Już nie możemy
Lucy
-Zakupy? - zapytałam Sarah siedzącej obok, widziałam jej znudzenie filmem, który wybrał Nick.
-A Mia? - zupełnie o niej zapomniałam.
-Już do niej piszę - jak powiedziałam, tak też zrobiłam.
Po chwili dostałam wiadomość zwrotną.
Mia będzie czekała o 15 w naszej ulubionej restauracji. Idealnie.
-Za dwie godziny w „Molly" - posłałam blondynce szeroki uśmiech i pociągnęłam ją w kierunku schodów.
Weszłyśmy do łazienki przyłączonej do mojej sypialni i już po chwili siedziałyśmy we wannie pełnej wody. Często kąpiemy się razem, nie czujemy wobec siebie wielkiej krępacji.
-Coś jest nie tak -zaczęłam
-Lucy, kompletnie nie mam pojęcia o czym teraz mówisz- zaczęła się śmiać, a do mnie dopiero teraz doszło, że nie wyjaśniłam o co mi chodzi.
-Mówię o Mii, odsunęła się od nas. Nie przychodzi na wspólne nocki, nie pisze nic na grupie, nawet snapów nie wysyła! - wykrzyknęłam i juz po chwili zostałam ochlapana wodą.
-Cicho bądź! Masz racje, jest jakaś inna.
Po godzinie wyszłyśmy z łazienki pomalowane.
Owinięte ręcznikami ruszyłyśmy do garderoby.
Sarah wybrała bordową sukienkę, która ładnie opinała jej ciało. Ja natomiast ubrałam spodenki jeansowe i białą koszule.
-Ty masz zamiar iść w tych szpilkach? -zapytałam rozśmieszona doborem obuwia. Porównałam jej wysokie szpilki z moimi reebokami i zaniosłam się jeszcze większym śmiechem.
Podałam przyjaciółce czarne vansy i ruszyłyśmy w umówione miejsce.
-Cześć suczki! -wykrzyczała brunetka jak tylko nas ujrzała.
-Co to za język młoda damo? -zapytałam urażona.
-Siemasz laczku! -krzyknęła tuż nad moim uchem Sarah.
Kiedyś będzie zobowiązana do tego, żeby kupić mi aparat słuchowy.
Usiadłyśmy przy naszym ulubionym stoliku w rogu i zamówiłyśmy kawy i kanapkę.
-Jak u was leci? -zaczęła brunetka, ale po chwili została obdarowana moim surowym wzrokiem.
-Mia, co się dzieje? Od dawna nas unikasz. Zaczyna nas to martwić -spojrzałam na dziewczynę smutnym wzrokiem i zauważyłam łzy w kącikach jej oczu.
Spojrzałam wymownie na Sarah i przesiadłyśmy się koło brunetki, aby ją przytulić.
-Filippo ze mną zerwał. -powiedziała po chwili, a mnie zamurowało.
Nie sądziłam, że tak to się potoczy. Jak dla mnie byli dopasowani idealnie. Co najważniejsze, widziałam, że Mia jest przy nim szczęśliwa. Niewyobrażalnym bólem jest widzieć jedną z najważniejszych osób w swoim życiu w takim stanie. A co wtedy jest najgorsze? Że jesteś bezradna, bo nie masz wpływu na całą sytuacje. To właśnie to w tamtej chwili mnie najbardziej bolało. Moja przyjaciółka została zraniona, a ja nic oprócz słów „wszystko będzie dobrze" nie mogę zrobić.
-Lucy! -wykrzyknęła do mojego ucha Mia.
-Co? Zamyśliłam się. -wywróciłam oczami i dopiłam swoją kawę.
-O panu „jestem zazdrosnym blondaskiem"? -zapytała zmieniając głos na tak piskliwy, że dziwie się, że szyby są całe.
-Nie, o Tobie, więc następnym razem zabłyśnij inteligencją, a nie wybielanymi zębami -wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z pomieszczenia.
Pech chciał, że wychodząc byłam tak zła, że nie zauważyłam wchodzącego mężczyzny i już po chwili leżałam na ziemi z wykrzywioną kostką.
-Przepraszam, nie jestem przyzwyczajony, że tak piękne kobiety na mnie wpadają. -powiedział mężczyzna, ale nie zwróciłam na niego większej uwagi, gdyż moja biedna kostka dawała o sobie znać -tym bardziej jeśli chodzi tu o niejaką Lucy.
Słysząc moje imię momentalnie uniosłam głowę ku górze, aby sprawdzić z kim mam do czynienia.
-Aaron? -nade mną stał chłopak, którego poznałam na siłowni -przepraszam, jestem strasznie roztargniona i nie zauważyłam Cię.
Próbowałam wstać, ale jedyne co mi się udało to ponowny upadek. Syknęłam z bólu, bo teraz nie tylko bolała mnie kostka, ale też tyłek.
-Chodź, pomogę Ci. Tam mam samochód pojedziemy z tym do szpitala. -Chłopak wskazał dłonią na Jeepa niedaleko i sprawnie uniósł mnie na rękach idąc w stronę pojazdu.
Całe szczęście nic wielkiego się nie stało, noga lekko zwichnięta. Brunet odwiózł mnie do domu. Bardzo miłe z jego strony, że zaoferował mi pomoc, sama bym nie dała sobie rady.
-Może wpadłbyś jutro na kolacje do nas? Chciałabym się jakoś odwdzięczyć. -powoli wychodziłam ze samochodu czekając na odpowiedź chłopaka.
-Czemu nie -wzruszył ramionami i spojrzał smutno na moje nieudolne próby dojścia do drzwi.
-Dziewiętnasta i ani minuty później. -pogroziłam mu palcem.
Gdy chłopak odjechał stałam jeszcze chwilę przed drzwiami z uśmiechem na twarzy. Zaimponował mi.
Przekroczyłam próg domu, uprzednio pokonując zewnętrzne schody, wszystkie oczy były skierowane w moją stronę. Wszystkie oprócz Aleksa, bo go nawet tam nie było.
Mia posłała mi spojrzenie pełne współczucia, ale mało mnie to teraz obchodziło.
Podeszłam do schodów z zamiarem pójścia do pokoju, gdy usłyszałam zbieganie po stopniach.
-Gdzie byłaś tyle czasu? -Usłyszałam oschły głos Aleksa. -Lucy, pytam się gdzie byłaś.
-Chodźmy do pokoju i porozmawiamy -złapałam chłopaka za rękę, jednak ten ją wyrwał z mojego uścisku.
-Mów śmiało przy wszystkich. Każdy jest ciekaw co robiłaś będąc na kawie z przyjaciółkami, które siedzą na tej pierdolonej kanapie. -jego ton był bardzo szorstki.
Chłopak uniósł rękę, żeby wskazać dziewczyny, które aktualnie wstały z miejsc zajmowanych wcześniej. Widząc ten gest zakryłam głowę ręką, miałam przeczucie, że mnie uderzy.
Chłopak opuścił rękę i spojrzał na mnie gniewnie. Jego szczęka się na chwilę zacisnęła, a oczy wydawały się większe.
-Boisz się mnie? -zapytał, ale ja byłam zbyt oszołomiona, aby wydobyć jakiekolwiek słowa -Lucy myślałaś, że Cię uderzę?
-Tak -odpowiedziałam zachrypniętym głosem, a łzy same zaczęły płynąć po policzkach.
Blondyn spojrzał na mnie smutno. Powoli uniósł dłoń do mojej twarzy i kciukiem wytarł mokre miejsca.
-Nie będę się do Ciebie zbliżał, jeśli masz się mnie bać -chciałam mu przerwać i wytłumaczyć, ale nie dał mi dojść do słowa -Lucy to koniec naszych relacji.
Łzy jeszcze bardziej zaczęły wydobywać się z moich oczu. Aleks chwycił moją dłoń, uniósł do swoich ust i delikatnie musnął wierzch.
Spojrzał mi ostatni raz w oczy, widziałam w nich smutek i zawód, po czym mnie wyminął. Zabrał z półki kluczyki i wyszedł.
Wszystko działo się tak szybko, nie miałam nawet siły go zatrzymać, wyjaśnić cokolwiek.
Opadłam na schody i zaniosłam się płaczem.
Po chwili poczułam uścisk, po perfumach zorientowałam się, że to mój brat.
Wtuliłam się jeszcze bardziej w bluzę chłopaka wypuszczając na wierzch wszystkie emocje, które w tamtym momencie panowały nad moim ciałem.
————————————————
Sarah
-Śpi? -zapytałam Jackob'a, który właśnie schodził ze schodów. Chłopak pokiwał twierdząco głową i udał się do kuchni.
Siedzieliśmy już godzinę w salonie nie wiedząc, co tak naprawdę miało miejsce. Spojrzałam na Mie, która przez cały czas wpatrywała się w plamę na dywanie.
-To moja wina -Brunetka bezgłośnie poruszyła ustami wskazując palcem na swoją klatkę.
Pokiwałam do niej przecząco głową.
Wina nie należała do nikogo.
Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni, gdzie siedział Jackob. W ręku trzymał kieliszek whisky i wpatrywał się w płyn wirujący po ściankach naczynia pod wpływem ruchów jego dłoni.
Położyłam głowę na jego prawym ramieniu, a na lewym ułożyłam swoją rękę. Trwaliśmy tak chwilę w bezruchu.
-Jadę do domu, muszę się przespać. Gdyby z Lucy było coś nie tak, to dzwoń o każdej porze. -powiedziałam szeptem.
Chłopak spojrzał na mnie smutno -a jeśli ze mną będzie coś nie tak? -zapytał patrząc mi w oczy.
-To nie dzwoń. -chłopak zacisnął brwi spoglądając z dezorientacją - nie dzwoń, po prostu przyjedź -dokończyłam całując chłopaka delikatnie w usta.
Wychodziłam już z kuchni gdy ten zawołał moje imię. Odwróciłam się do niego, aby poczuć jak pokrywa moje usta swoimi.
-Jedź ostrożnie. -powiedział składając pocałunek na moim czole.
Uśmiechnęłam się lekko i poszłam do drzwi wyjściowych.
———————————————————
Heeej!
Długo mnie nie było, ale z racji tego, że są wakacje to postaram się trochę popisać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro