23
Nie wiem ile czasu minęło, zanim jakkolwiek ruszyliśmy się z wielkiego płatka, wokół nas wyrosły dużych rozmiarów dzbaneczniki z wodą chlupiącą w ich kwiatach. M umył nas, kiedy ja zbierałem w sobie siły żeby w ogóle się ruszyć.
Ubraliśmy się leniwie, po czym spokojnym krokiem wróciliśmy do domu. Byłem definicją szczęścia.
Granatowowłosy położył się ze mną do łóżka i zasnęliśmy wtuleni w siebie, co sprawiło, że mój humor jeszcze bardziej się poprawił.
W śnie znów czułem się dziwnie. Jakby zamknięty w nim. Nie mogłem znaleźć tych drzwi, które prowadziły do snów innych.
Za to był tutaj Shane i Nathaniel. Mała wersja mnie oraz chłopiec, który kolorem swoich oczu przypominał mi granatowego.
Próbowałem zapomnieć o tym uczuciu uwięzienia i skupiłem się na dwójce, wyglądającej jak bracia. A może oni byli braćmi?...
Obudziłem się w objęciach chłopaka i uśmiechnąłem do niego.
- Dzień dobry Luke. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Hey... - ziewnąłem przeciągle.
- Co ty na to, żeby dziś odwiedzić Calum'a i Ashton'a? - zaproponował, kiedy usiadłem z nim przy stole w kuchni.
- Bardzo chętnie. - odpowiedziałem lekko niewyraźnie, przez dużą jagodę, którą miałem w buzi.
Jakąś godzinę później już byliśmy w drodze do miejsca zamieszkania dwójki. Był to domek na obrzeżach Sydney. Wyglądał jak każdy inny domek, który widzę kiedy zawsze idę do szkoły. Znaczy... Widziałem...i chodziłem.
- Cześć, a was co przywiało? - nim zdążyliśmy zadzwonić do drzwi, one otworzyły się ukazując loczka w dresach. Musiał nas wyczuć.
- Przyszliśmy w odwiedziny. - wyszczerzył się demon.
- Heeeeey! Och niebieski zakochańcu zostawiłeś za sobą kwiatki, jak bardzo ty się zabujałeś?! - w progu pojawił się Calum, a ja odwróciłem się i zaskoczony zauważyłem, że naprawdę, tam gdzie szliśmy, zielonooki pozostawił ścieżkę z drobnych stokrotek i maków.
- No wchodźcie, nie będziemy gadać w drzwiach! - wpuścił nas wilkołak i wszyscy usiedliśmy na kanapach w salonie.
- Więc, TY SIĘ DO CHOLERY ZAKOCHAŁEŚ? I NIC NAM NIE MÓWIŁEŚ?!
M zarumienił się i zaśmiał niezręcznie.
- Jakoś tak to wyszło. - rzucił i podrapał się po karku, a ja wciąż patrzyłem na nich zagubiony.
- Ooooch bo ty nie wiesz! - zauważył brunet - Demon może zakochać się tylko raz na całe życie i jest to miłość wieczna.
Rozdziabiłem usta i wbiłem zszokowany wzrok w mojego prawie chłopaka. W końcu nikt z nas jeszcze nie spytał tego drugiego...
Ale myśl, że demon był zakochany we mnie na zawsze, była niesamowita.
- Zdaje się, że utknąłeś ze mną na zawsze. - uśmiechnął się niepewnie.
- Na całe szczęście. - odwzajemniłem uśmiech, a Cashton zrobił 'aww'.
Jednak już parę godzin później tak nie było.
- Możemy porozmawiać? - poprosiłem chłopaka, gdy byliśmy już w domu.
- Oczywiście, co się stało kochanie?
- Co się stało z tym małym kotkiem?
- Kotkiem? - spytał nerwowo.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Był tu czasami kotek, co się z nim stało? Nie wiedziałem go od bardzo dawna.
M westchnął wiedząc, że nic nie wskóra i stało się coś, czego nie da się opisać żadnym matematycznym równaniem czy logiczną zasadą.
Wokół granatowowłosego pojawiły się iskierki i sekundę później przede mną siedziała drobna kuleczka futerka miałcząc słodko.
Nie obejrzałem się, a chłopak znów był sobą.
Byłem zszokowany, a kiedy po paru minutach zrozumiałem co się stało, z moich oczu wypłynęły łzy, dłoń sama wylądowała na jego policzku, a z ust potoczyły się ostre, pełne żalu i smutku słowa.
- Jak mogłeś?! Oszukiwałeś mnie cały ten czas! A ja głupi opowiadałem ci wszystko!? Kocham cię całym sercem, nawet uprawialiśmy seks, a ja wciąż nie znam chociażby twojego imienia! Mam do końca życia zwracać się do ciebie M?!
- Luke proszę... Wyjaśnię ci to... No już, nie krzycz.
- Wyjdź stąd. Wyjdź stąd! - wrzasnąłem, a ten przestał próbować mnie uspokoić i ze spuszczoną głową, pokornie wyszedł z pokoju.
Zawinąłem się w pościel i jedyne co robiłem do końca dnia to płakałem.
﷼﷼﷼
Heeey! Jak minęły Wam święta? Oblani dzisiaj?
Chciałabym Was troszkę poznać, więc możecie napisać kilka słów o sobie, jeśli oczywiście chcecie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro