Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

° 1

Opuścił ławkę kościoła wraz z odejściem kapłana sprzed ołtarz, który zniknął w zachrystii.

Zamoczył opuszki palców w wodzie święconej i uklęknął na jedno kolano, przodem do ołtarza wykonując dokładny znak krzyża.

Skierował się wraz z innymi wiernymi do wielkich drewnianych drzwi kościoła w celu opuszczenia domu Bożego.

Kiedy stał na schodach, wzrokiem wpatrywał swojego współlokatora, z którym miał zjeść dzisiaj obiad.
Wiedział, że będzie stać gdzieś dalej od kościoła, bo przecież jego odrzucał Bóg, a tym bardziej siedzenie godzinę w kościele.

On wolał w tym czasie, składać dziewice w ofierze do Rogatego i nadziewać koty na szaszłyk, aby później wraz z bandą swoich pobratymców je skonsumować.

Pokręcił głową, chcąc odrzucić z głowy tę wizję. Dłońmi przejechał po swojej śnieżnobiałej koszuli, chcąc ją wyprostować w niektórych miejscach.

- Słyszałeś chrześcijan będą palić na stosie. - usłyszał szept przy uchu, na który odskoczył na bok niczym wkurzona fretka.

Fuknął, wiedząc do kogo należy ten mimo wszystko przyjemny dla ucha głos.

- A Ciebie czasem kościół nie odstrasza? A woda święconą nie pali?

Przyłożył dwa palce do jego czoła, które wcześniej zamoczył w wodzie święconej, na co brunet złapał się teatralnie za czoło.

- Ja płonę! - pisnął i upadł na kolana, po czym zabrał dłonie z czoła i popatrzył na blondyna. - Żart, nic mi nie jest.

Wstał z kolan z tym swoim firmowym uśmiechem i rozglądnął się na bok. Widząc mohery, które rzucały w niego pogardliwie spojrzenia, miał nieodpartą ochotę je wkurzyć.

- Ej Tae! Wiesz, że wraz z sekta dzisiaj łapaliśmy dziewice! - krzyknął na tyle głośno, że parę starszych Pan, które dumnie dzierżyły beret na swojej głowie, odwróciło się z wielkimi oczyma.

- Spokojnie Pań się nawet nie tkniemy. - mówiąc to posłał kobiecinom uśmiech mówiący "Tam u Pań na dole, to nie błona dziewicza, a pajęczyna zalega"

Gdyby wzrok zabijał, to Jungkook już by leżał niczym zdechły pies.

Taehyung, który chyba jedyny jeszcze chciał żyć, złapał bruneta za rękę, ciągnąć w przeciwną stronę niż była cała banda z kółka różańcowego. Nie, że nie lubił tych Pań, bo sam do takowego kółka należał. Tylko bał się, że zaraz jego współlokator zostanie uduszony różańcem.

Szli już teraz obok siebie w stronę galerii, żadnemu z nich się nie chciało gotować, a zawsze fajnie jest kupić zestaw HappyMeal z maca, czasem zabawki są naprawdę fajne.

Spojrzał ukradkiem na swojego przyjaciela, miał dzisiaj na sobie czarne, przylegające rurki i zwykła flanelową czarno-czerwoną koszulę. W której było za dużo odpiętych guzików, nie musiał nawet patrzeć jakie buty miał, bo chłopak najczęściej nosił zwykłe czarne glany.

- Ja wiem, że wyglądam zabójczo przystojnie, ale Ty chyba składałeś śluby czystości czy coś, nie cudzołóż Taehyung. - pogroził mu palcem ze śmiechem.

- A Ty śluby ubóstwa umysłowego.

「」

Siedzieli w galerii, na sekcji jedzenia, przy KFC. Bo jak zwykle przy Macdonaldzie nie było wolnych miejsc.

Jungkook zajadał się kurczaczkami, bawiąc się swoją figurką Iron Man'a. A Taehyung powoli jadł swojego Chikera, bo jakby się zadławił, kto by sprzątał w ich mieszkaniu?

Między nimi panowała cisza, jednak nie była ona nieprzyjemna. Dokoła nich panował gwar, który w głównej mierze był przez biegające wokół dzieciaki.

- Dzisiaj mam w sumie dzień wolny, tylko jestem umówiony, aby obejrzeć nowy projekt tatuażu. Idziesz ze mną? - brunet wreszcie oderwał się od swojego zajęcia, patrząc się intensywnie na blondyna.

- Jeżeli nie koliduje z dzisiejszą pogadanką księdza Rydzyka, to mogę iść. - spojrzał na chłopaka, który ledwo nie zaniósł się głośnym śmiechem. Jednak mimo wszystko Taehyung i tak zdzielił go swoją zabawką po tym czarnym łbie, w którym na pewno znajduje się wiele zbereźnych myśli.

// Witam w 1 rozdziale! Może i krótko ale za to rozdziały będą może z 2 razy w tygodniu.
PS. Nie sprawdzone tak gruntownie, bo za sprawdzanie i poprawienie wszystkiego biorę się po egzaminach. Buzi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro