Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 01


Od dwóch godzin rudowłosa Wiktoria Andrusiewicz czekała na swoją kolej podczas przesłuchań do inscenizacji jej ukochanej "Zemsty" Aleksandra Fredry.
Dziewczyna fascynowała się teatrem, od kiedy nauczyła się mówić. W dużej mierze to zasługa jej rodziców, którzy codziennie czytali jej do snu. Bajki na dobranoc obudziły w niej fascynacje książkami, która później przerodziła się w miłość do występowania na deskach. Ponadto Wika ewidentnie miała do aktorstwa smykałkę. Gdy była mała, uwielbiała usadzać swoje maskotki na łóżku, a sama stawać przed nimi i bawić się w teatr, recytując z pamięci między innymi "Trzy świnki" czy "Stefka burczymuchę". Od dzieciaka zamęczała rodziców wszelkimi wierszykami, fragmentami bajek a nawet cytatami zasłyszanymi w filmach czy piosenkach. Pewnym było, że dziewczynka miała niesamowitą pamięć jak na swój przedszkolny wiek.


W pierwszej klasie podstawówki Wiktoria dotarła do szkolnego kółka teatralnego i od tego momentu nie było przebacz. Dziewczynka cały czas brała udział w różnych przedstawieniach. Czasem była postacią drugoplanową, czasem główną bohaterką innym razem pomagała przy oświetleniu czy rekwizytach. Nie ważne jakie było jej zadanie w czasie przedstawienia, zawsze wypełniała je rzetelnie i z uśmiechem na ustach.


Teraz chciała pomyślnie przejść przez przesłuchania i zagrać Podstolinę w spektaklu wystawianym w lokalnym Domie Kultury. Miała nadzieję na rolę Klary, ale jak to mówią - jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Z pomieszczenia, w którym odbywały się przesłuchania wyszła śliczna blondynka, z długimi nogami i mocnym makijażem na twarzy. Wiktoria miała wejść po niej. Za blondynką w drzwiach stanęła elegancka kobieta w dosyć surowym, grafitowym kombinezonie, upięte w kok włosy eksponowały drobną twarz o kanciastych rysach, spod dużych okularów w czarnych oprawkach błyszczały przyjaźnie drobne, brązowe oczy.

-Zapraszam Wiktorię Andrusiewicz – wyczytała z listy, którą trzymała w dłoniach, a następnie zlustrowała grupkę młodych dziewczyn tłoczących się na korytarzu i czekających na swoją kolej. Wiktoria podniosła się z plastikowego krzesełka i niepewnie weszła przez drzwi do pomieszczenia. W środku czekał na nią kamerzysta i mężczyzna prowadzący przesłuchanie. Dziewczyna odruchowo podała kartę castingową i udała się do części pomieszczenia pomalowanej na biało. Po krótkim przedstawieniu siebie przed kamerą, mężczyzna dał Wiki znak, żeby zaczęła mówić przygotowaną wcześniej kwestię.

Nagle jej głowę przeszły potworny ból. Pod powiekami pojawiły się mroczki, a głos odmówił posłuszeństwa. Dziewczyna przestała mówić i pochyliła się do przodu, jednocześnie chowając głowę między ręce. Następnie poczuła, jak jej wszystkie mięśnie gwałtownie napinają się, by chwilę później maksymalnie się rozluźnić i pozwolić ciału upaść bezwładnie na ziemię. Wiki jeszcze przez chwilę czuła ból głowy i kolan, które z impetem uderzyły w ziemię w czasie upadku. Zanim jej świadomość odeszła na dobre usłyszała jeszcze zaniepokojone krzyki kobiety, która wpuściła ją do pomieszczenia, potem była już tylko ciemność.
*
Pod powiekami dziewczyny rozbłysnął świetlisty punkt. Z początku mały i odległy, zaczął się zbliżać i rosnąć, formując się przy tym w sylwetkę kobiety. Po chwili świetlista postać sformowała się tuż przed twarzą Wiktorii. Kobieta była na oko parę lat starsza od Andrusiewicz, owalna twarz miała łagodny wyraz, okalające ją włosy były w istocie płomieniami, które o dziwo nie wyrządzały żadnej szkody swojej właścicielce; cała skóra kobiety miała złoty odcień. Smukła sylwetka okryta była długą, prostą suknią w kolorze zachodzącego słońca. Od postaci bił niezwykły blask, wypełniony jakąś surową mocą, która wprawiała w onieśmielenie i jednocześnie magnetycznie przyciągała wzrok. Majestatyczna i jednocześnie delikatna, eteryczna wręcz kobieta przywodziła na myśl płomień ognia. Przyjemny, słodki ale jednocześnie stanowczy głos wypełnił całą przestrzeń, jakby dochodził ze wszystkich miejsc na raz, a jednocześnie jakby brzmiał tylko i wyłącznie w głowie Wiktorii:

- Twój czas nadszedł, Ignis. Twoja moc się budzi, a wraz z nią zaczyna spełniać się przepowiednia.

Blask bijący od kobiety raził w oczy, głowa pulsowała tępym bólem, a same słowa wydawały się dziwne i niezrozumiałe. Jednak Wiki nie zdążyła nawet się odezwać ponieważ po tych słowach postać rozpłynęła się w czarnej nicości.

Wika obudziła się w pomieszczeniu z bladoniebieskimi ścianami. Zdezorientowana dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, ale zdołała dostrzec tylko swoją czterdziestoletnią matkę, drzemiącą na krześle przy łóżku.

Pulchna kobieta, z kurzymi łapkami przy zewnętrznych kącikach oczu i ciemnymi włosami, w które wkradały się pojedyncze srebrne pasma siwizny. Delikatne rysy okrągłej twarzy i krótko ścięte włosy powodowały, że śpiąca matka wyglądała na miłą i dobrą osobę, która nie nawykła do rozkazywania innym, a już na pewno nikt by nie podejrzewał, że kobieta jest policjantką z wieloletnim stażem.

Wiki spróbowała odezwać się do matki, ale z jej ust wydobył się tylko zduszony dźwięk, który nie przypominał żadnego konkretnego słowa. Jednak to wystarczyło, by powieki czterdziestolatki poruszyły się, odsłaniając duże brązowe oczy, które od razu skierowały się na leżącą dziewczynę.

- Nareszcie się obudziłaś kochanie. - westchnęła - Wiesz jakiego stracha mi napędziłaś? Idę zawołać lekarza i zaraz zabieram cię do domu. - powiedziała kobieta głosem pełnym ulgi. Po chwili pani Andrusiewicz wyszła z sali i wróciła z lekarzem, który skierował jeszcze dziewczynę na parę badań, a następnie zarządził, że Wika ma zostać na obserwacji jeszcze minimum 48 godzin, jednak jej matka stwierdziła, że zalecenie jest niedorzeczne i wypisała córkę na własną odpowiedzialność.

W drodze do domu dziewczyna rozmyślała jeszcze nad dziwną kobietą-ogniem, a może raczej jej siostrą, i tym, co mówiła. O co chodziło z tą całą mocą i określeniem, którym została nazwana?

"Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie" zdanie to brzmi zawsze jak jakiś suchy, oklepany frazes, który autorzy stosują do budowania klimatu zagadki i grozy. Nigdy jednak nie zirytował on dziewczyny aż tak bardzo. Gąszcz galopujących myśli i niezadanych pytań przyprawiał rudaskę o ból głowy.

Wśród tego gąszczu przebijały się trzy rzeczy, którychWiki była pewna: po pierwsze "Ignis"to z łaciny ogień, po drugie prawdopodobnie była to tylko dziwna reakcja jejmózgu na niedotlenienie, po trzecie, jeśli to "spotkanie" (o ile można to tak nazwać) nie byłotylko wymysłem jej wyobraźni, to będą z tego kłopoty.

***

Kochani! Witam w pierwszym rozdziale tego opka, które z dnia na dzień pożera więcej mojej energii życiowej. Mam nadzieję, że moje wymysły sprawią Wam przyjemność ;)

Jako, że nie jestem mistrzem pisania ale zależy mi na rozwijaniu się, to śmiało wytykajcie mi błędy, niespójności i inne tego typu rzeczy.

Do następnego rozdziału <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro