zostało zadane, bo jeden z przybyszy postanowił zapytać o coś zupełnie innego.
ー Kim jesteś?
Czy pamiętałam kim jestem? Czy w mojej pamięci było zapisane cokolwiek innego, co nie było związane z "zaginioną" Amethią? Wytężyłam umysł, starając się przypomnieć sobie z pozoru tak błahą rzecz, którą każdy człowiek ma zakodowaną w swoim umyśle, i która jest dla niego czymś osobistym. Imię. MOJE imię. Coś, co powinno pojawić się w moim umyśle w tym samym momencie, w którym zadane zostało to magiczne pytanie. A jednak, musiałam się nieco bardziej wysilić, żeby znaleźć odpowiedź na to, z pozoru proste, pytanie.
ー Anastasia. Jestem Anastasia. ー powiedziałam po chwili.
I wtedy, w pozornie cichej okolicy, zakłócanej tylko i wyłącznie szumem morza, rozległ się głośny ryk.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro