Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział szósty

Dust w ostatniej chwili ominął mackę, pędzącą w jego stronę. Posłał w przeciwnika kilkanaście kości i szybko uciekł w bok. Wiedział, że tej walki nie może przegrać.

Nightmare spokojnie ominął atak Dusta.

-przewidywalne.- rzekł Nightmare, po czym zaatakował z dwóch stron jednocześnie.

Dust cofnął się, unikając dwóch macek. Stworzył blaster obok Nightmare'a i jeden za nim. Nightmare zachował się, jakby właśnie tego się spodziewał. Uniknął ataku, po czym zmierzył Dusta spojrzeniem.

-ciągle używasz jednego schematu- powiedział Nightmare- to sprawi, że przegrasz.

Nightmare ponownie zaatakował. Dust uniknął macki, tylko po to, by wpaść na drugą mackę, która owinęła się wokół niego, mocno się zaciskając. Dust cicho syknął z bólu.

Nightmare podniósł go i zrobił kilka kroków, zbliżając się do niego.

-musisz wiedzieć, że nie toleruję takiego zachowania. Zaatakowałeś mnie, a to jest ogromny błąd. Zrobiłeś to jednak dlatego, że byłeś przerażony wizją tego, co cię czeka. Nie potrafisz znieść myśli, że teraz to nie ty decydujesz o swoim życiu.- Dust odwrócił wzrok, a Nightmare uśmiechnął się lekko. Podobało mu się to, że w Dust'cie dalej jest silna wola walki. Może to wykorzystać- nie masz ze mną szans, Dust. Podobnie nie miałbyś szans w walce z osobami, które musimy zabić w pierwszej kolejności- Nightmare mocniej zacisnął mackę, a Dust krzyknął.- zginiesz, zanim walka naprawdę się rozpocznie.

Nightmare puścił Dusta, a ten uderzył w ziemię. Syknął cicho i zacisnął rękę na trawie. Nightmare pokręcił głową.

-jesteś słaby. Spójrz tylko na siebie. Przegrałeś, a nawet nie próbujesz wstać, by zachować resztki godności, tylko leżysz, trzymając się trawy jakby ona miała mnie powstrzymać przed ponownym podniesieniem cię, by tym razem już połamać ci kości. Wstawaj!

Ale Dust nie chciał wstać. Wszystkie kości go bolały, mimo iż nie były połamane. Obawiał się, że nie będzie w stanie ustać na nogach. Mocniej ścisnął kępkę trawy, jakby była jego jedynym ratunkiem.

Nightmare pokręcił głową, po czym odwrócił się i poszedł w stronę zamku. Potrzebował chwili spokoju. Ledwo się powstrzymał przed połamaniem Dustowi kości. Co on sobie myślał! Nie miał prawa go atakować! Ale z drugiej strony... Musiał przyznać, że podobało mu się to, iż Dust miał odwagę rzucić mu wyzwanie. Miał odwagę by walczyć o swoje życie. Potrafił stanąć do walki ze świadomością, że prawie na pewno przegra i walczyć. A to nie byle co. Musiał to przyznać, Dust mu w pewien sposób zaimponował.

Dust patrzył na oddalającego się Nightmare'a. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, po czym powoli usiadł. Na razie nie ufał własnym nogom na tyle, by próbować wstać.

~czy teraz nadal uważasz, że nie jest zły?- zapytał duch Papyrusa.

Dust zacisnął pięści.

-nie. Pozbyłem się złudzeń. Muszę jak najszybciej stąd uciec.

~w końcu to zrozumiałeś- rzekł duch Papyrusa.

Dust spojrzał na trawę, którą ściskał tak mocno, że wyrwał ją z ziemi razem z korzeniami.

-tak. Teraz muszę wymyślić jakiś plan ucieczki.

*****

Error rozejrzał się. Nigdzie nie było ani śladu Inka czy Nightmare'a. Jednak spodziewał się tego. Jeszcze nie zaczął niszczyć świata. Wolał się jednak upewnić. Ostrożność nie zaszkodzi, prawda?

Wziął głęboki wdech, po czym ruszył przed siebie. Blastery strzelały we wszystkie strony, siejąc zniszczenie. Wystrzelił kilka linek, oplatając nimi dusze kilku napotkanych potworów, po czym niszcząc je.

To było łatwe. Takie łatwe... Większość potworów nawet nie próbowała z nim walczyć, a jeżeli ktoś próbował, nie był wielkim zagrożeniem. Error kończył walkę szybko. Chciał zniszczyć jak najwięcej, zanim przyjdą Ink i Nightmare. Co do tego, że przyjdzie Nightmare nie miał całkowitej pewności, ale było to bardzo prawdopodobne. A co, do tego, że przyjdzie Ink nie miał żadnych wątpliwości. Ink przychodził zawsze, gdy Error niszczył jakiś świat. Jakby w jakiś magiczny sposób zawsze wiedział, gdzie i kiedy Error zaczyna swoje dzieło zniszczenia. A może właśnie tak było? Tego Error nie wiedział i nie obchodziło go to. Teraz chciał tylko wcielić swój plan w życie.

Rozejrzał się. Dlaczego akurat ten jeden raz, gdy Error chciał, by Ink się pojawił, ten się uparcie nie pojawiał? Nightmare'a też nie było. Gdzie oni się podziali?

Zacisnął pięść. Przy odrobinie szczęścia pozbyłby się dzisiaj albo Nightmare'a, albo Inka, a przy dużej ilości szczęścia ich obydwu.

Jego plan był prosty, więc mało rzeczy mogło pójść nie tak. Liczył się jednak z faktem, że jeżeli coś poszłoby nie tak... mógłby mieć naprawdę duże kłopoty.

*****

Patrzył z ukrycia, jak czarny szkielet niszczy ten świat. Wiedział, że powinien zareagować, powstrzymać go przed zabijaniem niewinnych potworów jednak nadal tylko patrzył. Czekał na kogoś.

-musi się pojawić...- szepnął do siebie szkielet, badając wzrokiem otoczenie- a kiedy się pojawi, będę gotowy.

Patrzenie na śmierć i strach niewinnych osób było sprzeczne z jego naturą, ale nadal czekał. Całą siłą woli powstrzymywał się od działania. Nie mógł jeszcze opuścić kryjówki, musi mu się udać.

Szkielet zmrużył oczy, wpatrując się pomiędzy drzewa. Po chwili dostrzegł tam ruch. Cicho podszedł bliżej, starając się pozostać niezauważony.

Wzrok go nie mylił. Był tam szkielet z mackami, a obok niego stał szkielet w bluzie pokrytej pyłem, który cały się trząsł i rozglądał się czujnie.

Czas zacząć działać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro