Ostatnia wiosna życia
Powiedziano jej kiedyś, że jest zbyt stara na miłość. Uwierzyła. Wierzyła gorliwie. I wierzyła w to, dopóki późnomajowe słońce nie położyło się cytrynową poświatą na jego twarzy. Obserwowała wtedy, w jakimś świeżym zachwycie, jak mruży oczy, zarzucając wędkę w błękitną taflę morskiej wody. Tutaj, na samym końcu najpiękniejszego molo, na którym przyszło jej czytać powieści o miłości. Uderzyła w nią fala zauroczenia, krusząc rdzę przeżerającą serce.
Po włosku umiała tylko podziękować i przywitać się, ale to rozpłynęło się w zmysłowym śnie.
Kładł ogorzałe od słońca dłonie na jej pomarszczonej starością skórze. Całował jej więdnące usta. Wplatał palce w srebrne włosy poprzetykane czarnymi nićmi. Gładziła zmarszczki na jego twarzy, głębokie niczym suche dno rzeki. Pergaminowe dłonie wyznawały jej miłość każdym drżącym muśnięciem.
Wokół kwitły cukinie. Stawiali bose stopy na złotym piasku, wrzącym od coraz cieplejszych spojrzeń słońca. Ich ciała oplatała beztroska. Wolność ulatywała z ich oddechów, miłość wylewała się słowami. Śmiali się i żyli, jakby mieli po dwadzieścia lat, a ich życia jeszcze się nie wydarzyły.
Wszystko to było już raz zapomniane. Teraz obudzone z zimowego snu — długiego jak lata nieurodzaju. Teraz wplatał słońce w jej zszarzałe od życia włosy.
Umierała odrobinę wolniej niż przedtem, wtopiona w kolorowe domy liguryjskiego wybrzeża.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro