One
Ze snu wyrwały go promienie słoneczne, które wpadały do pomieszczenia przez wąskie szpary w roletach. Te diabelstwa zawsze znajdywały nawet najmniejszą lukę, aby wedrzeć się do środka i napsocić, skacząc po jego twarzy.
Napastowały jego powieki, aż do momentu, kiedy je otworzył, tym razem wygrały, tak naprawdę to wygrywały każdego dnia. Jedynie w chłodniejszych miesiącach, były besztane przez ciemność panującą dookoła i grzecznie siedziały w ciszy.
W pierwszych chwilach nie zdawał sobie sprawy, który jest dzisiaj dzień tygodnia ani czy to jemu tak śmierdzi z ust, każdy człowiek do pięciu minut po obudzeniu się, zachowuje i czuje się, jakby miał promil alkoholu we krwi.
Jego poranne przemyślenia przerwał mokry, szorstki język, który przemierzył całą długość jego policzka, zostawiając mokrą smugę.
Skrzywił się niezmiernie, widząc jak biała, puchata kula szczęścia, merda swoim przyciętym ogonem na widok jej Pana. Pewnie dlatego, że jest głodna i wie, że kiedy jej właściciel przebudza się rano, to zaraz dostanie śniadanie.
Zgarnął ją w swoje ramiona, zmienił pozycję na wygodniejszą i ułożył psa na swojej klatce piersiowej.
Poskrobał małą bestyjkę za uszami, na co zwierzę zamerdało ponownie ogonem. Zwierzęta są takie łatwe w uszczęśliwieniu, że aż go to rozczula.
Zapewne leniłby się w łóżku jeszcze długi czas, gdyby nie dosyć głośne rozmowy dobiegające z dołu. Kto rano miał na tyle chęci, aby nęcić spokojny poranek?
Westchnął cierpiętniczo, uświadamiając sobie, do kogo należy ten bardziej piskliwy głos — mamusia.
Kochana rodzicielka została obdarowana przez matkę naturę bardzo wysokim i donośnym tonem głosu. Za to on stał chyba w innej kolejce.
Odłożył psa na bok i podciągnął swoje zdrętwiałe ciało do siadu z niemałą dezaprobatą.
Przeciągnął się, a słysząc, jak wszystkie jego kości raz po razie strzykają, czuł dziwną satysfakcję, niczym folia bąbelkowa, która miała mieć kojące działanie.
Z drugiej strony, jemu też strzelały pęcherzyki powietrza, umiejscowione pomiędzy szczelinami w kostkach.
- Jestem rodziną z folią bąbelkową.. - ciszę panującą w jego sanktuarium zwanym potocznie pokojem, przerwał jego zachrypnięty poranny głos, sam czuł zażenowanie z wypowiedzianych słów.
Wstał wreszcie z wygodnego łoża, aby narzucić na siebie pierwsza lepszą koszulkę, nie miał ani siły, ani chęci, aby szukać spodenek.
Otworzył drzwi i mozolnym krokiem zszedł na dół. A tuż za nim jak cień, podążała jego mała, biała energiczna kula.
Zszedł po schodach tuż do salonu, który był oddzielony od kuchni tylko lichą ścianą o według niego paskudnym, piaskowym kolorze.
Odruchowo usiadł przy swoim stałym miejscu przy stole.
Dopiero po kilku sekundach dotarł do niego fakt, że z kuchni dobiegają nie dwa damskie głosy, jeden był z pewnością męski.
Zdziwiony wstał od stołu i zaszedł do kuchni.
Jego mama stała obok wysokiego bruneta, karmiąc go owocami, wspomniany wcześniej mężczyzna ochoczo się nimi zajadał. Obrzydliwa scena wyjęta z taniego romansidła.
Tak zajęci sobą, nie zauważyli, że w pomieszczeniu nie są sami.
Dopiero ciche chrząknięcie ze strony Taehyunga, przywróciło ich do rzeczywistości.
Kobieta spojrzała na swojego syna i posłała mu szeroki uśmiech.
Jednak blondyn, zamiast na nią, patrzył na mężczyznę wzrokiem, który mógł przeszyć na wylot.
- Kto to jest? - wskazał palcem na mężczyznę, który stał oparty o blat, zlustrował dokładniej całej jego ciało. Nieładne i niegrzeczne zachowania, jednak wiedział, że ów mężczyzna długo tu nie zabawi, więc akceptacja z jego strony mu zwisała i lekko powiewała.
Spojrzał na jego sylwetkę i ubiór od góry do dołu.
Szare spodnie od marynarki, które były dopasowane w każdym miejscu, biała koszula, na której nie było ani jednego marszczenia, a na klatce piersiowej po lewej stronie dumnie siedział znaczek znanego projektanta, jego nadgarstek zdobił posrebrzany zegarek, a strój uwieczniały czarne mokasyny.
Nic specjalnego, typowy biznesmen z minimalnym poczuciem mody, ale sporawym poczuciem estetyki.
- To jest Jungkook, spotykamy się od miesiąca. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem, na co najmłodszy z towarzystwa zmarszczył nos.
Jego matka miała tendencję, do ciągłego zmienia swoich adoratorów. Trafiali się nieraz starsi panowie po czterdziestce, a raz i nawet nauczyciel Taehyunga z minionych lat szkolnych.
Starszy mężczyzna wyciągnął rękę w geście przywitania,na coTaehyung zbył go krótkim „cześć"
Wyciągnął butelkę wody z lodówki i zwinnie wyminął parę zakochany, chcąc się ewakuować z tego miejsca jak najszybciej.
Usadowił się wygodnie na kanapie, a szczeniak spoczął przy nim, jak na wiernego kompana przystało.
Nie miał zamiaru bliżej poznawać nowego amanta swojej matki, mimo że kochał ją całym swoim sercem, to jeżeli chodziło o mężczyzn, jego matka zmieniała ich częściej niż Taehyung skarpetki.
Nie wiedział, czy to źle świadczyło o nim, czy gorzej o jego matce.
Wiedziałjedno — że już szkoda mu tego mężczyzny. Bo zapewne myśli o świetlanej przyszłości, jako szczęśliwa rodzina z pięknym ogrodem i grillem co sobotę w okresie wiosennym.
Kątem oka dostrzegł, że na stoliku leży jakiś notes, którego wcześniej nie widział w swoim domu.
A to nowość. Nie miał głowy do żadnych przedmiotów w szkole. Jednak potrafił zapamiętać najmniejsze szczegóły z jego domu.
Na obrazie przedstawiającym bezkresne morze,na dole widniał podpis artysty, literka „y" w nazwisku ów autora była bardziej przychylona w prawą stronę od reszty liter, sztućce w szufladzie były ułożone od najbardziej strzępionych ząbków a jego mama zawsze niedociągała szminkę w lewy kącik ust.
Kiedy już trzymał ów przedmiot w ręce, kiedy właśnie miał go otworzyć, ktoś zwinnym ruchem wyrwał mu go z rąk, na co Taehyung zareagował cichym jęknięciem.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła - zawtórował Jungkook, przejeżdżając można rzec, powiedzieć pieszczotliwie, po pierwszej stronie notatnika.
- Tak wiem, a kota zabiła ciekawość, jesteś katolikiem czy lubisz po prostu cytować takie rzeczy? - starszy westchnął cicho, Youngsun wspominała mu, że Taehyung od dłuższego czasu miewa różne humory i nie da się z nim normalnieporozmawiać.
Jednak chciał mieć dobre kontakty, bo kto wie, co się później może stać.
Taehyung nigdy nie był dobry w nawiązywaniu kontaktów nigdy pierwszy nie wyciągał ręki.
Zawsze to on był osobą, która preferowała być w zaciszu domowego kąta, od hucznych imprez na dachu wieżowców, zważywszy na to, że był na to zbyt leniwy.
- Odpowiesz mi? - niedane mu było nawet więcej skomentować, ponieważ Jeon ponownie zniknął za ścianą, wracając do swojej nowej dziewczyny.
Jak na swój wiek, Taehyung był dość rozwinięty emocjonalnie, co dziwiło nie tylko wiele osób, ale i samego blondyna.
Jednak miał jedną słabość, od zawsze brakowało mu tej męskiej ręki w domu.
Jego ojca niezbyt kusiła wizja bawienia się w tatuśka i przebierania pieluch.
Dlatego zwinął manaty, tuż przed narodzinami Taehyunga i słuch po nim zaginął.
Jednak on nigdy tego nie żałował, jego matka była silną kobietą. Od zawsze była dla niego oparciem i najlepszą przyjaciółką.
Nie rozpuściła, wychowywała go na sumiennego i mądrego chłopca, godziła pracę z opiekowaniem się nad nim, przez co zyskała wiele w jego oczach.
Można by pomyśleć, że szukała partnera nie dla swoich potrzeb, tylko dlatego, aby jej syn wreszcie poczuł, co to znaczy mieć ojca.
Jednak Taehyung nigdy nie wykazywał chęci bliższego poznania jej partnerów.
Czy z Jungkookiem będzie inaczej?
To pytanie wywiercało dziurę w jej głowie, nie dawało jej spokoju, od dnia, kiedy Jeon wyszedł z inicjatywą związku.
Nie przeszkadzało mu to, że ma dziecko, więc może udałoby się cokolwiek zdziałać.
Żylaste dłonie, władczo objęły jej pas.
Przyciągając ją do torsu mężczyzny. Czuła jego bijące serce i gorący oddech na swoim karku.
Tak się zamyśliła, że nie zauważyła, kiedy Jungkook wrócił do kuchni.
- Mam jedno zlecenie, spotkamy się później. - złożył delikatny pocałunek na policzku kobiety. Pieszczotliwie gładząc jej talie.
Przyjemnie ciepło zniknęło wraz z uściskiem bruneta. Poczuła przez to delikatny smutek, lubiła być trzymana w ramionach.
Kiedy zabierał rzeczy, posłał blondynowi szeroki uśmiech.
Na który nastolatek odpowiedział środkowym palcem, jednak tak, aby starszy tego nie widział.
Poczekał, aż drzwi się zamknęły i zwrócił się do mamy, która właśnie weszła do salonu.
- Nie podoba mi się ten cały Jeon.
// błędy poprawie później, Hope u like it
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro