Rada Naczelna, GROUP CHAT, DM, OPISÓWKA #16
Użytkownik NaczelnaRada opublikował nowy post
NaczelnaRada: Dziś w południe na Placu Głównym zostanie wykonany wyrok na zdrajcy naszej ideologii. Obecność obowiązkowa! Niestawienie się grozi karą chłosty w przypadku "przegranej strony", a w przypadku członków NASZEJ społeczności - zawieszeniem uprawnień magicznych na czas zależny od zajmowanej pozycji. Do zobaczenia 🙂
❤ 90 polubień
Nott.On.Top: A proces?
⤷ Greg.Go: Odbyły się przesłuchania, świadków brak dlatego w procesie wziął udział główny zainteresowany oraz członkowie Rady Naczelnej. Uważam, że obecność "publiczności" tylko zakłóciłaby przebieg tego zdarzenia.
⤷ Pans.Solo.Player: A adwokat? On ma prawo do obrońcy! Żądam powtórzenia procesu z powodu złamania podstawowych praw oskarżonego!
⤷ Devilish.Zab: Kotku, nie ma na to szans. Przykro mi Pans 😓
⤷ NaczelnaRada: Proszę panować nad swoją żoną, Panie Zabini!
⤷ Pans.Solo.Player: A możesz zwracać się bezpośrednio do mnie, a nie do mojego męża? Co ja jestem? Jakiś imbecyl? Nie umiem czytać czy jak? @NaczelnaRada
⤷ NaczelnaRada: Takie zachowanie nie przystoi damie, ale rozumiemy, że to przez nerwy. Dlatego nie wyciągniemy żadnych konsekwencji.
⤷ Pans.Solo.Player *Parkinson-Zabini !!!
Ad.Pucey: Nie dam rady przyjść. Ktoś musi mieć oko na pacjentów. Mam nadzieję, że przyjmujecie taką formę "usprawiedliwienia", bo właśnie zaczynam zmianę i nie mam jak złożyć papierów oficjalną drogą. Aaaa... do pomocy wziąłem sobie pannę Patil więc jej też nie będzie.
⤷ NaczelnaRada: To kto stwierdzi zgon? Potrzebujemy podpisu magomedyka!
⤷ Greg.Go: Przecież jak odetniemy mu głowę to nawet dziecko będzie wiedziało, że nie żyje XD
⤷ Ad.Pucey: Przecież nie jestem jedynym magomedykiem w Londynie 🙂
⤷ NaczelnaRada: Rozmawialiśmy już o formie śmierci i chyba coś innego ustaliliśmy
GrahaM.M: Panowie, zaopiekujcie się swoimi wybrankami w trakcie tego bezprecedensowego wydarzenia! Ktoś musi je łapać, gdy będą mdlały na widok trupa.
⤷ Merciful.Davis: Czyli idziesz ze mną?
⤷ GrahaM.M: Wybacz Sreberko, będę wtedy w pracy ❤
⤷ Greg.Go: Ale możesz wbić do pierwszego rzędu, Davis. Będziesz miała lepszy widok!
Pretty.Ast: No nie wierzę w to co czytam...
⤷ Greg.Go: ???
⤷ Pretty.Ast: Publiczne przedstawienie, serio?
⤷ Greg.Go: To jest przestroga m.in. dla takich jak Ty, Greengrass.
***
GROUP CHAT - 🔥 Jak Feniks z Popiołów 🔥
Brave.Harry: Halo, ludzie! Musimy powtórzyć nasz plan! Widzieliście nowy post?
La.Lav.La: Wszystko dzieje się szybciej niż zakładaliśmy...
Brave.Harry: Każdy wie co ma robić?
La.Lav.La: Musimy wmieszać się w tłum. Obszerne bluzy z kapturami mile widziane.
Seamus.Sim.Finn: Gdy Malfoy umrze (czego w mojej opinii nie powinien robić, ale jest głupi i uparty) to na pewno wszyscy będą w szoku. Wtedy Lav zaatakuje od środa tłumu, a ja zajmę się urzędnikami Rady Naczelnej. Poślę w ich kierunku Szatańską Pożogę czy coś takiego. Nie chcę by ktoś spłonął żywcem, ale oni na to zasłużyli...
Handsome.Cor: Reszta z nas pomaga Seamusowi przy użyciu różdżek. Jak będzie trzeba to możemy nawet użyć zaklęć niewybaczalnych - nikt nas z tego nie rozliczy.
Jee.Lordan: Ja stoję z boku i ewentualnie udzielam pomocy magomedycznej.
Nev.Story: Masz dobrą pamięć, kolego 😎
Seamus.Sim.Finn: W końcu nadszedł czas na wielkie boom! 💣
Par.Patil: A właściwie dlaczego nie możemy zaatakować, gdy Goyle będzie przygotowywał się do rzucenia Avady? Przecież wszyscy będą w niego wpatrzeni, nikt nie spodziewa się ataku...
Brave.Harry: Skąd wiesz, że to będzie Avada?
Pad.Patil: Malfoy jest synem jednego z najważniejszych urzędników w państwie. Poza tym należy do czystokrwistych. Może podziały już nie obowiązują, ale istnieją pewne niepisane zasady...
Brave.Harry: To brzmi logicznie. Ale nie ma czasu na zmianę planów! Trzymajmy się pierwotnych założeń.
Dean.Mean.Thomas: No to w takim razie ja zrobię zdjęcia. Aha i na wzgórze biorę ze sobą Bulstrode. Zależy mi na niej i nie chcę żeby coś jej się stało. Jakby nie patrzeć to ona też jest ofiarą tego systemu.
Asian.Girl: Ojejku, Biedna Millicenta Bulstrode! Tyle się nacierpiała przez te dwa lata. Żyła w lesie i jadła korzenie 🙂
Dean.Mean.Thomas: Daruj sobie te uszczypliwości, Chang!
Asian.Girl: Jeden niewłaściwy ruch i nasze marzenia o wolności runą jak domek z kart! Powinniśmy być ostrożni.
Just.Granger: Co się tutaj dzieje? To tym pojmanym "zdrajcą ideologii" jest Draco?
Asian.Girl: To Ty nie wiedziałaś? @Just.Granger
Just.Granger: No popatrz, JAKIMŚ cudem mi to umknęło...
Fire.Ginny: Serio jej stąd nie usunęliście? 🙂
Brave.Harry: Sama mogłaś to zrobić.
Love.Hate.Luna: Ja pierdole, ale zjebaliśmy.
Brave.Harry: Eeee ...
Fire.Ginny: Hermiono, przejdziemy się na spacer i tam o wszystkim Ci opowiem.
HotHeaded.Ron: Idę z Wami!
***
DM [Hermiona - Theodor]
Just.Granger
Wiedziałeś?
Nott.On.Top
O czym?
Just.Granger
O Draco...
Nott.On.Top
Ugh, wszyscy wiedzieli,
ale nikt nie wiedział
jak Ci to powiedzieć.
Ani ja, ani Twoi przyjaciele
Just.Granger
Nie rozumiem
Nott.On.Top
Jakby to powiedzieć,
mimo że jesteś dużą dziewczynką
to jesteś w ciąży, a ostatnio
miałaś dość sporo stresu
Just.Granger
Moi przyjaciele nie wiedzą,
że jestem w ciąży
Nott.On.Top
Hermiono naprawdę będziemy
się przegadywać?
Just.Granger
Masz rację, nie ma na to
czasu. Już prawie południe...
Nott.On.Top
No chyba nie masz
zamiaru brać udziału w tym cyrku!
Just.Granger
Obecność OBOWIĄZKOWA 🙂
Odpowiedz sobie sam
na to pytanie, Theo.
Do zobaczenia na Placu Głównym!
Nott.On.Top
Czekaj!
Napisz mi gdzie jesteś,
przyjdę po Ciebie i pójdziemy razem.
Just.Granger
Idę z Ronem i Ginny.
Nott.On.Top
Więc pozwól, że do Was dołączę
***
- Draco -
Nigdy nie zastanawiałem się jak smakuje przegrana, nie wiedziałem co czują więźniowie przetrzymywani w podziemiach Gmachu Głównego. Kiedyś rozmawialiśmy o tym z Zabinim. Mulat mówił, że bezczynność i nadmiar wolnego czasu doprowadza pojmanych na skraj szaleństwa. Nie zgadzałem się z jego przypuszczeniami, wtedy uważałem, że wizja śmierci powoduje paraliż ciała i umysłu. Jednak dzisiaj wiem, że to Blaise miał rację.
Przez brak konkretnego zajęcia zacząłem analizować swoje życie. Myśleć nad każdym rokiem, który byłem w stanie sobie przypomnieć. Zrozumiałem, że popełniłem wiele błędów i skrzywdziłem wielu ludzi. Niektórzy już mi wybaczyli, a inni ie nigdy tego nie zrobią.
Zardzewiałe drzwi zaskrzypiały i przerwały moje przemyślenia, które trawiły mnie od wewnątrz niczym mugolski rak. Do środka wszedł Graham Montague, który od pewnego czasu stał się ulubionym współpracownikiem Goyle'a. Byli kumplami nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. Gdy tylko kończyli pracę to podobno wypijali razem niejeden kieliszek mugolskiej wódki, którą publicznie gardzili.
- Już czas - powiedział, nie siląc się na przywitanie.
Mogłem się ociągać, mogłem próbować walczyć, mogłem go uderzyć i spróbować uciec. Ale po co? Za rogiem na pewno stało kilku strażników uzbrojonych w różdżki, którzy pojmaliby mnie w ułamku sekundy. Dlatego wstałem z miejsca, a moje stawy zatrzeszczały złowieszczo, jakby sprzeciwiały się temu nagłemu ruchowi. Chyba zbyt dużo czasu spędziłem w jednej pozycji. Odruchowo wygładziłem swoją zmiętą, białą koszulę.
Graham podszedł do mnie i skrępował mi ręce za plecami za pomocą odpowiedniego zaklęcia. Skrzywiłem się nieco, bo zrobił to zdecydowanie zbyt mocno. Chociaż z drugiej strony... Ten ból wciąż udowadniał mi, że czuję. A skoro czuję to jeszcze żyję. Po chwili ruchem głowy wskazał drzwi. Rzuciłem obojętne spojrzenie w kierunku ciasnej celi, która była ostatnio moim domem. Nie będę za nią tęsknił.
Z wysoko uniesionym podbródkiem szedłem znajomymi korytarzami. Były one dziwnie opustoszałe, nikt nie plotkował przed drzwiami gabinetów ani nie zbierał rozrzuconych papierów. Powoli docierało do mnie, że z mojej śmierci Goyle postanowił zrobić niemałe show. Ten typ miał ewidentnie jakiś kompleks niższości i chyba chciał, żeby jego "zwycięstwo" widziało wiele osób.
Gdy dosłownie kilka metrów dzieliło mnie od schodów prowadzących do głównego holu, Graham kazał mi się zatrzymać. Założył na moją głowę worek, który był świadkiem kilku śmierci. Pachniał krwią i potem, co przyprawiło mnie o mdłości.
Dopiero gdy Montague upewnił się, że nic nie widzę, ruszyliśmy dalej. Kilka razy potknąłem się na schodach, ale nie upadłem. Po chwili poczułem na swoich dłoniach chłodny podmuch wiatru, a na mojej skórze, przykrytej cienką warstwą materiału koszuli, pojawiła się gęsia skórka. Pod butami coś skrzypiało, gdy stawiałem kolejne kroki. Wywnioskowałem, że musiał spaść śnieg i zapanowała minusowa temperatura. Poczułem ukłucie w sercu, bo uświadomiłem sobie, że nigdy nie pokażę mojemu dziecku jak ulepić magicznego bałwana.
Graham wprowadził mnie na jakieś podwyższenie, na które prowadziły trzy schody. Dopiero później ściągnął z mojej głowy śmierdzący, jutowy wór i zostałem oślepiony zimowym słońcem. Promienie odbijały się od białego puchu, który pokrywał każdy cal wolnej przestrzeni. Podobno kolory mają jakieś głębsze znaczenie. Przynajmniej tak kilka razy mówiła Hermiona, gdy leżąc w łóżku dyskutowaliśmy na temat kultury niemagicznych ludzi. Próbowałem przypomnieć sobie jakie znaczenie ma biel. Po chwili zdałem sobie sprawę, żeten kolor jest symbolem czystości i niewinności. Czy to jakaś ironia?
Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła dziennego zobaczyłem przed sobą dość spory tłum. Wszyscy wpatrywali się we mnie w ciszy. Na niektórych twarzach widziałem jawne obrzydzenie, a na innych malowało się współczucie. W końcu wypatrzyłem kogoś znajomego. Pansy stała obok swojego męża i kurczowo trzymała się jego ramienia. Była bledsza niż zazwyczaj, a pod jej oczami znajdowały się czarne smugi zostawione przez spływający tusz do rzęs. Jednak mimo wszystko posłała w moim kierunku pokrzepiający uśmiech. Odwzajemniłem się tym samym, chociaż nie miałem pewności, że dziewczyna wyłapie ten gest.
Goyle wyszedł na środek placu, ale nie wszedł na podest, na którym stałem. Odwrócił się do mnie plecami i zaczął swoją przemowę. Przywitał się ze wszystkimi i oznajmił jaki jest cel tego zgromadzenia.
- Widzicie ten słup? - Głowy wszystkich zgromadzonych, w tym moja, zwróciły się w stronę wskazaną przez palec Goyle'a. - Przypomina średniowieczny, mugolski pręgierz. W średniowieczu pręgierze były dość popularne wśród naszych niemagicznych sąsiadów. Przywiązywali do nich oszustów i zdrajców, by wystawić ich na publiczne pośmiewisko. Później oskarżonym była wymierzana kara ku uciesze zgromadzonego tłumu. Wnioskowałem żeby Draco Malfoy zginął w sposób niegodny czarodzieja. Jednak w trakcie głosowania Rada Naczelna wybrała bardziej humanitarny sposób. Draconie Malfoy'u - odwrócił się do mnie i posłał w moim kierunku zadowolone spojrzenie. - Zostałeś skazany na śmierć przez zaklęcie Avada Kedavra. Nie masz prawa do ostatniego słowa, nie możesz odwołać się od wyroku. Kara śmierci zostanie wykonana za chwilę, a jej wykonawcą będę ja.
Cóż, tego akurat się nie spodziewałem. Sądziłem, że mnie powieszą jako przestrogę dla innych. Obstawiałem, że moje ciało będzie przez kilka dni wisiało na Placu Głównym aż w końcu zapach rozkładających się tkanek zacznie komuś przeszkadzać.
Jednak nie wszystko szło zgodnie z planem, który wymyślił Goyle. Znając jego zamiłowanie do perfekcji to punkt po punkcie zaplanował przebieg całego wydarzenia. Jednak ktoś odważył się wejść mu w paradę...
Hermiona wybiegła z tłumu i stanęła tuż za Gregiem, który rzucił w jej kierunku spojrzenie, którym mógłby obdarzyć natrętną muchę. Ktoś chciał ją pojmać jednak Goyle przecząco pokręcił głową.
Za to moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Nie wiedziałem czy już umarłem czy wciąż stąpam po ziemi. W końcu po wczorajszym przesłuchaniu Goyle powiedział mi, że Hermiona i moje nienarodzone dziecko nie żyją. Potwierdziło to kilka osób w tym Higgs! Widziałem jego podpis na protokole odbioru zwłok! Czy mój przyjaciel mógł mnie oszukać?
Poza tym Greg pokazał mi list pożegnalny, który rzekomo napisała szatynka zanim odebrała sobie życie. Charakter pisma się zgadzał, podpis był identyczny, a ja byłem skatowany po torturach. Wczoraj nie wyłapałem tego podstępu, nie myślałem wtedy jasno...
Gdyby moje ręce nie były teraz unieruchomione to dosłownie dałbym sobie w twarz! Przysięgam! Moje nogi zrobiły się miękkie, niczym z waty i upadłem na kolana. Uniosłem twarz ku niebu, a z mojego oka spłynęła pojedyncza łza. Zjebałem po całości i czy chcę czy nie to poniosę tego konsekwencje.
Przeniosłem wzrok na Goyle'a, który stał niewzruszony i celował we mnie różdżką. Nawet nie zauważyłem kiedy ją wyciągnął. Pewną ręką trzymał swój magiczny atrybut i był gotowy, by rzucić w moim kierunku śmiertelne zaklęcie. Nawet z dzielącej nas odległości mogłem zobaczyć, że cały czas mamrocze coś pod nosem. Zacząłem zastanawiać się czy powtarza formułę zaklęcia czy może wydaje jakieś polecenia.
A potem? Potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. W środku tłumu zapanowało jakieś poruszenie, a ktoś zaczął płonąć żywcem. Płaszcz tego nieszczęśnika w mgnieniu oka stanął w płomieniach, które szybko przeniosły się na suknie kobiet stojących obok niego. Czarownice zaczęły uciekać w popłochu, a mordercza pożoga podążała za nimi. W międzyczasie Pansy przedarła się do przodu i rzuciła się na plecy Goyle'a, który pomimo zaskoczenia zdążył posłać w moją stronę zielony promień światła. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Przygotowałem się na śmierć.
Coś uderzyło w moją klatkę piersiową i zostałem powalony na drewniany podest. Próbowałem otworzyć oczy jednak na próżno. Powieki zrobiły się ciężkie niczym głaz i nawet nie drgnęły, gdy wkładałem cały swój wysiłek by je uchylić. Zdawałem sobie jeszcze sprawę z tego co się dzieje wokół mnie. Ktoś w kółko powtarzał moje imię i potrząsał mną ze wszystkich sił. Inna dłoń z czułością dotykała mojego policzka. Przez chwilę słyszałem jeszcze odgłosy walki, szamotaniny oraz krzyki, ale nie potrafiłem odgadnąć kto właśnie zdziera sobie gardło. Jednak po kilku sekundach wszystko zaczęło się zamazywać aż w końcu otoczyła mnie głucha cisza. Miałem wrażenie, że wszystkie moje zmysły zostały wyłączone jakby na zawsze zostały przykryte żałobnym kirem.
Nic już nie widziałem, nic nie słyszałem i nic nie czułem. Czy tak właśnie wygląda śmierć? A gdzie mroczny kosiarz? Gdzie ten tunel i bliscy czekający na mnie na jego końcu? Gdzie moja matka, która miała przeprowadzić mnie na drugą stronę? Gdzie podziała się owiana tajemnicą łąka? Gdzie do cholery jest to wszystko?!
/// Przedostatni rozdział tej historii za nami 🥺 Jakieś teorie / przypuszczenia?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro