Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 02

Ogień, jedyne co widziała Wiktoria to ogień. Później z tego ognia wyłonił się zarys płonących mebli, ścian i innych elementów wyposażenia domowego. Powoli zaczęło do niej docierać, że jest w płonącym budynku, otaczający ją ogień szalał dokoła, trawiąc kolejne fragmenty tapety na ścianach i mebli.

Dym kłuł w oczy i drapał gardło, a temperatura powodowała pieczenie skóry. Jednak, mimo tego ogień ślizgający się po skórze rudaski, nie wywoływał oparzeń, a mimo dymu, dziewczyna nie walczyła o każdy oddech.

Gdy pierwszy szok minął, dziewczyna usłyszała płacz małego dziecka, skierowała się więc w kierunku krzyku. W pokoju obok ujrzała małą kołyskę, której jakimś cudem nie pochłonął jeszcze doszczętnie ogień. W osmalonej kołysce leżała dziewczynka, rude loczki okalały piegowatą twarz niemowlaka. Dziecko płakało, ale nie miało żadnych widocznych oparzeń. Co więcej, kołyska była osmalona, a ogień powoli pełzł do niej, ale kocyk, którym owinięta była dziewczynka, nie został nawet liźnięty przez żaden ognisty język.

Nagle Wiki usłyszała huk i do płonącego pomieszczenia wtargnęli strażacy. Wśród nich Wiktoria rozpoznała swojego ojca. Rozpoznanie utrudniał jego strój, ale na pewno był to Tadeusz Andrusiewicz. Ku zdziwieniu dziewczyny jako pierwszy dotarł do maleństwa i wyniósł z płonącego budynku.

Później sceneria się zmieniła. Teraz Wiki stała razem ze swoimi rodzicami w szpitalu. Jej mama trzymała w ramionach tą samą małą dziewczynkę z pożaru. Ojciec dziewczyny pochylał się nad dzieckiem i przytulał jednocześnie swoją żonę.


- Zobacz jaka mała wojowniczka, Tadziu. Może tak damy jej na imię Wiktoria? Wiesz od zwycięstwa — Dziewczynę dobiegł głos matki. Jej oczy zaszkliły się od łez. Teraz do niej dotarło to, co widziała. Ta mała istotka trzymana przez jej matkę, która teraz słodko spała to była ona sama.

Wiktorią wstrząsnęło. Oznaczało to, że jej rodzice tak naprawdę nie są jej biologiczną rodziną. Więc kto jest jej prawdziwą rodziną? I dlaczego zostawiono ją samą na pewną śmierć w płonącym budynku? Co się stało z jej biologiczną rodziną? Może spłonęli w pożarze albo nie było ich wtedy w domu? Myśli tłoczyły się w głowie zagubionej dziewczyny.

Nagle wszędzie zrobiło się ciemno i cicho. A z tej ciemności i ciszy wyłoniła się dobrze znana postać ognistej kobiety podającej się za siostrę Wiki.

- Wybacz Ignis, ale jakoś musiałam ci to przekazać. To dla mnie naprawdę duży wysiłek utrzymywać takie połączenie. Łatwiej mi podsunąć ci wspomnienia zapisane głęboko w twojej pamięci. Siostrzyczko, wiem, że to ciężkie, ale musiałaś poznać prawdę a im szybciej, tym lepiej. - Kobieta mówiła łagodnym, troskliwym głosem, ale Wiki wcale nie czuła się spokojniejsza. Była w coraz większym szoku. Chciała się obudzić i zapomnieć o tym, uznać, że to tylko sen. Jednak nie była w stanie, coś głęboko w niej podpowiadało, wręcz krzyczało, że to wszystko jest prawdą.

*

Wika zerwała się z łóżka. "To był tylko sen, to był tylko zły sen" powtarzała w myślach dziewczyna. "Cholera, kogo ja próbuje oszukać?! Przecież to była szczera prawda. Każdy moment był prawdą i dobrze o tym wiem". Przetarła twarz dłońmi.

Nagle jej głowa wydała się za ciasna na te wszystkie myśli. Bladoniebieskie ściany jej pokoju zaczęły ograniczać dziewczynę, przytłaczać ją. Wiki czuła się jak w za ciasnej klatce. Wstała z łóżka, założyła na siebie grubą kangurkę i adidasy. Złapała jakąś karteczkę i nagryzmoliła na niej " Poszłam pobiegać, nie czekajcie ze śniadaniem. Kocham was.". Wiadomość zostawiła na stole w kuchni, a następnie wyszła z domu.

Rześki, letni poranek otulił ją delikatnym wiaterkiem, który pomógł jej oczyścić umysł i przemyśleć parę spraw. Dziewczyna ruszyła przed siebie. Zatopiła się w myślach i pozwoliła swoim nogą iść tam, gdzie chcą.

" O co w tym wszystkim chodzi? Jaka przepowiednia? Jaka moc? Chyba zaczynam wariować. Z drugiej strony czuję, że to prawda. Ta cała moja siostra nie jest tylko wymysłem mojej wyobraźni. Jednak czy to od razu oznacza, że mam jej ślepo wierzyć we wszystko, co mówi? Muszę porozmawiać z rodzicami. A co jak ta historia z pożarem okaże się prawdą? To chyba nie będzie ważne. W końcu rodzina to ludzie, których kochamy i którzy kochają nas. To przecież oni mnie wychowali i pokochali jak własną córkę, a nie musieli. Mam nadzieję, że to wszystko szybko się wyjaśni i skończy."

Wewnętrzny monolog Wiki skończył się, gdy dziewczyna stanęła pod wielkim drzewem, na które bez większego zastanowienia zaczęła się wspinać.
Gdy dotarła wystarczająco wysoko by pozostać prawie niewidoczną dla obserwatorów z ziemi, ułożyła nogi po jednej stronie gałęzi, plecy zaś wcisnęła między pień drzewa a drugą gałąź. Dzięki takiemu oparciu jej pozycja była stabilna i względnie bezpieczna.

Wiki odchyliła głowę w tył, opierając ją tym samym o pień drzewa i zaczęła wpatrywać się w kojący krajobraz przed nią. Z tej wysokości rozciągał się widok na czyste, błękitne niebo i runo leśne tętniące życiem. Gdzieś w oddali dzięcioł stukał w pień drzewa.

Dźwięki leśnego życia zawsze koiły zmysły Wiktorii, tak też było tym razem. Kołatające się w jej głowie pytania z wolna ucichły, zastąpione szumem wiatru pląsającego między drzewami i świergotem ptaków o poranku.

Nagle spokój dziewczyny został przerwany wiązanką przekleństw rzuconych męskim głosem. Dziewczyna delikatnie odchyliła głowę w dół, tak by zobaczyć ziemię pod sobą.
Jej oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany brunet. Ubrany był w ciemne spodnie i czarną bluzkę, na którą zarzucona była czarna ramoneska z błękitnym poprzecznym pasem ciągnącym się od jednego barku przez całe plecy aż do drugiego barku. Chłopak szedł delikatnie przygarbiony z rękami wciśniętymi w kieszenie spodni, kopiąc wszystkie kamyki na swojej drodze i co chwila puszczając krótką wiązankę przekleństw na czyjś temat.

- Może jednak trochę mniej przekleństw? Uszy mi więdną, jak tego słucham! - krzyknęła ruda, schodząc z drzewa. Gdy stanęła na ziemi, mogła dokładniej przyjrzeć się brunetowi.
Owalna twarz z ostro zarysowanymi kośćmi policzkowymi i delikatnie zgarbionym nosem wyrażała zdziwienie. Orzechowe oczy ze złotymi drobinkami wpatrywały się w Wiktorię, taksując 175 centymetrów jej ciała. Począwszy od ognisto-rudych włosów do ramion zawijających się w niesforne fale, przez bladą piegowatą twarz z wyraźnie odznaczającymi się dużymi błękitnymi oczami i czerwonymi, wąskimi ustami do zgrabnej, delikatnie umięśnionej sylwetki.

Wiktoria nie pozostała chłopakowi dłużna. Na oko mógł mieć z 17 lat, koszulka ciasno opinała jego mięśnie, a błękitny pas na ramonesce kończył się dopiero na wysokości klatki piersiowej, a nie na barkach. Gdy ich oczy się spotkały, chłopak otrząsnął się z pierwszego szoku i powiedział szorstko.


- Po pierwsze będę mówił, co chcę i jak chcę — na te słowa Wiki ostentacyjnie przewróciła oczami, ale wolała przemilczeć tę kwestię — po drugie kim ty w ogóle jesteś i co tu robisz?

- Wiktoria. Przyszłam tu, bo... - zastanowiła się chwilę. No bo co go mogą obchodzić sprawy jakiejś obcej dziewczyny — bo lubię spacerować po lesie, relaksuje mnie to - ostatecznie powiedziała i wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, a ten niepewnie ją chwycił i uścisnął, mówiąc:

- Eryk, miło mi. - głos bruneta był już nieco łagodniejszy niż poprzednio.

- Eryk, ładnie. A więc Eryku czy wyjawisz mi powód swojego zdenerwowania? - zapytała Wika, próbując podtrzymać konwersację

- Powiedzmy, że ktoś zalazł mi za skórę i musiałem się przejść, bo inaczej mogłaby się polać krew. - słowa były powiedziane pół żartem, pół serio, jednak Wiki nie wątpiła, że stojący przed nią brunet byłby w stanie zdzielić kogoś pięścią

- Nie strasz, nie strasz. - zaśmiała się jednak, a w odpowiedzi dostała łobuzerski uśmiech Eryka

- Chyba muszę wracać, bo zaraz zaczną się o mnie martwić - powiedział chłopak, co Wiki skwitowała skinieniem głowy.

- W takim razie do kiedyś tam - Chłopak uśmiechnął się, początkowa szorstkość prawie zupełnie wyparowała z jego głosu. Eryk odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Wiki ruszyła w przeciwnym kierunku.

Nadszedł czas by rozwiązać zagadkę, którą postawiła przed nią jej nowa siostra.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro