Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Jestem


Rozdział 1
- Zjedz – powiedział Harry łagodniejszym tonem, gdy przez kilka minut trwała cisza.  – Remusie wyjaśnij mu co działo się, po powrocie Toma, aż do pierwszej bitwy w Departamencie Tajemnic.
Syriusz, który właśnie postanowił się napić, by ożywić zaschnięte gardło wypluł znaczną cześć napoju, krztusząc się przy tym.
Nimfadora machnęła leniwie różdżką, pomagając mu złapać oddech.
- To będzie długa rozmowa – stwierdziła rozbawiona, na co Remus popatrzył z lekką przyganą, ale podjął również rozbawionym głosem.
- Mniej więcej, miesiąc po powrocie Sam-Wiesz-Kogo, Harrego, zaatakowały na PrivetDrive dwa dementory. Obronił się bez problemu, ale jak wiesz ministerstwo, nie patrzy dobrze na młodocianych, którzy rzucają zaklęcia, a już szczególnie w obecności mugoli. Ministerstwo pod przewodnictwem Knota, nie było nam wtedy przychylne, a nawet więcej, robiło wszystko by uczynić nas, a w szczególności Dumbledora i Harrego osobami co najmniej niewiarygodnymi. Harry trafił przed Wizengamot, gdzie tylko obrona Dumbledora, wyciągnęła go od wyrzucenia ze szkoły – głos Lupina był bardzo rzeczowy, ale nie potrafił zapanować nad grymasem, gdy wymawiał imię dyrektora Hogwartu.
- Niedługo potem Harry trafił na Grimmaud, a ty niemal wyjawiłeś mu, czego Czarny Pan szuka w departamencie – kontynuował. – Teraz z perspektywy czasu, szkoda, że tak się nie stało, ale pewnie nie miało by to większego znaczenia. Tej samej nocy ty, odszedłeś by rzekomo porozmawiać z Dumbledorem, a jednocześnie dostałeś się pod jego imperio, spod którego nie wyrwałeś się do swojej śmierci.
- Za szybko wspomniałeś o jego śmierci – odezwał się nagle głos za plecami Blacka, na dźwięk którego ten ostatni podskoczył jak oparzony, wywalając na siebie i na podłogę talerz posiłkiem.
- Snape – wysyczał.
- Radzę ci zachować spokój – usłyszał Harrego. – Obecnie ufam mu bardziej niż tobie. Nadal nie wiem ile ciebie jest w tobie. Severus natomiast udowodnił swoją lojalność przy wielu okazjach.
- Może to cię uspokoi – powiedział były już Mistrz Obrony i Eliksirów w Hogwarcie. – Przepraszam. Za to co było w szkole między nami, za to, że tak traktowałem twojego chrześniaka, gdy trafił do Hogwartu, za to jak traktowałem Ciebie, gdy walczyliśmy razem w Zakonie. Za to, że przez moją słabość zginęli Lilii i James.
- Co oznacza ostatnie zdanie? – zapytał podejrzliwie, ale również z dużym lękiem.
- Dojdziemy do tego. Usiądź – polecił Harry.
- Jak już mówiłem – podjął Remus. – W czasie wakacji, nie działo się wiele więcej. W szkołę, zaczęło interweniować ministerstwo, wpychając tam Dolores Umbridge, na posadę nauczyciela obrony. Zrobili z niej Wielkiego Inkwizytora, i dali prawo inspekcji innych profesorów, oraz zmian kadrowych. Harrego zaczęły nawiedzać wizje podsyłane przez Czarnego Pana, ocalił dzięki temu Artura, ale wizje nie do końca pasowały dyrektorowi, więc Harry rozpoczął lekcje oklumencji pod okiem Severusa.
- Totalna klapa – wtrącił Snape rozbawiony.
- Nie pomagałeś – odciął się Potter, ale nie wyglądało na to, by był zły.
- Jak mówiłem, zanim mi przerwani, nie poszło to najlepiej. Ostatecznie, twój chrześniak z pomocą Hermiony powołał tajny klub nauki obrony, który działał niemal przez połowę semestru. Ostatecznie po kilku spektakularnych dokonaniach w szkole, włącznie z olbrzymem i włamaniem się do gabinetu pełniącej obowiązki dyrektorki, Harry z grupą kilku uczniów, włamał się do ministerstwa, by zdobyć przepowiednię. Skończyło się to nie do końca tak, jak planowali – dodał ze smutkiem.
- Skończyło się to tragicznie – powiedział Harry. – Zostaliśmy wciągnięci w pułapkę, w której każdy z nas mógł zginać i tylko cudem tak się nie stało. W Ostatniej chwili na ratunek przybył nam Zakon. Niestety – kontynuował poważnym, beznamiętnym tonem. – w trakcie walki, ty zostałeś pokonany przez Belatrix i wpadłeś za Kamienny Łuk, w jednej z Sali Departamentu. Ja w swojej głupocie, ruszyłem za twoją kuzynką, której na ratunek przybył Czarny Pan. W czasie walki, zrozumiałem, jak nieporównywalne są nasze moce. Gdyby nie Dumbledore byłbym martwy.
- Mniej więcej trzy tygodnie później otrzymałem twój list i różdżkę – ciągnął. – Odkryłem, że namiar na niej nie działa, podporządkowałem sobie Dursleyów, zawarłem porozumienie z nowym mistrzem eliksirów, odrzuciłem ochronę Dumbledora, bo nie dawała mi spokoju wersja przepowiedni jaką przedstawił mi w swoim gabinecie. Przepowiednia mówiła, że to ja lub Nevill jestem wybrańcem, który ma pokonać Czarnego Pana, w każdym razie że żadne z nas nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Zwerbowałem kilka skrzatów, by stworzyć, z nich armię. Skrzaty mogą aportować się pod osłony czarodziejów i na obszarach objętych czarem antydeportacyjnym. Odnalazłem Williama, z którym trenowałem do końca wakacji. Na koniec połączył mnie z swoimi dementorami – mówił wywołując coraz większe przerażenie.  – Ciekawi mnie jedno, bo widzę po twojej twarzy, że wiesz o co chodzi. Dlaczego, nie zniszczyłeś jego zbiornika?
- To nie takie proste, ten zbiornik, nie jest ze szkła – zaczął, ale Harry przerwał mu gestem.
- To jest tak istotne, gdyby nie ta moc, byłbym martwy. Podsumowując ten rok do końca. Udało mi się wyszkolić Hermionę, choć nasze relacje bardzo na tym ucierpiały. Zdobyłem, a raczej wymusiłem na Dumbledorze, informacje o Horkruksach , to ta dziedzina magii, dzięki, której powróciłeś – dodał wyjaśniając. – Poznałem Cho, zabiłem Malfoya juniora, podważyłem funkcjonowanie ministerstwa, zostałem specjalnym aurorem i obroniłem uczniów przed atakiem Czarnego Pana.
Na twarzach  zebranych przez moment mignęło przerażenie, ale szybko się opanowali.
- Utraciłem wtedy połączenie z moim magicznym rdzeniem, ale nadal miałem magię Williama, a do tego pozbyłem się Horkruksa, który był we mnie – głos Pottera, mimo, że brzmiał tak jak na początku, to wydawał się teraz przyspieszać, a opisy jego doświadczeń stawały się coraz krótsze. – Udało mi się odbudować magiczny rdzeń, ale kosztowało mnie to za wiele z perspektywy czasu. William, ma ciało i  jest usankcjonowanym ministerialnie członkiem rodu Blacków. Jedna z moich najbardziej zaufanych osób zdradziła i doprowadziła do rozbicia trzonu mojej armii. Zginął Bill Weasley. Musieliśmy uciekać z Hogwartu, a nasze kontakty w ministerstwie upadły, choć nie był przynajmniej w rękach Śmierciożerców.
Zapadła cisza, ale po kilku minutach ponownie odezwał się zielonooki.
- Masz jakieś pytania?
- Nie wiem. To znaczy, mam mnóstwo pytań, po prostu nie wiem od czego zacząć – Syriusz spoglądał po twarzach zebranych, jakby szukając potwierdzenia, że to wszystko to jakiś kiepski żart. – Co działo się później? Nadal brakuje roku, w waszej opowieści.
- Później, teraz muszę coś załatwić osobiście. Remus i Nimfadora odpowiedzą na wszystkie twoje pytania, do tego momentu. Proszę nie pytaj o nic co miało miejsce, po naszym opuszczeniu Hogwartu.
Harry wstał, a wraz z nim Hermiona, Cho i Severus.
- Zobaczymy się za kilka dni. Nie opuszczaj terenów posiadłości. Chcę wierzyć, że przywracając cię do życia, zrobiliśmy coś dobrego, ale boję się, że to także cześć planu – dodał, po czym wyciągnął do niego dłoń. – Witamy wśród żywych, Syriuszu.
- Więc, co chcesz wiedzieć? – zapytał Remus, gdy zostali we trójkę. – I chyba będziesz chciał mieć to – dodał rzucając mu jego różdżkę. – Choć prosimy, byś jeszcze przez jakiś czas nie czarował. Musimy dodać sygnaturę twojej magii do osłon.
**
D.I.C.K.2
**
Harry pojawił się w domu trzy dni później, sekundę po nim aportowała się Hermiona wraz z Cho. Cała trójka ubrana w czarno szare matowe ubrania, wykonane na pewno na wymiar, bo idealnie pasowały do ich ciał. Liczne kieszonki, pokrowce na noże i kryształy jednoznacznie definiowały przeznaczenie ubrań. Na wierzchu, narzucone mieli proste czarne płaszcze, wykonane z smoczej skóry. Dziewczyny wyglądały dobrze, ale Potter miał głębokie cięcie na lewym ramieniu.
W salonie natychmiast zawrzało, do Harrego rzuciło się kilka osób, podając mu eliksiry i zasklepiając rany. Hermiona i Cho także nie pozostały same, bo każdą otoczyła co najmniej trójka czarodziejów, którzy upewniali się czy faktycznie nic im nie jest.
W tym zamieszaniu Harry rozmawiał z charłakiem, którego przedstawiono mu jako Kevin. Co prawda mężczyzna nie zamienił z nim słowa, ale przypominał mu Kingslaya. Opanowany, analityczny, dbający o swoich. Nawet teraz, gdy jego chrześniak zdawał relacje z jakiegoś polowania, nie wyglądał jakby wywierało to na nim jakiekolwiek wrażenie, słuchał uważnie, co jakiś czas zadając pytanie.
- Nie przejmuj się tym, że nie wiesz co się dzieje. To się szybko zmieni – usłyszał Remusa, który podszedł do niego zwabiony hałasem. – Nawet medycy obok nich nie wiedzą, co się stało i o czym rozmawiają. Harry dopracował zaklęcia ciszy do perfekcji, wiec obecnie słyszy go tylko Kevin.
- Ten Kevin wydaje się tu bardzo ważny – stwierdził Black.
- Bo taki jest. Harry nie gra pierwszych skrzypiec. Mamy lepszych strategów i taktyków niż on, mamy lepszych wojowników, a skoro nie ma przepowiedni to u nas Wybraniec jest tylko chwytem propagandowym. Harry musi się co jakiś czas pokazać publicznie, by podtrzymać legendę ruchu oporu. I zanim coś powiesz na ten temat, to uwierz mi. Jemu to pasuje.
- Czy on naprawdę jest szczęśliwy? Wydaje się, że jedyne co na niego sprawdziłem, to więcej walki, więcej cierpienia i więcej samotności.
- Ma Hermionę, Cho, mnie, Nimfadorę. Ma Nevilla, Melody, Kevina, Severusa i wielu innych, których nie znasz. Jasne, że więcej walczy i w każdej chwili może zginąć. Ale znalazł miłość, znalazł rodzinę, a to według niego coś co było warte całego cierpienia jakiego doznał. Poza tym ma teraz też ciebie.
Syriusz pokiwał głową na znak, że rozumie, ale nie odezwał się, bo nie ufał teraz swojemu głosowi. Po kilku minutach medycy odeszli od trójki i dziewczyny ruszył w kierunku schodów na piętro, gdzie mieściły się pokoje stałych mieszkańców posiadłości. Po drodze Cho puściła oko do Remusa i Syriusza, pokazując podniesiony kciuk.
Harry nadal rozmawiał z Kevinem, ale teraz widać było rozluźnienie na ich twarzach.
- Zaraz do was dołączę – powiedział gdy wreszcie skończyli i podszedł się przywitać. – Przebiorę się, bo mam dość tego ubrania – dodał ruszając na piętro.
**
D.I.C.K.2
**
Kilkanaście minut później pojawił się w towarzystwie Hermiony, oboje mieli na sobie wytarte spodnie i koszulki z głupimi rysunkami. I oboje wyglądali na naprawdę szczęśliwych, była to tak diametralna zmiana wyglądu, ale także zachowania, postawy. Teraz wyglądali jakby nic ich nie martwiło, jakby wojna nie istniała. Gdyby nie widział takiej przemiany, u wielu osób przebywających w rezydencji, uznał by ją za coś bardzo niepokojącego. Przez te trzy dni, przez dom przewinęły się dziesiątki osób, niektóre tylko na kilka minut, inne godzin, cześć zostawała na noc, a cześć tu mieszkała na stałe. Gdy pojawili się ci w strojach bojowych, zawsze z powagą i precyzją zdawali raporty, temu, kto obecnie pełnił dyżur. Kilka minut po tym, wracali, jakby byli innymi ludźmi, rozluźnieni, radośni, beztroscy, skłonni do żartów.
Całkowicie inaczej wyglądało to za jego czasów w Zakonie Feniksa, do którego Syriusz nie potrafił przestać porównywać organizacji Harrego. Choć szczerze musiał przyznać, że w starych czasach, czasach jego młodości, gdy wraz z Remusem, Jamsem, Lilii walczyli z śmierciożercami było podobnie. Rzucali się do walki, z ogniem w oczach, nie dbając o siebie, a tylko o towarzyszy. Wracali i świętowali życie. Cieszyli się, że żyją i mogą być tu razem.
- Dołączymy do nich? – Zapytał Lupin, który już wstał z kanapy. – Jestem ciekaw co udało im się tym razem zrobić.
- Jak podoba ci się życie? – Zapytał zielonooki, choć Syriusz przysiągłby, że nie mógł widzieć, ani tym bardziej słyszeć jak podchodzili z Remusem.
- Przywykniesz – powiedziała Hermiona, jakby czytała jego myśli. – Zmysły Harrego są ciut ostrzejsze niż nas śmiertelników.
- Udało wam się? – zapytał Remus siadając po przeciwnej stronie stołu.
- Tak. Wiemy, gdzie jest Dumbledore – odpowiedział rozbawiony Potter. – Już niedługo zapłaci.
- Możecie mi wyjaśnić co się dzieje? – wtrącił Syriusz, również siadając.
- Pierwsze powiedz mi, jak się tu czujesz?
- Dobrze. Wszyscy są mili i traktują mnie z szacunkiem, ale czuje się wyraźny dystans.
- Bo jeszcze z nami nie walczyłeś – wyjaśniła Nimfadora, która pojawiła się cicho za nimi. – Jesteśmy na wojnie Syriuszu. Przywrócenie ci życia kosztowała nas wiele, kilku naszych zapłaciło, wielką cenę za to byś tu siedział. Za jakiś czas ruszysz z nimi do walki, a wtedy zobaczysz, że ich nastawienie się zmieni. Obecnie jesteś kimś, kto zajmuje miejsce. Nic osobistego, ale każdy z nas tu wie, że każdy inny oddałby za niego życie. Sprawdziliśmy się wielokrotnie w walce i ufamy sobie bezgranicznie.
Syriusz pokiwał głową.
- Czy Remus wyjaśnił ci wszystko, związane z moim ostatnim rokiem w Hogwarcie?
- Tak, trochę to przerażające, zwłaszcza moment w którym omal nie zginałeś i cała reszta ze smokiem, Wiki i resztą.
- Mówiąc i resztą, masz na myśli Dumbledorem. Nie musicie unikać tak tego tematu, wiem, że się często wściekam, że nie zabiłem go kiedy mogłem, ale jesteśmy coraz bliżej, wiec powinno być już dobrze.
- Kochanie, wścieka to się Severus, gdy ktoś grzebie mu w szafce z składnikami – wtrąciła Hermiona.
-  Albo Hermiona, gdy jakaś książka nie leży na swoim miejscu – dodała Tonks.
- Nie prawda. Widziałam, że te dwie, które ostatnio czytałaś są na złych półkach i nic nie zrobiłam – odcięła się brązowowłosa.
- Bo Harry zaciągną cię pod prysznic.
- Hej! – zawołał Potter, ucinając kłótnie. – Zbaczacie z tematu.
- Właśnie – podjął Remus. – Dziewczyny mówiły, że jest tu wiele osób, które się wściekają. Ty wpadałeś w furię.
- Polemizowałbym – zaczął Harry, ale widząc miny przyjaciół, uśmiechnął się i dodał. – Dobra, przepraszam. Jak tylko go dopadniemy będę spokojniejszy.
Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, a Harry kontynuował.
- To co wydarzyło się po naszym odejściu można określić jako równia pochyła ku samemu dnu.
- Żyjemy. Niemal wszyscy żyjemy – powiedział Remus.
- Dobra miejmy to za sobą.
**
D.I.C.K.2
**
- Dokąd pójdziemy?
- Na początek na Grimmaud, to bezpieczne miejsce. Potem musimy dowiedzieć się jakie jeszcze domy mam i je zabezpieczyć. Wtedy zaczniemy szukać mordercy Billa i Horkruksów Voldemorta – wyjaśnił, gdy czekali na Cho. – Co z twoją rodziną?
- Mam już przygotowane zawieszone zaklęcia. Zanim ruszymy aktywuje je, a wtedy oni znikną. Zapomną o mnie, wyjadą do Australii. Kiedy wygramy odszukam ich.
- O ile…
- Kiedy, Harry. Kiedy.
Kilka minut później do Sali Wejściowej, gdzie czekali wbiegła Cho, a za nią Nevill, Melody, Lavender.
- Patrzcie kogo znalazłam – Zawołała radośnie, a widząc reakcję Pottera szubko dodała. – Nie zaczynaj. Mają takie samo prawo wybrać z kim chcą walczyć. Reszta dołączy później. Uśpieni zostają.
Harry nie miał wyjścia i w duchu ucieszył się, że jednak jest kilka osób, które mimo wszystko chciały iść z nim. Wyciągną rękę, a gdy wszyscy go dotknęli przeniósł ich do dworu Blacków.
Po kilku godzinach zaczęli pojawiać się inni. Remus, Nimfadora, Severus, Horacy, a nawet profesor Flitwick. Dotarli także, choć w różnych odstępach czasu jego przyjaciele, spoza szkoły. Kevin, Zgredek, kilka goblinów, czarodzieje w najróżniejszym wieku, od takich, którzy ledwie sami byli pełnoletni, do starców. Pojawił się Mundungus Fletcher, oraz co było niemałym zaskoczeniem Percy Weasley.
Podczas kolacji w specjalnie powiększonej kuchni siedziało, kilkudziesięciu ludzi i innych magicznych stworzeń.
- Więcej się nie pojawi. Reszta nie ma, dostępu do tego domu, ale możesz być pewny, że wiernych tobie i idei pokonania Voldemorta jest znacznie więcej. Przynajmniej wśród Goblinów – odezwał się Gvint.
- Skrzaty mimo zdrady tej, która nas zebrała, są na twoje usługi. Wiki, nie była taka jak my, słusznie walczyła o wolność skrzatów, ale my wierzymy, że wolności nie da się osiągnąć oszustwem.
- No dobrze, każdy z nas, który działał poza szkołą ma swoich zwolenników i zasoby – przemówił Kevin. – Nie ma sensu wymieniać wszystkich. To że tu jesteśmy, jednoznacznie potwierdza, że my i część naszych ludzi zamierza pokonać Voldemorta. Nie ma też co oszukiwać siebie, że obecnie Harry, nie jest tym, który nas jednoczy.
- Co proponujesz? – Odezwał się Percy.
- Radę. Każdy z naszej piątki, będzie miał równe prawa, a co za tym idzie nikt nie będzie ważniejszy. Jeśli wśród naszych ludzi coś się stanie, my za to odpowiadamy, ale też nikt, nie może kierować cudzymi zasobami, bez zgody.
- Mówiąc o naszej piątce masz na myśli?
- Harrego, bo ma złoto, domy i większość magicznej siły. Mnie bo mam wywiad i chyba największe doświadczenie w planowaniu takich przedsięwzięć. Zgredka, bo skrzaty są na jego rozkazy, choć to chyba równoznaczne, że Harry je ma – powiedział z lekkim uśmiechem, ale bez kpiny. Mimo szorstkich słów, wierzył, w Pottera i sam zamierzał go wspierać. Po prostu chłopak, miał za wiele na głowie, a on nie chciał ryzykować swoich ludzi. – Gvint jako, że za nim stoją Gobliny. I na koniec Percy, nikt inny nie wejdzie do ministerstwa, w obecnym czasie.
Nie musiał dodawać, że po śmierci Billa, Percy miał idealna okazję, by wnikać w środowiska przeciwników Pottera, oraz wyciągać tych, który jednak go popierali.
**
D.I.C.K.2
**
- To był początek – powiedział Harry. – Pierwsze miesiące upłynęły nam na zabezpieczeniu domów, kupieniu kilku innych, z pominięciem Gringotta. Nie było nas wielu, może kilka setek, ale zamierzaliśmy zrobić wszystko, by pozbyć się Sam-Wiesz-Kogo i Śmierciożerców.
- Nie ma jakiejś rady na ten czar, przeciw jego imieniu? – spytał Syriusz.
- Mają za sobą potęgę ministerstwa, dalibyśmy radę coś zrobić. Obecnie jesteśmy zmuszenie uważać – odpowiedziała Hermiona.
- Dochodzimy do pamiętnego trzynastego września – powiedział Harry, wracając do opowieści o tym, co działo się przez ostatni rok

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro