Faceci
— Nie ma szans — powiedział Wixo i spojrzał na przykryty liśćmi i suchymi gałązkami dół. — Zwierzęta nie są aż takie głupie.
— Przeceniasz je, drogi kolego — stwierdził Suchy, wpatrując się z satysfakcją w przygotowaną przez siebie pułapkę.
Olix, która do tej pory tylko przyglądała się poczynaniom chłopaków, teraz podeszła do nich i spojrzała na pułapkę, marszcząc brwi.
— To nie ma prawa wypalić — oceniła.
Suchy uniósł ręce w geście mającym zamanifestować jego oburzenie.
— Ej, no weź... — jęknął. — Wiecie, jak ciężko wykopać taki dół drewnianym mieczem?
— Tak — warknął Wixo. — Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja też kopałem.
— Bo się dałeś w to wrobić — wtrąciła się Olix. — Mówiłam, że lepiej poszukać skrzyń z jedzeniem.
Suchy wywrócił oczami.
— Okej — skapitulował. — Więc nie marnujmy już więcej czasu i chodźmy poszukać tych skrzyń.
Dziewczyna uśmiechnęła się niezauważalnie. Cieszył ją fakt, że między jej towarzyszami nie dochodzi już do kłótni, tak jak to było poprzedniego dnia. Zgrzyty między tą dwójką występowały średnio co pięć minut, a teraz – odkąd Wixo uratował Suchemu życie – ci nie kłócili się jeszcze ani razu. Wręcz przeciwnie, blondyn przeprosił swojego wybawcę, ponadto widocznie stara się unikać z nim zwady, mimo licznych przytyków chłopaka.
Właściwie, obecna współpraca z obydwoma kiedyś wydawała się dla Olix wręcz nierealna, a teraz powoli nabierała ciekawych perspektyw na przyszłość. Jeśli ci dwaj zaczną współdziałać, ich drużyna ma szansę przetrwać w tym świecie nawet ponad tydzień. Zależy, jak długo potrwa pokonanie wszystkich rywali.
Chłopcy rozeszli się w dwie różne strony w poszukiwaniu cennych skrzyń.
Ku własnemu zaskoczeniu, dziewczyna ruszyła za Suchym. Poczuła naglą potrzebę zamienienia z chłopakiem kilku słów, choć normalnie wolałaby spędzać czas samotnie lub ewentualnie w towarzystwie Wixo. Teraz jednak, nie wiedzieć czemu, chciała porozmawiać z blondynem i ocenić jego kondycję psychiczną. Po nocnej kompromitacji, jaką przeżył, przegrywając z potworem oraz długu wdzięczności u jego niedawnego rywala, mogą nim targać skrajne emocje, mimo że nie dawał tego po sobie poznać.
To nie tak, że poczuła sympatię do chłopaka – ba, nadal uważała go za inteligentnego idiotę – tylko raczej coś w rodzaju troski czy współczucia. Bądź co bądź, ale on również przyczynił się do przetrwania ich trójki, zasłużył na chwilę uwagi.
Tymczasem pogrążony w myślach blondyn nawet nie zauważył idącej za nim Olix. Zdał sobie sprawę z jej obecności dopiero, gdy dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.
Suchy podskoczył jak poparzony, będąc o krok od zawału.
— To tylko ja — uspokoiła Olix, nie kryjąc rozbawienia.
— Daj... Daj mi chwilę — poprosił chłopak i próbował opanować oddech.
Oparł się o pień najbliższego drzewa i głośno dyszał. Gdy już doszedł do siebie, spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się ironicznie.
— Nie rób tak więcej.
Dziewczyna obróciła lekko głowę z zamiarem ukrycia uśmiechu.
— Dobrze. — Spojrzała na chłopaka, po czym uniosła lewą brew. — Zawsze jesteś taki strachliwy?
Suchy wziął głęboki wdech, by po chwili wypuścić powietrze z głośnym świstem.
— Powiedz lepiej, dlaczego za mną idziesz — zmienił temat.
— Aaa... Chciałam pogadać — odparła tajemniczo.
— Co? — zdziwił się chłopak. — Ty? Ze mną?
— A co? Nie wolno mi?
Blondyn zawahał się. Sam fakt, że Olix sama z siebie postanowiła z nim porozmawiać, był o tyle zaskakujący, że aż napawał niepokojem. Jeśli robiła to z własnej woli, prawdopodobnie czeka go trudna rozmowa o wczorajszej nocy.
— Wolno, wolno, tylko... — Ugryzł się w język, zanim zdążył dodać "po co?". — Przejdźmy już do rzeczy.
— Jak się czujesz? — zapytała blondynka.
Suchy uśmiechnął się niemrawo.
— To raczej nie te konkrety, o które przed chwilą prosiłem — stwierdził.
— Ale odpowiedzieć możesz — zauważyła.
— Owszem, mogę.
Dziewczyna odczekała kilka sekund, ale wciąż nie dostała odpowiedzi. Wyglądało na to, że chłopak nie zamierzał nic dodawać.
— Więc? — ponagliła go.
— Więc przejdziemy wreszcie do sedna? — poprosił blondyn, krzyżując ręce na piersi. — A czuję się mega dziwnie w tej sytuacji.
— Dobra, jak chcesz. — Dziewczyna uniosła ręce w geście kapitulacji. — Jak się czujesz?
Suchy uśmiechnął się mimowolnie.
— Nie dasz za wygraną?
— Nie.
— Niech będzie. — Blondyn westchnął, a uśmiech na jego twarzy momentalnie znikł. — Szczerze, beznadziejnie. — Zerknął na Olix, która gestem zachęcała go do kontynuowania. Westchnął cicho. — Po tej całej akcji w jaskini i jeszcze później z Wixo, czuję się jak... Jak...
— Jak skończony kretyn? — podpowiedziała dziewczyna.
Suchy spojrzał na nią i lekko zmarszczył brwi.
— Nic nie sugeruję — dodała pośpiesznie.
— Mhm...
Blondynka pokręciła głową, zdając sobie sprawę, że ta rozmowa prowadzi donikąd.
— Chciałam tylko powiedzieć, że to nie twoja wina. — Położyła chłopakowi dłoń na ramieniu. — Nie każdy jest tak dobry, jak Wixo. A co do jaskini...
— Słucham? — przerwał jej blondyn. — "Tak dobry jak Wixo"? Serio?
— Emm... — zmieszała się. — Nie o to mi chodziło. Znaczy... Wixo jest dobry, jeśli chodzi o walkę wręcz, ale...
Suchy uciszył ją ruchem ręki.
— Tyle wystarczy — mruknął. - Dzięki za rozmowę, ale teraz powinniśmy się rozdzielić i poszukać skrzyń.
Chłopak bez słowa ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Olix natomiast wzięła głęboki wdech, przykładając rękę do czoła w geście zażenowania.
— Faceci — jęknęła. — Gorzej niż z dziećmi.
Tymczasem Suchy maszerował przed siebie, klnąc przy tym jak szewc. Na samą myśl o słowach Olix jego mózg atakowała niepohamowana fala gniewu.
— Jebany Wixo — warknął sam do siebie. — Że też jak debil musiałem skoczyć na tego cholernego Szkieletora. Przecież on nawet nie miał mięśni! Jakim cudem był tak kurewsko silny?! To przeczy prawom fizyki! To przeczy, kurwa, wszystkim prawom!
Nagle zamarł, dostrzegłszy jakiś przedmiot leżący w zaroślach, kilka metrów od niego. Była to oczywiście drewniana skrzynia, na tyle słabo zakamuflowana, że chłopak dostrzegł ją bez najmniejszego trudu.
Blondyn nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Natychmiast rzucił się do skrzyni, niczym gepard polujący na swą ofiarę i błyskawicznie uchylił jej wieko. W środku znajdowała się mała, sześcienna kostka, którą ten od razu wyjął.
Po chwili w ręce chłopaka spoczywał krótki sztylet o pojedynczym, żelaznym ostrzu.
— Ha! — wykrzyknął z radości. — I co ty na to Wixo?
Chłopak wstał i schował nowo nabyty przedmiot do ekwipunku.
Postanowił pokręcić się trochę po okolicy, aby poszukać kolejnych skrzyń.
Po upływie około trzech kwadransów, po bezskutecznych poszukiwaniach, udał się do miejsca, w których ostatnio widział się z drużyną. Tam zastała go niemała niespodzianka.
— Co się dzieje? — zapytał na widok swoich towarzyszy rozprawiających o czymś. Nie słyszał wprawdzie słów, ale był niemal pewien, że coś się stało.
— Sam zobacz. — Wixo wskazał na zastawioną przez chłopaka pułapkę. — Miałeś rację.
Blondyn zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc sytuację. Wszystko stało się jasne, gdy podszedł do sideł, które godzinę temu zastawił razem z białowłosym.
W wykopanych przez nich dole uwięziony został sporych rozmiarów królik. Zwierzę rozpaczliwie próbowało się wydostać, lecz nie było w stanie doskoczyć chociażby do krawędzi.
Suchy wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
— No i mamy dzisiejszy obiad.
— Tylko jak zamierzasz go oprawić? — zapytał Wixo.
Blondyn w odpowiedzi wyprostował rękę, a po chwili tuż przed nią pojawił się dobrze wszystkim znany portal. Szybko sięgnął wgłąb ekwipunku i wydobył z niego znaleziono wcześniej sztylet.
— To się może przydać.
Godzinę później:
Suchy siedział opart o najbliższe drzewo, pilnując, by królicze mięso równomiernie się opiekało. Kilka minut wcześniej ułożył stos z przyniesionych przez pozostałą dwójkę gałęzi i chrustu, by tuż nad nim zrobić coś w rodzaju imitacji rożna. Później z niewielką pomocą Wixo oddzielił futro od mięsa królika, którego uprzednio zamordował swoim nowym sztyletem. Olix tymczasem oddaliła się na bezpieczną odległość. Nie chciała tego oglądać. Nic dziwnego, widok ten nie należał do najprzyjemniejszych. Nawet Wixo sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz zwymiotować.
Teraz wszyscy spokojnie siedzieli, czekając, aż posiłek będzie gotowy.
Nagle Suchy wstał. Wyjął z ekwipunku swój drewniany miecz i wycelował nim w Wixo.
— Wstawaj — powiedział stanowczo, lecz bez wrogości w głosie. — Spróbujemy się.
Białowłosy podniósł się powoli i sięgnął po własny miecz.
— O co ci chodzi? — zapytał, przekonany o złych zamiarach towarzysza.
— O nic — odparł spokojnie blondyn. — Po prostu chcę poćwiczyć. Ty podobno jesteś w tym dobry.
Słysząc to, Olix pochyliła głowę i wbiła spojrzenie w czubki swoich butów.
Widząc to, Wixo popatrzył na Suchego, po czym uniósł brew.
— Okej, nie wiem, co jest grane, ale...
— Zamknij się i walcz — warknął blondyn i zamachnął się na chłopaka mieczem.
Cios co prawda był wymierzony tak, by nie trafić celu, lecz Wixo i tak instynktownie zrobił unik. Był to zupełnie niepotrzebny ruch, ale w oczach przyglądającej się temu niepostrzeżenie Olix, wyszło to całkiem imponująco.
„Pajac", pomyślał Suchy. „No dobrze, dobrze... Tańcz dalej".
Blondyn wykonał szybkie pchnięcie prosto w brzuch przeciwnika, a ten w ostatniej chwili odskoczył w tył, unikając drewnianego ostrza i jednocześnie zablokował je własnym.
Po trzech kolejnych pchnięciach ze strony Suchego, białowłosy wreszcie wziął się w garść i sam zaczął atakować.
Walka rozgorzała się na dobre. Wixo ciągle napierał, zmuszając Suchego do walki w defensywie, co tak naprawdę bardziej mu odpowiadało. Obrona blondyna była zdecydowanie bardziej skuteczna niż ataki.
Suchy sparował kolejne cięcie wymierzone w swoją głowę i błyskawicznie naparł na rywala ramieniem, pozbawiając go równowagi. Białowłosy w akcie desperacji chwycił go za ramię i gdy już się ustabilizował, z całej siły uderzył przeciwnika z pięści prosto w podbródek.
Blondyn zatoczył się do tyłu w chwilowym zaćmieniu. Zamrugał kilkukrotnie, próbując dojść do siebie, lecz nim mu się to udało, potknął się o coś i runął na plecy.
Wixo, który uprzednio podciął rywalowi nogi, teraz nadepnął mu na mostek, celując końcem ostrza swojego drewnianego miecza prosto w jego twarz.
Chłopak zakaszlał cicho, próbując wyrwać się spod buta białowłosego. Miał wrażenie, jakby Kopernik wrócił i rozkręcił Ziemię niczym karuzelę, a jego pierś zdawała się płonąć żywym ogniem. W dodatku w biodro wbijała mu się rękojeść sztyletu, który kilka minut wcześniej wsunął sobie za pasek.
Wixo w końcu zdjął nogę z chłopaka i cofnął się o kilka kroków.
Blondyn natychmiast wstał, wbijając w niego wściekłe spojrzenie.
— Co to miało, do cholery, być?! — wrzasnął.
— Sam chciałeś walczyć — odparł Wixo, który nie rozumiał oburzenia towarzysza.
— Ale nie na pięści! — zirytował się blondyn. — Miało być na miecze!
— Słuchaj, podczas walki nikt nie będzie zwracał uwagi na to, czy oberwałeś z miecza, czy pięści — powiedział białowłosy, kładąc naciska na poszczególne słowa. — Poza tym, nie ustaliliśmy żadnych zasad, więc o co ci chodzi?
— Dobra — warknął Suchy i podniósł miecz.
Kierowany tylko i wyłącznie gniewem, natarł na Wixo, wymachując mieczem, już bez precyzji sprzed chwili. Wciąż otumaniony po ostatnim ciosie, nie do końca zdawał się wiedzieć, co robi. Na ten moment chciał tylko powalić przeciwnika.
Oba ostrza skrzyżowały się, a ich właściciele naparli na nie z całych sił. W tym pojedynku siłowym już po chwili Wixo poczuł dominację przeciwnika. Spojrzał blondynowi prosto w oczy, ale nie dostrzegł w nich tego, co zawsze. Teraz przepełnione były czystym gniewem, który zdawał się wręcz płonąć w jego, nagle nieco intensywniej zielonych, tęczówkach.
Białowłosy uśmiechnął się lekko. Nie przestając napierać, nagle błyskawicznie cofnął się i odsunął na bok. Nie minęła nawet sekunda, a Suchy znów zderzył się z ziemią.
Kolejny upadek nie zniechęcił blondyna. Wręcz przeciwnie, dodał mu większej motywacji do tego, by wstać i zaatakować z zdwojoną siłą. Już zaczął się podnosić, gdy nagle Wixo z rozpędu kopnął go pod żebra.
Chłopak runął na ziemię, cicho przy tym jęcząc. Przez chwilę walczył z samym sobą, gdy próbował nabrać powietrza do płuc, ale miał wrażenie, jakby jego gardło ścisnęło się tak mocno, że nawet mały wdech to było za dużo.
— To... To nie... — wyjąkał w końcu, wciąż nie mogąc pozbierać się z ziemi. — ...Nie fair.
Wixo tylko zaśmiał się cynicznie.
— Wszystkie chwyty dozwolone — powiedział z szyderczym uśmiechem na twarzy. — To jest walka. Nie ma żadnych zasad.
"Żadnych zasad". Te słowa odbijały się blondynowi po głowie niczym echem jeszcze przez długi czas. Żadnych zasad? Dobra, skoro tak, zagrajmy inaczej.
Suchy podniósł się, próbując zignorować ból. Jak się okazało, pomoc adrenaliny okazała się w tym wypadku niezastąpiona.
Znów naparł na białowłosego, z mieczem wymierzonym w jego pierś. Tak jak się spodziewał, chłopak skontrował cios, a ostrza ich mieczy na ponów się skrzyżowały. Tym razem to jednak blondyn uchylił się na bok, jedną ręką sięgając po wsunięty za pasek sztylet.
Nim Wixo zdążył zorientować się w sytuacji, blondyn zatopił ostrze noża w jego lewym ramieniu.
Lasem wstrząsnął wrzask białowłosego, który po czasie przerodził się w cieniutki pisk. Chłopak chwycił za rękojeść broni i wyszarpał ją ze swojego ramienia, czemu towarzyszył wodospad krwi.
Suchy stał tuż obok, dopiero po chwili uświadamiając sobie, co właśnie zrobił.
Kilka minut później:
— Co ty miałeś w głowie?! — wydarła się po nim Olix. — Mogłeś go zabić! Ty myślisz czasem choć trochę?!
— Ej, ej, ej — wtrącił się Suchy. — Nie tylko ja tu jestem winny. On mnie prowokował, walczył nieczysto, a ty spaliłaś królika.
Olix spojrzała na niego z otwartymi ustami. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.
— Kogo teraz obchodzi jakiś królik?!
— Mnie — odparł spokojnie blondyn. — Poważnie, jest niedobry.
Dziewczynie puściły nerwy. Wstała, podeszła do Suchego i w porywie chwili zdzieliła go otwartą dłonią w twarz.
— Ała — powiedział chłopak bez najmniejszych emocji.
— Czy ty naprawdę nie rozumiesz powagi sytuacji?! — wykrzyknęła Olix, ponawiając cios. — Wixo teraz może nawet umrzeć! Co jeśli wda mu się jakieś zakażenie?! Albo zaatakuje nas jakiś potwór?! Czy ty w ogóle myślisz o kimś poza samym sobą?! — mówiąc to, non stop okładała chłopaka po twarzy.
Na policzkach Suchego odbiły się już czerwone ślady jej dłoni, a on nawet się nie skrzywił, przyjmując wszystkie ciosy z pokorą.
— Jesteś najgorszym, największym... — Dziewczyna cofnęła rękę, by uderzyć blondyna nieco mocniej niż dotychczas, lecz wtem powstrzymał ją Wixo.
Białowłosy zdrową ręką chwycił dziewczynę za nadgarstek i przytrzymał tak przez chwilkę.
— Zostaw — powiedział spokojnie, jakby zwracał się do dziecka. — Nie warto.
Dziewczyna obrzuciła Wixo wściekłym spojrzeniem, lecz im dłużej się w niego wpatrywała, tym bardziej ono łagodniało.
— Wynoś się stąd — zwróciła się do Suchego, lecz nawet na niego nie spojrzała.
Blondyn tylko lekko pokręcił głową.
— Potrzebujecie mnie — odparł.
— Chyba sobie żartujesz — prychnęła Olix. — W czym niby cię potrzebujemy? Zabijesz nas prędzej niż potwory.
— Możliwe — wtrącił się Wixo. — Chyba, że faktycznie odejdzie. Wtedy prawdopodobnie zginiemy tej nocy.
— Racja — przytaknął ochoczo Suchy. — Wreszcie zaczynasz coś łapać. Brawo.
Olix sprawiała wrażenie, jakby znów miała zamiar zdzielić blondyna po pysku.
— Z racji chwilowej niepełnosprawności naszej królewny Śnieżki... — Tu blondyn wskazał na białe jak śnieg włosy kolegi. — Sami nie przeżyjecie tu nawet doby. Tym bardziej, że to ja mam nóż.
— I ty chcesz pozwolić mu z nami zostać? — Olix spojrzała z niedowierzaniem na Wixo.
— Nie — powiedział stanowczo białowłosy. — Ale nie mamy za bardzo wyboru.
— Jak to nie?
— Śmierć jest słabą opcją.
— Dlatego niech stąd wypieprza — warknęła dziewczyna, zerkając na Suchego.
— Słuchaj — zaczął ostrożnie blondyn. — Przyznam, że nie żałuję tego, co zrobiłem, ale zależy mi na życiu pięćdziesięciu procentom waszej drużyny, do której chyba już nie należę.
— A żebyś wiedział — fuknęła Olix.
— Mimo to — ciągnął chłopak, zignorowawszy uwagę blondynki. — Chcę wam pomóc, jak tylko zdołam. Nie musicie nawet ze mną rozmawiać. Po prostu w razie czego służę pomocą.
Dziewczyna odwróciła się do swojego rozmówcy plecami i zajęła się oglądaniem rany na ramieniu Wixo.
— Mam gdzieś taką pomoc — powiedziała, nawet się nie odwracając.
Białowłosy czule zmierzwił Olix włosy.
— Daj już spokój — poprosił. — Niech sobie zostanie, jak tak bardzo chce.
— Ale...
— Jeśli znów coś zmaluje, pamiętaj, że mam też drugą rękę — uśmiechnął się lekko, nie odrywając wzroku od blondynki. Chciał tylko najzwyczajniej pokazać Suchemu, że go lekceważy.
Blondyn donośnie ziewnął, upominając się o uwagę. Ta sytuacja zdecydowanie mu się nie podobała i w rzeczywistości bardzo żałował faktu, iż podpadł dziewczynie, lecz nie chciał dać tego po sobie poznać.
— Świetnie, skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, to ja może się przejdę — oznajmił.
Nie czekając na odpowiedź kogoś z pozostałej dwójki, wstał i oddalił się od ogniska. Musiał samotnie stanąć naprzeciw kłębiącym się w nim emocjom.
Wciąż liczył na to, że wszystko się jeszcze ułoży, choć podświadomość podpowiadała mu coś zupełnie innego. Ba! Gdyby tylko wiedział, co przyniesie mu ten dzień, nawet nie łudziłby się o szczęśliwym zakończeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro