Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4.Złe wieści

Kiedy już byliśmy na miejscu chłopcy byli zachwyceni. Poszli się pobawić tym ruchomym kołem. Pamiętam, kiedy ja za dzieciaka robiłam to samo. Piękne wspomnienia. Pewien pan zapraszał na pokaz. Miałam wielką ochotę iść na niego, ale musiałam porozmawiać z Natalią. Cała siódemka poszła na owy pokaz. Może mi coś opowiedzą? Zatrzymałam przyjaciółkę.

- Musimy pogadać - odciągnęłam ją kawałek.

- Co się dzieje? - spytała.

- Ja powinnam o to pytać - założyłam ręce na piersi - Idziesz na noc do chłopaka. Z samego rana znikasz. Zostawiasz mnie ze zboczeńcem! - mówiłam jej żale.

- Jakim znowu zboczeńcem? - zaśmiała się.

- Ja się budzę, a tu Jimin w samym ręczniku. Potem jeszcze Jungkook chciał mnie napastować. A ty co? Bawisz się najlepsze z Tae. Od dzisiaj siedzisz ze mną w pokoju. - rozporządziłam.

- Nigdzie nie będę siedzieć i jak on cię mógł napastować skoro leżał na... O mój Boże! Nic ci nie jest? - zaczęła mnie oglądać.

- Dałam sobie radę - uśmiechnęłam się.

- To było głupie i przepraszam. Dzisiaj już będę się zachowywać - obiecała.

Czy ona zapomniała, że jesteśmy w pracy?! Poszła sobie z Tae nie wiadomo gdzie. Zostawiła mi sześciu panów. Czułam się jak jakaś nauczycielka. ''Nie rób tego''. ''Nie ruszaj''. ''Uważaj!'' ''Zachowuj się, jak należy''. I to każdemu oddzielnie wbijaj do głowy! Miałam dość, więc wsiadłam do statku kosmicznego. Odetchnęłam z ulgą. Nie na długo.

- Jest z nami, aż tak źle? - spytał Jungkook.

- Nie pokazuj mi się na oczy - mruknęłam.

- Mogłabyś chociaż udawać, że mnie lubisz? - spytał z pretensją?!

- Wszyscy dobrze wiedzą, iż cię nienawidzę! Po co mam się jeszcze wysilać i udawać?

- W końcu to przyznałaś. Zobaczysz! Jeszcze będziesz moja - prychnęłam.

Wyszedł. Chociaż raz zrobił coś pożytecznego. Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. ''Szef''.

- Halo?

- Eliza, możesz przyjechać do biura? Trzeba potwierdzić wszystko ze sceną - mówił mój pracodawca.

- Oczywiście. Zaraz tam będę - odpowiedziałam.

- Świetnie - rozłączył się.

Poszłam poszukać Natalii. Nie wiem czemu, ale wiedziałam, gdzie będzie. Była przy jakimś quizie dla par. Trudno to nawet nazwać. Były tam usta i jak odpowiedzi się zgadzały to był dźwięk pocałunku.

- Jadę do biura. Zaopiekuj się nimi - wskazałam na V.

- Co, ale dlaczego? - zdziwiła się.

- Bo to nasza praca. Mogłabyś też zająć się innymi. Muszę potwierdzić scenę. Wrócę do hotelu, kiedy już skończę. Paa- pożegnałam się.

Do biura dotarłam w miarę szybko. Na szczęście nie natknęłam się na żaden korek. A dość dziwne zjawisko. Na moim biurku leżały papiery do podpisania. Sprawdziłam jeszcze raz plany i wygląd. Wszystko było idealne. Potwierdziłam co trzeba. Już miałam wychodzić.

- Proszę pani, dostała pani telefon ze szpitala - powiedział jeden z pracowników. Był nowy.

- Co? Co się dzieje? - myślałam o najgorszym.

- Pani mama jest w szpitalu - świat się zatrzymał w miejscu.

- Gdzie? - spytałam pośpiesznie.

- W tym za rogiem - Dzięki Bogu, że mam tak blisko pracę.

Wypadłam z budynku, jak wariatka. Nie wsiadałam nawet do samochodu. Biegłam ile sił w nogach. Wpadłam do szpitala, prawie przewracając pacjenta. Przeprosiłam, oczywiście.

- Przepraszam - sapałam - Gdzie leży pani Alina Wieczorek? - Mama powróciła do panieńskiego nazwiska po rozwodzie.

- Drugie piętro, pokój numer siedem - odpowiedziała pielęgniarka.

- Dziękuje - pobiegłam po schodach. Czas był dla mnie najważniejszy.

W sali była tylko ona i jakaś staruszka. Był również lekarz.

- Co z nią? - wypaliłam.

- Proszę ze mną do gabinetu - nawet się nie odwrócił.

- Zaraz wrócę, mamo - posłałam jej lekki uśmiech.

Usiadłam przed biurkiem doktora Laskowskiego. Cała się trzęsłam. Bałam się o mamę, tak bardzo.

- Jak źle jest? - spytałam.

- To nowotwór. Niestety jeden z złośliwych. Pańskiej matce nie pozostało wiele czasu - odpowiedział mi spokojnie. Jak można mówić takie rzeczy SPOKOJNIE?!

- Boże... ile? Niech mi pan powie, ile? - miałam łzy w oczach.

- Dajemy jej dwa miesiące - zaczęłam płakać.

- Czy ona wie?

- Tak. Prosiła bym pani nie mówił, ale to byłoby z mojej strony głupie - odpowiedział.

Mój świat runął. Moja mama. Moja, kochana mama umiera. Przecież to kobieta, która nigdy nie chorowała. Nigdy nie chodziła do lekarza. Nigdy nic jej nie było. Dlaczego? Dlaczego ona? Jeszcze ani razu nie płakałam tak mocno, jak teraz.

-----------------------------------------------------------------------------

Dość smutny rozdział. Zastanawiałam się jeszcze nad samą Elizą, ale to byłaby chyba przesada. Kolejne rozdziały spróbuję zrobić dość zabawne. Dzisiaj rozdział dość późno. Wybaczcie! Dzięki za przeczytanie :) Fighting i do następnego!

P.S Jeżeli coś się nie zgadza w Koperniku to przepraszam. Byłam tak 1,5 roku temu, więc niewiele pamiętam :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro