Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#22 Bochor-kryminalista

Bachor (R.I.P) Paula celował do Leo z pistoletu, który wcale nie wyglądał na plastikową, tanią zabawkę z festynu.
-Odstaw ten pistolet gówniarzu- krzyknęłam.
-Jak dasz mi hajs to spieprzam.
-Jak ty mówisz dzieciaku?!- wrzasnęłam- zaraz ci dam, ale telefon żebyś mógł się mamusi wypłakać.. ach no tak, nie masz mamusi.- okey, wiem, że przegiełam i to mocno.. no ale błagam jade sobie spokojnie na randke, a tu widze dziecko ex chłopaka mojej mamy udające jakiegoś gangstera i mierzącego do mojego faceta z pistoletu! Można się wkurzyć. Z twarzy chłopaka odpłynęła krew, a on wycelował tym razem we mnie.
- Nie będziesz mi tu mądrkować dziewucho przemądrzała- warknął, a ja parsknęłam śmiechem (ja to mam wyczucie). Zaczęłam zataczać się i rżeć jak koń (nie mam zamiaru tutaj urazić koni), chłopczyk posłał mi zdziwione spojrzenie.
- Posrało cię?- zapytał zdumiony.
- Wyrażaj się- zadołałam go upomnieć między salwami śmiechu.
- Co cię tak śmieszy?- syknął wkurzony- dawaj hajs albo ty i twój chłoptaś zginiecie w ciągu pięciu sekund.
Oprzytomniałam.
- Śmieszy mnie 12-letni chłopiec, który grozi mi pistoletem- pokręciłam glłową z politowaniem- nie dam ci pieniążków na słodycze dzieciaczku, a teraz zmykaj do przedszkola zanim zadzwonie po gliny. Choć wątpie aby fatygowali się do chłopczyka, któremu wydaje się,że jest jakąś mafiozą.
Wiem, nie zbyt mądre jest wkurzanie osoby z pistoletem, nawet dwunastoletniej, ale prawde mówiąc nie czułam z jego strony żadnego zagrożenia.
- Dobrze,w takim razie ten twój Leoś pożegna się z życiem- chłopczyk wymierzył i strzelił.
- Leo- krzyknęłam i dopadłam chłopaka, na szczęście zbyt pewny siebie młody gangster źle ocenił odległość i kula ledwie drasnęła Devriesa (tak ma na nazwisko Leo). Dopiero teraz zauważyłam, że wokół nas zebrało się sporo ludzi. Przez tłum przepchnął się wysoki, dobrze zbudowany męszczyzna w czarnej, skórzanej kurtce i w okularach przeciwsłonecznych na pół ryja (wyglądał jak mucha, albo raczej much. No bo to facet, co nie?). Złapał chłopczyka za kołnierzyk koszuli i pociągnął za sobą, torując drogę między wściekłymi ludźmi.
- Uroczy Pedofilu- zachlipałam.
- Franchesca,to nic. Tylko draśnięcie- odpowiedział. A ja odciełam scyzorykiem (mówiłam już, że zawsze go noszę) rękaw z jego koszulki. Na ramiu miał długą i dość głęboką ranę, na jej widok zrobiło mi się niedobrze.
- Pokarz mi go- ze zgromadzenia wyłonił się czarnoskóry człowiek po 50-tce.
Podszedł do mojego chłopaka, obejrzał uważnie ranę.
- Nic mu nie jest, ale przydałaby się apteczka- powiedział- Naszczęście jako lekarz i ratownik zawsze, obowiązkowo mam ją przy sobie. Wyciągnął białe pudełko z czerwonym krzyżykiem i wyjął z niego gazę i wodę utlenioną. Zabrał się za oczyszczanie rany, nasączając gazę płynem delikatnie ją przemywał.. następnie bandażem owinął ramię ciasno i poklepał mojego chłopaka po ramieniu.
-Dzielny chłopiec- uśmiechnął się miło, a Leo odpowiedział mu z wysiłkiem tym samym.
- Dziękuję panu bardzo- szepnęłam- na zawsze będę pańską dłużniczką.
- Nie moją, pana- wskazał palcem niebo- to wszystko jego zasługa.
Odszedł, a ja pomogłam Devriesowi się podnieść.
-Idziemy do kościoła- powiedziałam zdecydowanym tonem.
-Dlaczego? Przecież ja nie...
-Nieważne- przerwałam mu ostro- ten lekarz o to prosił.
Ślicznymi alejkami doszliśmy do małego, lecz zadbanego, otoczonego bajecznym ogrodem kościółka. Mieliśmy szczęście akurat zaczynała się Msza.

Minęła mi ona szybko i przyjemnie.. nie można było tego powiedzieć o Leo,który wiercił się, kręcił, masował ranę postrzałową i gadał pod nosem. Gdy mięliśmy dać sobie znak pokoju on niezbyt ogarnięty w tych sprawach poprostu pocałował mnie w usta, co wywołało obrzydzenie jakiejś starszej pani i małej dziewczynki.
-Leo, miałeś tylko rękę mi podać- szepnęłam speszona.
-Przepraszam- powiedział- nie zbyt rozumiem co się tu dzieje.
-Widzę- mruknęłam pod nosem.
_________________________________
-Już chyba za późno żeby gdzieś iść- stwierdził chłopak
- Też tak myślę- przyznałam.
-No to co? Odwiozę cię do domu i spotkamy się kiedy indziej- powiedział ze smutkiem.
- Ej czółko do góry- zaśmiałam się- jutro też jest dzień. Co więcej jutro jest piątek.
-No tak!- oblicze Devriesa momentalnie się rozpromieniło-to co idziemy do klubu?
- Nigdy w życiu!- krzyknęłam z udawanym oburzeniem.
- O! To do kina- zaproponował- grają teraz ten film Piękna i Bestia!
- Ten z Emmą Watson! Tak- ucieszyłam się- właśnie chciałam się na niego wybrać ale nie było kiedy!
_________________________________
W domu odrobiłam lekcje, pouczyłam się na fizykę, zjadłam gruszkę i wypiłam miętową herbatę. Potem położyłam się z ulgą spać, była wtedy 23:23.. idealnie: nie za późno, nie za wcześnie. Ledwo zamknęłam powieki poczułam jak ogarnia mnie senność i zasypiam.
_________________________________
Proszę! Jest obiecany rozdział! Trochę spóźniony ,ale co tam. Przy okazji: niedługo zacznę publikować drugą książkę, tym razem Fantasy, "Daughter of Water" ... mam nadzieję, że rozdział spk..
Buziaczki😙😘😚 od
Arbuziaczki x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro