Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

Co oni wszyscy mają do usypiania mnie?

Obudziłem się na twardym posłaniu. Podniosłem się do siadu i zauważyłem, że jestem w czymś w rodzaju celi.

Nie było żadnego okna, a jedyne światło sączyło się przez okienko w solidnych drzwiach.

Chciałem wstać, ale poczułem nagły, silny ból w kostce. Krzyknąłem głośno, spojrzałem w dół wcześniej podwijając nogawkę spodni i od razu pożałowałem tego.

Była cała napuchnięta i sina, tak jak całe moje ciało. Byłem wręcz obsypany siniakami i niekoniecznie małymi zadrapaniami.

Jakby zaatakowało mnie stado wilków. Pomijając fakt, że wtedy byłbym rozerwany na strzępy.

Powoli wspomnienia docierały do mojego umysłu, ale wtedy nagle drzwi otworzyły się ze szczękiem, a przez nie wszedł mężczyzna z wcześniej. Nic nie mówiąc, przerzucił mnie sobie przez ramię i wyniósł.

Idąc korytarzami, zauważyłem, że cały kompleks wygląda jak jakaś tajna baza i schron w jednym. Było tu mnóstwo ludzi, a raczej nie-ludzi. Wszyscy mieli złotawe oczy.

W końcu facet wszedł do jakiegoś pomieszczenia i rzucił mnie w kąt, wywołując tym samym mój kolejny krzyk. Całe moje ciało pulsowało bólem.

Było to, jak mi się wydawało, biuro starszego. Biurko z ciemnego drewna, czerwony fotel, parę roślinek...

- Nie drzyj się. - warknął i pochylił się nade mną. - Od teraz jesteś moją zabawką. Rozumiesz?! - złapał mnie za szczękę, na której również malował się fioletowy ślad i brutalnie pocałował.

Czemu akurat mi zdarzają się takie rzeczy?

Wtem po pomieszczeniu rozległo się walenie do drzwi, a sekundę później zobaczyłem granatowowłosego który łapie bruneta za szyję.

Facet wyrwał się, ale już nie atakował, tylko usiadł na swoim fotelu.

- No, no, no... Kogo my tu mamy! Co cię tu sprowadza bezimienny? - zacharczał z wyczuwalną nutą strachu.

- Nie waż się go dotykać. Przyszedłem po niego.

- Och ależ oczywiście, że nie. Teraz jest mój.

- Gdzie go znalazłeś?

- W lesie...

- Właśnie. Ten chłopak jest częścią lasu, a więc jest mój. A ja nie pozwalam ci go dotykać.

Mężczyzna zaniemówił. Był totalnie zszokowany.

- No wstawaj dzieciaku. - rzucił w moją stronę zielonooki, a ja bez żadnych protestów, zacząłem powoli się podnosić zaciskając żeby, żeby nie wydać z siebie ani jednego dźwięku.

Chciałem postawić nogę ze skręconą kostką, ale jedynie pisnąłem z bólu, demaskując przy tym mój prawdziwy stan. Przynajmniej byłem w jakichś nie porwanych ciuchach.

- Coś ty mu zrobił?! - wykrzyknął Mi podchodząc do mnie.

Zasłoniłem się rękami, bojąc się, że on też ma zamiar mnie uderzyć. Ostatnio wszyscy to robili. Miałem policzki mokre od łez strachu i bólu, a całe moje ciało się trzęsło.

- Och nic. To tylko chłopcy chcieli się trochę pobawić. - zaśmiał się złośliwie.

Kolorowy nagle rzucił się na niego i przycisnął go do ściany zgniatając jego krtań.

- Jeszcze raz chociażby odezwiesz się do niego, a przestanę zwracać uwagę na to, jakie konsekwencje mogę ponieść przez zakończenie życia takiego kundla jak ty. - wysyczał, po czym puścił go i delikatnie wziął mnie na ręce w stylu panny młodej, szczególnie uważając na kostkę.

Chłopak wyprowadził mnie z bazy i okazało się, że jesteśmy na jakimś totalnym pustkowiu. Poznawałem to miejsce. Były tu zgliszcza starej fabryki, jednak teraz gdy leżałem w ramionach zielonookiego, ruiny były zarośnięte mchem, trawami i chwastami. Jakby leżały tu nie dziesiątki, a setki lat.

Czy to możliwe, że w tym świecie naprawdę ludzie wyginęli dawno temu?

- Jak rozumiem ludzie nie mają zdolności szybkiej regeneracji? - jego głos był zaskakująco miły i spokojny.

- Niestety... - szepnąłem nadal lekko przestraszony. - Właściwie... Kto to był?

Chłopak spojrzał na mnie groźnie, ale chwilkę później jego wzrok zelżał, a on spokojnym głosem mi odpowiedział.

- Alfa watahy w której był kiedyś Ashton. Ash zakochał się w Calumie i przez to został wyrzucony i okrzyknięty zdrajcą, bo związał się z wampirem.

- Och. Ale skoro Calum jest z Ashton'em to czemu... - zamilkłem przypominając sobie wydarzenia z mojego pokoju.

- Przykro mi mały, że tak się stało. Nie myślałem, że on będzie do tego zdolny, ale... Ludzi nie ma na tym świecie już od setek lat. Twoja krew jest na tyle niesamowita, że on po prostu nie potrafi nad sobą zapanować. Jak ty w ogóle masz na imię co?

- Jestem Luke. - powiedziałem cicho, zdziwiony tym, że zapytał po tak długim czasie. - A ty...? - spytałem o wiele bardziej niepewnie.

- Mojego imienia się nie wymawia. - powiedział poważniejąc od razu.

- To może mi je napisz? - zaśmiałem się cichutko, bojąc się, że jeszcze bardziej go zdenerwuje.

- Spaliłoby kartkę. - odpowiedział jak gdyby nigdy nic i zaśmiał się pod nosem.

- Och.

Teraz naprawdę parsknął śmiechem, a jego chichot sprawił, że wszystko wokół rozkwitało i stawało się bardziej zielone. Patrzyłem na to z zachwytem i zdziwieniem. Jak?

(^o^)(^o^)(^o^)(^o^)(^o^)

Chyba teraz moja kolej na wstawianie rozdziału więc tadaam!

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro