#4
...
-Chyba masz rację.
Powiedział Jimin między pocałunkami.
Jimin leżał tak z Jeonggukiem jeszcze chwilę. Pewnie leżeliby dłużej gdyby nie to że Jeonggukowi ktoś wbił na chatę, a tym kimś okazał się jego najlepszy przyjaciel.
-Jeongguk, co się z tobą ostatnio dzie-
Oboje zastygli w bezruchu, tak samo jak chłopak który wprosił się bez pozwolenia do domu młodszego. Jeongguk zwrócił wzrok w stronę "gościa", a następnie spowrotem spojrzał na Jimina.
-Um...mógłbyś?
Jimin wpatrywał się w oczy Jeongguka dopóki nie wyrwał go głos.
-Ach tak, już.
Starszy zszedł z Jeongguka, a następnie poprawił swoje wymięte ciuchy. Natomiast młodszy usiadł na kanapie z burakiem na twarzy.
-To...może ja już pójdę.
Powiedział i zaczął kierować się w stronę drzwi. Jeongguk wstał i odprowadził starszego do drzwi.
-Wiesz, nie musisz iść.
Jimin przybliżył się do młodszego a następnie szepnął mu do ucha.
-Chyba jednak muszę. Twój kolega chce mnie zabić wzrokiem.
Odpowiedział, pocałował młodszego w szyję i wyszedł na końcu dodając "Do zobaczenia". Jeongguk zamknął drzwi, a następnie powrócił wzrokiem do swojego przyjaciela.
-Dlaczego wbijasz mi się na chatę bez uprzedzenia?
-A dlatego że się o ciebie martwiłem.
-No i jak widziałeś, nie musiałeś.
-Dobra, mniejsza. Kim był ten mężczyzna?
-To był Park Jimin.
-Twój chłopak?
-Nie...
-Skoro nie był to twój chłopak, to kto?
-On...pomógł mi gdy napadły na mnie jakieś bandziory...
-Boże, Jeongguk! Nic ci nie jest?!
Jeongguk poirytowany zachowaniem przyjaciela, wywrócił oczami. Co prawda lubił Jina, ale czasami był aż nadto opiekuńczy.
-Nic mi nie jest hyung. Jimin mnie uratował, a potem się mną zaopiekował dopóki nie wyzdrowiałem.
-No dobrze. Cieszę się że wszystko z tobą w porządku.
-Dobra, dobra. A teraz idź sobie.
-Okej.
Odpowiedział i wyszedł.
~~~~~~~~~
Taki trochę krótki ale potem będzie dłuższy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro