Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przygotowania

Lucy
Rano obudziłam się w tym samym pokoju, na tej samej podłodze co zasnęłam, tylko bez miękkich nóg Harrego pod głową.

Włożyłam na siebie bluzę, która leżała na krześle.
Przysięgam, że nie ma niczego co bym kochała bardziej, niż męskie bluzy. Nieważne czyja bluza, ważne żeby była męska i pachniała ostrymi perfumami.

Zaburczało mi w brzuchu, więc postanowiłam najpierw udać się do kuchni, żeby coś zjeść.

Bosymi stopami pokonałam zimne stopnie i dotarłam do jadalni. Na moje szczęście domownicy akurat spożywali najważniejszy posiłek dnia.

Gdy zbliżałam się do stołu wszyscy spojrzeli na mnie i zaczęli dławić się ze śmiechu.

-Coś jest ze mną nie tak? Mam coś na twarzy? Czy to pryszcz?! -zdenerwowana pobiegłam do łazienki.

Po spojrzeniu w lustro na moim czole ujrzałam napis „I'm bitch" wykonany czarnym markerem.

Nalałam do kubeczka wody i udałam się z powrotem do jadalni.

-Harry, nie żyjesz!- wykrzyknęłam i ruszyłam w kierunku chłopaka.

Widząc to, blondyn zaczął uciekać. Nie miałam zamiaru odpuścić, nawet nie wiem czy ten napis szybko zejdzie z mojej skóry.

Po czasie biegania za chłopakiem po salonie udało i mi się wylać zawartość kubeczka na jego włosy.

Ten w odpowiedzi wytarł głowę w moje plecy. Co prawda miałam na sobie jego bluzę, ale uczucie bycia mokrym nie było przyjemne.

Po odświeżeniu się i zmyciu porannej niespodzianki wykonałam mój codzienny, tym razem kompletny makijaż.
Włosy lekko polokowałam.

W garderobie poszło mi dość szybko. Postanowiłam ubrać szarą bluzę z Fila i jeansy z dziurami.

Przed zejściem na dół do chłopaków, zadzwoniłam do mamy.
Opowiedziałam jej jak mijały mi dni poza domem, oczywiście nie było tam nawet wzmianki o imprezach i kłótniach z chłopakami.
Na koniec mama się rozkleiła i przez łzy powtarzała jak bardzo tęskni. Nie powiem, bo bardzo za nimi tęskniłam, ale podobało mi się teraźniejsze życie.

Na dole chłopacy jak zawsze grali w fifę, duże dzieci.
Usiadłam koło nich i przyglądałam się temu, w jakim skupieniu biorą udział w piłkarskich potyczkach.

Gdy wszyscy rozegrali mecze pomiędzy sobą Nick zabrał głos:

-Dzisiaj wraca Bryan, proponuje wieczorem zorganizować jakąś imprezkę.

-Nie stary. Daj sobie siana z tymi imprezami. Nie możemy po prostu czegoś zamówić lub ugotować, razem posiedzieć i pogadać? - wtrącił Aleks spoglądając na mnie.

-Tak, Aleks ma rację. Mogłabym zrobić zapiekankę, Jackob kupiłby dobre wino, Michael wybierze kilka filmów i myślę, że wspaniale spędzimy wieczór - odpowiedziałam uśmiechając się w stronę mojego przedmówcy.

-Wiecie co, ja dzisiaj odpadam. Umówiłem się na wieczór z Sarah - odparł mój brat, drapiąc się po karku

-To świetnie się składa, zaproś ją do nas, zadzwonię jeszcze do Mii, żeby wpadła z Filippo. - odparłam z entuzjazmem na co mój brat twierdząco pokiwał głową i pocałował mnie w policzek.

No to wieczór zaplanowany. Skoczyłam na górę po torebkę, w której miałam portfel i już miałam wyjść gdy ktoś złapał mnie za dłoń.

-Dokąd idziesz? -usłyszałam głos Aleksa.

-Em,do sklepu. Muszę kupić kilka produktów na wieczór.

-Poczekaj, podwiozę Cię- zaproponował

-Nie, dziękuję. Jest taka ładna pogoda, przejdę się- przekroczyłam już próg domu.

-To w takim razie, przejdę się z Tobą.

Droga do sklepu strasznie mi się dłużyła. Początkowo panowała między nami niezręczna cisza. Gdy zbliżaliśmy się już do sklepu, chłopak natarczywie szukał tematów do rozmowy. Z mojej strony jednak za każdym razem dostawał krótką, rzeczową odpowiedź.

Wspólnie ustaliliśmy co ugotujemy na wieczór i wybraliśmy produkty potrzebne do przygotowania potraw.
Przy kasie zaczęłam kłócić się z Aleksem o to, kto ma zapłacić za zakupy.
Jak łatwo się domyślić, przegrałam tę walkę.

Po powrocie do domu napisałam do Mii, żeby wieczorem wpadła z chłopakiem, ta jednak mi nie odpisała. Później do niej zadzwonię, żeby się dowiedzieć, czy będzie.

Jest 15:08 mam więc czas, żeby się zdrzemnąć, ta noc nie była zbyt wygodna, wszystko mnie boli.

Sarah

Przystojniak: Hej, mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś.

Ja: Oczywiście, że nie. O której dzisiaj?

Przystojniak: Będę o 19:00 po Ciebie, bądź gotowa.

Była 15:32, więc stwierdziłam, że to doskonały czas, żeby wszystko przygotować na dzisiejsze spotkanie z Jackobem.

Poszłam więc pod prysznic. Kocham to uczucie, gdy krople wody spływają po mojej, rozgrzanej skórze. Przez dłuższą chwilę stałam pod strumieniem parującej wody, z głową uniesioną ku górze.  Nalałam na dłoń odrobinę waniliowego szamponu i wcierałam go we włosy tak długo, aż całej powierzchni nie zajęła piana. Po spłukaniu szamponu i odżywek, które nałożyłam stałam jeszcze chwilę w kabinie prysznicowej.

Łazienka była cała zaparowana, niczym w saunie. Wolnym krokiem podeszłam do lustra i wytarłam ręcznikiem osadzoną na nim parę.

Nałożyłam na twarz maseczkę.
Na moje ciało, które wcześniej wytarłam ręcznikiem, zarzuciłam satynowy szlafrok.
Udałam się do kuchni, aby przygotować sobie coś do zjedzenia i drinka na rozluźnienie przed spotkaniem z Jackobem.
Niech nikt nie pomyśli teraz, że bez alkoholu nie potrafię z nim rozmawiać. Po prostu ten facet mnie tak onieśmiela, że czasami brak mi słów i czuje się bardzo skrępowana.

Po zjedzeniu makaronu usiadłam w salonie przed telewizorem i z drinkiem w ręku zaczęłam oglądać powtórkę „The Simpsons" z dnia wczorajszego.

Gdy odcinek dobiegł końca była już 18.
Pozmywałam więc brudne naczynia i udałam się do pokoju w celu uszykowania się.

Przygotowania zaczęłam od spięcia włosów w niesfornego koka. Nałożyłam na skórę twarzy bazę pod podkład i tak krok po kroku, doprowadziłam swoją twarz do perfekcji.

Z szafy wyjęłam wąskie jeansy z dziurami na kolanach i na prawym pośladku. Na górę założyłam bordowy top i czarną ramoneskę.

Zerkając na zegar ścienny dojrzałam, że zostało mi tylko 20 minut. Podkręciłam włosy lokówką, jak to zazwyczaj miewam robić. Spakowałam do czarnej torebki od LV portfel oraz telefon.
Po chwili usłyszałam dźwięk klaksonu.
Doszłam do wniosku, że Jackob przyjechał wcześniej. Nałożyłam na nogi czarne szpilki wiązane wokoło kostki.

Sprawdziłam jeszcze, czy wszystkie urządzenia zostały wyjęte z gniazdka i czy aby na pewno pozagaszałam wszędzie światła. Gdy byłam już w stu procentach przekonana, że wszystko jest w jak najlepszym porządku wyszłam z mieszkania, zakluczając je za sobą.

Zjechałam windą na parter i po przekroczeniu drzwi wyjściowych apartamentowca udałam się do samochodu mojego...przyjaciela.
Ujrzałam go opartego o maskę pod którą kryło się 360 koni mechanicznych.
Chłopak widząc moją zbliżającą się sylwetkę odepchnął się nonszalancko od pojazdu i wyciągnął ku mnie dłoń.

Jackob
Jest piękna. Gdy tylko wyszła z budynku apartamentowca zwróciła na siebie uwagę wszystkich dookoła, nie tylko mężczyzn.
Wyciągnąłem ku niej dłoń, gdy ułożyła na niej swoją, ucałowałem wierzch jej drobnej rączki.
Przyciągnąłem ją do siebie, dziewczyna odruchowo ułożyła swoje dłonie na mojej klatce piersiowej. Serce waliło mi tak mocno, jakby miało brać udział w maratonie, mój oddech przyspieszył, jakby ścigał się ze sercem.
Twarz dziewczyny była blisko mojej, jednak w odpowiednim momencie otrząsnąłem się.

-Bardzo ładnie wyglądasz- powiedziałem bardzo niskim, wyreżyserowanym głosem.

-Ty też niczego sobie, Jackobie- odparła z uśmiechem na twarzy.

Otworzyłem przed nią drzwi samochodu, sama by ich zapewne nie uniosła. Dziewczyna podziękowała mi drygnięciem i udała się na miejsce pasażera. Gdy wsiadała do samochodu ujrzałem na jej pośladku wycięcie. Przez moment wstrzymałem powietrze. Nie przyglądałem się jej tyłkowi, spojrzałem tam mimowolnie, nie miałem takiego zamiaru. Ale przyznam, bardzo zgrabne ma pośladki.
Ta dziewczyna zdecydowanie za bardzo na mnie działa. Mam Samanthe, co prawda jesteśmy w małej separacji po ostatniej imprezie i kłótni na niej, ale to nie upoważnia mnie do zapominania o niej i zastąpienia inną, co prawda lepszą, dziewczyną.

Podróż minęła nam na bardzo luźnej i miłej rozmowie.

Lucy
Dostałam Sms-a od Mii, że jej nie będzie, no cóż szkoda. Potem koniecznie muszę się dowiedzieć dlaczego nie mogła przyjść.

Jackob pojechał po Sarah, przynajmniej ta kobieta mnie dzisiaj nie opuści.
Nick i Michael pojechali do sklepu po przekąski suche, kubeczki i alkohol.
Harry posprzątał ze mną dom i aktualnie bierze prysznic, bo został wytypowany jako szofer Bryana, który już jest w samolocie.

Ja natomiast stoję w kuchni w szarych dresach i topie z adidasa rozpakowując zakupy i czekam, aż Aleks zejdzie mi pomóc przygotować kolacje powitalną, bo na obiad jest już zdecydowanie za późno.

Po chwili z łazienki wychodzi Harry w czarnych szortach i niebieskiej koszulce polo. Podchodzi do mnie, dość blisko, za blisko. Nasze klatki piersiowe się stykają, czuję bardzo wyraźnie woń jego ostrych perfum. Chłopak pochyla się tak, że jego twarz jest na wysokości mojej. Wyciąga z kieszeni rękę, którą kładzie obok moich bioder na blacie. Nie mam pojęcia co zrobić, czuję się jak sparaliżowana. Nagle chłopak zaczyna się śmiać, wyciąga zza moich pleców kawałek banana, którego właśnie kroiłam na sałatkę, po czym podrzuca go do góry, a ten wpada do jego buzi.

-Jadę po młodego, bądźcie z Aleksem grzeczni.- rozbawiony całuje mnie w czoło i udaje się do wyjścia - żałuj, że nie widziałaś swojej przerażonej miny.

Co to kurwa miało być?!
Już myślałam, że mnie pocałuje, a znając moje szczęście, właśnie wtedy Aleks by wszedł do kuchni i byśmy mieli zajebisty wieczór.

Nie mogę nadal pojąc co właściwie miało miejsce. Z moich przemyśleń wyrywa mnie niski głos chłopaka.

-Lucyana, jesteś naga!- krzyczy

-Co? Jak to? - wrzasnęłam z przerażeniem.

Chłopak zaczął gardłowo się śmiać. Mi nie było do śmiechu, to było głupie.

-Lucyana? Nikt tak do mnie nie mówi - rzekłam z wyraźnym zdziwieniem w głosie. Moja babcia kiedyś tak do mnie się zwracała, ale już nie żyje. Skąd mu się to wzięło?

-Już tak - rzekł pewny siebie z zadziornym uśmieszkiem na twarzy.

-Dobra Aleks, bez zbędnego pieprzenia. Co robimy?

-Proponujesz coś? -uniósł znacząco brwi do góry

-Posłuchaj, jesteśmy sami w domu. Sąsiedzi Cie nie usłyszą, więc dla mnie to plus. Minus jest taki, że od razu będzie wiadomo, kto Cie zabił.- odpowiedziałam dość poważnym tonem.

Chłopak głośno, dość teatralnie przełknął ślinę.

-Pizza? -zaproponował

-Może być pizza - zgodziłam się z jego pomysłem i wzięliśmy się do pracy.

Właśnie ugniatałam ciasto, gdy chłopak kończył sos do makaronu, który był naszym drugim celem. Ulubione spaghetti Bryana.

-Lu, nie tak - powiedział Aleks zrezygnowanym tonem i podszedł do mnie. - Spróbuj mocniej.

Zaczął ugniatać ciasto moimi rękoma. Jego dłonie dość mocno zgniatały moje, znacznie drobniejsze. Czułam się bardzo skrępowana jego dotykiem. Jeszcze wczoraj byliśmy pokłóceni, a teraz przyciska mnie swoim ciałem do blatu i ugniata ciasto swoimi dłońmi ułożonymi na moich. To dla mnie zbyt duży przeskok.
Sprawnym ruchem wydostałam obolałe palce z jego uścisku i okręciłam się do niego twarzą, aby następnie pod jego ramieniem wymsknąć się z tej pozycji.

Plan znakomity. Wykonanie? Niekoniecznie.
Gdy udało mi już się obrócić do niego przodem, ten sprawnym ruchem złapał mnie za biodra tym samym brudząc mi spodnie od mąki.

-Lucy, przepraszam Cie za sytuacje nad basenem, no i nie tylko. Przepraszam Cię za wszystko. Jestem głupi, wiem to nie od dziś. Ale kto inny ma wspierać mnie w tej głupocie jak nie Ty? Nie wyobrażam sobie dalszych dni w kłótni z Tobą. Jesteś siostrą mojego przyjaciela, nie powinienem nawet na Ciebie patrzeć, a jednak sprawiłaś, że się zauroczyłem. Tak, podoba mi się Lucy Clark. I nie podoba mi się od dzisiaj, zadłużyłem się w tej kobiecie, gdy po raz pierwszy ją ujrzałem w progu tych pierdolonych drzwi. - Gdy skończył mówić jego klatka piersiowa w bardzo szybkim tempie unosiła się i opadała.

Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zarzuciłam ręce na ramiona chłopaka i zaczęłam go całować. Był to bardzo ostry, pełen pożądania pocałunek. Obojgu nam bardzo tego brakowało. Gdy już zabrakło mi tchu odchyliłam się do tyłu, nabrałam na dłonie trochę mąki i wtarłam ją w twarz i włosy chłopaka.

-Pizza! -krzyknęłam, aby przypomnieć mu po co tu jesteśmy.

W o wiele lepszych humorach i z bardziej pozytywnym podejściem wzięliśmy się do dalszego gotowania.

•••

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro