Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#9. Szlaban

Amelia czuła się... dziwnie. Nie wiedziała, jak nazwać niespodziewany przypływ energii, która zdawała się rozsadzać jej ciało od środka. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się świadomie odpyskować nauczycielowi, nie mówiąc już o zarobieniu szlabanu. Powinna być raczej załamana. Zachowała się jak... 

Jak Syriusz Black.

Świadomość ta ciążyła jej niezmiernie, spędzając sen z powiek. Być może nie czułaby się aż tak winna, gdyby nie fakt, że była to świadoma decyzja; postanowiła dać upust swojej złości, choć doskonale wiedziała, że profesor Sprout miała prawo do zwrócenia jej uwagi. Chodzenie z Kamasutrą nie było zabronione, ale chyba większość ludzi poczułaby zakłopotanie na widok ucznia, który — zamiast wertować podręcznik — zajmował się zgłębianiem tajników fizycznej miłości.

Merlinie, nie dziwiła się, że Sprout była oburzona. Nie potrafiła za to powstrzymać zdziwienia wywołanego ekscytacją, którą poczuła, gdy postawiła się kobiecie. Przez moment miała wrażenie, że potrafiła zrobić wszystko, że zakazy i nakazy nie mogły jej ograniczać. Wolność, która wiązała się z łamaniem zasad, była w pewien sposób upajająca, co Amelia przyjęła z ogromnym zaskoczeniem. A potem pojawiła się irytacja.

Naprawdę nie chciała dostrzegać w jego sposobie bycia czegokolwiek upajającego. Jeszcze tego brakowało, aby zaczęła patrzeć na niedorzeczne wybryki Huncwotów przez pryzmat wolności i poczucia niezależności, jakie za sobą niosły. Większość ich występków była głupia — absurdalna, nieodpowiedzialna i dziecinna. Żarty chłopców rzadko kiedy cechowały się pomysłowością, która nawet ją zmuszała do niechętnego uznania. Być może wiązało się to z wysokimi standardami, do których przywykła Amelia, ale jeśli już chcieli ukończyć Hogwart z łatką najlepszych kawalarzy w dziejach szkoły, mogli chociaż wysilić się na tyle, aby nikt nie potrafił przebić ich żartów.

I tutaj leżał kolejny problem. Beckett naprawdę nie chciała rozmyślać o tych dowcipach. Nie widziała potrzeby rozkładania ich na czynniki pierwsze i zastanawiania się, co można było ulepszyć, a od czasu jej wybryku na lekcji Zielarstwa, James nieustannie wciągał ją w podobne dyskusje. Na początku wzruszała ramionami i odpowiadała zdawkowo na jego kretyńskie pytania, aż w końcu zaczęła przyłapywać się na poszukiwaniu własnych pomysłów w wolnych chwilach — wtedy, gdy poprawiała wypracowanie Blacka albo gdy zgłębiała tajniki kolejnej dziedziny magii.

Co się z nią działo? Gdzie podziała się pani prefekt, która nigdy nie porzuciłaby nauki na rzecz tak infantylnego zachowania, jakim było knucie planów, mających na celu utrudnienie życia innym prefektom i — przede wszystkim — nauczycielom, którzy próbowali jedynie przekazać im jak największą wiedzę?

— Ziemia do Beckett! — wrzasnął James, wyrywając ją z zamyślenia.

Podskoczyła na łóżku, zderzając się z chłopakiem głową; Potter często wpadał na niedorzeczne pomysły, a darcie się prosto do jej ucha, bez wątpienia, było jednym z nich.

— Czyś ty zdurniał do reszty?! — krzyknęła i zaczęła rozmasowywać bolące miejsce, a Rogacz poszedł w jej ślady.

— Mówię do ciebie od pięciu minut, pani księżniczko — burknął. — Jeśli nie chcesz się spóźnić na szlaban, musimy wychodzić.

Beckett zamarła, przypominając sobie o nieszczęsnym szlabanie. Nie chciała na niego iść, chociaż nieco pocieszał ją fakt, że sam Syriusz miał pełnić funkcję „opiekuna", co zapewne oznaczało, że nie czekało ich nic nieprzyjemnego. Znając chłopców, mieli zamiar wykorzystać ten czas, aby omówić kolejne doskonałe pomysły, doprowadzając ją przy tym do szaleństwa.

Wstała z łóżka i westchnęła przeciągle, przygotowując się psychicznie na co najmniej kilka godzin nieustannych potyczek słownych, które — jak przekonała się w ostatnim czasie — potrafiły zmęczyć bardziej niż nauka do egzaminów końcowych.

— Chodźmy — powiedziała grobowym tonem, a James wyszczerzył zęby i klepnął ją w plecy z taką siłą, że mimowolnie zrobiła krok w przód.

— Będzie świetnie, Beckett. Szlabany z Syriuszem to doskonała zabawa! — oświadczył, a ona wywróciła oczami.

— Szlabany to kara, Potter — mruknęła i pokręciła głową. — Zaskoczę cię, ale wcale nie chodzi w nich o to, by...

— Bla, bla, bla — przerwał jej chłopak, ruszając w stronę wyjścia z dormitorium. — Tylko tyle zrozumiałem z twojej wypowiedzi.

Amelia zacisnęła zęby i wyszła z pomieszczenia. Na schodach uświadomiła sobie, że zapewne Pokój Wspólny pękał w szwach, więc uśmiechnęła się jak idiotka i dziarsko zeskoczyła z ostatniego stopnia, co Black zwykł robić bardzo często. Momentalnie poczuła na sobie spojrzenia uczniów, które na początku wprawiały ją w niemałe zakłopotanie; obecnie była raczej przyzwyczajona do nieustannej uwagi, jaką poświęcali jej inni.

Zanim zdążyła przemknąć przez pokój, na jej drodze stanęła Lily Evans z bardzo wściekłym wyrazem twarzy.

— Black, gdzie jest ten kretyn, którego nazywasz swoim przyjacielem? — warknęła, a Amelia obróciła się w stronę schodów, zdziwiona nieobecnością Pottera.

Zapewne specjalnie podpuścił ją do wyjścia, żeby nie musieć mierzyć się z wkurzoną dziewczyną. Poczuła ogromną pokusę, aby w odwecie zwyczajnie zatargać go na dół za ucho, ale wiedziała, że podobne rozwiązanie nie wchodziło w grę.

— Remus? Chyba mówił coś o bibliotece — powiedziała więc niewinnie, a rudowłosa zacisnęła dłonie w pięści.

— Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o niego!

— Dlaczego szukasz Petera? — zdziwiła się Beckett, czując się okropnie, bo irytowanie Evans okazało się całkiem zabawne.

Była hipokrytką jakich mało... Przecież gdy to ona padała ofiarą głupich tekstów Blacka, uważała go za największego kretyna, jaki chodził po świecie. Tymczasem sama czerpała satysfakcję z rumieńców na twarzy Lily, nie mogąc nic na to poradzić. Świetnie. Najwyraźniej przebywanie w ciele chłopaka miało negatywny wpływ na jej osobowość.

— Black, idioto, mówię o Potterze! — fuknęła prefekt i tupnęła nogą, co stanowiło dość... uroczy widok. — Gdzie jest ten skretyniały dinozaur?!

— Chyba go z kimś pomyliłaś. Przecież Rogacz wcale nie jest...

— BLACK!

— Dobra, dobra — skapitulowała Amelia, zaczynając bać się o życie na widok ciskających gromy oczu dziewczyny. — Zaraz powinien tu być. Mamy szlaban.

— Cóż za nowość! — prychnęła dziewczyna i skrzyżowała ręce na piersiach. — Czy wy kiedykolwiek zmądrzejecie? Zachowujecie się jak dzieci!

Z chęcią pokiwałaby głową, zgadzając się z każdym słowem Evans, ale coś ją powstrzymało. Rudowłosa patrzyła się na nią z tak wielką pogardą i zniesmaczeniem, że Beckett poczuła się szczerze dotknięta — a przecież wcale nie mówiła o niej. Mało tego — powiedziała samą prawdę.

Amelia musiała jednak przyznać, że nie było nic miłego w byciu gromioną spojrzeniem, w którym próżno szukać czegoś pozytywnego. Nawet ona nie potrafiła powstrzymać niechęci, jaką wzbudziły słowa dziewczyny, chociaż właściwie kompletnie jej nie dotyczyły i stanowiły jedynie odzwierciedlenie jej własnych myśli.

Ni stąd, ni zowąd poczuła zażenowanie. Black nieustannie widywał podobne emocje w oczach Amelii Beckett, chociaż... chyba nie do końca na nie zasługiwał. Był kretynem, a jego łamanie zasad i pewność siebie, która graniczyła z arogancją, stanowiły utrapienie dla wszystkich prefektów. Nie mogła mu jednak odmówić inteligencji, a poza tym... Poza tym nic o nim nie wiedziała.

Nie wiedziała, jak zachowywał się, gdy siedział w dormitorium z przyjaciółmi. Nie miała pojęcia o jego poglądach i postrzeganiu świata, bo zwyczajnie założyła, że ktoś tak lekkomyślny i irytujący nie był warty wzmożonej uwagi. W każdym jego geście doszukiwała się premedytacji — jakby nie robił nic, poza szukaniem sposobów na doprowadzenie jej do szału.

Decyzje chłopaka nie były wcale podyktowane chęcią psucia innym krwi, a raczej pragnieniem swobody, idącej w parze z łamaniem zasad. Amelia nie podejrzewała, że kiedykolwiek się do tego przyzna, ale nawet ten pojedynczy moment buntu sprawił, że na jej policzki wstąpił rumieniec ekscytacji, a serce przyspieszyło. Dreszczyk emocji okazał się znacznie przyjemniejszy niż sądziła, sprawiając jednocześnie, że zachowanie Blacka przestało być jedynie kretyńskie i nieodpowiedzialne.

— Evans... Mogłabyś trochę wyluzować — mruknęła po chwili, nieumyślnie cytując słowa prawdziwego Syriusza, co tylko nasiliło jej wewnętrzny konflikt.

Zanim Lily zdążyła odpowiedzieć, James zbiegł po schodach i uwiesił się na ramieniu Beckett.

— Liluś, skarbie... Czyżbyś mnie szukała? — spytał zalotnie, a dziewczyna zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.

— Nie wiem, jakim cudem włamałeś się do mojego dormitorium, ale jeśli jeszcze raz to zrobisz, zamierzam powyrywać ci nogi z dupy. Czy to jasne? — warknęła, a Amelia spojrzała na chłopaka kątem oka.

Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie, jakby włamanie się do pokoju dziewcząt było godnym podziwu osiągnięciem.

— Jak słoneczko — odparł i uśmiechnął się niewinnie, co przywołało na twarz Evans wyraz skrajnej podejrzliwości.

— Świetnie — fuknęła jednak, po czym odeszła, zostawiając ich samych.

Jej rude włosy zafalowały, a Potter westchnął z rozmarzeniem. Amelia posłała mu pełne politowania spojrzenie, które zostało całkowicie zignorowane.

— Po co właściwie tam polazłeś? — spytała cicho, obserwując jak rozmarzenie zostaje na powrót zastąpione dumą.

— Zaczarowałem jej pamiętnik tak, jak... — Urwał, gdy Beckett popchnęła go w kierunku wyjścia, wiedziona nagłym impulsem, aby faktycznie wyrwać mu nogi z dupy.

Kiedy znaleźli się z dala od ciekawskich spojrzeń, uderzyła go z pięści w ramię, na co zareagował głośnym jękiem.

— Ał! Za co?! — oburzył się i zaczął rozmasowywać obolałe miejsce. — Zdajesz sobie sprawę, że jesteś obecnie ciutkę silniejsza niż wcześniej?!

— Zasłużyłeś, deklu! Jak śmiałeś naruszyć jej prywatność w tak odrażający sposób?!

James otworzył usta ze zdziwienia, po czym zamknął je gwałtownie. Wyraźnie nie widział nic złego w swoich działaniach, co tylko spotęgowało wściekłość Amelii.

— Nie masz prawa czytać jej pamiętnika! Nikt poza nią nie ma!

— Przecież nikomu nie powiem... Zamierzam z nią spędzić resztę życia i...

— Potter, ty idioto! Ona cię NIE CHCE! Czaisz?! Uważa cię za dziecinnego idiotę, który nie ma żadnych hamulców i, zgadnij co, takim zachowaniem tylko potwierdzasz, że ma rację! — wrzasnęła i wzięła głęboki oddech. — Evans szuka kogoś, kto okazałby jej wsparcie, na kogo mogłaby liczyć w każdej chwili. Kogoś, kto nie przynosiłby jej wstydu za każdym razem, gdy się do niej odzywa.

— A ty skąd możesz to wiedzieć?!

— Bo większość dziewczyn właśnie taka jest — odparła i zamknęła oczy. — Wcale nie chcemy, żeby ktoś nieustannie imponował nam kretyńskimi tekstami. Czy ty w ogóle kiedyś próbowałeś z nią normalnie porozmawiać? Bez żartów, bez prób podrywu?

James zmarszczył brwi i przeczesał dłonią włosy, gdy najwyraźniej nic nie przyszło mu do głowy.

— Syriusz nigdy nie musi rozmawiać z dziewczynami, żeby chciały z nim spędzać czas — burknął ponuro i oparł się o ścianę.

Amelia poczuła, jak cała jej złość wyparowuje bez śladu na widok jego zafrasowanej miny i zgarbionych pleców. Był przybity, a ona uświadomiła sobie, że naprawdę mu zależało, chociaż nie miał zielonego pojęcia, jak sprawić, żeby Lily odwzajemniła jego uczucia.

— James... — mruknęła i podeszła do niego. — Syriusz to specyficzny przypadek.

— Dlaczego? Bo jest nieziemsko przystojny i wystarczy, że się uśmiechnie, a wszystkie na niego lecą? — spytał z niechęcią, a ona wywróciła oczami.

— Po pierwsze, nie wszystkie, a po drugie, absolutnie nie. Gdyby chodziło o sam wygląd, Lily pewnie nie potrafiłaby ci się oprzeć.

Potter spojrzał na nią, a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.

— Jak już wrócisz do swojego ciała, zmuszę cię, abyś to powtórzyła. Nie umiem traktować takich zapewnień poważnie, kiedy padają z ust mojego kumpla.

Amelia parsknęła śmiechem, po czym oparła się o ścianę obok niego.

— Niech ci będzie. Po prostu... Black nie szuka nikogo na stałe. Jego taktyka jest bardzo skuteczna, jeśli chodzi o jakieś przelotne romanse. Za to ty i Evans... Zupełnie inna sprawa. Ani ty nie chcesz, żeby była tylko jedną z twoich zdobyczy, ani ona nie zamierza się takową stać. Problem polega na tym, że, choć chcesz czegoś innego, traktujesz ją dokładnie tak, jak Syriusz swoje podboje.

— Nie umiem nic na to poradzić. Ona... — chłopak urwał i spojrzał pod nogi z desperacją. — Kompletnie nie wiem, jak mam się przy niej zachowywać.

— Tak, jak zawsze — odparła automatycznie Amelia, co wywołało na jego twarzy zdziwienie. — To znaczy nie jak zawsze... Potrafisz być strasznym kretynem. — Wywróciła oczami i uśmiechnęła się lekko. — Jesteś chyba jeszcze bardziej irytujący niż Black, ale zdarzają ci się momenty, w których wydajesz się całkiem znośny. Szczególnie wtedy, kiedy siedzimy w dormitorium i nie zastanawiasz się nad tym, co powinieneś powiedzieć.

— Beckett, dobrze się czujesz? — parsknął Potter z rozbawieniem, więc nadepnęła mu na stopę.

— Próbuję ci pomóc, kretynie.

— No właśnie.

— Już nie rób ze mnie bezdusznej suki — mruknęła Krukonka i wzruszyła ramionami. — Nie jestem wcale taka zła.

Ku jej zaskoczeniu, James uśmiechnął się szeroko, po czym pokiwał głową.

— Prawda. Nie powiem, że nie jestem zdziwiony, ale faktycznie da się z tobą wytrzymać. A jak jeszcze pomożesz mi z Lily... Kto wie, może nawet zostaniesz piątym Huncwotem?

— Nawet tak nie mów! — obruszyła się dziewczyna, co zostało skwitowane głośnym rechotem.

— Wybacz, Panno Nadęta. I tak nie zasługujesz na bycie jedną z nas.

— Chwała Merlinowi.

***

— Ileż można na was czekać?! Wiecie, że na szlabany nie powinno się spóźniać? — warknął Black, używając najbardziej przemądrzałego tonu, na jaki było go stać.

Amelia zgromiła go spojrzeniem, ale chłopak jedynie uśmiechnął się niewinnie, jakby nie wiedział, o co jej chodziło. Poczuła przemożną chęć szturchnięcia go dokładnie w ten sam sposób, co wcześniej Jamesa, ale w porę przypomniała sobie, że znajdował się obecnie w jej ciele. Nie chciała się uszkodzić.

— Zamknij jadaczkę — powitała go z sympatią, po czym usiadła na jednej z ławek.

Znajdowali się obecnie w sali Eliksirów, nie wiedzieć czemu. Najwyraźniej Black dostał od profesor Sprout jakieś wytyczne, chociaż dziewczyna szczerze wątpiła, aby kazał im cokolwiek robić.

— Nieładnie, Beckett. Powinienem odjąć ci punkty i wlepić kolejny szlaban za brak poszanowania wobec prefekta — oznajmił wyniośle Syriusz, a ona wywróciła oczami. — Jestem jednak pod wrażeniem twojego zachowania z Zielarstwa, więc udam, że niczego nie słyszałem.

Amelia zarumieniła się nieznacznie, co spotkało się ze zniesmaczonym spojrzeniem prawdziwego Blacka, który wciąż nie mógł przyzwyczaić się do widoku rumieńców na własnej twarzy, za co nie mogła go specjalnie winić. Przez ponad sześć lat nie widziała, aby chłopaka udało się w jakiś sposób zawstydzić.

— Starałam się odwzorować twoją głupotę — mruknęła, chociaż doskonale wiedziała, że było zupełnie inaczej.

Zwyczajnie chciała odpyskować, co samo w sobie stanowiło powód do zmartwienia. Ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.

— Serio? Miłość jest piękna? Chyba musisz jeszcze trochę potrenować.

— Och, zamknij się — odwarknęła, a James postanowił przerwać ich konwersację swoim chichotem.

— Jesteście jak stare, dobre małżeństwo. Jedno głupsze od drugiego.

Tym razem oboje zgromili go wzrokiem, jedynie podsycając rozbawienie chłopaka. Oczywiście, gdy tylko zdali sobie z tego sprawę, skrzywili się jednocześnie i odwrócili spojrzenia ze złością.

— Piękne — westchnął Potter i usiadł na blacie obok Amelii. — No, to jak, pani prefekt? Zaczynamy szlaban?

Syriusz odchrząknął teatralnie, po czym wyciągnął dłoń w ich stronę.

— Wasze różdżki — powiedział stanowczo, a Beckett sięgnęła do kieszeni, aby spełnić jego prośbę. — Coś ty, zdurniała? Przecież tylko się zgrywam. — Chłopak parsknął śmiechem i machnął ręką. — Powiedz mi lepiej, jak mam wyplątać się z tej całej sytuacji z Adamem.

— Adrianem — poprawiła go wściekle, co zostało skwitowane pogardliwym prychnięciem.

— Co za różnica? Naprawdę, Beckett, stać cię na więcej.

— Nic o mnie nie wiesz! — oburzyła się dziewczyna, a on uniósł brwi wyzywająco.

— Wiem, co chowasz pod szatami — mruknął i gwizdnął przeciągle, ku radości Jamesa, który zaczął rechotać jak żaba.

Amelia zarumieniła się wściekle, a jej dłonie zacisnęły się bezwiednie. Och, jak bardzo chciała mu przywalić... A przecież nie była agresywną osobą. Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę, że chłopak musiał w pewnym momencie pozbyć się ubrań, ale naprawdę nie chciała o tym myśleć. Świadomość, że Syriusz Black widział ją nago, była czymś, co napawało ją zarówno zażenowaniem, jak i...

No właśnie. Czuła się okropnie z myślą o tym, że jakiś dość przypadkowy chłopak mógł bez przeszkód podziwiać jej ciało, ale, z drugiej strony, Syriusz Black faktycznie działał na dziewczyny jak magnes. Sama Amelia nigdy nie dostrzegała jego uroku, ale fakt, że Gryfon wyraźnie uważał ją za... cóż, atrakcyjną, sprawiał, że w jej umyśle zaczęła kiełkować iskierka satysfakcji, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz wyraźniejsza.

Nie była przyzwyczajona do tego, że ktokolwiek patrzy na nią z bardzo wyraźnym, czysto fizycznym zainteresowaniem. Nie spodziewała się też, że chłopak, który zrobi to jako pierwszy, będzie znajdował się w ciele dziewczyny, ale bez problemu dostrzegła w jego — swoich — oczach podziw, będący oznaką czegoś niezwykle prymitywnego, a jednocześnie... och, tak bardzo przyjemnego.

Amelia Beckett podobała się Syriuszowi Blackowi — przynajmniej w fizycznym aspekcie. Wydawało jej się to tak nieprawdopodobne, że jakaś część umysłu Krukonki próbowała zaprzeczyć tej ewentualności, ale zwyczajnie nie dała rady. Szczególnie wtedy, gdy w pomieszczeniu zapadła cisza pełna dziwnego napięcia, które nie mogło pozostać niezauważone.

— Właściwie to żartowałem z tym starym małżeństwem. Patrzycie się na siebie jak nowożeńcy przed podróżą poślubną — stwierdził James, co natychmiast otrzeźwiło zarówno Amelię, jak i samego Blacka.

Atmosfera nieco się rozrzedziła, chociaż dalej pozostawała niezręczna. Krukonka zmarszczyła brwi i wbiła wzrok w podłogę, starając się przekonać samą siebie, że to niespodziewane zainteresowanie w oczach chłopaka nic nie znaczyło, że wcale nie czuła się dziwnie podekscytowana.

— Co mamy robić? — spytała, chcąc zostawić te przedziwne myśli za sobą.

Black odchrząknął i powiedział:

— Cóż, nic. Sprout chciała, abyście uporządkowali szafki ze składnikami, ale to strata czasu. — Wzruszył ramionami. — Zamiast tego faktycznie możecie mi pomóc z tym całym... Adrianem. Muszę znaleźć kogoś, kto poszedłby ze mną do Hogsmeade. Inaczej wyjdę na idiotę.

Amelia postanowiła nie komentować jego słów, chociaż wszyscy wyraźnie się tego spodziewali; Syriusz posłał jej ostrzegawcze spojrzenie, a James wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Dlaczego nie mogłeś się po prostu zgodzić? — jęknęła zamiast tego, a on prychnął wściekle.

— Mówiłem poważnie, Beckett, stać cię na więcej. Przecież to najnudniejszy typ w całym zamku. No, może z wyjątkiem profesora Binnsa — dodał złośliwie. — Daj spokój... Znajdę ci kogoś lepszego!

— Kiedy ja nie chcę — warknęła w odpowiedzi, a Potter zaczął chichotać.

— Dlaczego właściwie nie pójdziecie razem? — zasugerował, co wywołało na ich twarzach szok.

Amelia spojrzała na Syriusza, a on na nią; nie było mowy, że mogliby iść na randkę — nawet taką udawaną. Co powiedzieliby ludzie? Plotki w Hogwarcie były przecież bardzo niebezpieczne. Wystarczyło spojrzeć na te niedorzeczne pogłoski o związku Amelii i Remusa... Zaledwie kilka wspólnych „patroli" dało podstawy do dyskutowania o gorącym romansie, którego, rzecz jasna, nie było.

Co stałoby się, gdyby przyłapano ich na popijaniu herbatki u Madame Puddifoot? Co pomyślałby sobie biedny Adrian? O nie... Nie, nie, nie. Nie mogła pozwolić na coś tak niedorzecznego.

— Wiesz co... To wcale nie jest taki głupi pomysł, Rogaś — stwierdził Black, co wywołało w niej skrajne przerażenie.

— Przepraszam bardzo... To jest okropny pomysł — zaprotestowała gorliwie, a on potrząsnął głową.

— Wcale nie! Pomyśl! Ani ja nie umiem naśladować ciebie, ani ty mnie. Jeśli pójdziemy razem, chociaż nie będziemy musieli się martwić o to, że ktokolwiek nas zdemaskuje. No i będziemy mogli w końcu porozmawiać bez przeszkód o planie działania!

Amelia poczuła rozpacz, gdy zdała sobie sprawę, że słowa Blacka brzmiały całkiem sensownie. Faktycznie byłoby dużo łatwiej, gdyby mogli zrezygnować z udawania siebie nawzajem, ale... Cóż, wciąż istniało kilka spraw, które czyniły ten plan nieco bardziej skomplikowanym.

— Świetnie. Jak zamierzasz wyjaśnić to Melindzie? — spytała i uśmiechnęła się triumfalnie, gdy chłopak zmarszczył brwi.

Przez moment panowała cisza, aż w końcu wzruszył ramionami i oznajmił:

— Chyba nie ma wyjścia... Powiem, że się w sobie zakochałem. To znaczy w Syriuszu Blacku. I w sensie, że ty, a nie ja... No, rozumiesz.

Rozumiała, choć wolałaby, żeby było inaczej. Przynajmniej nie wyobraziłaby sobie miny przyjaciółki w odpowiedzi na to niezwykłe — kompletnie nieprawdziwe — wyznanie.

— Czyś ty oszalał?!

— Beckett, pomyśl trochę! Przecież to doskonałe wytłumaczenie dla większości spraw. Moglibyśmy spotykać się do woli! Nie musielibyśmy się martwić, że ktokolwiek się domyśli!

— Black, na gacie Merlina! Zdajesz sobie sprawę, że nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że jesteśmy parą?! My. Ja i ty. Przecież to śmieszne!

— Moim zdaniem wyglądalibyście razem całkiem uroczo — wtrącił James, a Amelia spojrzała na niego wściekle.

— Właśnie — przyznał Syriusz, po czym skrzywił się. — Znaczy... Osobiście wyglądałbym uroczo z kimkolwiek, ale nie jesteś najgorszym dodatkiem, jaki mógłbym sobie wyobrazić.

— Dodatkiem? Dodatkiem?! Czy ty chcesz, żebym rzuciła w ciebie jakąś paskudną klątwą?! — wydarła się na niego, zeskakując z ławki. — Wypraszam sobie! — Spojrzała na Jamesa, który starał się nie roześmiać. — I ty się dziwisz, że Evans cię nie chce! Słuchanie rad tego orangutana jest najgłupszym pomysłem na świecie!

— Minus pięć punktów od Ravenclawu — odparł Black i rozmarzył się nieco. — Zawsze chciałem to zrobić.

— NO CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! — wrzasnęła Amelia, a on jedynie uśmiechnął się z zadowoleniem.

— Zaraz będzie dziesięć, jeśli nie zgodzisz się pójść ze mną do Hogsmeade.

Dziewczyna zamilkła, chociaż całe jej ciało płonęło lodowatą furią. Ciężko jej było uwierzyć, że jeszcze przed kilkoma momentami czuła satysfakcję na myśl o tym, że podobała się takiemu kobieciarzowi, jak Black. Właściwie zaczęła żałować wszystkich relatywnie pozytywnych przemyśleń na jego temat, bo wyraźnie nie był ich godzien.

— Jesteś gorszy od skretyniałej sklątki tylnowybuchowej — oświadczyła, po czym zacisnęła dłonie w pięści.

— Radziłbym popracować nad komplementami, jeśli chcesz przekonać Hogwart o swoim gorącym uczuciu.

Syriusz Black był absolutnie nieznośny. A ona, najwyraźniej, zamierzała iść z nim na randkę. Merlinie... 

***
Jestem przekonana, że Watt pozamieniał wszystkie pauzy na dywizy, bo dodaję rozdział z telefonu, ale... skoro już go napisałam, to łapcie. Wybaczcie błędy, bo jest późno (jak zwykle lol).

A poza tym to przepraszam, że tak kiepsko idzie mi pisanie rozdziałów. Chciałabym lepiej, ale ni da rady.

Idę spać. Wy też idźcie. Chyba, że czytacie w dzień, to nie. Albo tak. Nie wiem. Buziaczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro