#8. W imię miłości
Syriusz ziewnął głośno, co zwróciło uwagę kilku osób przy stole Ravenclawu. Melinda spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale zdecydowała się nie komentować tego niecodziennego zachowania, za co był wdzięczny. Często zdarzało mu się być skrajnie niewyspanym, ale nigdy nie miało to miejsca w następstwie całej nocy snów o... dość interesującym zabarwieniu.
Po raz pierwszy faktycznie ucieszył się z bycia dziewczyną. Obudził się zlany potem, choć wcale nie z powodu koszmaru, po czym uciekł do łazienki. Nie musiał się nikomu tłumaczyć, bo wyglądał zapewne tak, jakby właśnie przeżył paskudny, przerażający sen — a rzeczywistość prezentowała się zupełnie inaczej.
Dlaczego właściwie nie mógł śnić o jakiejś mniej irytującej przedstawicielce płci pięknej? Dlaczego jego umysł musiał mu podsunąć wizję panny Prefekt, czekającej na niego w łazience, ubranej jedynie w pianę? Nie mógł uwierzyć, że coś takiego w ogóle powstało w czeluściach jego podświadomości, bo, w rzeczywistości, nie było żadnych szans, że Beckett kiedykolwiek zachowałaby się w ten sposób. Zresztą wcale tego nie chciał, tak na dobrą sprawę. Przynajmniej do tej pory tak było...
— Amy, wszystko w porządku? — spytała Melinda, gdy dostrzegła na twarzy przyjaciółki nieco przerażoną minę.
Ostatnio często zadawała to pytanie, a Syriuszowi zaczynało brakować sensownych odpowiedzi.
— Nie wyspałam się. Całą noc śniły mi się jakieś głupoty — odparł zniesmaczony i skrzywił się nieco.
— Niech zgadnę, nie zdałaś jakiegoś egzaminu — zakpiła dziewczyna, a on wywrócił oczami.
Tak, bo to przecież było takie straszne. Miał jednak na tyle rozumu, aby pokiwać nieśmiało głową i zakończyć dyskusję. Niestety jego problem wcale nie zniknął, a zamienił się w jeszcze gorszy, bo oto do stołu podszedł Adam. Czy jak mu tam było.
— Amelia — mruknął i uśmiechnął się nieśmiało.
Syriusz poczuł nagłą chęć zwrócenia jajecznicy, którą przed chwilą pochłonął.
— O... Cześć — odparł, jego zdaniem, przyjaźnie.
Sądząc po nagłym zmieszaniu chłopaka, jego zdanie chyba nie miało za wiele wspólnego z rzeczywistością.
— Dawno nie rozmawialiśmy — mruknął Adam, a Syriusz niemalże wywrócił oczami.
Brak jakiegokolwiek kontaktu powinien być dla Puchona dość istotną informacją, ale najwyraźniej nie radził sobie dobrze z odczytywaniem znaków. Spojrzenie Blacka mimowolnie powędrowało na stół Gryffindoru, gdzie siedziała prawdziwa Amelia. Ku jego zdziwieniu przyglądała się Adrianowi z czymś na kształt rozmarzenia, co niemalże skłoniło go do przekleństwa.
Czy ten półgłówek naprawdę się jej podobał? Gdzie ona miała oczy?! Chłopak był wysoki i szczupły, ale poza tym nie miał w sobie nic interesującego. Daleko mu było do urody Blacka, a jego charyzma także nie powalała. Dlaczego Beckett miałaby uważać go za godnego uwagi?
— Och, wiesz, jak to jest — mruknął cicho i uśmiechnął się przepraszająco, chociaż wcale nie był w nastroju na przymilanie się do kogokolwiek. A już na pewno nie do jakiegoś Puchona.
— Jasne. — Chłopak uśmiechnął się i podrapał po głowie. — Słuchaj... Zbliża się wyjście do Hogsmeade. Może... Może chciałabyś pójść tam... No wiesz, ze mną?
Absolutnie nie, pomyślał przerażony Syriusz i spojrzał na Melindę, która przyglądała się sytuacji z kpiącym uśmiechem, który znowu skojarzył mu się z rasowym Ślizgonem. Nie znalazłszy żadnej pomocy, przeniósł wzrok na prawdziwą Beckett i po raz kolejny zmierzył się z jej rozmarzonym wyrazem twarzy.
Nie wiedział czemu, ale poczuł złość na myśl o tym, że miałby iść na randkę w jej imieniu i to na dodatek z osobą, która wydawała się do bólu wręcz przeciętna. Beckett miała swoje wady, a nawet całe ich mnóstwo, ale przecież nie zasługiwała na utknięcie w związku, w którym najbardziej ekscytującą rzeczą było wspólne czytanie książek. Chyba.
Spojrzał z powrotem na Adama i uśmiechnął się przepraszająco.
— Wybacz, ale... Już z kimś idę — powiedziała, a Melinda parsknęła śmiechem, co odebrało mu nieco wiarygodności. Posłał jej ostre spojrzenie, ale Puchon dalej patrzył na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
— Może... Może następnym razem?
— Jasne — odparł słodko, a chłopak odszedł w pośpiechu.
Syriusz odważył się zerknąć na stół Gryffindoru i skrzywił się mocno, gdy zobaczył na twarzy Beckett szczere przygnębienie. Może jeszcze o tym nie wiedziała, ale zrobił jej właśnie przysługę — i to niemałą. Jeszcze mu podziękuje. Był tego pewny.
***
Black nie spodziewał się, że wieści w Hogwarcie rozprzestrzeniały się z taką prędkością. Oczywiście często stanowił temat rozmów uczniów i nauczył się to ignorować. Mogli mówić, co chcieli i ile chcieli. Był w końcu Syriuszem Blackiem, jedynym Gryfonem w rodzinie od całych pokoleń. Nie spodziewał się jednak, że będą o nim mówić, podczas gdy przebywał w nieswoim ciele.
Technicznie rzecz biorąc, plotki dotyczyły Amelii Beckett i jej tajemniczego adoratora. Syriusz uważał to na początku za całkiem zabawne, dopóki nie zorientował się, że rodziło to kolejny problem — jak on niby miał znaleźć kogoś, kto poszedłby z nim do Hogsmeade? Dziewczyna nie należała do porażających piękności, a jej zamiłowanie do zbyt dużych szat wcale nie pomagało. Jeśli dodać do tego przemądrzały ton i torbę, która musiała ważyć więcej niż ona sama... Cóż, szanse na jakąkolwiek randkę oddalały się znacząco.
Black wiedział, że musiał coś wymyślić. W gruncie rzeczy myślał tak intensywnie, że po raz kolejny nie mógł zasnąć, co Melinda skwitowała nieco zatroskanym spojrzeniem i wymownym milczeniem. On za to zignorował zupełnie jawne oznaki podejrzliwości z jej strony; był zbyt podekscytowany nadchodzącym dniem, aby przejmować się kolejną rzeczą.
Niemalże przybiegł do szklarni, gdzie zaczęli się już gromadzić Krukoni i Gryfoni. Zazwyczaj uważał Zielarstwo za stratę czasu, ale dzisiaj przyświecała mu misja, która nieco zmniejszyła jego niechęć do tego przedmiotu. Przestąpił z nogi na nogę, nie widząc nigdzie swoich przyjaciół, po czym westchnął. Jak mógł zapomnieć, że James nigdy nie zjawiał się na czas? Beckett zapewne odchodziła od zmysłów, bo z racji znajdowania się w ciele Łapy, musiała dostosować się w pełni do jego zwyczajów.
Kiedy w końcu Huncowci dotarli pod szklarnię, w pełni swojej chwały, Syriusz natychmiast powędrował w ich stronę, zwracając uwagę pozostałych uczniów.
— Black, Potter! — zaczął gniewnie, a wszyscy kompletnie stracili zainteresowanie sytuacją.
Każdy zdążył się już przyzwyczaić do nieustannych wykładów Beckett; Syriusz podejrzewał, że cały Hogwart znał je na pamięć i uważał za totalną bzdurę. Chwilowo był jednak wdzięczny, że dziewczyna trzymała się zasad z taką pieczołowitością, bo przynajmniej dało mu to szansę na porozmawianie z przyjaciółmi, bez konieczności pisania w dziewczyńskim dzienniku.
— Potrzebuję pomocy — mruknął gorączkowo, a jego własne oczy spojrzały na niego z wyrzutem.
— Ode mnie żadnej nie dostaniesz, młotku! Jak mogłeś odrzucić Adriana w ten sposób?! — warknęła Beckett z nutą rozpaczy w głosie, co wywołało na twarzy Jamesa skrajne politowanie.
Syriusz z kolei uświadomił sobie, że adorator Beckett wcale nie miał na imię Adam.
— Och, proszę cię, Łapa wyświadczył ci przysługę — stwierdził Potter i wyszczerzył zęby. — Znalazłabyś sobie jakiegoś fajnego chłopa, który nauczyłby cię dobrej zabawy, a nie...
— Zawrzyj jadaczkę, Potter — odwarknęła dziewczyna i potrząsnęła głową. — Przysięgam, za każdym razem, kiedy się odzywasz, zabijasz moje szare komórki!
— A ty zabijasz moją chęć do życia swoim nieustannym jęczeniem i marudzeniem. Matko, co za babsztyl — jęknął James i machnął ręką.
Chwilę później skrzywił się z bólu, kiedy Beckett nadepnęła mu na stopę i uśmiechnęła się słodko. Paradoksalnie, Syriusz chyba po raz pierwszy ujrzał na swojej twarzy wyraz, który wydał mu się relatywnie znajomy. Szkoda, że wyglądała w ten sposób, krzywdząc jego kumpla...
— Nie żebym chciał wam przeszkadzać, ale ja naprawdę potrzebuję pomocy — oświadczył Black, a James natychmiast przestał patrzeć na Amelię z wściekłością.
Zanim jednak którekolwiek z nich zdążyło powiedzieć coś więcej, drzwi do szklarni otworzyły się, a w progu stanęła profesor Sprout.
— Zapraszam, zapraszam! — Gestem dłoni nakazała uczniom wejście do środka, a Syriusz naburmuszył się nieco.
Naprawdę nie mogła z tym poczekać? Przecież rozmawianie na lekcji nie wchodziło obecnie w grę; był Amelią Beckett, Panną Idealną. Cholera jasna... Jak niby miał teraz poprosić Jamesa albo Remusa, żeby poszli z nim na randkę?! Zawsze zostawał jeszcze Peter, ale w porównaniu do Adriana, wydawał się jeszcze gorszą opcją.
Powlókł się do szklarni i zajął zwyczajowe miejsce dziewczyny, tuż obok jakiegoś Krukona, którego chyba nawet nie znał. Niestety, chłopak wyraźnie darzył Beckett sympatią.
— Merlinie, wyglądasz strasznie — przywitał go z troską, a Syriusz posłał mu krzywe spojrzenie.
— Nie jestem Merlinem i serdecznie dziękuję — odparł kpiąco, co zmusiło tajemniczego jegomościa do uniesienia dłoni w geście kapitulacji.
Wyglądał na szczerze zdziwionego taką reakcją, bo, choć zarumienił się nieznacznie, jego oczy wypełniły się niepewnością i brakiem zrozumienia. Świetnie. Jeszcze tego brakowało, żeby świadomie odstraszył kolejnego „mężczyznę" w życiu Amelii.
— Wybacz — westchnął ciężko Syriusz i uśmiechnął się przepraszająco. — Ostatnio nie mogę spać. Chyba zaczynam powoli wariować.
— Byłaś w Skrzydle Szpitalnym? Pani Pomfrey na pewno mogłaby ci pomóc.
— To pewnie tylko stres — odparł, wzruszając ramionami. — No wiesz, zbliżają się egzaminy.
Chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową.
— No tak, zapomniałem, że mam do czynienia z Amelią Beckett. Serio, Amy, mogłabyś czasami wyluzować.
Black mimowolnie poczuł iskierkę sympatii wobec nowopoznanego Krukona, który wyraźnie rozumiał świat lepiej niż jego koleżanka. Mądrze prawił, ale, niestety, Syriusz nie mógł mu tego powiedzieć, więc zwyczajnie zamilkł.
Profesor Sprout zaczęła coś tłumaczyć, ale jego myśli skupiły się w pełni na poszukiwaniu rozwiązania problemu. Syriusz najchętniej rozpuściłby włosy, rozpiął kilka guzików koszuli i uśmiechnął się słodko do jakiegoś zupełnie losowego osobnika, jednak przeczuwał, że skończyłoby się to jeszcze większym zamieszaniem.
Amelia Beckett nie flirtowała, nie puszczała nikomu oczek, a słodki uśmiech pojawiał się na jej twarzy tylko po udzieleniu wyśmienitej riposty, bądź nadepnięciu komuś na odcisk, jak się dzisiaj przekonał. A szkoda, bo Gryfon z chęcią skorzystałby z szansy zachowania się zgodnie z własnym charakterem. Może jednak istniał jakiś sposób na podryw, który nie wymagał... cóż, seksapilu. W końcu Beckett zdołała owinąć tego całego Adriana wokół palca.
Black jęknął z frustracji, a wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem, włącznie z panią profesor.
— Panno Beckett? — spytała zaniepokojona kobieta. — Wszystko w porządku?
— Och, jasne. Nie wyspałam się i... — zaczął Syriusz i usłyszał ciężkie westchnienie prawdziwej Amelii.
— Panie Black! — fuknęła Sprout, opierając dłonie na biodrach. — Trochę empatii wobec koleżanki!
— To nie jest moja... koleżanka — odparła automatycznie Krukonka, co chłopak skwitował głośnym prychnięciem.
— I całe szczęście. Podobno głupota jest zaraźliwa — odparł dumnym tonem, a James parsknął śmiechem.
— Oho, ktoś tu ćwiczył riposty! — oświadczył wesoło, co nie spodobało się nauczycielce.
— Minus pięć punktów! Proszę o spokój. Czy to jasne, panie Black? Panie Potter?
— Jak słońce — odparł James, a Amelia uśmiechnęła się szeroko.
Syriusz nie mógł powstrzymać myśli, że wyglądała jakby dostała szczękościsku. Albo zatwardzenia, dodał bezgłośnie, po czym odwrócił wzrok i przeniósł go na dziennik, który spoczywał na blacie. Głośne rozmowy faktycznie nie wchodziły w grę, ale pisanie... Pisanie to zupełnie inna sprawa. Otworzył zeszyt i posłał Beckett znaczące spojrzenie. Na szczęście dziewczyna przyglądała się jego poczynaniom, więc bez problemu zrozumiała intencje.
Wcale nie była jednak zadowolona. Pokręciła głową z wściekłością, a on wywrócił oczami, po czym popukał w pustą stronicę. Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, wciąż gromiąc go wzrokiem, aż w końcu skapitulowała i wyciągnęła z torby Kamasutrę. Niemalże parsknął śmiechem na ten widok, ale w porę udało mu się zakaszleć, aby zamaskować nagły przypływ wesołości.
— Panno Beckett... — zaczęła profesor, przerywając swój wywód. — Na pewno wszystko w porządku?
— T-tak. Chyba łapie mnie przeziębienie.
— Może chciałaby pani pójść do Skrzydła?
— Nie! — zaprotestował gwałtownie Syriusz. — To znaczy... Nie czuję się na tyle źle, by opuścić zajęcia.
I chociaż była to jedynie wymówka, na twarzy starszej kobiety pojawił się zadowolony uśmiech, który powiedział Syriuszowi, że trafił w dziesiątkę. Poczuł ulgę i uśmiechnął się słodko, jedynie pogłębiając satysfakcję profesorki. Gdy wznowiła swój wykład, chłopak chwycił pióro i przytknął końcówkę do papieru.
Beckett... Jak ty właściwie zdołałaś wyrwać tego Adama?
Spojrzał na dziewczynę, która zmarszczyła brwi na widok jego wiadomości, po czym rozejrzała się wokół i sama zaczęła pisać.
Adriana, kretynie. I wcale go nie „wyrwałam"! To słodki chłopak, któremu zależy na czymś więcej niż tylko zaliczeniu kolejnej laski!
Większego nudziarza nigdy nie widziałem. Chyba rozumiem, dlaczego zwrócił uwagę na Ciebie.
Black, prosisz się o jakąś paskudną klątwę.
Syriusz uniósł brwi i posłał jej ironiczne spojrzenie. Ostatnim razem, gdy próbował kogoś przekląć, zupełnie przez przypadek wylądował w ciele Beckett. I, mimo dwuznaczności tego stwierdzenia, to wcale nie była wymarzona sytuacja. Właściwie zaczynał sądzić, że wystarczy zaledwie miesiąc, by postradał zmysły.
Nie udawaj, że złamałabyś regulamin. Prędzej dokonałabyś autodestrukcji.
Przypominam Ci, że moja destrukcja obecnie oznaczałaby także twoją. Nie denerwuj mnie. I powiedz, o co Ci chodzi? Mówiłeś, że potrzebujesz pomocy.
Powiedziałem Adamowi...
Adrianowi!
... że nie mogę z nim pójść do Hogsmeade, bo już z kimś idę.
Co?!
No, sama widzisz — strasznie to problematyczne.
Adrian zaprosił mnie na randkę?!
Syriusz skrzywił się z niesmakiem. Doprawdy, czy ona była ślepa, głucha i... no, jakaś niedorozwinięta? Wypuścił ze świstem powietrze, a profesor Sprout odchrząknęła, zwracając jego uwagę. Momentalnie uśmiechnął się słodko, co kobieta skwitowała zmarszczeniem brwi.
— Panno Beckett...
— Naprawdę wszystko w porządku — przerwał jej chłopak i machnął ręką.
— Może znowu ma kobiece problemy — oświadczył James, niby szeptem, ale na tyle głośno, aby wszyscy go usłyszeli.
Syriusz posłał mu urażone spojrzenie, jednak jego przyjaciel jedynie wyszczerzył zęby i przybił piątkę Remusowi, który sam chichotał cicho. Beckett wyglądała na usatysfakcjonowaną jego zażenowaniem, ale nie trwało to długo; profesor Sprout zwróciła się bowiem w jej stronę, po czym zaczerwieniła się z oburzenia.
— PANIE BLACK! — wrzasnęła wściekle i szybkim krokiem podeszła do Huncwotów.
Gryfon obserwował, jak nauczycielka wyrywa z dłoni Amelii książkę, wpatrując się z niedowierzaniem w okładkę. W jednej chwili zrozumiał, co się wydarzyło i musiał zasłonić usta, aby nie ryknąć ogłuszającym śmiechem.
— CO TO MA ZNACZYĆ?!
— Yyy... — odparła elokwentnie Krukonka, drapiąc się po głowie z konsternacją. Syriusz z niechęcią zauważył, że zachowała się dokładnie tak, jak on. — To jest... To znaczy... Książka?
— Proszę sobie ze mnie nie kpić! Już ja doskonale wiem, co to za książka! Nie rozumiem jednak, dlaczego przyniósł ją pan na lekcję! — obruszyła się Sprout.
Black wolał nie zastanawiać się, skąd wzięła się owa doskonała wiedza na temat Kamasutry u profesorki. Już i tak chciało mu się wymiotować, po części z nerwów, a po części z tłumionego śmiechu.
— Uwierzy mi pani, jeśli powiem, że przez przypadek? — spytała Beckett z nadzieją, a James zaczął rechotać jak żaba.
— Minus pięć punktów! — odparła kobieta, a Krukonka wstrzymała oddech.
— Ale przecież nie zrobiłem nic złego!
— Panie Black, chodzenie z książką tego pokroju po szkole, gdzie uczą się także dzieci, jest absolutnie nieodpowiednie!
— Ale... — zaczęła Beckett, ale Sprout zgromiła ją wzrokiem i pokręciła głową.
— Czy chce pan dostać szlaban?
I w tym momencie stało się coś, czego Syriusz zupełnie się nie spodziewał. Beckett zmarszczyła brwi, a na jej twarzy pojawiła się zaciętość, którą zazwyczaj widywał, gdy próbowała „przemówić mu do rozsądku", co zresztą nigdy nie wychodziło. Uniosła dumnie brodę i skrzyżowała ręce na piersi.
— To nawet nie jest prawdziwa Kamasutra! To tylko zeszyt z zaczarowaną okładką! I nie rozumiem, co w tym takiego gorszącego. Miłość jest piękna! — oświadczyła, a Syriusz otworzył usta ze zdziwienia.
Nie dlatego, że dziewczyna postawiła się nauczycielce, po raz pierwszy w życiu. Nie dlatego, że przybiła potem piątkę z Jamesem, jego przyjacielem. Gdyby ktoś w tamtym momencie miał wątpliwości, co do jej tożsamości, wyzbyłby się ich w przeciągu ułamka sekundy; wyglądała dokładnie jak Syriusz.
Jakim cudem to ona odnalazła się w tej niecodziennej roli lepiej? Udawanie kujonki miało być proste, podczas gdy skopiowanie jego niepowtarzalnego uroku i charyzmy — absolutnie niewykonalne. Dlaczego więc wszystko wyglądało zupełnie inaczej?
— Sz-szlaban, panie Black — wydusiła starsza kobieta, wyrywając chłopaka z chwilowego zamyślenia. — W piątek, po kolacji.
— Fantastycznie, akurat nie miałem planów — mruknęła Beckett, a James podniósł rękę.
— Pani psor? Czy ja mógłbym dołączyć do Syriusza na tym szlabanie? W imię miłości?
Sprout westchnęła ciężko i przymknęła oczy w geście rozpaczy.
— Panie Potter, za samo gadanie takich głupot byłabym skłonna dać panu szlaban.
— Doskonale! — ucieszył się Gryfon i wyszczerzył zęby. — Jest pani złotą kobietą! Już nie mogę się doczekać!
Nauczycielka zaczęła wyglądać jakby mocno żałowała swojej decyzji; użeranie się z Potterem w piątkowy wieczór nigdy nie stanowiło dobrego początku weekendu. Syriusz przełknął ślinę i podniósł rękę, upatrując w tym swojej szansy.
— Pani profesor... Mogę ich popilnować na szlabanie. Pani zapewne ma dużo pracy — zasugerował nieśmiało, a kobieta udała, że się zastanawia.
— Och, rzeczywiście... Trzeba przesadzić mandragory... Mm, tak, tak... Wypracowania... — wyliczała pod nosem, aż w końcu spojrzała na Syriusza z uśmiechem. — Będę pani bardzo wdzięczna, panno Beckett!
— Żaden problem. — Syriusz uśmiechnął się niewinnie i spojrzał na Beckett, która wciąż stała ze skrzyżowanymi ramionami i dumnie uniesioną brodą.
Zupełnie nieoczekiwanie pomyślał, że chciałby zobaczyć ją w takim wydaniu, gdy już powrócą do swoich ciał.
***
Czy jest sens przepraszać za przerwę w dodawaniu rozdziałów, skoro zapewne znowu to zrobię? Tak. Przepraszam mocno.
HELOŁ, TYM RAZEM ZAMIERZAM OPISAĆ TEN SZLABAN. Będzie śmieszniutko. Chyba. Prawdopodobnie. Tak naprawdę to jeszcze nie wiem, ale jak się dowiem, to Wam też nie powiem, bo zobaczycie w rozdziale.
Co słychać?
PS. Mieliście tak kiedyś, ze poczuliście taki nagły przypływ motywacji, że czuliście się, jakby wszystko było w zasięgu ręki?
Ja też nie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro