4
Wstałem niepewnie, bo nie miałem pojęcia czy ten psychol się gdzieś tu nie kręci, obserwując mnie. Moje oczy omiotły cały pokój, w którym obudziłem się za pierwszym razem i spoczęły na dłużej na szklanym stoliku, na którym leżały te same owoce, jakie jadłem w kuchni. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, więc sięgnąłem po nie ręką. Tym razem bez obaw włożyłem je do ust i odrazu zacząłem rozgryzać.
Kiedy w końcu pochłonąłem większa część miseczki, wytarłem usta rękawem bluzy, a nogi opuściłem na zimną podłogę przez co moje stopy były narażone na chłód.
Podszedłem powoli do okna, wyglądając za nie i obserwując krople deszczu, spadające i rozbijające się o ziemię.
W końcu doszedłem do prostego wniosku, skoro już tu jestem, to dlaczego tego nie wykorzystać?
Wybiegłem z pokoju jak oparzony i nie zważając na bose stopy, i podejrzany brak zielonookiego, przebiegłem przez próg frontowych drzwi, stając w deszczu.
Od dziecka go uwielbiałem, to on pozwalał mi zapomnieć o wzystkim choć na chwilę.
Więc stałem tam w podkoszulku i bokserkach, bez butów i parasola, krecąc się wokół własnej osi z rozłożonymi ramionami i wielkim usmiechem na ustach.
Wziąłem głęboki wdech przymknęłem oczy, rozkoszując się chwilą. Czułem wodę spływającą po moim prawie nagim ciele, na którym pojawiła się gęsia skórka.
Po chwili poczułem jak coś łapie mnie w pasie i przewraca na ziemię kilka metrów dalej.
- Czy nie mówiłem ci, żebyś nie wychodził? - warknął nisko, a oczy zajarzyły mu się na granatowo.
- N-nie - wyjąkałem w końcu, patrząc jak zahipnotyzowany w jego oczy, w których co chwilę błyskał złote plamki.
- Nie? Kurwa - mruknął już jakby do siebie, a w zielonych już tęczówkach pojawiły się fioletowe, błyszczące plamki.
- Nieważne - machnął lekceważąco ręką i chwycił moją dłoń. - No chodź, zaraz będziesz chory - powiedział opryskliwe i wywrócił oczami, kiedy poślizgnąłem się na błocie, ponownie lądując na ziemi.
To było strasznie niemiłe i w moich oczach zrobiło się mokro.
- O Boże, będziesz teraz ryczeć? Z resztą, a co mnie to obchodzi? -prychnął pogardliwie, ale w jego oczach przez dosłownie milisekundę można było dostrzec coś białego.
Nie odezwałem się do niego słowem, więc tylko westchnął głęboko i bez żadnego wysiłku podniósł mnie na ręce.
Muszę przyznać, że było to trochę niekomfortowe. W końcu nie miałem na sobie nic poza koszulką i bokserkami.
Kiedy sobie to uświadomiłem moje policzki pokrył palący, czerwony rumieniec.
Granatowowłosy zaśmiał się tak, jakby wiedział o czym właśnie pomyślałem. Spojrzałem na niego zdziwiony.
To on się w ogóle śmieje?
- Um... Czy mógłbyś mi wszystko wyjaśnić? - spytałem, dziękując swojemu głosowi, że się nie załamał ani nie urywał.
- To znaczy? Co dokładnie chciałbyś wiedzieć? - spojrzał na mnie wyczekująco.
- No... Wszystko.
- Zdaje mi się, że to ty powinieneś mi coś wyjaśnić, nie na odwrót - posadził mnie na schodku, zawracając w tył. W jego głosie usłyszałem nutkę żalu. Czyżbym go czymś uraził?
- Gdzie idziesz? - krzyknąłem za nim, wiercąc się niespokojnie. Poczułem jakąś taką dziwną pustkę, kiedy mnie tam zostawił.
- Po jakieś ubrania, nie będziesz chodził przecież w przemoczonych.
- W sumie racja - mruknąłem pod nosem i spuściłem wzrok na uda. - Pomocy! Co to jest!? Proszę, pomóż mi! Wyjmij to ze mnie! - darłem się jak opętany, widząc jakieś zwierzę w mojej nodze.
Przypomniało kleszcza jednak nim nie było.
- O co chodzi? - natychmiast podbiegł do mnie zielonooki mężczyzna, nie wiedząc o co chodzi.
- Co to jest? O, tu - wskazałem palcem na udo, a łzy ciekły swobodnie po moich policzkach; nawet nie chciałem ich zatrzymywać.
- Spokojnie, to zwykły kleszcz - rozbawiony moim zachowaniem prawie przywrócił się do tyłu, nie szczędząc na donośnym śmiechu.
- A-ale to nie wyg-gląd-da na kle-eszcza - wyjąłkałem przerażony.
- Zaraz to wyjmiemy, spokojnie.
I właśnie tak oto skończyłem, siedząc w łazience na ziemi z kleszczem wbitym w udo.
:-3:-3:-3
Całuski dla mojego kotka
Miłego dnia i nocy wszystkim!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro