Rozdział 2
Przed lekcjami wstąpiłam do znajdującej się blisko szkoły kawiarenki- Green Tea Deli. Zamówiłam tosty francuskie i czekając na przyjście kelnera zabrałam się za czytanie Smoczej Straży- kontynuacji Baśnioboru (wciąż się zastanawiam dlaczego w Empiku umiejscowiona jest na półce dla dzieci do 12 lat. Phi.). Włożyłam na uszy słuchawki i zagłębiłam się w lekturze. Nie zauważyłam nawet, gdy kelner przyniósł mi śniadanie. Zwróciłam na to uwagę dopiero gdy do moich nozdrzy dotarł cudowny zapach topionego sera. W niecałą minutę spałaszowałam wszystkie trzy tosty. Obsługujący mnie chłopak patrzył z lekkim zdenerwowaniem, jakby właśnie obliczał ryzyko zjedzenia przeze mnie serwetek i obrusu. Uśmiechnęłam się do siebie, zapłaciłam i wyszłam. Od szkoły dzieliło mnie dokładnie 23 sekundy piosenki White Rabbit. Z słuchawkami na uszach weszłam do (na razie) pustej szkoły i zaczęłam przetrzepywać torbę w poszukiwaniu karteczki z numerem szafki. Zdałam sobie sprawę, że zatrzymałam się na środku przejścia dopiero gdy ktoś na mnie wpadł.
Obróciłam się jak oparzona i zobaczyłam wysoką brunetkę. Westchnęłam z frustracją i zdjęłam słuchawki.
- Co ty ślepa jesteś, czy co?- warknęłam, zła, że nie wpadł na mnie jakiś przystojny chłopak, niczym w romansie, którymi faszerowała mnie moja mama.
- To nie ja stoję na środku przejścia- odgryzła się i wyminęła mnie. Stałam chwilę skołowana, no bo: Hej! To do mnie należy ostatnie słowo!.... Włożyłam ponownie słuchawki i ruszyłam w stronę szafek. Na szczęście, w przeciwieństwie do mamy, mam głowę na karku i byłam tu już wcześniej, żeby poogarniać gdzie co jest. Bez problemu znalazłam swoją szafkę i włożyłam do niej książki oraz zeszyty. W torbie zostawiłam tylko piórnik oraz rzeczy do biologii i zaczęłam szukać planu lekcji. Przeglądnęłam kieszenie i podręczniki z chemii, do których (jak mi się wydawało) włożyłam plan. Nic. Zdenerwowana wyrzuciłam zawartość swojej szafki na podłogę i zaczęłam sprawdzać w torbie i innych książkach. W tej chwili zadzwonił dzwonek i przez drzwi weszła grupka ciemno-włosych dziewczyn, chyba z Chin. Korytarze stopniowo zapełniały się ludźmi, a ja coraz bardziej gorączkowo przetrząsałam swoje rzeczy. Nagle przechodzący obok mnie chłopak kopnął mój zeszyt z matematyki.
-Hej! Uważaj może trochę- krzyknęłam i zaczęłam z się podnosić w celu odzyskania mojej własności, ale zanim się zdążyłam wstać, ta perfidna forma życia zrobiła to za mnie.
-Przepraszam- powiedział podając mi zeszyt- nie chciałem. Rany, pierwszy dzień w nowej szkole, a ja już robię sobie wrogów. Przepraszam, napra...-w tym momencie wybuchnęłam śmiechem. chłopak odrapał się z zakłopotaniem po karku- może jakoś ci pomóc, albo coś?- powiedział gdy udało mi się opanować napad, a po śmiechu została mi już tylko czkawka.
-Właściwie to szukałam planu lekcji, gdzieś go posiałam, a nie wiem w której sali mam lekcję- powiedziałam ładując książki do szafki.
-A do jakiej klasy chodzisz?
- Pierwszej D. A ty?- szybko zatrzasnęłam drzwiczki, zanim moje rzeczy wysypały się na podłogę i poprawiłam okulary, które zsuwały mi się z nosa.
- Ja też- rozpromienił się- tak wogóle, to jestem Daniel.
- Sandra. To sprawdzisz ten plan lekcji?- pospieszyłam go. Zerknął na mnie jakby z przestrachem i zaczął nerwowo przetrząsać plecak. Po chwili triumfalnie wyciągnął z niego zmiętą kartkę.
- Sala 223- odczytał pochylając się nad planem.
- CO?!- przeraziłam się- przecież to na drugim końcu szkoły! Mamy tylko 4 minuty!
- Spokojnie, to nasz pierwszy dzień w szkole- wzruszył ramionami- na pewno zrozumieją, że się tu nie orientujemy.
-SPOKOJNIE?! Jest pierwszy dzień szkoły, a pierwsze wrażenie jest bardzo ważne- zaczęłam biec w (chyba) dobrym kierunku, nie sprawdzając czy Daniel jest za mną. Po kilku minutach musiałam zwolnić ze względu na okropną kolkę. Powiedzmy sobie szczerze: moja kondycja jest po prostu cudowna. Na zakręcie musiałam oczywiście (dla zasady) potknąć się o własne nogi i wyrżnąć centralnie na jakąś dziewczynę. Syknęłam i sprawdziłam, czy nie połamałam kości, ani nie rozbiłam telefonu. Serio, z tym gównem trzeba się obchodzić jak z jajkiem.
- No to jesteśmy kwita- powiedziała z dziwnym akcentem, to ona wpadła na mnie w drzwiach.
- Ta...- mruknęłam skołowana. W tej chwili dobiegł do nas Daniel, najwyraźniej nie tylko ja mogę się pochwalić niezbyt dobrą kondycją.
- Ale pędzisz- wydyszał i właśnie w tym momencie zadzwoniła dzwonek. Poderwałam się przerażona i zaczęłam znowu biec. Wparowałam do klasy w chwili, gdy nauczycielka wyczytywała moje nazwisko.
-Jestem- wydarłam się w progu.
-Słyszę- mruknęła kobieta- jeszcze nie ogłuchłam, ale jeżeli będziesz tak krzyczeć to niebawem może to nastąpić- dodała sarkastycznie. Zarumieniłam się, zastanawiam się tylko czy ze złości, wstydu, czy też przez to, że Daniel, który z pełną prędkością wbił do klasy i walnął we mnie pozbawiając równowagi. Runęliśmy oboje na podłogę, ściągając na siebie uwagę całej klasy i wywołując chichot. Nienawidzę tego gościa.
ELO! ELO! 3 2 0! LAMA! HAHAHAHAHAHAH! BUHAHAHAHAHAHAHAH... to nie ja.... Dobra to jest wery normalne xD No to ogln mam kooooonkursy i sięęęęęęęęęęęęę uczęęęęęęęęęęęę i masakracjaaaaaaaaaaaaaaa i jużżżżżżżżżżżżżżżżż mi odbijaaaaaaaaaaaa......... Wgl wielbcie mnie za ten rozdział, bo piszę go już od miesiąca, a i tak ma tylko 795 słów :(( xD
BUZI XXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro