8
Wyprany z jakichkolwiek emocji zeszłem na dół, otwierając lodówkę. Szczerze? Było mi już wszystko jedno czy jest tam krew, mięso, a może nawet jakieś czarodziejskie wywary. Odsunąłem podejrzanie wyglądający pojemnik i wyszperałem jedną jagodę. Trochę mało.
- Dlaczego ty się tu rządzisz? Ktoś ci pozwolił? - naskoczył na mnie loczek, jednym sprawnym ruchem odsuwając mnie od lodówki.
- Głodny jestem, nie widać? - mruknąłem cicho, kierując się do stolika, na którym już po chwili siedziałem, wpychając do buzi owoc. - A poza tym, co to za kot się tu pałęta?
- Kot? - wyglądał na zbitego z tropu. - Ach, tak, kot! Czasami nas odwiedza, jest bezdomny.
- Nie może tu zamieszkać?
- Nie! - wykrzyknął niemalod razu, jakby przerażony taką myślą.
- Może chcociaż zdradzicie mi swoje imiona? - spytałem konspiracyjnym szeptem, patrząc na niego poważnie.
- A co ty taki dociekliwy się zrobiłeś, hm? - syknął tak jadowcie, że aż mnie ciarki przeszły, a w jego oczach widziałem złote plamki.
Gdybym tylko mógł wiedzieć, co one oznaczają...
- Jestem Ashton, ten kiwi, nie azjata, to Calum, a ten, który cię tu zabrał to Mi... - urwał, kiedy M. wbiegł do pomieszczenia, położył rękę na jego ustach i przycisnął tak mocno, że widziałem jak loczek się krzywi.
- Nawet się nie waż - wycedził przez zaciśnięte zęby, zapominając w ogóle o moim istnieniu i robiąc krótkie pauzy po każdym słowie.
Prychnąłem w myślach na ten widok i rzucając w ich stronę ostatnie, pogradliwe spojrzenie poszedłem do swojego pokoju.
Mogę go już nazywać swoim, prawda?
Nie minęło siedem minut, kiedy ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
Proszę, co za kultura.
- Czego chcesz? - spytałem, kiedy tylko podniosłem się i otworzyłem drzwi. Zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem za nimi Caluma.
Rzucił się na mnie i przywarł do ściany, na co nawet nie zdążyłem zareagować.
- Pachniesz tak cudownie, że aż nie mogę się powstrzymać - wymruczał, wdychając powietrze dookoła mnie i przymykając powieki.
Zacząłem się szarpać jak szalony, ale ten tylko wzmocnił swój uścisk, napierając na mnie całym swoim ciałem.
I wtedy to poczułem.
Jego twardy i wbijający się w mój brzuch siusiak.
- Puszczaj mnie, zboczeńcu! - darłem się jak opętany, próbując wyrwać się azjacie.
Albo kiwi, ciul go wie.
- Nie szarp się - warknął, a chwilę później poczułem pieczenie i pulsujący ból na policzku.
On mnie uderzył!
Łzy same uformowały się w moich oczach, ale zanim jakakolwiek zdążyła wypłynąć M. wpadł do pokoju, robiąc w drzwiach dziurę w kształcie człowieka i rzucił się na Caluma. A ja, nie czekając ani chwili, wybiegłem najpierw z pokoju, potem z domu, nie obracając się za siebie choćby na chwilę.
Biegłem ile sił w nogach, byleby tylko zostawić ich daleko za sobą. Tylko czy to miało sens, skoro są wampirami?
Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu zatrzymałem się zmęczony, zdyszany, bez jakichkolwiek szans na przeżycie. Usiadłem na ziemi między dwoma drzewami, schowałem głowę między nogi i zacząłem szlochać. Łzy spokojnie wyznaczały mokrą ścieżkę przez moje policzki, kończąc swoją drogę na kołnierzu koszulki. Całe moje ciało drgało i trzęsło się.
Chyba przysnąłem na chwilę, bo gdy podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła nadchodził już zachód słońca. Westchnąłem rozeźlony, bo to przecież ich wina! Mogli mnie nie straszyć, nie bić, nie gryźć!
Podniosłem się z niewygodnej ściółki i jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu.
Wyruszyłem więc na poszukiwanie czegokolwiek do jedzenia, bo od kilku dni jadłem same owoce. Tak na dłuższą metę się nie da!
Błądziłem bez celu po lesie, wypatrując znajomych owoców.
I kiedy w końcu ujrzałem jeden krzak, gdzieś obok mnie mignęła rozmazana postać z żółtymi oczami.
jfnwkopatfhnjdsaopjrfdsp[tjgiospyhjmniyofd,hda
to tak no em... bo takxD
KOTKU PRZYPRAWIŁAŚ MNIE O ZAWAŁ, BYŁAM NA ANGIELSKIM A TY...DAKSOHDSAHBJSAODNJSAIFBJSAFJNKSA
ps, jesteśmy oficjalne ;-)
Miłego dnia i nocy wszystkim!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro