Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

xPart14x

Opieram się o barierkę mostu i spoglądam z nieznanym mi wcześniej zainteresowaniem w toń wody. I nie mam ochoty przerywać tej czynności.

Czuję na sobie ramię Luke'a, wypalającego powoli swojego papierosa i czuję się dość dziwnie. Wydaje mi się, że nic, co robiłem od pory, gdy zaczęliśmy grę, nie było właściwe. Zupełnie nic. A ja gubię się w tym coraz bardziej i czuję jak tonę, mimo że stoję na moście.

-Czy też sądzisz, że dzieje się z nami coś niedobrego? - pytam po chwili, przerywając, tak lubianą przez nas ostatnimi czasy, ciszę.

-Jeśli chcesz, to możesz odejść. A ja cię nie zapomnę, choć będę z całych sił pragnął, by tak było. I będę udawał, że tak się stało, z fałszywym uśmieszkiem witając każdy nowy dzień – mówi, a jego twarz wykrzywia się w dziwnym grymasie.

Zauważam w niej ból i niesamowity smutek, który dociera do głębin mojego lodowatego serca. Nie powinienem był mówić tych słów.

-Dlaczego im to zrobiłeś? - Zmieniam temat, z zaciekawieniem na niego zerkając.

-Musiałem – odpowiada jedynie, a ja czuję, że więcej z niego nie wyciągnę. Mimo to mam dziwną potrzebę ciągnięcia tematu.

-Mówiłeś kiedyś, że brzydzisz się przemocą. - Wzruszam ramionami, wdychając dym z papierosa i wypuszczając go powoli.

-Racja. Ale ty się nią nie brzydzisz. - Uśmiecha się bez krzty radości, poruszając moje serce.

-Co to ma wspólnego?

-Mogą śmiać się ze mnie. Ale nigdy z ciebie. Rozumiesz, Michael? Nigdy – szepcze, przewiercając mnie wzrokiem.

-Dlaczego tu przyszedłeś? - Za wszelką cenę pragnę się dowiedzieć jak najwięcej, zanim zaraz mnie opuści. Bo w jakiś chory sposób czuję, że to zrobi.

-Czułem, że muszę – odpowiada z delikatnym uśmiechem, błądzącym po jego wargach.- A ty?

-Czułem, że tu będziesz. - Śmieję się lekko, zgodnie z prawdą.

-Muszę ci coś powiedzieć. - Luke zaciska usta w wąską kreskę, a ja widzę, jak układa w głowie swoją wypowiedź.

-Co takiego? - Przeczesuję ze skrępowaniem włosy palcami i staram się nie zerkać na niego uporczywie.

-Obiecujesz, że mnie nie znienawidzisz? - pyta z nadzieją, a ja zatracam się na chwilę w myślach.

-Obiecuję – potakuję w końcu, a on kiwa głową, oblizując z trudem wargi.

-To nasze ostatnie spotkanie – mówi w końcu cicho, tym razem ja delikatnie kiwam głową, jakby pokazując, że przyjąłem jego słowa do wiadomości. Bo chyba tak właśnie się stało, byłem na to przygotowany.

-Dlaczego? - szepczę po chwili, wiedząc, że jeśli choć o ton podniosę głos, to nie będę mógł opanować jego drżenia.

-Zakochałeś się we mnie, Michael. - Luke przydeptuje papierosa, a ja znów popadam w dziwne zamyślenie.

-Nie. - Wzruszam w końcu ramionami, ponownie opierając się o barierkę.

-Mam ci to udowodnić? - Wzdycha i przysuwa się do mnie, wsuwając palce w moje włosy i delikatnie stykając nasze wargi. Patrzy na mnie z cudownymi iskrami w oczach i ponawia pocałunek. Jest on szorstki, ale w jakiś sposób piękny, przyprawiający mnie o dreszcze. Zaczynam się bać moich reakcji. Blondyn w końcu decyduje się ode mnie odsunąć, a ja powstrzymuję chęć przyciągnięcia go do siebie z powrotem.

-Nie chcę umierać – dyszę ciężko, zamykając oczy i czując, jak świat wokół mnie wiruje.

-Nie umrzesz, przysięgam. - Słyszę pewność w jego głosie, a przez moje ciało przechodzi dreszcz. Oddycham głęboko, powstrzymując napad paniki i siadam na środku ulicy, przebiegającej przez most, by zatrzymać choć trochę wirujący wokół mnie z zawrotnym tempem świat.

Chcę wreszcie wysiąść z tej szalonej karuzeli, ale obawiam się, że będzie to oznaczać moją śmierć, więc pozwalam dalej sobą pomiatać.

Diagnoza: wylew krwi do mózgu.

_________________________________________________________________

jeszcze prawdopodobnie tylko epilog, misie <3


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro