Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5. Uciekająca-Panna-Prefekt

Syriusz padł na łóżko i jęknął w poduszkę. Czuł się wyczerpany, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Nigdy nie był entuzjastą chodzenia na zajęcia, ale wystarczył zaledwie jeden dzień, by znienawidził tę czynność ponad wszystkie inne.

Naprawdę nie rozumiał, jak Beckett radziła sobie z nieustanną presją ze strony profesorów, ale w jego umyśle narodziło się coś na kształt podziwu dla dziewczyny i jej odporności. Może była to jedynie kwestia przyzwyczajenia? Och, kogo on chciał oszukać... Panna Nadęta zapewne nie czuła żadnej presji, bo zwyczajnie nie miała problemu z odpowiadaniem na pytania — nawet te najbardziej skomplikowane.

Syriusz obrócił się na plecy i westchnął ciężko, gdy spojrzał prosto w oczy Melindy, która nachylała się nad nim z niepokojem wymalowanym na twarzy.

— Amy... Chcesz mi wyjaśnić, co się z tobą dzieje?

Bardzo tego chciał. Nie musiałby wtedy robić z siebie kretyna, chociaż w zaciszu dormitorium. Wątpił jednak, że jego sytuacja poprawiłaby się na skutek wyznania prawdy. Melinda rzeczywiście nie wyglądała na litościwą i skłonną do łamania szkolnych zasad. Nie była Huncwotem.

Myśl o chłopakach, którzy zapewne musieli użerać się z Beckett, sprawiła mu niemalże fizyczny ból. Miał za sobą naprawdę beznadziejny dzień i z radością przyjąłby jakikolwiek głupi żart Jamesa. Ba, nawet umoralniający wykład Luniaczka zadziałałby kojąco na zszargane nerwy Syriusza. Niestety, mógł liczyć jedynie na wyrzuty ze strony Melindy.

— Nie czuję się sobą — odparł dziewczynie, a ona uniosła brwi w kpiącym geście.

— No co ty nie powiesz? Zachowujesz się jakbyś pozamieniała się z Blackiem na rozumy — oświadczyła Krukonka, co przyprawiło go o chęć wybuchnięcia histerycznym śmiechem.

Jak na złość, rozum był jedyną rzeczą, którą się nie zamienili. W jego głowie pojawił się jednak doskonały pomysł, który natychmiast skłonił go do podniesienia się do pozycji siedzącej i spytania:

— A co, jeśli właśnie tak się stało?

Serce Sryiusza przyspieszyło w odpowiedzi na ten nagły przypływ geniuszu. Przez moment udało mu się zapomnieć o tym, jak w beznadziejnej sytuacji się znajdował.

— Co, jeśli zaklęcie Blacka zepsuło mój umysł? — kontynuował rozpaczliwym tonem. — Ja naprawdę próbowałam odpowiedzieć na te wszystkie pytania, ale w głowie miałam jedynie pustkę...

— Nie słyszałam nigdy o zaklęciu, które działałoby w ten sposób — odparła ostrożnie Melinda, ale chłopak nie zamierzał tak łatwo odpuścić.

— Przecież nie znasz wszystkich czarów. Kto wie, czym Black przeklął Snape'a?

— Czekaj, nie powiedział ci? — zdziwiła się Krukonka, a on wzruszył ramionami.

— Od kiedy to wierzymy jego słowom? — powiedział, czując się co najmniej dziwnie.

Owszem, zdarzało mu się kłamać — i to nawet całkiem często. Mimo to nie zrobiłby czegoś podobnego w takiej sytuacji. Nie był przecież zimnym draniem, który czerpałby przyjemność z robienia innym krzywdy. Na twarzy Melindy nie pojawiło się jednak zdziwienie, co pozwoliło mu sądzić, że Beckett nie raz poddawała już w wątpliwość jego prawdomówność.

— Racja. Jeśli walnął cię jakąś paskudną klątwą, na pewno nie chciałby się do tego przyznać. Wywaliliby go ze szkoły, a może nawet i gorzej...

Syriusz zacisnął zęby, co nie wydawało się wcale niewłaściwą reakcją na zarzut Melindy. W rzeczywistości czuł wściekłość na myśl o tym, że ktokolwiek uważał go za aż tak okropną osobę. Jasne, nie przewidział, że spartaczy proste zaklęcie, ale nie był Smarkerusem, który rzucał czarnomagicznymi klątwami na szkolnych korytarzach.

— Skąd znałby takie zaklęcie? — wymamrotała Krukonka, zupełnie nie przejmując się jego zachowaniem. — Może nauczył się go w domu?

Tym razem poczuł się jakby przywaliła mu w twarz. Nie lubił rozmawiać o sytuacji rodzinnej; wstydził się tego, kim byli jego rodzice i do czego dążyli. Merlin jeden wiedział, że nie istniała rzecz, z której młody Black byłby bardziej dumny niż z trafienia do Gryffindoru. Zdołał w jakiś sposób wyrwać się z tego domu wariatów wyznających teorie, które spędzały mu sen z powiek.

Czy naprawdę ktokolwiek mógł sądzić, że niczym się od nich nie różnił? Że byłby w stanie używać zaklęć, które miały na celu wyrządzenie krzywdy? Melinda nic o nim nie wiedziała, a jednak oceniała go niezwykle surową i niesprawiedliwą miarą. Syriusz poczuł przemożną chęć wdania się w burzliwą kłótnię, ale w porę zdołał się powstrzymać.

Jeśli jego plan miał się powieść, dziewczyna musiała wierzyć, że był jej przyjaciółką, która ucierpiała na skutek paskudnej klątwy. Tylko w ten sposób mógł wyjaśnić swoje dziwne zachowania, które nijak nie odpowiadały dotychczasowemu zachowaniu Amelii Beckett.

— Nie sądzę, żeby Black odważył się sięgnąć po czarną magię — odparł ostrożnie, chcąc obronić się chociaż odrobinę. — Nieustannie wyrzuca Snape'owi zainteresowanie takimi rzeczami.

— No i co z tego? Przecież Black jest hipokrytą jakich mało — prychnęła Melinda. — Obrońca światła się znalazł. Nie ma to jak psioczyć na Snape'a, po czym robić z niego pośmiewisko przed całą szkołą. Prawdziwy bohater.

Syriusz zamilkł na moment, nie potrafiąc znaleźć właściwej odpowiedzi. Dlaczego właściwie miała z tym aż taki problem? Przecież Smarkerus był zły. Nie dość, że łaził za Evans jak jakiś psychopata, to na dodatek zadawał się z ludźmi, których zamiary przyprawiały Blacka o dreszcze. Od kiedy babranie się w czarnej magii stanowiło coś słusznego? Nie mógł stać bezczynnie i czekać, aż Ślizgon zamieni się w kogoś takiego, jak rodzice Gryfona!

— Nie wydaje mi się, żeby jego hipokryzja sięgała aż tak głęboko — powiedział, a Melinda westchnęła.

— Pewnie masz rację. Chyba możemy wykluczyć czarną magię — przyznała i skrzywiła się nieznacznie. — Musimy iść z tym do McGonagall, Amy. Jeśli faktycznie coś ci dolega, lepiej, żeby ktoś cię obejrzał.

Syriusz poczuł, jak krew zamarza mu w żyłach. Posłał dziewczynie spanikowane spojrzenie i złapał Melindę za rękę, jakby mogło to powstrzymać ten niedorzeczny pomysł.

— Nie! — zaprotestował, a Krukonka uniosła brwi ze zdziwieniem.

— Nie?

— No przecież mówię, że nie! Jeśli McGonagall dowie się, że nie zgłosiłam tego pojedynku od razu, powyrywa mi nogi z dupy! — warknął Syriusz i wywrócił oczami. — To znaczy, będę miała przechlapane.

— Przecież możemy powiedzieć, że to wina zaklęcia, geniuszu! Bez problemu uwierzy w tę wersję, szczególnie po tym, co pokazałaś na zajęciach.

Black przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że jego plan odniósł skutek odwrotny do zamierzonego. Wszystko wskazywało na to, że właśnie wpakował się w jeszcze większe kłopoty.

— Nie jestem wcale taka pewna — pisnął, chcąc ratować sytuację.

Był tak zdeterminowany, że prawie nie zauważył, jak okropnie zabrzmiał jego głos. Prawie. Zdecydowanie nie chciał już nigdy więcej słyszeć Beckett w takim wydaniu.

— Amelia! Wolisz, do cholery, zostać jakimś półgłówkiem?!

— Jeśli alternatywą jest nieukończenie szkoły, to czemu nie... — wymamrotał chłopak, ale zamknął się, widząc pełne niedowierzania spojrzenie Krukonki.

— Ty naprawdę mówisz jak on. Może jeszcze zaczniesz robić wszystkim śmieszniutkie żarciki?

Syriusz uznał, że lepiej pozostawić to pytanie bez odpowiedzi, choć — rzecz jasna — nie pogardziłby jakimś dowcipem. Właściwie nie miałby nic przeciwko wywinięciu numeru samej Melindzie, która naprawdę zaczynała mu działać na nerwy.

— Och, daj spokój — prychnął i pokręcił głową. — Po prostu nie chcę wylecieć ze szkoły. To chyba zrozumiałe, że się boję?

— Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej, Amy — odparła wyniośle dziewczyna. — Nic nie stało na przeszkodzie, żebyś powiedziała McGonagall dzisiaj, przed zajęciami. Skoro wczoraj była zajęta, na pewno by cię wysłuchała.

Świetnie. A więc to wszystko była jego wina tak? To znaczy jej. To znaczy... Och, cała ta sytuacja była tak niedorzeczna, że nikt nie zdołałby wymyślić czegoś głupszego. Syriusz posłał Krukonce wściekłe spojrzenie, ale nic nie powiedział, choć doskonale wiedział, że nie miała racji. Nie mógł jednak wyjaśnić niczego bez sięgania po prawdę, a to nie wchodziło w grę.

Zaraz... Skoro McGonagall i tak dowie się o pojedynku, co stało na przeszkodzie, aby wyznać Melindzie wszystko i spróbować zmusić ją do zachowania milczenia? Dziewczyna była niesamowicie irytująca, ale nie wyglądała na pozbawioną moralności.

Syriusz poczuł ekscytację, która jednak szybko wyparowała, gdy zdał sobie sprawę z tego, że profesor wciąż była specjalistką od Transmutacji, a uparta współlokatorka Beckett na pewno uzna to za świetny argument, aby jej także wyznać prawdę. Co miał zrobić?! Każda decyzja wydawała się tak samo zła.

Nie zdążył przemyśleć sprawy, bo drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła inna dziewczyna, którą Black względnie kojarzył — głównie za sprawą wyjątkowo długich nóg i pięknego uśmiechu.

— Pali się, Beth? — spytała zdziwiona Melinda, a nowoprzybyła zatrzymała się, próbując złapać oddech.

— Nie uwierzycie, co się stało! — wysapała, a chłopak zamarł, gdy niemiłe uczucie pojawiło się gdzieś w jego brzuchu. — Collins pocałowała Blacka przed Wielką Salą!

Jeśli Syriusz sądził, że jego dzień był okropny, dzień Beckett właśnie stał się o tysiąckroć gorszy. Dennise Collins należało określić mianem szurniętej i absolutnie niereformowalnej; postanowiła darzyć Gryfona uczuciem i wcale nie przejmowała się jego nieustannymi odmowami. Oczywiście, radził sobie z jej zapędami całkiem nieźle, ale najwyraźniej Panna Nadęta kompletnie nie wiedziała, jak się zachować.

— Udało jej się? — zdziwiła się Melinda i prychnęła. — Ja naprawdę nie wiem, co ona w nim widzi.

Beth wyprostowała się i wywróciła oczami z niedowierzaniem.

— Och, no nie wiem... W końcu wcale nie jest wysoki, przystojny i do bólu wręcz czarujący.

Już lubił tę dziewczynę. Najwyraźniej miała więcej oleju w głowie niż Beckett i Melinda razem wzięte.

— Dopisz do tego kompletny brak ambicji i dręczenie słabszych.

— Daj spokój, Dawes! Przecież nikt nie chce się z nim hajtać — odparła Beth i machnęła ręką. — Już nawet popatrzeć nie można?

Normalnie w takiej sytuacji powiedziałby zapewne, że był skłonny pozwolić jej się także dotknąć, ale wyciągnął wnioski z dzisiejszego poranka. Podrywanie koleżanek Beckett, kiedy znajdował się w jej ciele, było fatalnym pomysłem.

— Zresztą to nie o tym chciałam wam opowiedzieć. — Beth wzruszyła ramionami i usiadła na łóżku obok niego. — Sam fakt, że Collins w końcu dopięła swego jest godny podziwu, ale chyba nikt nie spodziewał się takiej reakcji Blacka.

— Co zrobił? — spytał Syriusz, a jego głos zabrzmiał dziwnie pusto.

Dziewczyna parsknęła śmiechem i wyszczerzyła zęby.

— Wrzasnął i uciekł. Rozumiecie? Zaczął krzyczeć jakby miał jakiś atak paniki, po czym odwrócił się na pięcie i puścił się szaleńczym biegiem przez korytarz.

O, Merlinie... To musiał być zły sen. Syriusz poczuł żądzę mordu, co nie zdarzało mu się często — a już na pewno nie w odniesieniu do jakiejkolwiek kobiety. Beckett postawiła go jednak w sytuacji, w której każda inna kara wydawała się niewspółmierna do tego żenującego występku.

Melinda zaczęła rechotać jak żaba, trzymając się za brzuch. Najwyraźniej cała sytuacja była przezabawna, chociaż Black zaczynał rozważać pozostanie w ciele Amelii na zawsze, byleby tylko nie musieć mierzyć się z konsekwencjami upokorzenia. Dziewczyna zasługiwała na to, aby na każdym kroku słuchać plotek na swój temat.

— Jeśli mam być szczera, ja też bym uciekła. Collins jest... cóż, odrobinę przerażająca — wykrztusiła w końcu Mel i pokręciła głową, ocierając łzy śmiechu.

— To chyba nie powód, żeby uciekać jak jakaś... — zaczął zniesmaczony Syriusz, ale urwał, gdy zdał sobie sprawę z tego, co chciał powiedzieć.

Dziewczyna. Jego towarzyszki chyba nie doceniłyby podobnego sformułowania, dlatego ugryzł się w język i wzruszył ramionami, licząc, że załatwi to temat. Nie załatwiło.

— Jak jakaś co? — spytała Beth, a on wytężył umysł w poszukiwaniu mniej obraźliwego zamiennika.

— Jakaś... cipcia.

Obie Krukonki spojrzały na niego ze zdziwieniem, po czym ponownie zaczęły się śmiać. Black poczuł ciepło napływające do jego policzków i zdał sobie sprawę, że zarumienił się pierwszy raz od lat. Nazwał siebie samego cipcią. Świetnie. Czy ten dzień mógł się już skończyć?!

Niestety czekała go jeszcze jedna rozmowa z Uciekającą-Panną-Prefekt, jak zamierzał ją teraz nazywać. I nie miała być ona przyjemna. 

***

Ahoj. 

Troszkę krótszy rozdział, ale nie bijcie, bo ja zwyczajnie nie wiem, kiedy dam radę naskrobać coś więcej, a nie chcę, żeby przez trzy tygodnie było tu cicho. 

Fun fact: pół tego rozdziału było pisane na telefonie, który "dormitorium" zamieniał mi na "krematorium". Uroczo, nie? 

Co tam słychać? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro