Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Atak lisów

Poczułem jak coś mnie szturcha. Ospale otworzyłem oczy i ujrzałem pyszczki Orzełki oraz Jastrząbka.

- Dąbek chcesz się z nami pobawić?- zapytała kotka.

- O..o...okej-mruknąłem ledwo przytomny.

Przeciągając się szeroko ziewnąłem. Wstałem i rozejrzałem się. W żłobku były też inne młodsze kocięta. Wyszedłem za Orzełką i Jastrząbkiem na zewnątrz. Potrząsnąłem głową i rozejrzałem się. Większość kotów już nie spało.

Jastrząbek rzucił kulkę z mchu do siostry. Ta wyskoczyła w powietrze i złapała zabawkę. Stanęła i odrzuciła mi ją. Skoczyłem na nią przygniatając ją i rzuciłem do Jastrząbka. Bawiliśmy się tak przez jakiś czas.

W pewnym momencie Jastrząbek na mnie skoczył. Zaskoczony poturlałem się razem z nim kawałek dalej. Tylnymi łapami uderzyłem go w brzuch, nie za mocno ale jednak spadł ze mnie. Szybko się podniosłem i chciałem skoczyć na kociaka jednak w tej samej chwili Orzełka znowu mnie przewróciła. Chciałem się odegrać ale ktoś mi przeszkodził.

Poczułem jak ktoś łapie mnie zębami za kark i biegnie do żłobka. Zdążyłem tylko zobaczyć jak coś rudego wpada do obozu. Lipowe Serce położył mnie na mchu i wybiegł z żłobka. Tuż za nim Skowrończy Śpiew przybiegła z Orzełką i Jastrząbkiem. Zdezorientowany się skuliłem obok innych kociaków. Nie widziałem za wiele przez wejście do żłobka.

Jedyne co widziałem to migające futra. Brązowe pręgowane futro Kasztanowego Blasku czyli mojej mamy i jakieś rude futro. Podejrzewałem że to są lisy o których słyszałem od starszyzny kiedyś.

Wszystko działo się szybko. Słyszałem odgłosy walki. Przestraszony siedziałem w żłobku. Po jakimś czasie odgłosy na zewnątrz ucichły. Do środka weszła Skowrończy Śpiew. Przy wejściu nie widziałem już futra Kasztanowego Blasku. Matka Orzełki i Jastrząbka podeszła do nich z ulgą i zaczęła je wylizywać. Rudzikowy Śpiew i Szczawiowy Liść też przyszły do swoich kociąt.

Skowrończy Śpiew co jakiś czas spoglądała na mnie ze współczuciem. Myślałem że moja mama też przyjdzie. Nie widziałem jej od poprzedniego wieczoru nie licząc przebłysku jej futra przy wejściu do żłobka. Postanowiłem zapytać Skowrończego Śpiewu.

- Skowrończy Śpiewie, kiedy przyjdzie Kasztanowy Blask?

- Ona...ona... ona nie przyjdzie- powiedziała smutna kotka.

- Ale..ale jak to? Moja mama przyjdzie, widziałem jej futro przy wejściu do żłobka.

Obraz zaczął mi się rozmazywać. Łzy mi napłynęły do oczu. Moja mama by mnie nie opuściła!

- Dąbku, twoja mama nie żyje. Umarła ratując was przed lisami.

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Moja mama nie żyje? Tylko ona mi została. Ojciec zginął kilka dni przed moimi narodzinami a brat zginął przy porodzie. I jeszcze opuściła mnie dzień przed zostaniem uczniem? Teraz łzy płynęły mi po policzkach strumieniami (powiedzmy że koty tak płaczą)

Miałem opuszczoną głowę i wpatrywałem się pustym wzrokiem w moje łapy. Słona woda napływała mi do pyska albo skapywała na mech. Z jednej strony chciałem uciec jak najdalej stąd ale z drugiej chciałem krzyczeć na wszystkich dookoła i obwiniać ich o śmierć mojej matki.

Wstałem i wyszedłem z żłobka. Podszedłem do martwego ciała na środku obozu. Wiedziałem że koty patrzą na mnie ze współczuciem jednak nie zwracałem na to uwagi. Skuliłem się obok jeszcze ciepłego ciała Kasztanowego Blasku i wtuliłem nos w jej brązowe pręgowane futro.

Nie mogłem się dłużej powstrzymać i zacząłem szlochać a łzy z jeszcze większą siłą wypłynęły z moich oczu. Czemu? Czemu mnie to spotyka? Czemu Klan Gwiazd zabiera mi ją tuż przed zostaniem uczniem? Czym zawiniłem?

Wdychałem zapach kotki żeby go nie zapomnieć. Straciłem poczucie czasu. W tej chwili liczyłem się tylko ja i moja mama. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nie zwracałem uwagi na to że w brzuchu mi burczy. Nie widziałem jak słońce zachodzi a księżyc wschodzi.

Po dłuższym czasie ktoś wyrwał mnie z tego stanu lecz nie na sługo.

- Dąbku chodź do żłobka jest już ciemno powinieneś się porządnie wyspać przed jutrem- miauknęła Skowrończy Śpiew.

Spojrzałem na nią. Czy ona myśli że opuszczę moją matkę? W żłobku nikt już na mnie nie czeka.

- Nie opuszczę jej. Chcę przy niej czuwać.

- Ja też chcę przy niej czuwać- odezwała się nagle Orzełka która tu przyszła.

- I ja- powiedział Jastrząbek.

- Ale jesteście kociakami. Poza tym jutro zostajecie uczniami i powinniście się wyspać.- nalegała karmicielka.

- Skowrończy Śpiewie daj spokój. Daj im czuwać przy tej wspaniałej kotce- odezwał się nagle jakiś głos.

Spojrzałem kto to powiedział. To była Tęczowa Gwiazda! Najwyraźniej zamierzała czuwać przy Kasztanowym Blasku.

- Ale...- karmicielka chciała coś powiedzieć ale liderka jej przerwała.

- Czy zabronisz młodym kotom oddawać szacunek zmarłym?

Karmicielka pokręciła głową.

- Niech wam będzie-  kotka w końcu uległa.

Słuchałem ich jednym uchem. Ciągle siedziałem przy mamie. Łzy zaschły mi na policzkach. Znowu wtuliłem nos w futro Kasztanowego Blasku. Po chwili poczułem jak przy moich bokach siadają Orzełka i Jastrząbek. Resztę nocy siedzieliśmy przy mojej mamie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro