Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌸21🌸

Ściskałam karteczkę w dłoni przez całą drogę w taksówce. Choć moja zewnętrzna strona ukazywała spokój w środku wszystko się przewracało.

Spokojnie Mia tylko z nimi porozmawiasz - tłumaczyłam sobie, zdając sobie jednocześnie sprawę, że nawet nie wiem co mogłabym powiedzieć.
Westchnęłam. Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę musiała szukać o sobie prawdy, zareagowałabym na to z przymrużeniem oka.
Niedługo okaże się, że jestem kosmitką. Tylko tego brakuje.

Pojazd zatrzymał się, a ja powoli wysiadłam. Widok, który ujrzałam przed sobą zapierał dech w piersi. Sprawdziłam czucie, żeby upewnić się, że jeszcze żyję.

Z mętlikiem w głowie ruszyłam na przód. Aby dostać się do tej rezydencji musiałam najpierw przejść przez park. Ogromny park. Nigdy nie widziałam tylu różnych gatunków roślin. Z zaciekawieniem przyglądałam się niektórym z nich, co jakiś czas zatrzymując się na chwilę.

W końcu znalazłam się przed wielką bramą wjazdową. Tylko pare kroków dzieliło mnie od wejścia. Wzięłam głęboki wdech poprawiając sukienkę i nacisnęłam na czerwony przycisk, który uruchomił alarm. Cholera... stop!
Nie zdążyłam nawet zareagować. Z domu natychmiast wyszedł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna.

- Panienko, dzwoni się niebieskim. Gdzie panienka sie wychowała - westchnął

Na pewno nie tutaj.. - pomyślałam

- Do kogo panienka przyszła?  - zapytał nieco łagodniej, spoglądając w moje oczy.

Wyciągnęłam i przeczytałam nazwisko z karteczki.

- Czy była panienka umówiona?

- Nie, ale ja nie zajmę dużo czasu. Proszę, bardzo mi zależy - powiedziałam patrząc błagalnym wzrokiem.

- Proszę za mną - mężczyzna ruszył, a ja posłusznie poruszałam się tuż za nim.

Otworzył mi drzwi i przepuścił pierwszą. W domu panowała niezwykła cisza. Z łatwością słyszałam swoje myśli, co nie było najlepszym w tej chwili rozwiazaniem.

Mężczyzna wskazał ręką na jedno z trzydziestu krzeseł na którym usiadłam.

- Pani Bertyl powinna wrócić do kwadransu, czy napije sie panienka czegoś?

- Jeśli mogłabym prosić, to jedynie szklankę wody - uśmiechnęłam się mając wrażenie, że mężczyzna patrzy na mnie jak na wariatkę.
Szczerze mówiąc poprosiłam go o to, tylko po to aby zniknął z pola mojego widzenia. Chciałam zostać sama.

Kiedy kroki ucichły wstałam i zaczęłam rozglądać się po wielkim salonie, w którym się znajdowałam. Zaciekawily mnie fotografie tworzące jedną wspólną całość.
Na prawie każdej widniała szczęśliwa rodzina. Mieli córkę.. zaczęłam przyglądać sie całej jej można to nazwać biografii.
Uchwycony został każdy ważny moment. Narodziny, chrzest, pierwszy dzień w szkole, ropoczęcie studiów.. Jednak kiedy przyjrzałam sie bliżej w samym środku zauważyłam zdjęcie, które jako jedyne nie pasowało do całej reszty. Była na nim zawinięta w pieluchy mała istotka. Zdjęcie różniło sie od pozostałych  przede wszystkim ze względu na jakość. Wyjęłam je z ramki i zaniemówiłam. Na odwrocie napisana była data moich urodzin.

- Ekchem czy ja Ci czasem nie przeszkadzam? - usłyszałam na sobą melodyjny głos a po chwili dotarł również zapach wanilii. Odwróciłam sie i zobaczyłam przed sobą dziewczynę ze zdjęć.  Ze skrżyżowanymi ramionami czekała na mój ruch jednak ja nie wiedziałam co powiedzieć.

- Matijas! - krzyknęła. - Wyprowadź tą złodziejkę, przyłapałam ją na myszkowaniu.

Zaskoczenie mężczyzny było równie mocne jak moje. Bez słowa wskazał mi jednak drogę do drzwi a ja po prostu udałam sie we wskazanym kierunku. Wyszłam na parking, przed którym czekała nadal moja taksówka i ostatni raz spojrzałam na dom.  W tej chwili uświadomiłam sobie, że nigdy więcej nie chce tam wracać. To nie jest mój dom. To nie jest moje życie.
Wsiadłam do pojazdu opierając głowę o szybę.

- Co to za zdjęcie? - kierowca patrzył na mnie przez lusterko. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że przez to całe zamieszanie nawet go nie odłożyłam. Nie było mowy o wróceniu tam, dlatego też po prostu postanowiłam je zatrzymać.

- Pamiatka - odpowiedziałam

~♡~♡~

- A gdyby tak wyjechać.. - pomyślałam z tęsknotą wpatrując się w ogień, który tak pięknie gra w moim salonie. - Święty spokój - szepczę.

Nagle słyszę jak z mojego telefonu dobiega znajoma muzyczka. Z ociągnieniem ściągam z siebie koc, odkładam kubek z kakałem i wstaję sięgając po urządzenie.

- Halo?

- Mia? - w słuchawce rozlega się głos, ktory jest mi tak dobrze znany.

- Eric wszystko w porządku? - pytam, ale wyczuwam, że coś nie jest dobrze.

- Cuuuuuudownie

W jego głosie wyczuwam dużą dawkę alkoholu. Wzdycham.

- Gdzie jesteś? - pytam, ale rozmowa zostaje zakończona. Rozłączył się.

Długo się nie zastanawiam. Wkładam na siebie długi sweter, spinam włosy i po chwili wychodzę z domu. W okolicy o dziwo znajdują  się tylko dwa wielkie bar. Jest tu wiele sklepów, pizzerii, kawiarni ale bary od jakiś dwudziestu lat pozostają jedne i te same.
Kiedyś ułatwiło mi to zadanie, od razu wiedziałam gdzie znajduje się moja ciotka. Dużego wyboru nie miałam, jednak zawsze nie musiałam iść do drugiego. Trafialam idealnie.
Pokonuje zaledwie parę metrów, a do moich uszu już dobiega głośna muzyka, której z własnej woli bym się nie tknęła. Zaczynam rozumieć dlaczego ludzie wchodząc tam piją. Ja osobiście zrobiłabym to tylko po to aby nie zwracać na nią uwagi.

Omijam dwóch ochroniarzy i wchodzę do środka. Tłum dosłownie wpycha mnie do wnętrza budynku tak, że  nie mogę złapać oddechu. Uderza mnie muzyka i nieprzyjemna woń alkoholu zmieszanego z potem. Przeciskam się przez tańczących ludzi, którzy nawet na mnie nie patrzą i idę prosto przed siebie. Rozglądam się i w koncu go znajduje. Stoi przy barze z jakąś panienką, która wpycha mu język do gardła.
Podchodzę, a kiedy jestem tuż za jego plecami ten odrywa się od dziewczyny i odwraca. Jest pijany i zapewne nie wie co robi. Chwytam go za ramię a ten nawet nie protestuje.

- Halo nie pomyliło ci się coś, on jest mój! - na przeciw mnie wychodzi dziewczyna i zaczyna nerwowo machać rękoma.

- Kochanie idziemy do domu prawda? - pytam a na jego twarzy po paru chwilach kiedy docierają do niego słowa zauważam zdziwienie. Kiwa tylko głową a ja posyłam blondi zwycięski uśmiech.
Wychodzimy na zewnątrz,  a ja wyciągam telefon wybierając numer jego mamy. Dzwonię i dzwonię, ale nikt nie odbiera.

- I co ja mam teraz z Tobą zrobić hm? - pytam a kiedy widzę ze ten zasnął oparty o moje ramię wybucham śmiechem. Szturcham go,  zaczyna mamrotac ale jego nogi posuwają się za moimi naprzód. Droga jest męcząca. Trzymam go żeby nie upadł jednocześnie sama chwiejąc się pod jego ciężarem. W końcu dochodzimy do domu. Kładę go na kanapę a sama udaje się do swojej sypialni.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Kochani wiem zabijecie mnie, bo rozdział dodaje po miesiącu, ale musicie mi wybaczyć.

Dziś wigilia. Pewnie już większość jest po świątecznej kolacji.

Chciałabym jednak życzyć wam wesołych świąt w grobie najbliższej rodziny, czy też przyjaciół.

Zdrowia, bo ono przydaje się każdemu. Dużo dużo miłości, uśmiechu na codzień i spełnienia wszystkich marzeń. Oczywiście udanego sylwestra!
Wesołych świąt do zobaczenia 💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro