1. Coś czego nie rozumiem
— Przestań!
Nim słowa opuściły jej usta, dziewczyna naparła na chłopaka z całych sił i odepchnęła od siebie. Zaskoczony brunet zachwiał się zdezorientowany. Nie spodziewał się. Utkwił w rudowłosej zdziwione spojrzenie. W błękitnych tęczówkach malował się żal. Pytanie, na które pragnął poznać odpowiedź.
— Popierdoliło cię?! — warknęła, przyciskając do ust prawą dłoń.
Drżała na całym ciele. Łzy kreśli wzory na piegowatych policzkach. W sarnich oczach przyjaciel mógł dostrzec, coś, co sam odczuwał. Buzowało w nim od chwili, gdy go odrzuciła. Ale choć uczucia te były podobne, ich znaczenie było zgoła inne.
— Dlaczego to zrobiłeś? — spytała, ale on nie był w stanie odpowiedzieć.
Przecież to było tak oczywiste. Jak mogła go o to pytać? Ale pytała, a on poczuł złość. Uniosła lewą dłoń na znak, że ma milczeć.
— D-dlaczego to zepsułeś? — zapytała z wyrzutem. — Byliśmy przyjaciółmi...
— I to był błąd — przerwał jej w połowie zdania.
Zacisnął palce na ramiączku od plecaka. Przerzucił go na plecy i chwycił klamkę. Westchnął ciężko. Odwrócił się. Ona wciąż stała. W tej samej pozie. Ni drgnęła, jedynie łzy stały się rzewniejsze.
— Kornelia, kocham cię... ale nie będę już się łudził.
Echo jego słów mieszało się z trzaskiem drzwi. Dźwiękiem odpalonego auta. Szczekaniem psa.
~*~
— Co się stało? — padło pytanie.
Kobieta w średnim wieku dopiero przyszła z pracy. Zawitała w drzwiach córki od razu gdy za szybą od tarasu zobaczyła ujadającego psa. Azor nauczony spać w domu, od godziny dobijał się o swoje. Zaniepokojona ruszyła w kierunku schodów, lecz zapłakana córka była obrazkiem, jakiego nie przewidziała.
Słuchawki na uszach i dudniąca z nich muzyka, sprawiły, że dziewczyna nie słyszała pytania. Dopiero ich zdjęcie przez matkę poskutkowało.
— Mamo? — zdziwiona na widok matki prędko starła rękawem zdradzieckie łzy. — Już wróciłaś?
— Nie, święty Mikołaj — prychnęła rozdrażniona, podpierając się pod boki. Zmęczona po całodziennym dyżurze sapnęła ciężko. — Zapomniałaś o Azorze — przybrała karcący ton, ale szybko się zreflektowała. Usiadła na skraju łóżka. Zaskrzypiało ono w proteście. — Kornelko coś się stało? Znowu pokłóciłaś się z Maćkiem, tak? Tyle razy mówiłam, abyś ignorowała jego zaczepki. W ogóle gdzie on jest? Dzwoniłaś do niego? Jeśli znowu gdzieś się szlaja... urwę mu łeb.
Kobieta już wyciągała telefon, wybierając numer do syna. Zapomniała o córce, dyskretnie zakładającej słuchawki. Zapomniała o pytaniach i odpowiedziach. Drzwi po raz kolejny zamknęły się z hukiem w akompaniamencie łajania matki najmłodszego dziecka.
Kornelia westchnęła ciężko, ciesząc się i równocześnie żałując wyjścia matki. Nie chciała odpowiadać na pytania, na które nie znała odpowiedzi, ale potrzebowała jej bliskości, jak nigdy wcześniej. Niestety jedyna osoba, która była w stanie dać jej coś, czego tak mocno pragnęła — zniknęła bezpowrotnie z jej życia.
Kornelia opadła miękko na poduszki. Nocna lampka zgasła. Krzątanie się matki ucichło. Już dawno poszła spać. Brat wrócił stamtąd, gdzie był. Nad ranem wrócił ojciec, ale dziewczyna wciąż nie zmrużyła oka. Szczekanie Azora wybiło ją z ciągu chaotycznych myśli.
Zmrużyła powieki. Telefon rozładował się. Miłosna ballada Taylor Swift ucichła na dobre.
Jak mam kogoś, kochać nie wiedząc, czym to jest?
Kornelia zasnęła. Ojciec delikatnie otworzył drzwi, chciał powiedzieć dzień dobry — jak zawsze zresztą. Wycofał się po cichu. Została sama.
~*~
W mediach piosenka, która była dla mnie inspiracją podczas pisania, a nawet jej ojcem, bo gdyby nie ona to, to short-story nigdy by nie powstało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro