Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

OneShot

Hejka z nudów i kilka braku snu, napisałem pierwszy oneshot, mam nadzieję że się trochę spodoba, miłego czytania :)

P.S jak są jakieś błędy to przepraszam i też miałem wielką przerwę od pisania tego, więc będą takie przeskoki w czasie XD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Godzina 2:05~~~~~~~~~~~~~~~~

Pewnej ulewnej nocy stałem sam na moście, mając już wyszstkiego dosyć, marzyłem żeby to wszystko się skończyło, kiedy przeszedłem barierkę i czymając się jej od tyłu. Byłem gotowy żeby skoczyć ale nagle usłyszałem głos Erwina.

- Hejka Capela, ty też tu przychodzisz jak masz doła?

Usiadłem na barierce i obruciłem się w stronę złotookiego, który miał rozmazane kreski przez deszcz.

- Może ale już muszę iść. - Zeskoczyłem na chodnik i poszedłem w stronę samochodu.

Rano 6:30 ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak zawsze pojechałem na patrol swoim przepięknym mustangiem, który wreście miał tył RTR'a i lotke, na którą tak długo czekałem i to był moment, kiedy byłem naprawdę szczęśliwy, do momentu, w którym spitowal mnie lokalny przez co zgubiłem ścigany przezemnie pojazd.

- TY DZIWKO LOKALNA!!

W tym momencie zadzwonił mi telefon, pospiesznym ruchem wyciągnąłem z kieszeni żeby zobaczyć kto dzwoni, był to Pisicela.

- Co się dzieje Janek?

- Przyjedź na komendę, podziemny parking, natychmiast.

Bez zastanowienia się pojechałem w stronę komendy.

Dotarłszy na miejsce, podeszłem do Brązowookiego.

- Co chciałeś Janek?

- Zawias 48h.

- CO DLACZEGO?!

- Bo jesteś nie wyspany, i wogule nie masz życia poza tą pracą, dlatego zawias.

- To co ja mam robić przez te 2 dni??

- bawić się, cieszyć się życiem Capela, a teraz oddaj swoje rzeczy i ić się z kimś spotkać, może wreszcie znajdziesz jakąś dziewczynę.

To ostatnie zdanie mnie zabolało, każdy wie że "mam" żonę ale pewnego dnia gdzieś znikneła, bez słowa. Inni mówią że uciekła albo że zasneła na wieczny sen.

Oddałem Jankowi wszystkie rzeczy policyjne i poszedłem się przebrać.

19:52 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cały dzień spędziłem w mieszkaniu i przeglądaniu social media, znudzony już siedzeniem w domu, poszedłem się przejechać na tamę, kiedy dotarłem na miejsce zobaczyłem siwą czuprynę Erwina ale nie był sam, wysiadłem z Furi i podeszłem bliżej, żeby zobaczyć z kim rozmawia złotooki, przez chwilę nie mogłem uwierzyć ale to był Krakers.

- Cześć tato- Odezwał się Ernest gdy mnie zobaczył

- Cześć...

- Ooo dzień dobry panie Capela, ty nie jesteś już na służbie?

- Mam zawias 48h.

- Uuu ciekawe, a właśnie mieliśmy cię porwać żeby z tobą porozmawiać.

- O czym porozmawiać?

- Czy chcesz Dołączyć do Yakuzy, tato.

Nastała nieprzyjemna cisza, nie wiedziałem co powiedzieć, wsumie chcę dołączyć, ale prawdopodobnie będę jak swój ojciec, a tego nie chciałem, dlatego pracuje w policji. Czułem straszną presję jak paczyli się na mnie, oczekując na moją odpowiedź.

- Wsumie mogę sprawdzić jak działasz...

- Tak czy nie Capela? -Wtrącił się Erwin

- Yyyy...Tak -Odpowiedziałem niepewnie.

- Wspaniale to choć spotkać swoją nową ekipę dantuś.

Wróciliśmy do swoich samochodów, pojechałem za Ernestem, a Erwin za mną, który na każdym zakręcie mnie pitował.

Słaby z niego kierowca i jak z Ernesta, zachowują się trochę tak samo, jak by mieli takie same umysły... hmmm SUS.

Gdy dotarliśmy na miejsce stało sześć osób w dodatku też stał Kui Chak, kiedy wysiadłem przywitał mnie piskliwym głosem.

- O dzień dobry panie Capela.

- Dobry.

- Tato oto moja rodzina jeszcze nie ma dwóch osób, ponieważ linia lotnicza została na chwilowo zamknięta.
Więc tato, to jest Wuja, Dio.

- Ohayo. - Przywitał mnie.

- Dzień dobry...

- To jest Takahiro, Shinobu, Yo, Tomoko i Kogo.

- Miło was poznać...

- Pana również. - Odpowiedział Takahiro.

Przez całe spotkanie nie odezwałem się, zastanawiałem się czy to był dobry wybór.

Rano 4:15 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie mogąc zasnąć, pojechałem na most, na którym wcześniej byłem. Dotarłszy, podeszłem do balustrady żeby się rękoma oprzeć i obejrzyć wschód słońca, wyciągnełem z kieszeni bluzy telefon ze słuchawkami i puściłem spokojną muzyczkę.

Dręczy mnie ciąglę myśl że wybrałem złą decyzje że dołączyłem do Yakuzy, a dodatku byłem policjantem to tym bardziej źle postąpiłem, przecież jak się Sonny dowie to mnie wywali z policji.

Miałem mętlik w głowie, nie wiedziałem co mam zrobić. Nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego, zacząłem płakać, nie wiem czemu. Nigdy bez powodu nie płakałem aż do dziś, to wszystko już mnie przerasta, mam po prostu dość tych złych myśli, słuchania nieprzyjemnych tematach o mnie, wyśmiewania mnie i wyzywania.

Nie mając już sił stać na nogach usiadłem na chodniku opierając się plecami o balustradę, potem usłyszałem głos złotookiego.

- Co się stało Capela?

- Nic się nie stało, po prostu tak bez powodu...

- Capela, żaden człowiek nie płacze bez powodu, więc czemu płaczesz?

Po tych słowach siwowłosego nic nie odpowiedziałem, nigdy nie lubiłem mówić nikomu o swoich uczuciach i problemach życiowych, nawet z ludźmi, którzy chcą mi pomóc.

- Dobrze jak nie chcesz nic mówić to nie zmuszam ale jak byś chciał z kimś porozmawiać to dzwoń okey?

- Dobrze...- odpowiedziałem z lekkim drżącym głosem przez płacz.

15:21 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Minęło dużo czasu od tego jak mnie siwowłosy widział na moście w złym stanie, chcą uspokoić myśli, włączyłem nutkę na fulla i jeździłem po mieście.

Poczułem w kieszeni od bluzy że ktoś do mnie dzwoni, stanąłem na poboczu żeby zobaczyć kto dzwoni, to był Krakers.

- Halo.

- Cześć tato, wiem że jutro już będziesz w pracy po zawiasie, więc mam prośbę żebyś ze zbrojowni wziął 10 fleszów.

- Ale nie mogę tego zrobić, przecież za to mnie wywalą z policji.

- No i co z tego że cię wywalą, przecież teraz pracujesz dla yakuzy, a nie dla policji, no że zmieniłeś zdanie?

- No nie wiem... muszę przemyśleć to wszystko na spokojnie...- Usłyszałem jak Ernest wypuścił całe powietrze z płuc.

- Dobrze, jak się zastanowisz dla jakiej strony będziesz pracował daj znać, pa tato, buziaczki.

- Dobrze, dam znać, pa.

Miałem już na dziś dość, więc wyłączyłem kartę sim i pojechałem na apartamenty, kiedy dotarłem poszedłem do swojego mieszkania żeby się położyć na łóżku i przemyśleć co mam zrobić, po kilku godzin zasnąłem.

Godzina ?? ~~~~~~~~~~~~~~~~~

Obudziłem się w dziwnym pokoju, w którym były dziwne przedmioty. Nie wiem gdzie byłem. Przestraszyłem się gdy ktoś wszedł do pomieszczenia, jakaś czarna postać trzymała pistolet w ręku, powoli podchodził do mnie, gdy był bardzo blisko mnie, pochylił się i wyszeptał mi do ucha.

- Capela, Capela... ta policja nic ci nie pomogła... dalej jesteś jak swój ojciec... - Postać wycelowała z broni na moją głowę.

- To już koniec... żegnaj tato...

***********************************

Wyrwałem się z łóżka z krzykiem, gdy dotarło do mnie że jestem dalej u siebie powiedziałem do siebie z drżącym głosem

- To był tylko sen... - Z ulgą odetchnąłem, sięgnąłem po telefon i włączyłem kartę sim i popatrzyłem na godzinę, była 23:32.

- Długo spałem... - Wstałem z łóżka i poszedłem pod prysznic.

Kiedy wyszedłem z łazienki postanowiłem że zadzwonię do zatraceńca napadowego.

- Dzień dobry przy telefonie Erwin Knuckles, Pastor, w czym mogę pomóc?

- Dzwonię żeby porozmawiać... o tej sytuacji na moście.

- Panie Capela ta rozmowa nie jest przez telefon, spotkajmy się na tamie, żegnam i widzimy się za chwile.

Zrezygnowany poszedłem się przebrać w czyste ubrania, wyszedłem z mieszkania, poszedłem wyciągnąć furię z garażu i pojechałem na tamę.

Na tamie 23:57 ~~~~~~~~~~~~~~

Gdy dotarłem na miejsce, myślałem jaką stronę wybrać. To była trudna decyzja ale w końcu wybrałem, teraz trzeba powiedzieć Krakersowi o mojej decyzji.
Nagle usłyszałem za sobą głos Erwina.

-  Siema, to powiesz mi co się stało? - Usiadł koło mnie i czekając na odpowiedź.

- Po prostu ta policja mnie wykańcza, na przykład, zamiast nauczyć się latać śmigłowcem to mnie proszą, żebym pobrał na napad i też mam dość że ciągle ze mnie się śmieją...

- To czemu im nie powiesz, że to ci przeszkadza?

- Mówię im ciagle ale moją moje zdanie gdzieś. Oni tylko widzą moje błędy.

- Capela... błędy są dowodem na to, że się starasz... A wiesz dlaczego daje ciągle sobie radę? Bo liczę tylko na siebie i też na rodzinę. Więc ty też powinieneś liczyć tylko na siebie i na rodzinę w niektórych sprawach.

Po tych słowach, nie wiedziałem co odpowiedzieć. Siedzieliśmy tak chwile i podziwialiśmy widoki ale Erwin musiał jechać żeby załatwić jakąś sprawę.

Gdy złotookim pojechał, ja zostałem chwilę i później zadzwoniłem do syna.

- Cześć tato.

- Cześć, wiesz myślałem jaką stronę wybrać.

- To co, jaką decyzję wybrałeś?- Zapytał z ciekawskim głosem.

- Postanowiłem że będę pracował dalej w policji.

- Aha...

- ALE... będę też w Yakuzie.

- Czyli zostajesz korumpem ale super, wszystkie plotki, które usłyszałem że jesteś korump się spełnią.

- Wait... What?! Jakie plotki znów, przecież  nigdy nie byłem korumpem.

- Ale teraz jesteś, dobra muszę kończyć, pa tato.

- Pa.

Godzina 7:30 ~~~~~~~~~~~~~~~~

Wreszcie minęło 48h i wróciłem na służbę,  nie umiałem się trochę skupić bo musiałem załatwić synowi 10 fleszów, nie wiem do czego mu to jest potrzebne ale mam dziwne uczucie że coś szykuje.

Kiedy wróciłem na komendę, zgłosiłem status 2 i poszedłem do zbrojowni, żeby spakować do torby flesze dla Krakersa. Jakoś mi się cudem udało, więc nie tracąc czasu pojechałem cywilnym samochodem do Krakersa, żeby dać to o co mnie prosił.

Gdy dojechałem na miejsce, w którym znajdował się Ernest ze swoją rodziną. Nie mogłem wejść do środka, ponieważ drzwi były zamknięte, kiedy miałem dzwonić już do syna zobaczył mnie Takahiro, któremu dałem torbę i żeby przekazał Krakerswoi bo się spieszyłem.

Przez kilka godzin nic się nie działo na służbie, no może oprócz tego, że przez 20 min skakałem na plecy Davida żeby go ciagle wywracać. Może trochę przesadziłem z tym, bo później nie wstał, przez skręconą kostkę. Na komendzie David mnie obrażał za to co zrobiłem i powiedział, że się zemści, ale naprawdę miałem to gdzieś, za bardzo wyobraźnia go pociągnęła. Najbardziej z tym, że kija w dupie mam. Wcale nie mam.

*Myśli Capeli: A może mam...?*

(Nie wiem co dalej napisać więc skip XD)

Godzina 23:51 ~~~~~~~~~~~~~~~

Gdy wróciłem z pracy do mieszkania, moje drzwi były uchylone. Ostrożnie się zakradłem pod drzwi i powoli wyciągnąłem pistolet z kabury. Kiedy już miałem wejść do środka ktoś mnie od tyłu, przycisnął do ściany. Poczułem zimny metal przy krtani.

- Ani słowa, bo inaczej źle się skończy to dla ciebie, zrozumiano? - Napastnik wyszeptał mi do ucha i przybliżył jeszcze bardziej nóż do mojej szyi.

Kiwnąłem głową na potwierdzenie, że zrozumiałem przekaz. Ubrał mi na głowę worek, żebym nie widział gdzie mnie zabiera. Nagle usłyszałem strzały, skorzystałem z sytuacji, ściągłem worek i uciekłem do windy, nawet za siebie się nie oglądałem, żeby zobaczyć kto i po co zaczął strzelać.

Gdy minęło już 10 minut od tej sytuacji, przyjechała policja, wtedy podszedł do mnie Grzesiek.

- Hej Capela, wszystko w porządku? Nie potrzebujesz pomocy medycznej? - Zapytał zmartwiony Montanha.

- Nie, nie trzeba, to tylko mała ryska. - Odpowiedziałem Grzesiowi, który jedyny mną się zainteresował.

- No okey... ale jak będzie ci słabo do idź na szpital, dobrze?

- Dobrze Grzesiu.

- A i jeszcze jedno, wiesz kto cię poddał i „uratował"??

- Nie, nie wiem kto to mógł być. - Skłamałem trochę, wiedziałem ze mnie david poddał, bo chciał się zemścić, że ciagle go wywracałem jak uciekał pieszo, ale nie widziałem kto mnie wtedy uratował.

- Eeeh, no dobra, miłego wieczoru Capela.

- dzięki..

Godzina 00:36 ~~~~~~~~~~~~~~~

Kiedy już wszystko się uspokoiło, pojechałem do Krakersa, bo prawdę mówiąc bałem się wrócić do mieszkania, po tym co się stało i że może się to powtórzyć, gdy znów wejdę do środka budynku.

Dotarłszy na miejsce zamieszkania Ernesta, zadzwoniłem do niego, żeby mnie wpuścił do środka. Nie musiałem długo czekać.

- Cześć tato, wchodź do środka. - Przywitał mnie zaspany.

- Dzięki i przepraszam że o takiej godzinie przychodzę, ale wydarzyło się coś w moim mieszkaniu i nie chce narazie tam przebywać. -  Powiedziałem wstydząc się, teraz myśli, że jestem tchórzem.

- Nic nie szkodzi, jak bym był na twoim miejscu, to też nie chciałbym tam przebywać.

- ... to ty wiesz co się stało...? - Powiedziałem zdziwiony.

- Tak, tak wiem, bo cię wtedy uratowałem.

- Oh... dziękuje... aaaż nie wiem co powiedzieć... jak ci mogę się odwdzięczyć?

- Hmm, masz pożyczyć mi ze zbrojowni najlepszą broń SWAT jaką mają, bo wiem że jesteś szefem tej jednostki specjalnej. - Powiedział z irytującym wzrokiem do mnie.

Kurwa nie mógł czegoś innego wymyślić, tylko te bronię?! No cóż, ale muszę się odwdzięczyć, bo jakby nie on, to chyba bym już nie żył, trudno przewidzieć zamiary i czyny Davida. Ale przynajmniej tylko mam mu pożyczyć, niż dać.

- Dobrze... - Zgodziłem się.

- Świetnie, dzięki tato. - Odpowiedział i przytulił mnie.

Po kilku minutach czułości, jak ojciec z synem, Ernest zaprowadził mnie do pokoju, w którym miałem spać. Podziękowałem mu za pokój, bo bym za bardzo nie chciał spać na kanapie w salonie. Krakers przyniósł mi ręcznik i jakaś piżamę. Podziękowałem mu znów i poszedłem się wykopać i poszedłem spać.

Godzina 7:30 ~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny dzień, który był bardzo brzydkim, przez deszcz, taka właśnie atmosfera jest, że aż nie chce mi się żyć. Może przez mój charakter taki jestem ponury, ale mnie to nie obchodziło za bardzo. Teraz obchodziło mnie tylko żebym pokryjomu wyciągną broń, którą chce Ernest i być nie przyłapany. Ale narazie mam czas na myślenie jak to zrobić, bo dziś wyjątkowo idę do pracy o pół do 16, przez tą akcje co się wydarzyła wczoraj.

Do środka wszedł Krakers.

- Masz tu ubrania, bo Yo właśnie zabrał twoje ubrania do prania i jak się już ogarniesz to przyjdź do kuchni zjemy razem śniadanie. - Powiedział z uśmiechem na twarzy i po czym wyszedł z pomieszczenia.

Za bardzo mnie rozpieszcza, ale nie będę narzekać. Wziąłem ubrania, które mi dał i poszedłem do łazienki się ubrać. Dostałem koszulkę z napisem „Ayaya". Teraz będę narzekać, czemu nie mógł mi dać jakieś normalnej koszulki? Gdy się już ubrałem poszedłem do salonu, w którym już wszyscy na mnie czekali.

- Ohayōgozaimasu. - Powiedzieli wszyscy jak zobaczyli że już przyszedłem.

- Yyyy... Ohayōgozaimasu..? - Nie wiedząc co powiedzieć, powtórzyłem po nich.

- Mam nadzieje że lubisz shushi. - Powiedział Kogo.

- Nie wiem... nigdy nie jadłem. - Usiadłem, znaczy klęknąłem przy stoliku.

- To dziś możesz spróbować, a jak nie będzie ci smakowało to możesz coś sobie wyciągną z lodówki. - Odpowiedział Wujo Dio z uśmiechem na twarzy.

Przed jedzeniem, najpierw trzeba się pomodlić, bo taką mieli tradycje. Potem zabraliśmy się do jedzenia, bardzo mi smakowało shushi, które zrobił Takahiro. Gdy już zjadłem, podziękowałem i się zbierałem do pracy bo już była 14:59, a daleko byłem od komendy.

Wieczór 23:54 ~~~~~~~~~~~~~~~

Po służbie poszedłem do zbrojowni po broń dla Krakersa, wszystko szło mi dobrze, do momentu...

- CAPELA co ty tu robisz? - Zapytał się Sonny.

- Yyy... Aaa... JA? J... ja.. Nic... nic.. - Jąkałem się, ze strachu i nie widziałem co powiedzieć.

- Mhm, to po co trzymasz tego Scara? - Zapytał znów, tylko wkurwionym głosem.

- Bo... BO właśnie coś... COŚ się zepsuło i... chciałem sprawdzić co właśnie... się.. zepsuło? - Uśmiechnąłem się sztucznie.

Sonny podszedł do mnie, wyrwał mi z rak Scar i rzucił na bok. Przestraszony tym wszystkim zamknąłem oczy.

- TY KURWA MYŚLISZ, ŻE JESTEM GŁUPI!? - Złapał mnie za włosy i skierował tak moją głowę, żeby widział moją twarz.

- PYTAM SIĘ COŚ!? - Zacisnął bardziej pieść, w której trzymał moje włosy.

- NIE SZEFIE! - Odpowiedziałem szybko

- Chyba inaczej myślisz. - Powiedział łagodnie i puścił moje włosy. Skierował się do drzwi.

- Wylatujesz.. - Powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

Załamany tym co właśnie usłyszałem, uciekłem z budynku do Mercedesa i pojechałem na „swój" most. Gdy już dotarłem, podeszłem do balustrady i zacząłem ryczeć jak dziecko. Policja była całym moim życiem, a teraz? Teraz nie mam nic. Stanąłem na balustradzie i patrzyłem przed siebie. To chyba koniec moje historii?

- CO TY WYPRAWIASZ!? - Krzyknął Ernest i złapał moją koszule i przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

- Po co, mnie uratowałeś?

- Bo cię kocham, jesteś moim ojcem.

- Nie jestem, przecież jesteś starszy ode mnie...

- Dla mnie jesteś... I zawsze będziesz... więc... proszę cię... nie rób tego... dla mnie...

Przytuliłem Krakersa i zacząłem płakać mu w ramię. Uświadomiłem sobie, że właśnie chciałem zakończyć swoje życie, przez to że straciłem prace. Jakby nie syn to by już mnie nie było...

Minęło już kilka miesięcy, Dante musiał się pozbierać po tym wszystkim. Nie minęło to bardzo długo kiedy ogarnął się. Teraz jest w Yakuzie, traktuje ten gang jak rodzine, którą nie zostawi nigdy w życiu. Capela pomagał ogarnąć jakieś bronię i takie podobne rzeczy. Ogarniał dla nich metę i pomagał hakować w napadach, ale nigdy nie strzelał do policji. Wreszcie Dante był szczęśliwy, że mógł więcej czasu spędzać z Ernestem. Ale Capela nie mógł być jeszcze członkiem Yakuzy, ponieważ musiał zabić człowieka...

- Tato, niestety Wujo Dio nie akceptuje cię, żebyś był w naszej rodzinie. - Powiedział smutno.

- Ale jak chcesz, żeby cię zakceptowali, musisz coś zrobić... - Dodał Krakers

- ...Musisz zabić człowieka. - Powiedział Wujo.

- ...co... no... Okey... - odpowiedziałem niepewnie, chyba nie będzie, aż tak trudno, co nie?

- Dobrze, to choć za nami. - Powiedział Tomoko.

Zaprowadzili mnie to jakieś piwnicy, w której strasznie śmierdziało pleśnią. Stanęliśmy przed metalowymi drzwiami.

- Dobrze teraz ci ubiorę opaskę na oczy i dostaniesz broń, gdy ci powiemy, żebyś ściągnął opaskę, będziesz musiała wybrać osobę, którą zabijesz. - Wytłumaczył mi Yo.

- Czekaj! To ja mam wybrać kogo zabije? -  Zapytałem zaskoczony, tym co usłyszałem od Yo.

- Oczywiście, chyba nie myślałeś, że damy ci jedną konkretną osobę? - Zapytał mnie Shinobu.

- No tak myślałem. - Odpowiedziałem.

- Dobra koniec tego gadania i do roboty. - Niecierpliwił się Wujo Dio.

Yo ubrał mi opaskę i zaprowadził mnie do środka. Gdy już pozwolili mi ściągnąć, zobaczyłem wtedy Pole i Madeline. Stałem jak słup, miałem do wyboru swoją byłą żonę lub siostrę, którą bardzo dawno nie widziałem. Dwie mi bliskie osoby i mam jedną z nich zabić. Stałem tak z 20 minut, myślałem, co zrobić. Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Ernest, trzymał broń w ręce. Nie zdążyłem się jego zapytać po co mu to, strzelił do Madeliny.

- Masz 20 sekund, żebyś odwiązać Pole i odejść. - Powiedział bez emocji i wyszedł.

Szybkim ruchem odwiązałem Pole i podeszłem do siostry.

- Pola, dasz radę ją uratować? - Zapytałem roztrzęsiony.

- Przepraszam... ale jej już się nie uda uratować... - Odpowiedziała.

Zacząłem płakać, jedyna mi bliska osoba z rodziny, właśnie została zabita przez adoptowanego syna.

- Choć Capela musimy iść...

Uciekliśmy od tego miejsca, najdalej jak się da. Poszliśmy na policję zgłosić o tym. Musieliśmy siedzieć kilka godzin na komendzie. Gdy już wypuścili nas. Pojechałem wraz z Polą do jej mieszkania.
Siedzieliśmy w ciszy, nie wiedzieliśmy co sobie powiedzieć.

- Przepraszam, że zostawiłam cię bez słowa, po prostu musiałam, nie miałam innego wyjścia... - Wytłumaczyła się czemu jej tak długo nie było.

- Mam to gdzieś, gdzie byłaś i co robiłaś... - Odpowiedziałem nie miło.

- Przykro mi, że straciłeś siostrę...

- Najbardzej mnie boli to, że Krakers zabił ją... widziałem ze Krakers nie lubi jej, jak ona jego, ale... - Nie dokończyłem swoich myśli, ponieważ wybuchałem płaczem.

Minęło już kilka dni, od tego co się wydarzyło. Nie mogłem się pozbierać, dręczyły mnie myśli, momentu gdy Ernest zastrzelił Medeline. Siedziałem sam w swoim domu i rozmyślałem czemu to zrobił. Nagle usłyszałem w salonie huk.
Stałem z łóżka i poszedłem zobaczyć co się dzieje.

W salonie nikogo nie było, ale drzwi były wywarzone. Po cichu poszedłem po broń, żeby być trochę bezpieczny. Nagle ktoś uderzył mnie z tyłu głowy, przez co zemdlałem.

Ocknąłem się, kiedy poczułem na sobie jakąś zimną ciec. Byłem dziwnym pomieszczeniu, skądś kojarzę to miejsce. Nagle zauważyłem, że ktoś koło mnie stoi. Nie mogłem uwierzyć swoim oczom. To był...

- Cześć tato. - Powiedział Krakers z uśmiechem.

- Co chcesz... - Zapytałem.

- Nic, po prostu, jesteś na liście. - Odpowiedział ze śmiechem.

- ...

- Tak, dobrze myślisz, TEJ liście.

- To czemu mnie nie zabiłeś jak była okazja?

- Wtedy byłeś w Yakuzie, więc bez sensu było by zabić członka... ale jak już nie jesteś, to teraz mogę. - Odpowiedział na moje pytanie z irytującym uśmieszkiem.

- Nie mogę uwierzyć... A JA CI UFAŁEM! - Wykrzyczałem.

Powoli Ernest pod szedł do mnie, gdy był bardzo blisko mnie, pochylił się i wyszeptał mi do ucha.

- Capela, Capela... ta policja nic ci nie pomogła... dalej jesteś jak swój ojciec... - Wycelował z broni na moją głowę.

- To już koniec... żegnaj tato...

Tak, Krakers to zrobił, zabił Capele. W sumie musiał to zrobić, bo za dużo Dante wiedział, kim oni byli, co robili.

Minęło już 3 lata, kiedy Dante zginął. Krakers został złapany i wysiedział swój wyrok za to co zrobił, później wszystko było tak samo,  jak by nigdy Dantego nigdy nie było na tym świecie. Jednak byli osoby, które odwiedzali Capele na cmentarzu. Jego najlepsi przyjaciele Gregory Montanha, Tom Rift i Erwin Knuckles.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

To już koniec, mam nadziej że się spodobał wam mój pierwszy OneShot. Około 3300 słów :))

I przepraszam jak były jakieś błędy, ale trudno mi jest pisać i jeszcze dodatku na telefonie.

Życzę miłego dnia/popołudnia/wieczoru <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro