18
- Nie masz proszku do pieczenia! - krzyknąłem na M, a zaraz potem zaśmiałem, kiedy zrobił dziwną minę, miksując masę.
- No to co? - wzruszył jedynie ramionami, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
- To, że nie możesz zrobić gofrów bez tego!
- Nie krzycz na mnie, Luke - mruknął, patrząc na mnie poważnie.
- Przepraszam - wymamrotałem tylko, od razu biorąc się do roboty.
Okazało się, że granatowowłosy ma w szafce kilka starodawnych przyrządów, które znalazł w tej chatce. Niegdyś podobno należała do ludzi, jednak nikt nie jest tego pewien. Między naczyniami znalazła się nawet gofrownica i kilka talerzy. Gdzieniegdzie walały się szcztućce i inne, teraz już zardzewiałe, garnki.
Wlaliśmy po chwili gotową masę do urządzenia, które chyba tylko cudem jeszcze działało.
Niedługo potem wyciągnęliśmy gotowego gofra, a ja popatrzyłem na niego sceptycznie.
- Da się zjeść? - spytałem, widząc, że próbuje.
Ten wywrócił jedynie oczami, zajadając się dalej.
- Ale ja się serio pytam! - pisnąłem i ze śmiechem rzuciłem się na niego. Po chwili oboje leżeliśmy na ziemi, jednak to ja miałem to szczęście, że wylądowałem na nim i nic sobie nie obiłem.
Po chwili poczułem, jakbym przechodził przez coś, co w sumie nie ma faktury.
Leżałem na twardej i trochę zakurzonej podłodze zbyt oszołomiony, by coś z siebie wydusić.
- Ha! I co teraz, blondyneczko?! - krzyknął uśmiechnięty demon, stając przede mną i tańcząc taniec zwycięstwa.
- Co? - wydusiłem zdezorientowany.
W jednej chwili leżałem na torsie granatowowłosego, a już w drugiej na ziemi, uderzając w nią boleśnie ręką.
- Chyba nie zapomniałeś, że jestem domonem, prawda?
- Nie, oczywiście, że nie - prychnąłem i z małą pomocą M wstałem z podłogi.
Jego humor zmienił się diametralnie w jednej sekundzie.
- Więc chyba nie będzie ci przeszkadzało, kiedy zrobię tak - dodał wielki nacisk na ostatnie słowo. - Prawda? - uśmiechnął się gorzko, a w jego oczach dostrzegłem coś na wzór bólu.
I po chwili otoczyła mnie ciemność.
***
Przetarłem zaspane oczy i z cichym jękiem podniosłem się na łóżku. Mój wzrok od razu powędrował na burego kota, który sidział na drugim końcu pokoju.
- Hej, Mały - szepnąłem słabo, a w głowie poczułem ostry ból.
Syknąłem na to uczucie, a zaniepokojony kot wskoczył obok mnie.
- Nic mi nie jest, słodki - uśmiechnąłem się smutno i pogłaskałem kociaka za uchem. Ten mruknął zadowolony i mruknął cicho, jakby zachęcając mnie do daleszego ruszania ręką.
Prychnąłem rozbawiony, co raz śmielej dotykając zwierzątka i mocniej przejeżdżając po jego całej długości. Mały prężył się i mruczał, prosząc o więcej i więcej.
- I co, podoba ci się kupo futra? - szepnąłem i ściągnąłem kota z kolan, biorąc z szafy za dużą na mnie koszulkę demona.
Nawet nie chciałem się pytać. Nie chciałem go widzieć.
Cicho prześlizgnąłem się do łazienki, na szczęście nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.
Od razu odkręciłem kurek z ciepłą wodą i zdjąłem bluzkę, a po chwili przypomniało mi się, że nie mam czystych bokserek.
Westchnąłem zrezygnowany, bo miałem tak wielką ochotę na gorącą kąpiel...
Ale hej! Skoro pożyczam ubrania od M, to dlaczego by nie pożyczyć i bielizny?
Uśmiechnięty otworzyłem drzwi i pisnąłem przestraszony, kiedy Mały wbiegł do środka, w pyszczku ciągnąc bokserki.
- Skąd wiedziałeś, huh?
- Meoooow.
Zaśmiałem się z własnej głupoty i szybko zapomniałem o zwierzęciu, wchodząc do wanny pełnej gorącej wody.
Przymknąłem powieki i odetchnąłem głęboko, rozkoszując się tak wspaniałym uczuciem.
Szare mydło zacząłem wcierać w ciało, gdy poczułem na sobie czyjś wzrok.
﷼﷼﷼
Heeeey! Jeśli aurorka się zgodzi, to dodatkowo zaczniemy tłumaczyć ff! Na razie czekamy na odpowiedź i mamy nadzieję, że będzie pozytywna
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro