Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Walentynki

Z dedykacją dla mojej deseczki! xxJustMeBitchxx 😘 I 💚 U

I z dedykacją dla przyjaciółki współautora KamixLax

- Czemu milczysz? Powiedz coś jeszcze
- Przecież ciągle mówię do Ciebie deszczem. Mówię prozą i mówię wierszem
- Nim zginę w wiośnie, powiedz mi coś na szczęście
- Spłynąłem do Ciebie deszczem. Z wilgotnej jaśminu kiści..
- Powiedz, powiedz coś jeszcze
- Kocham Cię deszczem, konwalia zielonych liści szelestem
- Mów proszę, mów jeszcze
- Nie, nie teraz. Dość rozmowy. Teraz przerwa na pocałunek walentynkowy..

- Zdałem! - woła Harry, wykonując dzikie tańce radości - Teraz muszę znaleźć jakiś pokój.
Cała rodzina cieszyła się faktem, że najmłodsza latorośl dostała się do wymarzonej szkoły. Oczywiście ta radość także udzielała się pani Holm, przyjaciółce matki Harry'ego. Kobieta była samotną osobą. Zielonooki traktował ją jak ciotkę, wprost ją uwielbiał. Miała ona dom w mieście, lecz przebywała tam rzadko. Stać ją było na dalekie i długie podróże. Każdego lata odwiedzała swą przyjaciółkę.
- Właściwie mógłbyś zamieszkać u mnie, Haroldzie. I to za darmo - rzekła pani Holm z lekkim i jakby nieco tajemniczym uśmiechem - Wiadomo, że zimę spędzę na słonecznym wybrzeżu Hiszpanii. Uwielbiam ten kraj! A ty, podlewałbyś mi kwiaty i pilnował wszystkiego. Ale.. - potrząsnęła głową, a sztywne loki, skręcone trwałą ondulacją, poruszały się osowiale.
- Ale co Hano? - zapytała mama brunetka, patrząc z napięciem na twarz przyjaciółki.
- Właściwie, to niemożliwe. Mój nowy sąsiad.. To młody mężczyzna. On.. On zachowuje się zbyt swobodnie. Jak wapominam kochaną pannę Tande, która tam wcześniej mieszkała, to.. - przerwała - Otóż człowiek ten o każdej porze dnia i nocy włącza straszną i główną muzykę. I jeszcze jedno. Jego samochód warczy wtedy, gdy ja biedaczka, chcę spać. Czasami nawet parkuje na moim podjeździe!
Popatrzyła na zebranych zbulwersowana, oczekując słów krytyki pod adresem zepsutego młodzieńca. Hazz stłumił cisnący się na usta uśmiech.
- Ależ ciociu, ty przecież nie masz samochodu - zauważył, a w jego głosie zabrzmiał ton upomnienia.
- To prawda. Ale pomimo to, chyba są jakieś zasady. Po za tym nie myje okien. I nie ma w nich kwiatów. Mówię wam, ten dom wygląda tak smutno. Nie wspomnę już o zapuszczonym ogrodzie.
- I dlatego Harry nie może zamieszkać u ciebie? Mimo, że dom będzie stał pusty? - An spojrzała urażona na przyjaciółkę.
- Nie powiedziałam wam najgorszego - zaczęła, była dziwnie zakłopotana - Do niego przychodzi tyle kobiet i mężczyzn! O każdej porze dnia i nocy! A jak to można wytłumaczyć? No, że jest takim mężczyzną, co to.. no.. Chyba rozumiecie. Czy może być inne wyjaśnienie?
Pani Holm spłonęła rumieńcem. Swą opowieść podsumowała stwierdzeniem, że młody mężczyzna nie może mieszkać w sąsiedztwie mężczyzny, który tak się prowadzi.
Ale brunet był upartym i stanowczym stworzeniem. I już się zdecydował. Spodobał mu się pomysł zamieszkania w pięknym, wspaniale wyposażonym domu, który przy akademickiej bursie albo wynajętym pokoiku zdawał się być pałacem. Tak długo wszystkich męczył, włącznie z dobroduszną, aczkolwiek strasznie ciekawską i pruderyjną cioteczną, aż się zgodziła.
- Co mnie obchodzi twój głupi sąsiad! - mówił stanowczo - Niech sobie tam mieszka nawet sam diabeł! Mam swój rozum i nie popełnie glupstw.
Ale Hana z troską myślała o tym, co mogło nastąpić. Była już starszą kobietą i wiedziała, że na młodego i miłego chłopca jakim był Harry mogą czyhać różne niebezpieczeństwa. A jeśli ten okrpony sąsiad zechce skrzywdzić niedoświadczonego i naiwnego młodzieńca z małego miasteczka?
On był jednak uparty jak osioł. W gruncie rzeczy układ odpowiadał obu stronom. Stanęło więc na tym, że pani Holm życzyła Harry'emu przyjemnego pobytu w swoim domu.
Zielonooki ani przez sekundę nie odczuwał strachu przed sąsiadem swej rizhisteryzowanej cioteczki. Było wręcz przeciwnie. Cieszył się, że ona wyjechała, a on został wreszcie sam. Wcale nie przeszkadzała mu muzyka Dire Straits, którą usłyszał już drugiego wieczoru. A że było głośno?On zrobiłby jeszcze głośniej! Taka muzyka musi odpowiednio brzmieć. Ochoczo krzątał się po domu, podśpiewując pod nosem.
Nagle drgnął. Pod dom sąsiada zajechała dziewczyna na motorze. Była ubrana w czarną skórę.
- To nie moja sprawa - pomyślał głośno, Hazz odchodząc od okna. Jednak ciekawość przywiodła go tam z powrotem. Przypomniał sobie słowa ciotki.
Dzień później wszystko się powtórzyło. Muzyka u sasiada dudniła ogłuszająco. Przed domem zatrzymał się lekki sportowy wóz. Mężczyzna był dużo starszy od kobiety, która tu wczoraj była. Był chyba tak koło pięćdziesiątki. Wyglądał jakby ktoś go przed chwilą wyciągnął z okładki jakiegoś romansidła.

***
Harry polubił nową szkołę. Uczył się intensywnie, świadomy, że przyszłość należy do tych, którzy będą dobrze przygotowani..
Czuł się wspaniale w domu ciotki. W porównaniu z wieloma koleżankami, które gniezdziły się w małych pokoikach, żyła luksusowo.
Pewnego popołudnia właśnie wracał ze szkoły, gdy nadjechał sąsiad swoim ciemnoniebieskim BMW.
- Cześć! - zawołał - Nareszcie cię spotkałem. Zauważyłem, że mam nowego sąsiada. Nazywam się Louis Tomlinson. Witam!
Hazz przedstawił się. Uroczy chłopak -pomyślał zaskoczony. Miał coś takiego w oczach, w ogóle w sposobie bycia, co wyjaśniało, dlaczego tyle kobiet i mężczyzn ulega jego wdziękom.
- Zapraszam cię na powitalnego drinka - powiedział.
Odmownie potrząsnął głową. Nigdy w życiu tam nie pójdzie! Nie ma mowy! Nie da się mu omotać!
- No to innym razem - uśmiechnął się przyjaźnie. Był niższy od Harry'ego i szczuplejszy. Włosy miał gęste koloru karmelowego. - Cieszę się, że mam takiego miłego sąsiada - powiedział.
Brunet pośpieszył z wyjaśnieniami, że tylko wynajmuje to mieszkanie.
- Mimo wszystko - roześmiał się.
Harry nadal nie wiedział jak ma go oceniać.
W następnych dniach był coraz bardziej zdezorientowany. Kobiety i faceci przychodzili i odchodzili. Mówił, że studiuje. Co za student, co zadaje się z tyloma kobietami i facetami? Co się za tym kryje?
Ale najbardziej zdumiewało go zachowanie Louis'a względem niego samego. Wciąż gdzieś go zapraszał. To na kawę, to na lampkę wina albo własnoręcznie zrobioną pizzę. H konsekwentnie odmawiał, chociaż Louis podobał mu się coraz bardziej.

**
Mijały dni, zbliżało się Boże Narodzenie. Brunet dostał list od pani Holm. Ciocia czuła się dobrze, jednak marwiła się o Harry'ego. Ostrzegała go przed nieprzyzwoitym mężczyzną, który mieszkał za ścianą.
Zielonooki uśmiechał się czytając list. Hana na pewni pochwaliłaby jego dotychczasowe zachowanie.

Święta tak szybko minęły, że aż brunet nie mógł uwierzyć. Później minął cały styczeń zawalając go egzaminami. Kolejny był luty. On zaczął się spokojnie i leniwie. Harold postanowił obdarować swoich przyjaciół upominkami walentynkowymi, dlatego tuż przed samym świętem zakochanych postanowił wybrać się na spore zakupy. Kupił prezenty dla wszystkich i tak obladowany wrócił do domu. Gdy miał już zamknąć drzwi za sobą, przeżył szok. Z mieszkania Louis'a wyszła Kate Perry! Sławna piosenkarka. I taka właśnie elegancka kobieta wychodziła od niebieskookiego.
Obserwując tę scenę, chłopak poczuł się jakoś dziwnie. To było nie do pojęcia!
- O, część! Wyglądasz na zmęczonego. Zapraszam na szklaneczkę wina domowej roboty. Dopiero co piła je Kate..
Co za tupet! Ledwie poszła jedna, a już zaprasza jego..
- Nie rozumiem, dlaczego tak za mną chodzisz? - zaczął ze złością - Za mało masz ich? - wskazał ruchem głowy na wsiadającą do auta gwiazdę.
I spojrzał na Lou zdenerwowany. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego Louis nie daje jej spokoju.
- Zaraz, zaraz, bo nie nadążam! - powiedział. Świetnie wyglądał w obcisłych spodniach i czerwonobrązowym swetrze - Myślisz, że ze wszystkimi sypiam? - skrzywił się - Niestety, nie jest aż tak dobrze - dodał spokojnym tonem - Najwyraźniej masz o mnie jak najgorszą opinię, mój kochany sąsiadziku. Musisz więc wejść i zobaczyć. Tym razem nie możesz odmówić - mówiąc to ujął go za ramiona i zaprowadził do siebie.
Kiedy weszli do środka Harry oniemiał. Rozgłądał się bez słowa po wnętrzu. W dużym pokoju przy oknie znajdował się stół do pracy. Jego powierzchnię zajmowały jakieś jakiś papiery. W rogu stało pianino, które widziało lepsze czasy. Harry'emu często wydawało się, że słyszy jego dźwięki, ale myślał, że to muzyka puszczana z płyt.
- Pisze teksty - wyjaśnił pośpiesznie - Pisze wszystko wedle życzenia klienta. Tak, aby pasowało to pod ich styl. Mój ojciec był muzykiem. Od najmłodszych lat obracałem się w tym fachu. Mówią, że podobno mam talent - zażartował - To moja praca - wskazał na pianino - W ten sposób finansuje swoje studia. Będę nauczycielem muzyki..
Upłynęła chwila, za nim Harry mógł wydukać coś rozsądnego. Wtedy jednak zaczął mówić o wszystkim naraz. Przepraszał go za posądzenia i plotł, co ślina na język przyniosła. Louis potraktował go wyrozumiale. Przygotował dla niego szklankę porzeczkowego wina.
- Jestem zupełnie normalny - roześmiał się - I nieszkodliwy
*
Noc spowijała mrokiem duży dom, w którym obaj mieszkali, a oni coraz bardziej byli sobą oczarowani. Po dwóch tygodniach już żyć bez siebie nie umieli.
I rok później, w same walentynki Louis, przy całkowitej aprobacie rodziców i rodzinie H, oświadczył się swojemu ukochanemu..

Koniec!

O to jestem i życzę wam wspaniałych walentynek!
(Jeszcze zdążyłam z shotem😂)

Praca pisana ze współpracy z pewnym wnerwiającym człowiekiem xxwisielecxx <- oczywiście zapraszam do niego na piękny shot! On dopiero zaczyna, więc no.. Wspomóżmy go 😂 Krytyka pewnie mile widziana!
Pamiętajcie, najlepszych i najdziwniejszych ludzi spotykamy przypadkowo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro