#22 Bochor-kryminalista
Bachor (R.I.P) Paula celował do Leo z pistoletu, który wcale nie wyglądał na plastikową, tanią zabawkę z festynu.
-Odstaw ten pistolet gówniarzu- krzyknęłam.
-Jak dasz mi hajs to spieprzam.
-Jak ty mówisz dzieciaku?!- wrzasnęłam- zaraz ci dam, ale telefon żebyś mógł się mamusi wypłakać.. ach no tak, nie masz mamusi.- okey, wiem, że przegiełam i to mocno.. no ale błagam jade sobie spokojnie na randke, a tu widze dziecko ex chłopaka mojej mamy udające jakiegoś gangstera i mierzącego do mojego faceta z pistoletu! Można się wkurzyć. Z twarzy chłopaka odpłynęła krew, a on wycelował tym razem we mnie.
- Nie będziesz mi tu mądrkować dziewucho przemądrzała- warknął, a ja parsknęłam śmiechem (ja to mam wyczucie). Zaczęłam zataczać się i rżeć jak koń (nie mam zamiaru tutaj urazić koni), chłopczyk posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Posrało cię?- zapytał zdumiony.
- Wyrażaj się- zadołałam go upomnieć między salwami śmiechu.
- Co cię tak śmieszy?- syknął wkurzony- dawaj hajs albo ty i twój chłoptaś zginiecie w ciągu pięciu sekund.
Oprzytomniałam.
- Śmieszy mnie 12-letni chłopiec, który grozi mi pistoletem- pokręciłam glłową z politowaniem- nie dam ci pieniążków na słodycze dzieciaczku, a teraz zmykaj do przedszkola zanim zadzwonie po gliny. Choć wątpie aby fatygowali się do chłopczyka, któremu wydaje się,że jest jakąś mafiozą.
Wiem, nie zbyt mądre jest wkurzanie osoby z pistoletem, nawet dwunastoletniej, ale prawde mówiąc nie czułam z jego strony żadnego zagrożenia.
- Dobrze,w takim razie ten twój Leoś pożegna się z życiem- chłopczyk wymierzył i strzelił.
- Leo- krzyknęłam i dopadłam chłopaka, na szczęście zbyt pewny siebie młody gangster źle ocenił odległość i kula ledwie drasnęła Devriesa (tak ma na nazwisko Leo). Dopiero teraz zauważyłam, że wokół nas zebrało się sporo ludzi. Przez tłum przepchnął się wysoki, dobrze zbudowany męszczyzna w czarnej, skórzanej kurtce i w okularach przeciwsłonecznych na pół ryja (wyglądał jak mucha, albo raczej much. No bo to facet, co nie?). Złapał chłopczyka za kołnierzyk koszuli i pociągnął za sobą, torując drogę między wściekłymi ludźmi.
- Uroczy Pedofilu- zachlipałam.
- Franchesca,to nic. Tylko draśnięcie- odpowiedział. A ja odciełam scyzorykiem (mówiłam już, że zawsze go noszę) rękaw z jego koszulki. Na ramiu miał długą i dość głęboką ranę, na jej widok zrobiło mi się niedobrze.
- Pokarz mi go- ze zgromadzenia wyłonił się czarnoskóry człowiek po 50-tce.
Podszedł do mojego chłopaka, obejrzał uważnie ranę.
- Nic mu nie jest, ale przydałaby się apteczka- powiedział- Naszczęście jako lekarz i ratownik zawsze, obowiązkowo mam ją przy sobie. Wyciągnął białe pudełko z czerwonym krzyżykiem i wyjął z niego gazę i wodę utlenioną. Zabrał się za oczyszczanie rany, nasączając gazę płynem delikatnie ją przemywał.. następnie bandażem owinął ramię ciasno i poklepał mojego chłopaka po ramieniu.
-Dzielny chłopiec- uśmiechnął się miło, a Leo odpowiedział mu z wysiłkiem tym samym.
- Dziękuję panu bardzo- szepnęłam- na zawsze będę pańską dłużniczką.
- Nie moją, pana- wskazał palcem niebo- to wszystko jego zasługa.
Odszedł, a ja pomogłam Devriesowi się podnieść.
-Idziemy do kościoła- powiedziałam zdecydowanym tonem.
-Dlaczego? Przecież ja nie...
-Nieważne- przerwałam mu ostro- ten lekarz o to prosił.
Ślicznymi alejkami doszliśmy do małego, lecz zadbanego, otoczonego bajecznym ogrodem kościółka. Mieliśmy szczęście akurat zaczynała się Msza.
Minęła mi ona szybko i przyjemnie.. nie można było tego powiedzieć o Leo,który wiercił się, kręcił, masował ranę postrzałową i gadał pod nosem. Gdy mięliśmy dać sobie znak pokoju on niezbyt ogarnięty w tych sprawach poprostu pocałował mnie w usta, co wywołało obrzydzenie jakiejś starszej pani i małej dziewczynki.
-Leo, miałeś tylko rękę mi podać- szepnęłam speszona.
-Przepraszam- powiedział- nie zbyt rozumiem co się tu dzieje.
-Widzę- mruknęłam pod nosem.
_________________________________
-Już chyba za późno żeby gdzieś iść- stwierdził chłopak
- Też tak myślę- przyznałam.
-No to co? Odwiozę cię do domu i spotkamy się kiedy indziej- powiedział ze smutkiem.
- Ej czółko do góry- zaśmiałam się- jutro też jest dzień. Co więcej jutro jest piątek.
-No tak!- oblicze Devriesa momentalnie się rozpromieniło-to co idziemy do klubu?
- Nigdy w życiu!- krzyknęłam z udawanym oburzeniem.
- O! To do kina- zaproponował- grają teraz ten film Piękna i Bestia!
- Ten z Emmą Watson! Tak- ucieszyłam się- właśnie chciałam się na niego wybrać ale nie było kiedy!
_________________________________
W domu odrobiłam lekcje, pouczyłam się na fizykę, zjadłam gruszkę i wypiłam miętową herbatę. Potem położyłam się z ulgą spać, była wtedy 23:23.. idealnie: nie za późno, nie za wcześnie. Ledwo zamknęłam powieki poczułam jak ogarnia mnie senność i zasypiam.
_________________________________
Proszę! Jest obiecany rozdział! Trochę spóźniony ,ale co tam. Przy okazji: niedługo zacznę publikować drugą książkę, tym razem Fantasy, "Daughter of Water" ... mam nadzieję, że rozdział spk..
Buziaczki😙😘😚 od
Arbuziaczki x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro