• 4 •
Rozkoszował się atmosferą panującą w domu. Siedział na kanapie, wcześniej układając sobie Jimina między nogami, obejmując go w talii. Opierając podbródek na ramieniu chłopaka, z niewielkim zaangażowaniem oglądał lecący w telewizji serial z chyba milionem odcinków, a przydługa, różowa grzywka Jimina, drażniła delikatnie jego skroń, choć nie mógł powiedzieć, że było to nieprzyjemne. Lubił jego włosy, choć wcale ich nie modelował, za to fryzura Yoongiego była utrzymywana we względnym ładzie dzięki piankom, gumom i lakierom do włosów, a one i tak żyły własnym życiem. Nawet idealnie dobrany do nich kolor farby wyglądał nie tak, jak miał i jak by sobie tego życzył.
Gdy nieznacznie przekręcił głowę, kątem oka dostrzegł na twarzy drugiego, drobniejszego chłopaka, delikatny uśmiech. W pierwszej chwili zaśmiał się w duchu - ten dzieciak naprawdę lubił ten serial. Zaraz potem jednak zdał sobie sprawę, że jego dłonie delikatnie głaszczą te należące do starszego. Jimin musiał bardzo lubić jego dłonie, bo cały czas niby mimochodem ich dotykał.
Zapatrzył się przez chwilę na profil chłopaka, który albo był tak świetnym aktorem, że zdawał się w ogóle nie czuć wzroku Mina, albo naprawdę wkręcił się w śledzenie losów dziewczyny, którą oskarżono o zabójstwo własnego chłopaka i choć więcej dowodów było za jej niewinnością niż przeciwko niej, to policja szukała sposobu, by wsadzić ją za kratki. Niewątpliwie, "Sprawa Jin Sun" była jego ulubionym serialem.
Cała miła atmosfera prysła w mgnieniu oka za sprawą jednego, z pozoru nic nie znaczącego, ruchu. Jimin zabrał dłonie i podciągnął lewy rękaw czarnej bluzy.
— Minnie — zdrobnił jego imię, na co wspomniany zwrócił ku niemu twarz, mrucząc cicho — mógłbyś mi powiedzieć, co to, do chuja, jest?
Na twarz Jimina wstąpiło przerażenie, a on momentalnie spiął mięśnie - wiedział, o czym mówił Yoongi. Patrzył na czarnowłosego przez chwilę, starając się ukryć strach i zmieszanie, jednak aktorem nie był najlepszym. Był na straconej pozycji. Głos jego hyunga był przesiąknięty jadem, mówiąc zaciskał zęby; wiedział, że gdy tego nie zrobi, zwyczajnie wybuchnie i rzuci w stronę Parka wiele słów, których potem będzie żałować.
Jimin po kilku sekundach odwrócił się całkowicie i w samą porę wstał, od razu odchodząc kilka kroków, i znowu obrócił się w stronę mężczyzny. Nie potrafił opanować drżenia swojego ciała; czuł, że zaraz runie na ziemię, a Yoongi mu nie pomoże, a zostawi. Na zawsze.
W następnej sekundzie Min doskoczył do niego, szarpiąc jego ciałem i krzycząc coś niewyraźnie. I jego twarz robiła się niewyraźna, zupełnie jak słowa, które wykrzykiwał starszy, zagłuszając akcję pościgu w serialu.
Jimin bał się. Mógłby przysiąc na samego Boga, że w życiu nie bał się tak bardzo, jak właśnie teraz.
— Pytam cię o coś! — Szarpnął nim po raz kolejny, a chłopak zachwiał się na nogach i gdyby nie sztywny uścisk na jego ramionach, na pewno poznałby bliżej podłogę. — Tyle dla ciebie znaczę? Obiecywałeś mi coś!
Nie był w stanie nad sobą zapanować, wściekłość wzięła górę. Albo nawet wkurwienie. Gdyby z perspektywy czasu spojrzał na siebie w tym momencie, wzbraniałby się rękami i nogami, że to nie on, tak jak myślał w tej chwili Jimin. Młodszy skarcił się w myślach i mentalnie sam się spoliczkował za tę chwilę nieuwagi. On po prostu myślał, że blizna, a raczej blizny, była wyżej i mógł swobodnie podciągnąć rękaw.
— Przeprasza-am, hyung... — Tylko tyle zdążył powiedzieć, bo przerwał mu zdeterminowany głos. Była w nim mimo wszystko nutka troski, którą przyćmiła wściekłość.
— Pierdol się, Jimin. Nigdy się nie wywiązujesz. Nie zasługujesz na moją troskę.
Roztrzęsione ciało Jimina opadło na parapet za nim, będąc brutalnie popchniętym przez... Przez kogo? Kim tak naprawdę był dla niego Min Yoongi?
• wszystko, co do tej pory się tu pojawiło, zostało napisane w jeden wieczór. jak się postaram to mogę :v •
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro