Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌸18🌸

ERIC POV;

Razem z Marinette i Clarkiem jak burza wpadliśmy do szpitala, ukazanego w telewizji. Tego samego, w którym byłem zaledwie parę dni temu z Mią, podczas tej strasznej tragedii. A teraz ona leży sama na wielkiej sali szpitalnej i to właśnie przeze mnie.

Zza rogu korytarza wyłonił się lekarz. Był już w sile wieku, a pasma jego włosów zaczęły już siwieć. Kiedy zobaczył naszą trójkę, na jego twarzy pojawił się leciutki, prawie nie zauważalny uśmiech. Podszedł do nas, a moje serce waliło tak mocno, że obawiałem się, by Clark tego nie usłyszał. Jeśli Mia umrze, moje słońce, zajdzie już na zawsze. Nie chciałem nawet rozważać tej możliwości, ale z tyłu głowy doskonale wiedziałem, że taka opcja też. W telewizji nie powiedziano, czy dziewczyna żyje, a mnie przychodziły do głowy najgorsze myśli.

- Witam państwa, czy jesteście z rodziny? - zapytał.

Zanim Clark, otworzył usta, pośpiesznie zapewniłem lekarza, że owszem, jesteśmy. Teoretycznie nie kłamałem. Mia była córką adopcyjną mojej siostry. Prawdziwego powiązania nie ma, aczkolwiek to w tej chwili nie ważne.

- Uważam, że rokowania, są ostrożnie optymistyczne - oznajmił lekarz i zerknął na mnie, gdy odetchnęłem z ulgą. Pacjentka straciła mnóstwo krwi, rany były na prawdę głębokie, ale jej życiu nie zagraża większe niebezpieczeństwo. Bardziej martwi mnie co innego.. - powiedział i zamyślił się.

- Co takiego? - cała nasza trójka jednocześnie zadała to pytanie.

- Jej stan psychiczny - odpowiedział. Na nasz oddział często przywożą nie doszłych samobójców. - Lekarz ciężko westchnął. - Niestety, wiele młodych osób, chce w taki właśnie sposób pozbawić się życia.

- Może kiedyś się to zmieni - odpowiedziała Marinette, ale chyba sama zdawała sobie sprawę, że tak nigdy nie będzie.

- Obawiam się, że nie za mojego życia. - Doktor smutno wbił wzrok w nasze twarze.

- Czy mogę ją zobaczyć? - spytałem cicho.

Zawahał się, jednak nigdy nie potrafił tego odmówić.

- Za kilkanaście minut - odpowiedział. - Spędzi na naszym oddziale jeszcze parę dni.. Tylko na wszelki wypadek - dodał kiedy zobaczył moje przerażenie.

Zanim wezwała nas pielęgniarka, upłynęła nerwowa godzina. Żadne z nas nie odezwało się, każde pogrążone było we własnych myślach.

Mia miała na sobie szpitalną koszulę, o wiele na nią za dużą. Jej cera zawsze była blada, ale teraz szczególnie. Była biała jak kreda. Wszędzie była masa kroplówek, do których ta drobna istota była podłączona. Kiedy skierowałem wzrok na jej ręce i zobaczyłem bandaże.. Wówczas dotarło do mnie co takiego chciała zrobić.

Chwycilem ją za małą rączkę i zamknąłem oczy. Starałem się ukryć łzy, jednak w tej chwili stanął mi przed oczyma obraz sprzed lat.

- Czy ja umrę? - zapytała łkając.
- Nie kochanie, wszystko będzie dobrze, nie ma czegoś co nas rozdzieli. - odpowiedziałem, wtedy jeszcze wierząc w te słowa.

Następnego dnia odbyła się operacja, której moja żona nie przeżyła. Mimo wszystko cieszyłem się, że ostatnie dni spędziliśmy razem.

- Hej, przestań- do sali weszła Marinette rzucając żartobliwym tonem. - Nigdy nie pozwól nikomu zobaczyć, że płaczesz. Ona żyje, i to jest najważniejsze. Ludzie, którzy się do tego przyczynili, zapłacą za to - dodała, dotykając mojego ramienia. Clark ma niezwykłe szczęście. Marinette, to złota kobieta. Nigdy na nic się nie skarży i zawsze stara się go wspierać. Lepszej żony nie mógł sobie znaleźć. Walczył o jej zainteresowanie całe dwa lata, nie poddając się. Jestem pewny, że teraz przyznałby, że nie żałuje.

- Proszę zostań ze mną - mówię, całując ją w czoło, a po chwili opuszczam salę.

MIA POV;

- Proszę, zostań ze mną - kiedy widzę jak Eric podnosi się do wyjścia, otwieram oczy.

- Obudziła się panienka! - podchodzi do mnie pielęgniarka, z uśmiechem na ustach.

Niestety...

- Ile czasu tu spędzę? - pytam, rozglądając się po sali.

- Parę dni, za chwilę przyjdzie do pani psychiatra.. - powiedziała ze współczuciem patrząc na moje nadgarstki.

- Nie potrzebuje tego! - podnoszę głos, odwracając wzrok w drugą stronę. Pielęgniarka zdycha ciężko, a do sali wchodzi wysoka kobieta po 40stce. Domyślam się, że to mnie szuka wzrokiem. I znajduje..

- Mia? - pyta a ja lekko potaktuje.

- Nie chce o tym rozmawiać - mówię. Zaraz zaczęły by się pytania, dlaczego to zrobiłam i czy żałuję. Nie chce tego. Chce spokoju. Wyjazdu, jak najdalej od tego okropnego miasta.

- Mogę Ci coś opowiedzieć? - to pytanie mnie zaskoczyło. Nie wymagała tego co zawsze. Mówienia o problemach, planach na przyszłość..

- Jak Pani chce

- Nie będzie wstępu jak w bajkach, bo to nie baśń, którą opowiada się na pocieszenie. Alice do szesnastego roku życia mieszkała w sierocińcu. Była prześladowana, i w końcu tego nie wytrzymała. Postanowiła uciec. Długo błąkała się po ulicach miasta, kiedy pewnego dnia znalazła ją uboga kobieta i zabrała do swojego domu. Alice była jej bardzo wdzięczna, odwdzięczała jej się każdego dnia zanosząc uprane, wyprasowane pranie, do bogatych dzielnic miasta. Jednego wieczoru kiedy szła przez las do jednej z rezydencji, zza drzewa wyskoczył pijany mężczyzna. Nie miał złych zamiarów, jednakże dziewczyna nie mogła o tym wiedzieć. Zaczęła biec, upuszczając pranie. Mężczyzna chciał ją dogonić, bo bał się, że ta zgubi się w wielkim lesie.
Dziewczyna jednak była szybsza. Udało jej się znaleźć drogę powrotną do domu. Co noc miała te same koszmary. Co noc śnił się jej mężczyzna z lasu, jednak jego twarz ciągle była widziana jakby przez mgłę. Alice miesiąc później, znowu zaczęła pracę. Jej opiekunka zachorowała, a ona musiała zdobyć pieniądze na leki. Zanosząc pranie, w bogatym domu, natknęła się właściciela. Był od niej sporo starszy, ale nie przeszkadzało jej to. Zakochała się w mężczyźnie, a on w niej. Niedługo potem wzięli ślub, ale koszmary nadal męczyły Alice. W noc poślubną, w końcu ujrzała twarz mężczyzny.. - urwała.

- Znała go? - zapytałam zaciekawiona.

- Spał obok niej..

Moje usta otworzyły się, tworząc literke "o". Czyli napastnikiem sprzed lat był jej ukochany..

- Twoja kolej - powiedziała i w tym momencie mój wzrok powędrował na dyskotekę lekarską.
"Dr. Alice Morington".

Nie pytałam już o nic, wiedziałam wszystko. Alice z opowieści to ta sama Alice, z którą teraz rozmawiam.

Opowiedziałam jej o wypadku, o ciotce, o poznaniu Erica. Potem o porwaniu i o tym co teraz czuję. Ona słuchała mnie uważnie, co jakiś czas kiwając głową, na znak, że na prawdę mnie słucha.

- Wybaczyła mu pani? - zapytałam w końcu. Bardzo mnie to ciekawiło. W odpowiedzi pokazała mi dłoń, na której widniała złota obrączka.

- Nie przekreśla się człowieka, który popełnił błąd. Daje się mu szanse, na naprawienie wszystkiego - powiedziała, opuszczając salę, zostawiając mnie samą z myślami.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Wkońcu weekend i w końcu znalazłam czas na przyjemności ;D

Mam nadzieję, że rozdział się podoba, Mia przeżyła, ale czy wybaczy Ericowi?

Mozecie coś po sobie zostawić, do następnego człowieki  ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro