xPart10x
Urywam powoli kawałek źdźbła, obracając je w dłoni i uśmiechając się pod nosem. Mrok jest tak głęboki, że ledwo dostrzegam moje otoczenie. Księżyc świeci wysoko nad łąką, co sprzyja tajemniczości tego miejsca. Na horyzoncie rysują się jedynie krawędzie drzew, spomiędzy których niedawno się wydostaliśmy.
-Czy myślisz, że będą nasz szukać? - Uśmiecham się półgębkiem, kładąc na plecach i wsuwając ręce pod głowę.
-Wydaje mi się, że nie. Pewnie osądzą, że bawimy się w tych nastolatków, którzy żyją tak, jak inni, tylko dlatego, aby nie być „gorszym". Oryginalność w tych czasach jest rzadkością, tajemniczość staje się zwykłym udawaniem bycia enigmatycznym, niedostępność to po prostu nieśmiałość, a agresywnością charakteryzują się głównie osoby odrzucone przez środowisko, aby tego nie okazywać. Więc szczerze wątpię, aby ktokolwiek wybrał się na poszukiwania. - Blondyn idzie w moje ślady i po chwili leżymy razem wpatrując się w ciemne, zachmurzone niebo.
-Gdyby komuś zależało, to by zaczęli nas szukać – mówię, krzywiąc się nieznacznie.
-Nigdy więcej tak nie myśl – odpowiada lodowato, a ja marszczę brwi z zaskoczeniem.
-Dlaczego? Dlaczego mam tak nie myśleć, skoro tak jest, do cholery! - tryskam gniewem, zaciskając mimowolnie dłonie w pięści.
-Ty już nie pytasz. Ty stwierdzasz fakty. To nie ma sensu. - Luke zaciska usta w wąską kreskę i wpatruje się we mnie z dziwnym rozczarowaniem.
-Co nie ma sensu? - pytam, tak wierząc w swe słowa.
-Ta rozmowa, to miejsce, ta noc... Nic, Michael.
-Dlaczego?
-Bo z góry zakładasz, że przegrałeś tę walkę. Poddajesz się, choć nie powinieneś. Mówisz, że nikomu na tobie nie zależy, nie znając faktów. Michael, nawet nie rozumiesz, co robisz. - Blondyn oblizuje powoli usta ze skrępowaniem, podnosząc się na równe nogi.
Momentalnie milknę i pocieram kark, czując się tak beznadziejnie, jak tylko można w takiej sytuacji.
-I jeszcze ta cholerna gra. To nie jest zabawa, wbrew pozorom. Umieranie to nie zabawa. Nie możemy później po prostu westchnąć, wzruszyć ramionami i pójść dalej. Nie możemy już nic, po prostu nas nie ma. Jeżeli sądzisz, że to tylko zwykła gra dla dzieci, to szkoda, że nie uświadomiłeś sobie wcześniej jak wielkie niesie ona ze sobą zagrożenie. - Chłopak wybucha, widzę, jak kipi, jak drżą mu ręce i jak bardzo powstrzymuje się, by nie powiedzieć zbyt wiele. Mimo tego na jego twarzy dalej odmalowuje się spokój. Osądziłbym, że wszystko jest jak zwykle, ale jego słowa nie były zwyczajne. Dalej próbuję je przetrawić. Unoszę się lekko z trawy, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Spróbujmy więc wskoczyć na kolejny etap naszej gry – mówię po chwili, uśmiechając się z jawnym wyzwaniem.
-Co masz na myśli? - Luke odwraca się w moją stronę z dziwnym błyskiem w oczach.
-Każda gra ma swoje poziomy trudności, prawda? Może więc zagramy na kolejnym, trudniejszym poziomie? - Przygryzam wargi z zadowoleniem, widząc, jak blondyn zaczyna nad czymś rozmyślać.
-Jak trudnym? - pyta po chwili, a ja tłumię narastającą we mnie dziwną radość.
-Sam wybierz – odpowiadam, oddychając głęboko chłodnym, leśnym powietrzem.
Luke robi jeden duży krok w moim kierunku i siada szybko obok mnie, wpatrując się jeszcze chwilę prosto w moje oczy. Widzę, jak się nad czymś zastanawia, toczy wewnętrzną walkę, nie wiedząc, którego głosu powinien się posłuchać. Sumienia, a może serca?
A może obu naraz?
-Będziemy tego żałowali, Clifford – jęczy po chwili, przysuwając swoje usta do moich.
Czy to właśnie tego się spodziewałem?
Czy właśnie taką jego reakcję przewidziałem?
Jak powinienem się zachować?
Czuję jego delikatne wargi na swoich, tak szorstkich, i z powrotem wewnątrz mnie pojawia się ta radość, niezwykła radość, zwana wolnością.
-Czy to normalne? - pytam z ledwością, kiedy chłopak się ode mnie odsuwa.
-Nie, to zupełnie nienormalne. Dlatego tak niezwykle pociągające. - Blondyn wybucha niepohamowanym śmiechem, a ja do niego dołączam, nie umiejąc inaczej zareagować.
Czuję się niezwykle swobodnie, jakby wreszcie we właściwym miejscu i czasie.
Czuję się potrzebny.
I czuję chyba coś więcej, ale nie umiem tego opisać.
Ciężko jest opisać coś, co doznaje się pierwszy raz w życiu, a mimo to tak przeżywa.
Wiem jednak, że nie chcę tego zmieniać.
Dalej chcę się unosić nad ziemią, nie do końca świadomy moich czynów.
Nie do końca świadomy tego, co robię.
Nie do końca świadomy, a mimo to tak szczęśliwy.
Uśmiech rośnie na mojej twarzy, a przenikliwy chłód mile ogarnia, otulając kołderką jakby do snu.
Diagnoza: narkolepsja.
______________________________________________________________________________
Okay, przepraszam, za nieobecność, ale miałam natłok pracy, etc., a nie chciałam zepsuć tego rozdziału, więc po prostu poczekałam na chwilę czasu, by go stworzyć. x
Mam nadzieję, że wam się podobał <3 Jeśli ktoś tu jeszcze żyje, to niech da tego oznakę, hm? x
I zapraszam wszystkich do dwóch książek, które będą utrzymane w podobnym klimacie, tak sądzę. Zdołałam wrzucić jak na razie tylko wstępy, ale niedługo pojawią się kolejne części :)) ~ "I think I loved you" - ff o Michaelu, a także "I am dead. Am I?" o Ashtonie :D
To jak, do następnego? x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro