Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zdrajca

Suchy wziął głęboki wdech.

Jeszcze tylko chwila, a cel znajdzie się w jego zasięgu. Zacisnął dłonie na rękojeści swojego drewnianego miecza, prężąc przy ty swoje muskuły.

Jeszcze moment i będzie mógł zaatakować. Jego towarzysze byli zbyt daleko, by mogli zdawać sobie sprawę z potencjalnego zagrożenia, więc teraz był zdany tylko na siebie.

Jeszcze zaledwie kilka sekund, gdy intruz podejdzie na tyle blisko, by mógł zadać cios. Wystarczyło tylko poczekać.

Blondyn stał za wejściem do niedawno odnalezionej groty. Natrafił na nie zaledwie minutę temu i uznał, że to dobre miejsce na chwilowe legowisko. Zanim jednak zdążył sprawdzić, czy wewnątrz jest bezpiecznie, dostrzegł w głębi niewielkie światełko. Od razu domyślił się, co było jego źródłem, więc błyskawicznie schował się, czekając na odpowiednią chwilę do ataku.

Przybysz nagle wybiegł na zewnątrz z radosnym okrzykiem. Na szczęście, wciąż był obrócony plecami do blondyna, co ten bez wahania wykorzystał. Zamachnął się z całej siły swoim drewnianym mieczem. Ostrze przecięło powietrze z cichym świstem, by po chwili dosięgnąć celu.

Nieznajomy bezwładnie osunął się na ziemię.

— Załatwione — mruknął. Następnie obejrzał się przez ramię i krzyknął do reszty swojej drużyny. — Chodźcie tu!

Nie musiał długo czekać. Po chwili zza drzew wyłoniły się dwie postacie.

— Czego chcesz? — warknął na przywitanie Wixo.

— Oluś, mogłabyś pożyczyć mi linę? — zignorował go blondyn. — Tę, którą niedawno znalazłaś.

— Innej nie mam. — Olix wyjęła spory kawał sznura z ekwipunku. — Powiedz pierw, do czego jej potrzebujesz?

Suchy zdał sobie sprawę, że z ich miejsca nadal nie widać znokautowanego chłopaka. Odchrząkał znacząco i, zbywając obecność Wixo, spojrzał dziewczynie prosto w oczy.

— Ee... Niespodzianka.

Dziewczyna popatrzyła na niego nieufnie. Ostrożnie podeszła do chłopaka, a Wixo natychmiast dorównał jej kroku. Wciąż żadne z nich nie ufało blondynowi, z czego ten doskonale zdawał sobie sprawę.

Olix zerknęła na towarzysza, lekko się przy tym uśmiechając. Intrygowało ją to, że ostatnio chodzi za nią krok w krok. Irytował ją tym dokładnie tak, jak wcześniej Suchy, lecz wiedziała, iż białowłosy robi to z troski, a nie osobistych pobudek.

Następnego przeniosła wzrok na blondyna, a z jej twarzy znikły ślady po jakichkolwiek emocjach.

— Słuchaj, jeśli znowu chcesz... — urwała, gdy tylko dostrzegła ciało obcego chłopca leżące tuż obok niego. — Co do diabła?

— Nie żyje? — zapytał Wixo, również zauważając obcego.

Suchy tylko wzruszył ramionami.

— Nie mam pojęcia — odparł. — Ale jeśli żyje, to lepiej go unieruchomić, zanim się ocknie.

Olix rzuciła blondynowi linę i podeszła do nieprzytomnego chłopaka. Sprawdziła mu puls, a gdy wyczuła lekkie wibracje pod jego nadgarstkami obróciła się do Wixo.

— Wygląda na to, że stracił przytomność.

— Raczej ktoś mu w tym pomógł. — Białowłosy spojrzał wymownie na Suchego, dając mu jasny sygnał, że domaga się wyjaśnień.

— Zaraz wam wszytko opowiem — obiecał. — Pierw mi z nim pomóżcie.

Wixo cicho westchnął i podszedł do nieznajomego. Chwycił go za ręce, by razem z Suchym przyciągnąć go do najbliższego drzewa. Następnie przytrzymał bezwładne ciało chłopaka, gdy blondyn przywiązywał je do pnia.

Jak już uporali się z unieruchomieniem obcego, zapadła niezręczna cisza.

— Co z nim zrobimy? — odezwała się w końcu Olix.

— To nasz wróg, musimy go zabić — odpowiedział białowłosy. — Bardziej jednak mnie interesuje, skąd on się tu wziął.

Tymczasem Suchy wpatrywał się w twarz nieprzytomnego chłopaka. Miał ciemnobrązowe włosy z lekko zakręconą grzywką i krótszymi bokami. Ubrany był w granatową koszulkę oraz jeansowe, poszarpane spodenki, sięgające mu poniżej kolan. Ponadto, nieco ciemniejsza karnacja chłopaka kazała mu sądzić, że już go kiedyś spotkał.

Blondyn nie był w stanie pozbyć się dziwnego wrażenia, jakby bardzo dobrze znał obcego. Jego pamięć natomiast kategorycznie temu zaprzeczała, nie będąc w stanie przywołać nawet imienia nieznajomego.

— Halo, ziemia. — Z zamyślenia wyrwał go głos Wixo.

— Hm? Co? — Suchy szybko się otrząsnął, zdając sobie sprawę, że chłopak przed chwilą musiał zadać mu jakieś pytanie.

—Co on tu robi i dlaczego jest nieprzytomny? — powtórzył białowłosy, wskazując palcem na nieznajomego.

— Po prostu zasnął — odparł blondyn, wciąż uporczywie próbując przywrócić utracone wspomnienia.

Teraz już był pewien, że znał tego chłopaka, ale wciąż nie pamiętał skąd, ani jaka relacja ich łączyła.

— Zabawny jesteś — mruknął zażenowany Wixo. — Doczekam się wreszcie odpowiedzi?

W głowie blondyna pojawił się niewielki przebłysk, jakby w jego mózgu zapłonęła niewielka iskierka pamięci. Niestety, ale zniknęła równie szybko, co się pojawiła.

— Znokautowałem go — wyjaśnił wreszcie Suchy. — Tak dla bezpieczeństwa.

— No dobrze, ale co z nim teraz zrobimy? — wtrąciła się Olix.

Obaj chłopcy spojrzeli po sobie, jakby wyczekiwali odpowiedzi od siebie nawzajem. Żaden jednak nie miał odpowiedniego rozwiązania.

— No... Teoretycznie to on jest naszym wrogiem — zaczął ostrożnie białowłosy. — A z tego, co mówił ten facet w masce pandy, każdy inny gracz będzie na nas polował.

— Sugerujesz, że mamy go zabić? — odgadł Suchy.

Wixo wzruszył ramionami.

— Być może.

— Być może słusznie — dodała Olix. Nie była zbyt pozytywnie nastawiona do morderstwa obcego im człowieka, ale, patrząc na bieżące okoliczności, wydawało się to najsensowniejszą z opcji. — Skoro i tak może przeżyć tylko jedno z nas...

— ...możemy zmniejszyć konkurencję — dokończył Suchy. Nie spodziewał się tego po żadnym z tej dwójki. Według niego Olix nie byłaby zdolna do zabicia kogokolwiek, a Wixo jest najzwyczajniej zbyt wielką pizdą. Jednak teraz oboje są zgodni.

Blondyn jeszcze raz spojrzał na nieprzytomnego chłopaka. Ten nadal nie otwierał oczu.

Choć spotkał go zaledwie parę minut temu, teraz czuł dziwne przywiązanie do szatyna. Jakby zdzielenie go łopatą w łeb wytworzyło więź między nimi dwoma.

— Nie możemy go zabić — powiedział do siebie, ale ciut za głośno, bo pozostałym udało się go dosłyszeć.

— A to niby dlaczego? — zirytował się Wixo.

Suchy przez chwilę rozważał czy nie powiedzieć im o owym uczuciu sympatii do obcego. Po chwili doszedł do wniosku, że wtedy tym bardziej go zabiją.

— Nie wiem — przyznał. — Czuję, że powinniśmy go puścić wolno. Może nawet dołączy do naszej drużyny?

Wixo nie wierzył własnym uszom. Ten rąbnięty blondyn naprawdę chciał zwerbować do nich zupełnie obcego chłopaka? Przecież nic o nim nie wiedzą! Równie dobrze może ich zamordować zaraz po przebudzeniu.

— Czyś ty postradał zmysły?! — wykrzyknął.

— Tylko jeden. — Suchy wskazał na swój nos. — Ale to dlatego, że strasznie cuchniesz.

Białowłosy wywrócił oczami. Choć wydawałoby się to niemożliwe, on wciąż nienawidził blondyna coraz bardziej. Skala nienawiści dawno sięgnęła końca, lecz jakimś sposobem nadal rosła.

— Tak czy inaczej, nie możemy go tu zostawić — wtrąciła się Olix. — Ani tym bardziej zabrać ze sobą.

Suchy postanowił grać na czas, licząc, że chłopak niebawem odzyska przytomność i pomoże mu bronić własnego tyłka.

— A to dlaczego?

Olix cicho westchnęła. Wiedziała, co zaraz nastąpi. Suchy zacznie grać debila i filozofa jednocześnie. Szczerze nienawidziła, kiedy tak robił. Był nie tylko irytujący, ale w dodatku często miał rację. Albo przynajmniej trudne do obalenia argumenty.

— Bo mu nie ufam — odparła ostrożnie.

— Mi też nie — zauważył. — A jednak tu jestem. Żywy.

Właśnie tego typu argumenty. Jak coś takiego odeprzeć? Z jednej strony faktycznie mu nie ufała, a z drugiej strony był tu, ponieważ mimo wszystko był przydatny. Obcy również mógłby im nieco pomóc. To właśnie chciał przekazać.

Zawahała się, nie mając na pogotowiu gotowej odpowiedzi. Na szczęście uratował ją Wixo.

— Tobie też nie i dlatego właśnie twoje zdanie liczy się najmniej — powiedział. — I dlatego zaraz go zabijemy.

Blondyn spojrzał na nieznajomego z niecierpliwością. Ten sprawiał wrażenie, jakby powoli dochodził do siebie. Jego głowa zaczęła się lekko kiwać na boki, a ręce wyraźnie próbowały wyrwać się z więzów. Zapewne jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakiej sytuacji się znalazł, ale to tylko kwestia czasu, kiedy w pełni odzyska świadomość.

— Ciekawe, czym zamierzasz to zrobić? — zapytał Suchy, nadal próbując odwlec nieuniknione.

Wixo w odpowiedzi wyciągnął otwartą dłonią w kierunku chłopaka.

— Nożem.

— Za nic ci go nie dam! — zaoponował blondyn. — Nawet nie próbuj o tym marzyć.

— Jeśli mi nie dasz, to zabiorę ci go siłą— zagroził białowłosy.

— Dostaniesz go, ale pierw będziesz musiał wyjąć całe jego ostrze ze swojej dupy — warknął Suchy. — A jeśli mnie wkurzysz, to wbiję ci go w pierś.

Wixo zmarszczył brwi, nie spuszczając wzroki z rozmówcy. Wskazał na swoje ranne ramię.

— Mocne słowa jak na tchórza.

— Gdzie ja jestem? — przerwał im obcy. Wciąż mówił nie do końca wyraźnie, ale widocznie jego stan wracał do normy.

Suchy spojrzał mu prosto w oczy. Nie miał już żadnych wątpliwości, nie mógł pozwolić mu umrzeć.

— Ja to zrobię — powiedział chłodno, wyjmując sztylet z ekwipunku.

Pozostałą dwójkę zatkało. Stali tak przez chwilę, wpatrując się w siebie nawzajem.

Delikatnie mówiąc, zaskoczyła ich nagła zmiana nastawienia ich towarzysza, który najpierw bronił obcego, a teraz deklaruje, iż pozbawi go życia osobiście.

Suchy tymczasem zdał sobie sprawę, że właśnie prawdopodobnie podjąć najgorszą decyzję jego życia, które – jeśli tak dalej pójdzie – szybko dobiegnie końca.

Podszedł do obcego, który powoli zaczął dochodzić do siebie. Chłopak zamrugał szybko, patrząc na blondyna z narastającym strachem.

— Nie, czekaj! — krzyknął, próbując wyrwać się z krępujących go więzów. — Porozmawiajmy! Nie musisz tego robić! Czekaj!

Suchy ukląkł przed nieznajomym, który wciąż dziko wierzgał. Pochylił się nad jego głową i szepnął mu coś do ucha. W tym momencie oczy nieznajomego powiększyły się do niesamowitych rozmiarów.

Na ten widok Wixo zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Co on mu powiedział? I dlaczego w ogóle ten chłopak jeszcze żyje?

Suchy kątem oka dostrzegł zbliżającego się Wixo. Kiwnął głową w kierunku nieznajomego i cofnął rękę, w której trzymał nóż. Następnie, gdy białowłosy był już parę kroków od niego, błyskawicznie pchnął nim w obcego.

Brunet wydał z siebie zduszony krzyk, patrząc na swojego oprawcę z przerażeniem.

Wixo zatrzymał się parę kroków od nich. Zaskoczony patrzył to na Suchego, to na Olix, nie do końca wiedząc co ma teraz zrobić.

Czyli jednak blondyn wywiązał się z obietnicy i zabił chłopaka? Wyraźnie wbił w niego nóż. Nie widział jednak dokładnie, gdzie, ale nieznajomy wyglądał, jakby powoli opuszczały go siły. Opuścił głowę luźno na pierś i nie mógł sobie poradzić z utrzymaniem powiek w górze. Ponadto przestał się już wyrywać.

Suchy tymczasem ani drgnął. Wciąż tkwił w tej samej pozycji z prawą ręką na rękojeści sztyletu.

Nagle Wixo uświadomił sobie, że nigdzie nie ma śladu po chociażby kropli krwi. Pospiesznie podszedł do blondyna i zerknął mu przez ramię. Ku swojemu zdumieniu zobaczył nóż wbity w drzewo, tuż obok lewej ręki obcego.

Suchy tylko na to czekał. Błyskawicznie się obrócił i z całej siły uderzył go z pięści prosto w podbródek.

Zamroczony białowłosy osunął się na ziemię, omal nie tracąc przytomności.

Korzystając z jego chwilowego ogłuszenia, blondyn szybko przeciął linę krępującą obcego i jak na sygnał, obaj ruszyli biegiem w głąb lasu.

— Zdrajca! — Dobiegł ich jeszcze niewyraźny krzyk Wixo.

Suchy uśmiechnął się na samą myśl o obolałej szczęce jego, zapewne już byłego, towarzysza. Z drugiej strony, serce blondyna ściskał ogromny żal na samą myśl opuszczenia Olix. Na chwilę obecną jednak się tym nie przejmował. Może za jakiś czas ją odnajdzie.

— Dzięki za ratunek — krzyknął obcy, biegnąc tuż obok swojego wybawcy.

— Nie ma sprawy! — Suchy wyszczerzył zęby w uśmiechu. — A tak w ogóle... — Przerwał na chwilę, by odskoczyć na bok, nim z rozpędu wbiegnie w drzewo. — ... ktoś ty?

— Jestem Qwick — przedstawił się nieznajomy.

— Suchy. — Blondyn w biegu uścisnął wyciągniętą dłoń chłopaka.

Po przebiegnięciu kolejnych kilkuset metrów zaczęli powoli zwalniać. Pierwszy zatrzymał się Suchy. Schował swój sztylet do ekwipunku i wbił w szatyna chłodne spojrzenie.

— Muszę zadać ci kilka pytań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro