7.Nocna schadzka
Wszyscy wyszli o 22:00. Z tego co wiem jutro mają sesję. Podobno sami o nią poprosili. To dość dziwne. Mniejsza o to. Natalia dzisiaj spała w naszym pokoju. Ja natomiast nie mogłam zmrużyć oka. Wszystko przez słowa mojego ''niby'' chłopaka. Na samą myśl, że muszę z nim chodzić robiłam się wściekła. Normalnie mam szczęście w kartach. Przypomniały mi się słowa mojej mamy. ''Kto ma szczęście w kartach, ten nie ma szczęścia w miłości''. To teraz nie mam szczęścia ani w kartach ani w miłości. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 23:09. Jeszcze tyle czasu do 2:00. Właściwie to dlaczego tam idę? Jestem prawie pewna, iż zrobi mi coś zboczonego. Postanowiłam. Pójdę tam i zobaczę czego chcę. Zaczęłam grać w gry, żeby czas mi szybciej mijał. Pięć minut przed umówioną godziną wyszłam na miejsce spotkania. Na korytarzu było dość zimno. Stałam na środku, jak jakaś idiotka. Sprawdziłam godzinę. Spóźniał się dwie minuty. Wtedy ktoś przytulił mnie od tyłu. Pisnęłam i już miałam atakować, kiedy ten ''ktoś'' się odezwał.
- Spokojnie, Skarbie, to ja - czułam, jak się uśmiecha.
Wyrwałam się z jego uścisku i odwróciłam do niego twarzą. Był bardzo zadowolony.
- Przyszłam. Co masz zamiar zrobić? - spytałam.
- Chciałbym zrobić wiele rzeczy - uśmiechnął się łobuzersko - Jednak omówmy naszą współpracę. Mogę cię dotykać i całować, kiedy tylko zechcę. Jeżeli pozwolisz mi na więcej będę prze szczęśliwy. Poza tym nie mam większych wymagań.
- Wiedziałam, że to będzie coś zboczonego - westchnęłam - Po pierwsze, jeżeli dotkniesz mnie i będę czuć się niekomfortowo mam prawo ci przywalić. Po drugie, nie licz na żadne pocałunki - sprostowałam jego warunki.
- Nie, nie, nie - zaprzeczył - Zgadzam się na pierwszy warunek. Z drugim nie ma mowy. Mogę cię całować, kiedy zechcę i gdzie zechcę.
- Żegnam pana - już szłam w stronę mojego pokoju.
- Poczekaj, księżniczko - przycisnął mnie do ściany - Wygrałem cię, więc mogę robić co chce. I tak dobrze, że nie każe ci robić ''tego'' wbrew twojej woli - poczułam obrzydzenie. Chciałam go odepchnąć. Cholera! Dlaczego on musi być taki silny?
- Zostaw mnie - grałam wystraszoną. W głębi serca trochę byłam. To nie był Jungkook jakiego znałam.
Wtedy zaczął całować moją szyję. Coś we mnie pękło. Czułam przyjemność. Nie powinnam tego czuć. Przecież on mnie tak skrzywdził. Dlaczego chcę więcej? Dlaczego...? Przestał i spojrzał mi w oczy. Widziałam jego pragnienie. Jak bardzo chciał mnie dostać. Tonęłam w jego oczach. To niemożliwe. Nie mogę! Nie mogę się tak poddać!
- Skończyłeś? - spytałam drżącym głosem.
- Na dzisiaj tak. Możesz wracać - wypuścił mnie.
Szłam do pokoju pośpiesznie. Wiedziałam, że to zły pomysł się z nim spotykać. Znowu nie posłuchałam samej siebie. Gdy tylko byłam już na łóżku zaczęłam płakać. Uległam mu tak łatwo. Czemu to się zawsze tak kończy?
~~
Gdy tylko weszła do środka zsunąłem się po ścianie. Wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać, rozsypać. Ukryłem twarz w dłoniach. Jestem taki głupi! Chcę jej. Tak bardzo pragnę, by była moja. Jednak nie chce jej w ten sposób. Krzywdzę ją. Przez cały czas ją krzywdzę. Dlaczego jestem taki zachłanny. Do tego wszystkiego teraz pewnie nienawidzi mnie jeszcze bardziej. W końcu wstałem i poszedłem do mojego pokoju. Ciekawe, jak się będzie zachowywała jutro...
-------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest dość słaby i mam tego świadomość. Nie miałam zbytnio na niego pomysłu ;) Czy Eliza zachowuje się normalnie? Boje się, że zrobię z niej jakąś porąbaną, główną bohaterkę. Mam na myśli to, że wybacza powoli Kookiemu. Nie jest za szybko? Dzięki za przeczytanie rozdziału :) Fighting i do następnego!
Danger w wersji japońskiej XD Jakby co ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro