Rozdział 3 - Gdy upadam
Na usprawiedliwienie mam tylko duże zamieszanie w pracy.
Ps. To był pierwszy i ostatni raz jak pisałem w pierwszej osobie. Stover jest mistrzem i niech będzie jedyny.
Rozdział 3
- Nie wiem, czy pamiętam wszystkie szczegóły. Każdy przyszły dziedzic Blacków przechodził szkolenia pod okiem Williama, zaczynało się to około ósmego roku życia. Najpierw były to tylko wykłady o czystości krwi i wyższości rodu, potem pod koniec dochodziła magia. W moim przypadku Orion wstrzymał zajęcia, gdy miałem trzynaście lat i oddał ten przywilej mojemu bratu. Cześć wiedzy była także ukrywana za strażnikami, albo wspomnienia były blokowane za pomocą, specjalnych warunków. Mój ród co nie jest powszechna wiedzą, specjalizował się w magii umysłu. Mogliśmy usunąć czyjeś wspomnienia w taki sposób, ze po spełnieniu określonych warunków wracały, ale dopóki warunki te nie zostały spełnione, nawet doświadczony legilimenta by ich nie odnalazł. Znaczna część wiedzy i wspomnień o zdolnościach magicznych była w ten sposób blokowana, by dzieci nie zdradziły w szkole zbyt wiele tajemnic rodu. Moje wspomnienia powróciły po śmierci Oriona, mojego ojca. Byłem wtedy w Azkabanie, mój brat był martwy, a ja jako dziedzic musiałem znać wszystkie sekrety Szlachetnego Rodu Blacków – ostatnie słowa niemal z siebie wypluł.
- Wiemy. Harry poznał tajemnice i umiejętności twojego rodu bardzo dobrze – powiedziała Hermiona, wspominając ich wspólne lekcje. – Można powiedzieć, że wzniósł je na nowe poziomy.
- Czyżbyś zamierzała zdradzić Syriuszowi czym jest Pustka? – odezwał się Severus Snape, podchodząc do ich stołu.
- Jeszcze nie – odpowiedział zamiast niej Harry. – Chyba czas na wyjaśnienie dlaczego ty jesteś z nami.
- Skoro nalegasz – mężczyzna usiadł obok Cho. – Razi cię Black, że Harry rozmawia ze mną tak swobodnie?
- Tak. Mimo zapewnień wszystkich, nie ufam ci.
- Więc zrozum – kontynuował Severus, tak jakby mu nie przerwano. – Harry cię nie zna. Byłeś sobą przez jeden rok, w czasie którego, niewiele mieliście ze sobą kontaktu. Kilka listów, kilka rozmów. Reszta czasu, w jakim cię znał byłeś pod Imperio jego wroga. Teraz nie jesteś w pełni sobą. Nie wiemy jak do końca działa to zaklęcie, bo każda wersja jaką udało nam się zdobyć, czy to w formie książek, informacji od ciebie, czy od Williama, różni się. Nie mamy nawet pewności, czy każdy kto powstał z Horkruksa, nie jest marionetką Williama. Po prostu nic nie wiemy. Nie pomagają nawet specjalne zdolności Blacków w magii umysłu, bo cała ta specjalność ma korzenie w Williamie, który sam twierdził, że nie jest w tym dobry. Jednak, żeby odrobinę cię rozluźnić posłuchaj mojej opowieści.
- O tym jak Harry postanowił wyciągnąć przepowiednie z głowy Trelaney już słyszałeś? – zaczął Snape, gdy Syriusz w milczeniu kiwnął głową. – No to może o tym jak Harry mi zaufał.
**
D.I.C.K.2
**
12 grudzień.
- Mało kto popisuje się tak wielką ignorancją – stwierdziłem, pochylając się nad poranionym, pół przytomnym ciałem.
- Nie jęcz – odpowiedział, chwytają za wystający kawałek kontenera na śmieci i podciągając się do pozycji siedzącej. – Ilu ich zostało?
- Za dużo – warknąłem zły, że zginę przez głupotę tego dzieciaka. – Siedmiu, ale zaraz będzie ich więcej. Po co się tu pojawiłeś?
- Niczym niezawiniony zbieg okoliczności. Polowałem na Belle – z kącika jego ust wypłynął niewielki strumyk krwi. – Chyba pora na ciebie.
- Nie zostawię cię.
- Czyżby obudził się w tobie lew, Severusie?
- Mówiłem ci już Potter, nie mów o rzeczach, których nie rozumiesz. Co teraz zamierzasz?
- Nic, w tym stanie nie sforsuje ich barier antyaportacyjnych, ale ty się przebijesz. Wtedy możesz wezwać Zgredka, lub kogoś innego.
- A oni będą grzecznie czekać. Wiesz dobrze, że jak już cię zabiorą, to nikt cię nie odnajdzie – powiedziałem wyglądając ostrożnie z zaułka. – Mamy jakąś minutę, by się przebić, potem dotrą tu ich posiłki.
- Mały Potterek boi się wyjść? – dobiegł nas szyderczy głos Belatrix. – Choć Potterku, porozmawiamy chwilę, a potem mój Pan cię zabije.
- Wybacz Severusie, ale ja mam zamiar z nimi porozmawiać – wyszeptał chłopak, a zaklęcie które rzucił odebrało mi możliwość ruchu. Drugim gestem dłoni zmienił mnie w szczura i wsunął pod kontener. – Musisz po mnie przyjść Bella, mam problemy z chodzeniem – zawołał odrzucając różdżkę w stronę skąd dobiegały głosy Śmierciożerców.
**
D.I.C.K.2
**
Dwie godziny. Tyle trwał paraliż, a podczas tych dwóch godzin pamiętałem każdą sekundę. Każdą myśl o tym co może się dziać z Potterem. Kiedy wreszcie poczułem, że mogę się poruszać wypełzłem spod kontenera i zmieniłem się w człowieka.
Leżąc pod śmietnikiem byłem pewny co do tego, co zrobię po uwolnieniu z zaklęcia, ale teraz z bolesnym uczuciem pustki, dotarło do mnie, że zaklęcie znikło najprawdopodobniej dlatego, że Harry został zabity.
Upadłem na kolana całkowicie niezdolny do tego, by pogodzić się z brutalną prawdą. Moja ręka podniosła się niemal bez udziału woli, a cztery patronusy odleciały w przestrzeń. Nie mam pojęcia jakie wiadomości wtedy przesłałem.
Przez kilka minut nie byłem zdolny do niczego, tylko wpatrywania się w płynący środkiem zaułka niewielki ściek. Podążyłem wzrokiem za płynącą wodą, aż dostrzegłem maskę śmierciożercy i ciało leżące tuż przy wyjściu na główną ulicę.
- Kiedy świat daje ci cytryny, zacznij handlować lemoniadą – powiedziałem z maniakalnym uśmiechem, było to jedno z powiedzonek Wiki, ale teraz pasowało mi jak ulał. To co postanowiłem było równie szalone jak ta skrzatka.
W moją wyciągniętą dłoń wpadła maska, a sekundę po niej czarny płaszcz zerwany z trupa.
- Za ciebie, Potter – powiedziałem zanim zniknąłem.
Od dawna wiedzieliśmy, że siedzibą Belatrix była rodowa siedziba Malfoyów. Narcyza po stracie Draco i Lucjusza, nie potrafiła w żaden sposób przeciwstawić się Śmierciożercom.
Pojawiłem się przed bramą i od razu ruszyłem w jej kierunku, nie zwalniając przeszedłem przez kraty, który wydały się zrobione z dymu. Kawałek przed główną rezydencją zobaczyłem dwójkę mężczyzn, których się tu nie spodziewałem.
Dlaczego Howkings i Dewain, pracownicy Departamentu Tajemnic, którzy według Percyego byli neutralni, teraz rozmawiali przed rezydencją, która oficjalnie była jedną z siedzib sług Voldemorta. Nie zaszczycając ich nawet skinieniem głowy minąłem ich na schodach. Zastanawiam się, czy ruszą za kimś w masce czy zignorują mnie, zakładając, że miałem powód.
Zaraz po minięciu progu dotarło do mnie jaki błąd popełniłem. Wiele znajomych twarz spacerujących po holu, ewidentnie na coś czekało, a żadna z osób nie miała maski.
Cóż, teraz nie było odwrotu. Ruszyłem pewnym krokiem w stronę schodów prowadzących do podziemia i przez chwilę wydawało mi się, że może nawet tam dotrę.
- Stój – usłyszałem za sobą. Głos był władczy i należał do kogoś, kogo nigdy nie podejrzewałbym o taka moc. – Chodź za mną – rozkazała.
Większość w holu przerwała rozmowy i spoglądała na nas. Skinąłem powoli głową i ruszyłem za Narcyzą na górne piętro.
- Możesz zdjąć maskę, Severusie – powiedziała, gdy znaleźliśmy się gabinecie Lucjusza. – Nie powinno cię tu być.
- To nieważne. Jak mnie rozpoznałaś? – Spytałem, ściskając w kieszeni różdżkę.
- Naprawdę nie przyszło ci do głowy, że po twojej zdradzie, Lucjusz nie zmodyfikuje osłon wokół domu? Po co przyszedłeś?
- Nie jestem pewny – powiedziałem, gdy adrenalina w moich żyła opadła. – Chciałem zabić Bellatrix i może odesłać ciało Pottera.
- Nie dotrzesz do Pottera, za dobrze go pilnują.
- On żyje? – krzyknąłem, nie będąc pewnym czy pozwolić obudzić się nadziei.
- Oczywiście. Nikt nie odważyłby się go zabić. Ten przywilej Czarny Pan zarezerwował dla siebie.
- Gdzie go trzymają – zażądałem, podchodząc do niej.
- W lochu, tam gdzie chciałeś wejść. Uwierz mi, że jak tylko otworzyłbyś drzwi, byłbyś martwy. Ci wszyscy na dole mają jeden cel. Nie wpuścić tam nikogo. Bella właśnie przesłuchuje chłopca, a Czarny Pan przybędzie wkrótce.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo kiedyś może mi się to przydać – powiedziała podchodząc do regału z księgami i otwierając przejście.
- Będziesz miała kłopoty – powiedziałem zbliżając się do regału.
- Dam sobie radę. Nosisz płaszcz i maskę Williama Goyla, został wysłany, bo był na miejscu, ale zasadniczo miał być na moje rozkazy, był moim strażnikiem.
- Rozumiem – wzniosłem różdżkę. Narcyza upadła nieprzytomna, a ja rzuciłem jeszcze kilka zaklęć zapomnienia.
Osobiście uważałem, że to ostatni raz jaki ją widzę. Czarny Pan jakiego znałem, nie przebaczy tego co zrobiła, a skoro Lucjusz zmodyfikował zaklęcie otwierające bramę, nie miała wymówki.
Zagłębiłem się w ciemnym korytarzu rzucając na siebie zaklęcia maskujące, oraz poprawiające moją percepcję. Jak znam Belatrix, w pomieszczeniu nie będzie wiele światła. Teraz byłbym gotów wycałować tą wariatkę Wiki, za jej paranoję, bo tylko dzięki temu, każdy z armii Harrego rzucał te zaklęcia perfekcyjnie i odruchowo.
Kilka pięter krętymi schodami, pozwoliło mi mniej więcej zyskać pewność, co do tego, że jestem na odpowiednim poziomie. Szukając jakiejś przestrzeni, którą mógłbym się wyjść natknąłem się na system wizjerów umożliwiających zajrzenie do cel, a nawet Sali przesłuchań. W niej zobaczyłem Harrego rozkrzyżowanego na drewnianej konstrukcji. Nie pozostało na nim wiele ubrań, a każde odsłonięte miejsce pełne było siniaków, oraz krwawiących ran po nożach. Brakowało mi natomiast oprawczyni. Szczerze liczyłem, że znajdę tu pierwszą fanatyczkę.
- Czemu przestałaś? - usłyszałem głos Harrego. – Nie widzisz, że się nudzę? – próbował się zaśmiać, ale zacharczał tylko, wypluwając drobinki krwi.
- Spokojnie Harrusiu – odezwała się okropnie przesłodzonym głosem. Musiała stać tuż obok tajnego wejścia, a jakakolwiek próba jego otwarcia dała by jej dość czasu, żeby mnie zaatakować, albo zabić chłopaka. Czyżby Harry wiedział o tym gdzie jestem. – Mój Pan zaraz tu będzie, a ja przygotowuje dla ciebie specjalny eliksir. Wiele nam po nim powiesz.
- Mogłabyś zapytać
- I stracić całą zabawę? Nie, nie mój Skarbeńku – Belatrix ruszyła ze strzykawką w stronę chłopaka.
- Szkoda, bo mogłabyś dzięki temu przeżyć – zaśmiał się chłopak.
Nie czekając na nic innego, otworzyłem wejście do sali przesłuchań, rzucając na Belatrix zaklęcie uśmiercające.
- Co zamierzałeś zrobić teraz? – dobiegł mnie kpiący głos chłopaka.
- Nie wiedziałem, że żyjesz, gdy tu wchodziłem – przeniosłem wzrok, z martwej kobiety na Pottera i skinięciem różdżki uwolniłem go z kajdan, a potem rzuciłem kilka zaklęć leczących. Nie dały wiele, bo poza zasklepieniem wciąż otwartych ran, leczeni wymagało czasu, tak jak i odegnanie zmęczenia, nie mówiąc o uszkodzeniu na psychice, jakie zawsze wywoływały tortury.
- A jak stąd wyjdziemy? Nie dam rady się aportować, a o wybijaniu drogi na zewnątrz nie ma co myśleć.
- Powiedziałem już, że nie planowałem wychodzić.
- Przebranie raczej nie zadziała, bo podobno miała tu czekać, na Toma, ale zawsze można sprawić, by myśleli coś innego.
Podniósł różdżkę Belatrix, oraz z kieszeni wewnątrz jej ciała wyjął swoją.
- Zaminuj drzwi. Dyskretnie, tak by wyglądało na to, że po otwarciu wybuch poszedł do wewnątrz.
Zanim skończyłem z drzwiami, Harry poprzestawiał martwe ciało i wnętrze, na takie, by sprawiało wrażenie sali po bitwie.
- A teraz najlepsze – powiedział. – Mogę po tym być nieprzytomny. Zmień mnie w szczura, albo coś podobnego odnieś w jakąś wnękę i sam też się w coś zmień. Może będziemy musieli poczekać kilka godzin w taki przebraniu, zanim uda mi się odzyskać dość mocy by nas stąd zabrać – ruszył do wejścia do tunelu, którym przyszedłem, a kiedy stanąłem obok niego wzniósł dłoń. Sala przesłuchań zaczęła wypełniać się czarnym dymem formującym się niczym macki.
Tak bardzo pochłonęła mnie obserwacja magii, a raczej jej efektu, bo mimo, iż wiedziałem co i kiedy się dzieje, nie wyczułem nic, że dopiero odgłos upadającego ciała sprawił, iż ponownie spojrzałem na chłopaka.
- Zaimponowałeś mi – transmutowałem jego ciało w szczura. Zamknąłem przejście i zabrałem go na poszukiwania schronienia.
**
D.I.C.K.2
**
- Wrócili trzy dni później – powiedziała Hermiona. – Nikt nie wiedział co się z nimi działo.
- Próba wymknięcia się SamWieszKomu nie należała do łatwych. Zwłaszcza, po tym jak zabiliśmy Bellatrix, i dwóch pomniejszych, którzy przyszli by przekazać jej, że Czarny Pan przybył – dodał wyjaśniająco Severus.
Oczy Blacka utkwione były jednak w Harrym.
- Pytaj – powiedział chłopak.
- Kiedy będę mógł pójść z wami?
- Niebawem – odpowiedział podnosząc się Harry. – Ktoś musi sprawdzić twoje umiejętności i chyba będzie to Hermiona. Potem musisz nauczyć się walczyć tak jak my. A wtedy zapolujmy na Dumbledora – zakończył z jednym z nielicznych autentycznie radosnych uśmiechów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro