🌸5🌸
Dojazd do mojego domu zabiera nam dobrą godzinę.
Dziwi mnie jedynie to, że Ericowi naprawdę chciało się mnie tak daleko wywozić, tylko po to, aby mieć pewność, że jestem bezpieczna. Przez całą drogę mam wrażenie, że czas jak gdyby zwolnił i się zatrzymał.
Siedząc na miejscu pasażera zapomninam o codzienności, o swoich problemach, które najprawdopodobniej będę mieć po powrocie do miasta. Nie mam pojęcia co zastanę w domu po mojej jednodniowej nieobecności a poza tym będę musiała jutro iść do kawiarni i wytłumaczyć wszystko szefowi. Powiem, że źle się czułam albo może wymyślę coś innego. To nie jest takie istotne. Zapytacie "Dlaczego nie powiem mu prawdy". Otóż gdybym to zrobiła to jestem niemal pewna, że byłby gotowy odwozić mnie do domu a tego już naprawdę bym nie chciała. Nie mogę cały czas wykorzystywać jego dobroci. Zrobił dla mnie wiele i przyszedł czas abym odpłaciła mu się rzetelną i solidną pracą. Ma swoją rodzinę. Kiedy w kawiarni wybija 20, ten zrywa się jak najszybciej pędząc do domu, gdzie czeka na niego to, czego ja nie mam. Nie wyobrażacie sobie nawet jaki to jest niezwykły widok, kiedy człowiek po 12 godzinach pracy, wręcz biegnie do domu. Jest zmęczony, a jednak znajduje czas na zabawe z dziećmi i pogawędkę z żoną. Może kiedyś i ja stane przed ołtarzem w białej sukni. Będę mieć męża, wspaniałe dzieci, którym zapewnie cudowne, beztroskie dzieciństwo i wszystko co tylko będę w stanie. Dom i oczywiście pieska, co do tego nie ma innej opcji, kocham zwierzęta.
Bardzo prawdopodobne, ale mając 17 lat jeszcze zbytnio o tym nie myślę. W każdym razie brakowało by jeszcze tego, żeby przezemnie mój szef miał jakieś kłopoty. Prawda i tak nie wyjdzie na jaw, Eric mieszka godzinę drogi odemnie, więc pewnie nigdy w życiu go nie spotkam. No chyba, że postanowie się ożenić jak przed chwilą wspominałam. Wyślę mu wtedy zaproszenie.
Uśmiecham się na tą myśl jednocześnie wiedząc, że wraz z powrotem do domu moje życie znowu powróci do normalności, choć szczerze mówiąc wolałabym tego uniknąć.
Tak, uświadamiam sobie, że siedząc obok kompletnie obcego mi mężczyzny czuję coś w postaci.. poczucia bezpieczeństwa.
Oj Mia co sie z Tobą dzieje dziewczyno.
Długo nie muszę się nad tym zastanawiać bo po chwili rozwiązanie samo przychodzi mi do głowy.
Od 12 lat nie dostałam od nikogo tyle ciepła. Od tylu lat nikt tak naprawdę nie martwił się o stan mojego zdrowia. Bardzo szybko przywiązuję się do ludzi, pomimo tego, że wiele razy się na nich zawiodłam. Potrafie zaufać każdemu szybko i bezgranicznie. Wiem może to i głupie ale taka już jestem. W tej chwili pocieszające jest to, że ludzie nie potrafią czytać sobie w myślach bo inaczej na pewno wyszłabym na kompletną idiotkę.
Chociaż przydałoby mi się wiedzieć, jakie mężczyzna siedzący w fotelu obok mnie ma zdanie na temat mojej osoby.
Choć praktycznie niczego o mnie nie wie, pomógł mi, zawiózł do swojego domu, ułożył w swoim łóżku a kiedy obudziłam sie sprowadził do mnie lekarza. A na dodatek teraz odwozi mnie do domu, choć mógłby ten czas spędzać ze swoją rodziną, o ile ją posada lub ze znajomymi. Mógłby robić tysiące rzeczy, a jednak prowadzi samochód, w którym siedzi kompletnie obca mu dziewczyna. Gdybym chciała napewno sama dotarłabym do domu na własną rękę, ale zdążyłam już zauważyć, że niektórzy ludzie nie nawidzą sprzeciwu. Tak jak on, powiedział coś, więc tak już musi być.
Kiedy odwracam wzrok od okna widzę, że mężczyzna z wielką uwagą mi się przygląda, uśmiechając sie przy tym jak dziecko, które dopiero co dostało nową grzechotkę. Pewnie, dlatego, że kiedy sie zamyślę wyglądam tak "słodko".
Wiele razy już to słyszałam od nowo poznanych osób, a nie oszukujmy się często mój wzrok trafia na jeden odległy punkt i żadna siła nie jest w stanie tego powstrzymać. Jestem po prostu typem marzycielki.
Pragnę tego czego nie mam w swoim życiu ale czy to dziwne? Nie, wydaje mi się, że każdy tak ma. Tak czy siak marzenia same się nie spełnią. Trzeba pomóc troche losowi.
Nagle słyszę głośną muzyke, dobiegającą z odbiornika i krzywie się. Nie przepadam za ciężką i co najważniejsze głośną muzyką. Wzdycham lekko, gdyż wiem, że nie mogę się nawet odezwać. Przecież to nie mój samochód, nie mam prawa teraz rozkazać mu żeby zmienił stację, choć moje uszy cierpią. Jakoś przeżyje.
- Proszę - odkąd wsiadłam do samochodu to pierwsze słowo jakie słyszę. Wędruję za jego wzrokiem a ten gestem przekazuje mi ster nad odbiornikiem. Ktoś naprawdę czyta mi w myślach. Przez chwilę przyciskam guziki aż wkońcu znajduje to czego szukałam. W samochodzie rozbrzmiewa teraz piosenka, którą doskonale znam.
And if I only could, I'd make a deal with God...
Po krótkiej chwili okazuje się, że nie tylko ja uwielbam te klimaty. Eric dołącza się do Mnie. Szyby w aucie zostają opuszczone, do środka dostaje się wiatr a w powietrzu unosi zapach po deszczu. Choć mam na sobie obecnie nie licząc dołu garderoby tylko koszule wcale nie jest mi zimno.
Mam wrażenie, że samochodu nie ma, że znajduje się na łące wdychając zapach kwiatów. Przez chwilę moja wyobraźnia bierze górę a ja przenosze sie do innego świata. Pierwszy raz od lat ogarnia mnie niesamowity spokój. Czuje się po prostu szczęśliwa.
Zamykam oczy. Nie wiedzieć czemu chcę aby ta chwila trwała wiecznie. Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Śpiewamy obydwoje choć żadne z nas nie ma co do tego głosu. W tym momencie wszystko inne traci wszelkie znaczenie.
Muzyka niesie po całym samochodzie radość a ja nie chcę wracać. Chcę jechać dalej z tym oto mężczyzną, o którym niczego nie wiem. Chce go poznać tak zwyczajnie, dowiedzieć się co lubi robić w wolnym czasie oraz jaki jest jego ulubiony film. Chce żeby powiedział mi coś, czego nikt o nim jeszcze nie wie.
Kiedyś miałam przyjaciół ale spójrzmy prawdzie w oczy.
Kto chciałby przyjaźnić się z dziewczyną, która organicza swoje życie na pracy i szkole. Z sierotą, która prócz ciotki, która kompletnie się nią nie interesuje nie ma nikogo.
Kiedyś jeszcze nie było tak źle. Otaczało mnie parę osób, czasem nawet gdzieś wychodziliśmy. Kiedy jednak wystąpiło u mnie podejrzenie depresji, pstryk i po chwili zostałam całkowicie sama. Jak sie okazało to było błędne podejrzenie. I myślicie, że co było dalej? Tak, moi "przyjaciele" znowu pojawili się wokół mnie. Z tym, że tym razem to ja się od nich odwróciłam, po prostu odtrąciłam wszystkich. I tak już zostało. Ale szczerze powiedziawszy wole być sama niż otaczać się fałszywymi ludźmi, którzy są przy mnie tylko kiedy wszystko jest dobrze. Czy przyjaciel nie powinien być zawsze, niezależnie od tego czy jest dobrze czy źle? A może to ja jestem inna i nie rozumiem rzeczywistości.. Jak dla Mnie to słowo przyjaźń czy miłość w dzisiejszych czasach traci wszelkie znaczenie. Ludzie wypowiadają je często od niechcenia po to aby mieć spokój. W takim razie ja wole nie wypowiadac tych słów wcale.
Odkąd pamiętam uczułam sie naprawde dobrze i nigdy nie sprawiałam żadnych kłopotów wychowawczych.
W podstawówce jak i w gimnazjum co roku otrzymywałam świadectwo z wyróżnieniem. Wyobraźcie sobie, że nigdy, na żadnym zakończeniu roku nie miałam przy sobie osoby, która mogłaby mnie przytulić i pogratulować. W takich chwilach brakuje mi tego, brakuje mi moich rodziców.
Pamiętam sytuacje kiedy na koniec gimnazjum, odbył się uroczysty apel. Wszyscy rodzice byli zaproszeni, oczywiście moja opiekunka również.
Kiedy dyrektor szkoły wyczytał moje nazwisko, zapraszając na środek z "moim opiekunem" po cichu opuściłam aule. Było mi strasznie wstyd, ale wolałam uciec niż tkwić na środku sceny zupełnie sama. Przy każdej osobie stał rodzic, tylko nie przy mnie.
Dwa dni później sama przyszłam do sekretariatu odbierając świadectwo i list gratulacyjny. W domu podałam go ciotce, która nawet na niego nie patrząc wyrzuciła go do kosza na śmieci i właśnie tamtego dnia 26 czerwca w moje urodziny, oznajmiła mi, że jeśli nie pójdę do pracy mogę pożegnać sie z jej domem raz na zawsze.
Wyjęłam go wtedy i schowałam do mojego pudełka, w którym trzymam zdjęcia moich rodziców, listy i różne inne ważne dla mnie drobiazgi.
Myślę mimo wszystko, że moi rodzice oczywiście gdyby byli obok mnie czuli by dume. Gdybym tylko dorwała człowieka, który spowodował wypadek niszcząc mi przy okazji całe dzieciństwo już był by martwy. Co jest najgorsze? Zamiast pomóc on.. uciekł.
Tak on po prostu uciekł, zwyczajny tchórz! Przepadł. Policja długo go szukała ale wygląda na to, że facet dosłownie zapadł się pod ziemię. Ciekawe czy jeśli żyje i czy ma te ludzkie poczucie winy. Czy ma świadomość tego co zrobił i jakie skutki teraz przez to ponoszę. Nie on lecz ja.
Dlaczego ludzie umierają?
Na to pytanie tak naprawdę nie ma dobrej odpowiedzi. Można zajrzeć do biblii gdzie mowa jest o grzechu ludzkim, można również zapytać księdza czy nauczycielki w szkole. Odpowiedzi mogą być bardziej zbliżone lub oddalone ale tak naprawdę jednoznaczenej nigdy nie uzyskamy. To pytanie filozoficzne takie jak "Kim naprawdę jestem?" "Dlaczego niebo jest niebieskie?".
Pytanie, na które można wymyślić nieskończoną liczbę odpowiedzi ale naukowcy i tak będą spierać się o tą jedyną. Ale tak naprawdę tej jedynej nie ma.
Jest jeden problem. Moi rodzice powinni żyć. Ile razy słyszałam "Mia los tak chciał, musisz to zaakceptować". Cholera nie los ale najprawdopodobniej pijany facet, który nie zastanawiając się wsiadł za kierownice. Alkohol to największe przekleństwo jakie tylko istnieje na świecie.
Dopóki w naszym życiu coś sie nie wydarzy, zarówno dobrego jak i złego nie szukamy odpowiedzi, nie zagłębiamy się analizując przy okazji wszystko wokół.
Kiedy natomiast coś sie stanie za wszelką cenę chcemy poznać prawdę, ukrytą często pośród kłamstw. Ale czy warto? Myślę, że to tak naprawdę zależy od człowieka i jego osobistych przekonań. Niektórzy nie potrafią zaakceptować rzeczywistości i na siłę doszukują się czegoś czego prawdopodobnie nie ma. Inni znowu podchodzą do wszystkiego z dystansem akceptując otaczającą ich rzeczywistość.
Jedni tak jak ja żyją przeszłością, cały czas wracając do konkretnego momentu życia, inni tym co jest, z uśmiechem patrząc w przyszłość.
Ja, chciałabym jedynie spojrzeć temu człowiekowi w oczy. Chciałabym żeby odpowiedział za to co zrobił. Wiele razy wyobrażałam sobie jak spotykam go na ulicy i wykrzykuje mu, wszystko co we mnie siedzi. Wobraźnia to już jedyne co mi pozostało.
Mój dziadek zawsze powtarzał
"Ludzie odchodzą, bo nie mają na tym świecie już niczego do roboty. Żyli tak jak powinni a teraz mogą już opuścić świat żywych. Zostają natomiast Ci, którzy dostają jeszcze jedną szanse na poprawienie swojego życia, pamiętaj nic nigdy nie dzieje się bez przyczyny".
Tak, tylko nikt nie uwzględnił jednego. Umieranie nie jest trudne dla osoby, która odchodzi ale tej która zostaje i każdego dnia musi zmagać sie na nowo z pustką. Kiedy odchodzi ktoś bliski zabiera cząstke nas i nic już nigdy nie będzie takie samo. Nic nie ma szans sie powtórzyć. Ale co do tego, że nic nie dzieje się bez przyczyny muszę się zgodzić, faktycznie tak już jest.
Żyję, bo wiem, że właśnie tego chcieliby moi rodzice. Tego aby kiedyś wkońcu szczęście zapukało i do moich drzwi.
Co prawda ich juz nie ma ale wszystko wokół jest takie samo, a ja widocznie ciągle nam szanse na właściwe przeżycie reszty pozostałych mi dni. Na poukładanie swojego życia, tej układanki, z której po drodze niektóre puzzle gdzieś się zgubiły. Obiecuję, że kiedyś ją ułożę i znajde zagubione elementy. Choćby dla nich.
- Jesteśmy na miejscu- z rozmyśleń wyrywa mnie jego głos. Ja za chwile wejde do domu a on będzie musiał kolejną godzinę spędzić za kierownicą.
Dopiero teraz kiedy otwieram drzwi samochodu orientuje się, że nawet nie podziękowałam Ericowi za uratowanie mi życia i gościne. Ah Mia Mia gdzie Twoje maniery?
- Eric? - Pytam a ten od razu spogląda z wyczekiwaniem. - Dziękuję, za wszystko - uśmiecham się.
- Ależ nie ma za co. Miło mi było Cie poznać..
- Mia- dokańczam podając mu rękę. Przypominam sobie popołudnie, kiedy mi sie przedstawiał a ja mając pełne usta nie odpowiedziałam.
Siedzimy tak jeszcze przez chwilę aż wkońcu decyduje sie opuścić samochód. Na odchodnym dodaje.
- Gdybym mogła coś dla Ciebie zrobić, to wiesz tu masz mój numer - podaje mu karteczke, choć i tak wiem, że nie zadzwoni.
Otwieram drzwi kiedy czuje, że Eric łapie mnie za nadgarstek.
- Zostań ze mną- szepcze ale dokładnie słyszę każde słowo.- Zostań ze mną miesiąc.
- Słucham? - Z niedowierzaniem patrze na niego oczekując czegoś w stylu "Ha ha żartowałem, gdybyś widziała swoją minę". Jednak na to sie nie zapowiada.
- Dzięki za wszystko, trzymaj się- mówię i wysiadam
- Mia! - Słysze jego wołanie ale ja stoje już przed drzwiami domu. Chce jak najszybciej położyc sie spać.
🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸
Siemka :)
Dotrwałeś/aś do tego miejsca? Wow w takim razie gratuluję i oczywiście dziękuję!
Tak wiem, rozdział jest długi ma 2058 słów, widocznie przeszłam samą siebie.
To co ogłoszenia parafialne?
Tak, więc zauważyłam, że pare osób zaczęło już czytać to opowiadanie z czego naprawde sie ciesze. Wasze komentarze są Cudowne i ciesze się z nich "Niczym dziecko, które wlasnie dosłało nową grzechotkę".
Dziękuję wam bardzo. Kazdy kiedyś zaczynał i mam nadzieje, że w niedalekiej przyszłości więcej osób będzie czytać moje wypociny❤
Wiem, istnieją lepsze, ciekawsze opowiadania na wattpadzie. Ale wiecie co? Nie zależy mi na tych gwiazdkach. Zależy mi na szczerych komentarzach,które naprawde dają mi motywacje.
Nie mam pojęcia kiedy pojawi sie następny rozdział, może jutro a może za 2 dni. Ale na pewno sie pojawi ❤❤
Miłego Dnia💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro