Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

Trochę zaniepokojony rozejrzałem się po łazience, ale nie zauważyłem nikogo, oprócz kotka turlającego się po miękkim dywanie na środku pomieszczenia.

Przeszły mnie ciarki i poczułem, że robię się senny w niezbyt naturalny sposób.

- Nie, nie, nie! - złapałem się za głowę, próbując powstrzymać się przed odpłynięciem do krainy snów.

Nie mogłem zasnąć teraz w wannie! Utopiłbym się!

Ale im bardziej się starałem, tym szybciej moje oczy się zamykały. W ostatniej chwili wyciągnąłem korek i nabrałem w usta powietrza, wiedząc, że gdy zasnę, osunę się, a przez to moja głowa znajdzie się pod wodą.

W śnie nie mogłem znaleźć tych dziwnych drzwi. Czułem się uwięziony.

Jednak nie mogłem narzekać. Sen polegał na tym, że granatowowłosy robił mi loda i całował tak namiętnie, że nie wiedziałem gdzie jest góra, a gdzie dół.

Obudziłem się jakby wieczność później i zauważyłem, że nadal leżę w wannie, a bury kotek liże mój tors i wije się na nim, cały oblepiony spermą.

- O boże... - westchnąłem.

- Meeeooow? - zwierzak uniósł łepek i spojrzał na mnie zaciekawiony.

- Teraz trzeba cie z tego umyć. Przepraszam malutki. - podrapałem go za uszkiem i napuściłem ponownie wody, jednak tym razem o wiele mniej, żeby kotek się nie utopił.

Dokładnie wypłukałem jego sierść z białej substancji i wyszedłem z tej nieszczęsnej wanny. Opatuliłem mojego małego przyjaciela puchatym, białym ręcznikiem, a sam szybko się wytarłem i ubrałem w dresy.

- Co do...?! - pisnąłem zszokowany widząc w lustrze ciemne ślady na szyi i obojczyku.

Dokładnie w miejscach, w których robił je M ze snu.

Chyba, że to nie był do końca sen...

Nie. To niemożliwe. Przecież drzwi były zamknięte, a kotki nie umieją robić malinek. Chyba...

Wziąłem zwierzątko na ręce po dokładnym wytarmoszeniu go w ręczniku i skierowałem się do kuchni w nadziei na szklankę wody.

Usiadłem przy stoliku i posadziłem kotka nas blacie.
- Czemu on mi to robi? - westchnąłem smutno. - Myślałem, że już będzie dobrze i nagle on znów mnie usypia. Tak bardzo mu przeszkadzam?

Ogoniasty miałknął pocieszająco i wsunął głowę pod moją dłoń, prosząc tym samym o trochę pieszczot.

- Może chodzi o to, że wychodzę z pokoju kiedy chce? Albo on w ogóle już mnie nie chce? Ale w takim razie czemu jeszcze mnie tu trzyma? Mógłby przecież uśpić mnie, wynieść do lasu i tam zostawić.

Kotek nadstawił uszu i zeskoczył z mebla, a kiedy chciałem za nim iść na korytarz, nie było po nim śladu.

Ciężko padłem na moje łóżko i zwinąłem się w naleśnika smutku i myśli.

Jakoś dwie godziny później, do pokoju ktoś zapukał i po chwili ujrzałem granatowowłosego z tacką chruścików w rękach.

- Hey Luke. - powiedział delikatnie i usiadł na skraju łóżka.

- Cześć. - mruknąłem smutno.

W całym pomieszczeniu unosił się cudowny zapach mojego przysmaku obsypanego czymś różowym, co zapewne było odpowiednikiem cukru pudru.

- Znalazłem książkę z przepisami w biblioteczce i pomyślałem, że... Przepraszam Luke. Nie chciałem tego robić, po prostu...

- Powiedz mi po prostu czy są jadalne, a wtedy możesz się tłumaczyć. - przerwałem mu calutki czas wpatrując się w smakołyki.

M wziął jednego, ugryzł i zamruczał z uwielbieniem.

- Cudowne. - rzucił, szybko zjadając go do końca.

Różowy puder smakował naprawdę dokładnie jak ten który znam, a przy tym wyglądał słodko. Rzeczywiście były cudowne.

- Ja... Wiesz to nie tak, że cię nie chce czy coś. Bardzo cię lubię. Nawet za bardzo... - mruknął pod nosem, a mój mózg od razu zareagował.

Co to znaczy? Jak to? Czemu? O co mu chodziło?

- Twoja obecność, przynosi czyste szczęście całemu temu domowi. Nawet stokrotki, które stoją na parapecie w kuchni cię polubiły, a z nimi to nie tak łatwo.

Nie mogłem powstrzymać się od zachichotania na jego stwierdzenie.

Ten chłopak był niesamowity.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro