#4. Transmutacja
Dzień nie zaczął się dla niej najlepiej. Prawdę powiedziawszy — gorzej być nie mogło. Jeśli istniało coś, co przerażało ją bardziej niż życie w ciele Syriusza Blacka, był to sam Syriusz Black. Na jej nieszczęście owe zło wcielało się obecnie w nią samą, co napawało Amelię szczerym, niekontrolowanym przerażeniem.
Spotkanie na korytarzu zdecydowanie podsyciło jej obawy. Gryfon zachowywał się bowiem dokładnie tak, jak robiłby to zawsze — kompletnie niestosownie. Nie dość, że nie przejął się sytuacją, to jeszcze zostawił dziewczynę z niezwykle naglącym problemem, który wywoływał rumieniec nawet na jej duszy. O ile coś takiego było w ogóle możliwe.
Amelia poczłapała do najbliższej toalety z dwoma mocnymi postanowieniami — nie dopuścić do pęknięcia pęcherza i nie umrzeć ze wstydu. Z każdym kolejnym krokiem zaczynała rozumieć, że przydałby się także trzeci cel — nie zwymiotować na własne buty. Starała się oczyścić umysł z wszelkich negatywnych myśli. Daj spokój, to zwykła, fizjologiczna potrzeba, powtarzała sobie nieustannie, ale doskonale wiedziała, że były to marne słowa pocieszenia. Naprawdę nie chciała mieć nic wspólnego z Syriuszem Blackiem, a już na pewno nie z tą częścią jego ciała.
Toaleta świeciła pustkami — zgodnie z oczekiwaniami. Amelia wiedziała, że nie obejdzie się bez przemów motywacyjnych i histerycznego śmiechu, gdy po raz kolejny zda sobie sprawę z beznadziejności sytuacji. I choć nie miałaby nic przeciwko zepsuciu reputacji Gryfona, myśl, że on doskonale wiedziałby, komu zawdzięcza taki stan rzeczy, wcale nie działała pozytywnie na samopoczucie. Poza tym ludzie nie byli ślepi, przynajmniej w większości. Ktoś musiałby zauważyć nagłą zmianę w zachowaniu chłopaka i — znając jej szczęście — na pewno byłaby to najmniej odpowiednia do tego osoba.
Amelia wpadła do jednej z kabin i stanęła na wprost muszli klozetowej. Jej twarz wyrażała czyste przerażenie, a nogi trzęsły się jak galareta. Starała się je za wszelką cenę uspokoić, bo wibracje jedynie zwiększały uczucie parcia, towarzyszące dziewczynie od dłuższej chwili. Wzięła głęboki wdech i uniosła klapę.
— Dasz radę — mruknęła do siebie, a brzmienie jej głosu zaprzeczało pokrzepiającym słowom. — Nie musisz nawet patrzeć.
Rozpięła rozporek i przeniosła wzrok na sufit, czując ciepło rozlewające się po twarzy. Może dałaby radę wyczarować gumowe rękawice? Cokolwiek, co mogłoby zapewnić barierę między jej dłonią a... tym.
— Beckett, weź się w garść — jęknęła żałośnie i, zanim zdążyła się rozmyślić, zsunęła bokserki razem ze spodniami. — Merlinie...
Spojrzała w dół i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy zaczęło jej się kręcić w głowie. Oczywiście wiedziała, jak właściwie powinny wyglądać męskie genitalia, co wcale nie zmieniało faktu, że nigdy nie spodziewała się ujrzeć ich w takiej sytuacji. Nie podejrzewała również, że będzie je kiedykolwiek mieć. Być może to właśnie szok pozwolił jej przebrnąć przez następną minutę bez trwałego uszczerbku na zdrowiu, ale gdy odzyskała świadomość, stała przed umywalką, myjąc dłonie z ogromną zawziętością.
— No i po wszystkim — westchnęła z ulgą.
Niestety wcale nie było po wszystkim. Drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem, a w progu stanął James Potter, którego uśmiech zamienił się w kompletną dezorientację, gdy jego wzrok spoczął na dziewczynie.
— Co, do cholery... — mruknął i sięgnął do kieszeni po kawałek poskładanego pergaminu.
Amelia przyglądała się jego poczynaniom z niepokojem, jednak zdecydowała się niczego nie mówić. Dlaczego właściwie tu przyszedł? I skąd wiedział, gdzie jej szukać? Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś taki, jak Potter śledził ją od momentu wyjścia z Wieży Gryffindoru. Wątpiła jednak, że na jego twarzy malowałoby się teraz ogromne zdziwienie, jeśli faktycznie podążałby za nią. Słyszałby przecież całą rozmowę z Blackiem i Melindą, co dałoby mu całkiem dobry obraz sytuacji.
James rozwinął pergamin i wymamrotał coś pod nosem. Chwilę później spojrzał na dziewczynę, która przestąpiła nerwowo z nogi na nogę, po czym ponownie skierował wzrok na kartkę.
— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego moja mapa mówi, że jesteś Amelią Beckett? — spytał w końcu słabym tonem, a Krukonka zaczęła się histerycznie śmiać.
Nie wiedziała, co śmieszyło ją bardziej — niedorzeczność pytania chłopaka, czy może fakt, że najwyraźniej posiadał on jakąś magiczną mapę, która pokazywała prawdziwą tożsamość każdej osoby. A może śmiech był jedynie sposobem na rozładowanie stresu?
— Spytaj swojego przyjaciela — wyjąkała, pomiędzy kolejnymi chichotami. — To on rzucił we mnie tą cholerną klątwą.
— Czekaj, czekaj... — mruknął Potter, a jego oczy rozszerzyły się z szoku. — Ty naprawdę jesteś Amelią Beckett?!
— W tej chwili jestem Syriuszem Blackiem, jakbyś nie zauważył!
— Ale numer... — parsknął Gryfon, a Amelia przestała się śmiać.
— Bardzo kiepski, jeśli chcesz znać moje zdanie — odwarknęła i zamknęła oczy ze zmęczeniem.
Nie było nawet ósmej, a jej już brakowało siły. Jak miała przetrwać cały dzień?
— Zaraz... Skoro ty jesteś tutaj, to gdzie jest Syriusz? — spytał Potter, a ona uniosła brwi. — Ożeż... Chyba żartujesz!
— Czy ja wyglądam, jakbym była w nastroju na jakiekolwiek żarty?!
Chłopak przyglądał się jej z dziwnym wyrazem twarzy, aż w końcu parsknął śmiechem.
— Definitywnie nie jesteś Łapą. Chociaż powinienem ci podziękować. Jeszcze nigdy nie widziałem go z miną naburmuszonej nastolatki.
— Potter! — wrzasnęła, a on zarechotał głośno.
— Właśnie uświadomiłem sobie, że znalazłem cię w łazience. Jak wrażenia? — Wyraźnie nie przejął się wściekłością Amelii, a jego pytanie momentalnie przywróciło rumieniec na jej twarz.
— To nie jest śmieszne. Będę miała traumę do końca życia! — burknęła wściekle i potarła czoło. — Przysięgam, Potter, jeśli ktoś się o tym dowie...
— Dowiedzą się wszyscy. Zaskoczę cię, ale Syriusz Black raczej się nie rumieni.
— Świetnie — jęknęła Amelia. Odwróciła się i spojrzała w lustro.
Dalej wyglądała jak chłopak — zaskakująco atrakcyjnie i dziwnie zarazem; rumieniec na policzkach zazwyczaj bladego Gryfona nie prezentował się wcale źle. W połączeniu z potarganymi włosami, zapewne mógłby wywołać przyspieszone bicie serca u niejednej dziewczyny. Serce panny Beckett także zabiło mocniej — głównie z powodu ogarniającej ją paniki.
Nie mogła tego zrobić. Absolutnie nie potrafiła udawać zakochanego w sobie kobieciarza, który wolał szwendać się nocą po szkole niż być przytomnym na lekcjach. Nie wiedziała, jak przemierzać korytarze z tak ogromną pewnością siebie, że wszyscy schodziliby jej z drogi.
— Beckett... Chyba nie zamierzasz zostać w ciele Syriusza, co? — spytał James, a on posłała mu spojrzenie pełne politowania. — Próbowaliście to odkręcić?
— To stało się wczoraj, Potter, za sprawą twojego przyjaciela, który nie ma pojęcia, co właściwie się wydarzyło — odparła i zacisnęła dłonie w pięści. — Black próbował zmienić Snape'a w kanarka.
— Transmutacja nigdy nie była jego mocną stroną — przyznał chłopak i wyszczerzył zęby. — Chociaż, w gruncie rzeczy, udało mu się zrobić coś naprawdę zarypistego.
— Black jest kretynem, koniec kropka! Powinien wylecieć ze szkoły za swoją głupotę!
— Cóż, jeśli Łapa rzeczywiście wyleciałby ze szkoły... Technicznie rzecz biorąc, byłabyś to ty — stwierdził Gryfon, a Amelia wywróciła oczami.
— Technicznie rzecz biorąc, nic mnie to nie obchodzi! Utknęłam w jego ciele, a on uważa to za jakiś cholerny żart! Tymczasem to on jest w czarnej dupie!
Uśmiech Pottera nieco się zmniejszył, gdy zdał sobie sprawę z prawdziwości słów Amelii. Być może Syriusz Black się nie rumienił, ale nie posiadał nawet części wiedzy, którą posiadała Krukonka. Ludzie mogli plotkować o niecodziennym zachowaniu słynnego Huncwota, ale oczekiwania wobec niej były dużo, dużo większe.
— Wiesz... Syriusz czasami zachowuje się jak kretyn, ale wcale nie jest głupi — mruknął James i wzruszył ramionami. — Zapewne szybko zda sobie sprawę z beznadziejności sprawy i zacznie szukać rozwiązania.
— Może powinniśmy po prostu powiedzieć McGonagall albo Dumbledore'owi — westchnęła Amelia, a Potter pokręcił głową.
— Oboje wylecicie ze szkoły. A w najlepszym wypadku tylko Syriusz, co wcale nas nie urządza. Może i jest kretynem, ale wcale nie chciał...
— Tak, tak, wiem. Jeśli jednak nie znajdziemy rozwiązania...
— Nie panikuj. — James machnął ręką i ponownie się uśmiechnął. — Chcę odzyskać swojego kumpla, a reszta Huncwotów na pewno się ze mną zgodzi. Pomożemy wam i wszystko wróci do normy szybciej niż myślisz.
Amelia miała niemiłe przeczucie, że wcale nie pójdzie tak gładko, jak sądził chłopak. Nie widziała jednak żadnego sensu w protestowaniu i sprzeczaniu się z Gryfonem. Pokiwała więc głową i opuściła łazienkę bez słowa.
***
Patrzenie na Syriusza Blacka, próbującego nie zemdleć przed lekcją Transmutacji, było naprawdę bolesne. Amelia nie wiedziała, dlaczego aż tak bardzo cierpiała, widząc niezdrowy, zielonkawy odcień skóry na swojej prawdziwej twarzy, ale podejrzewała, że wiązało się to ze świadomością nadchodzącej klęski. Chłopak wyraźnie zdawał sobie sprawę ze stojącego przed nim, niewątpliwie ciężkiego, zadania. Wiedział, że daleko mu było do wiedzy, posiadanej przez pannę Beckett.
Dziewczyna zastanawiała się, czy było jej bardziej żal swojej reputacji, czy może upokorzenia, które czekało na Blacka, gdy tylko McGonagall spyta go o poprawną odpowiedź na jakieś pytanie — zapewne banalnie proste, przynajmniej dla kogoś, kto uwielbiał zaczytywać się w szkolnych podręcznikach. Prawdę powiedziawszy, Amelia była gotowa wspomóc tego imbecyla, ale jak by to wyglądało? Rumieńce i nieco niezręczne zachowanie dałoby się jakoś wytłumaczyć, ale dobrowolne zgłaszanie się do odpowiedzi absolutnie nie wchodziło w grę w obecnej sytuacji.
McGonagall otworzyła drzwi do klasy, a uczniowie zaczęli wlewać się do środka. Dziewczyna zatrzymała się przy Blacku, który wyglądał jakby stał jedną nogą w grobie, po czym powiedziała:
— Postaraj się po prostu nie odzywać, dobra? — Zacisnęła dłonie w pięści, gdy na jego twarzy pojawił się cierpiętniczy wyraz, ale nie mogła zrobić nic więcej.
Weszła do klasy z duszą na ramieniu i powędrowała na miejsce obok Jamesa Pottera, który wciąż się uśmiechał. Zdołała powstrzymać się od ruszenia w stronę Melindy, o czym — dziwnym trafem — kompletnie zapomniała, gdy tylko przekroczyła próg Wielkiej Sali. Usiadła na krześle i zsunęła się nieco po oparciu, przypominając sobie, w jaki sposób zazwyczaj siedział Black.
— To będzie rzeź — wymamrotała, a Potter zaśmiał się cicho.
Zdecydowanie nie podzielał jej zdania. Brakowałoby tylko, żeby zaczął zacierać ręce z uciechy, co jedynie pogarszało humor Amelii. Choć uważała Jamesa za nieco mniejsze zło, nie zmieniało to faktu, że był pajacem, a jego nieustanne próby zwrócenia na siebie uwagi kończyły się zazwyczaj żałośnie. Beckett naprawdę podziwiała Lily Evans za anielską cierpliwość. Ona dawno by już zwariowała.
Profesor McGonagall odchrząknęła, a wszyscy uczniowie ucichli. Kobieta nie była osobą, którą ktokolwiek odważyłby się zignorować. Nawet Huncwoci zdawali się ją szanować, co w praktyce oznaczało ograniczenie ich durnych żartów do minimum. Oczywiście zdarzały się czasami zajęcia, podczas których jeden z chłopców pomylił zaklęcia, zamieniając tym samym drugiego w coś niezwykle — ich zdaniem — śmiesznego. Były to jednak przypadki nieliczne i prawie nie przeszkadzały Amelii w ignorowaniu obecności tych kretynów.
Teraz jednak nie miałaby nic przeciwko jakieś pomyłce. Uratowałaby ona tyłek Blacka i — przy okazji — jej własną reputację. Merlinie, co pomyśli sobie nauczycielka, gdy, zamiast zwyczajowej, perfekcyjnej odpowiedzi, usłyszy: „Eee... Nie wiem."? Beckett poczuła przemożną chęć zwymiotowania na podręcznik, więc zacisnęła zęby i spróbowała skupić myśli na czymś przyjemnym. Nie udało się.
— Dzisiaj zajmiemy się transmutacją szczura w świecznik. Czy ktoś wie, jak tego dokonać? — spytała McGonagall, a Amelia poruszyła się nerwowo.
Tak bardzo chciałaby zgłosić się do odpowiedzi i zdobyć punkty dla swojego Domu... Niestety podobny scenariusz nie wchodził w grę; zamiast tego musiała patrzeć, jak wzrok pani profesor przesuwa się po uczniach i zatrzymuje się na sylwetce, którą jeszcze wczoraj uważała za swoją.
— Panno Beckett?
— Tak? — pisnął Black, a James parsknął śmiechem, opluwając przy tym blat biurka.
Amelia zapewne sama odczuwałaby satysfakcję na widok upokorzenia chłopaka, ale obecnie czuła jedynie rozpacz — i to całkiem uzasadnioną.
— Zna pani odpowiedź? — kontynuowała McGonagall, ale odparła jej cisza. — Amelio?
— Fatalnie się dziś czuję, pani profesor — wymamrotał Black. — Byłam już w Skrzydle Szpitalnym, ale Eliksir Pieprzowy nie pomógł.
— Wygląda pani tak, jak zwykle — zdziwiła się profesor, a Amelia skrzywiła się z niesmakiem.
Jak zwykle? Czy ona nie widziała tego paskudnego kucyka?! Może dziewczyna nie należała do grupy przesadnie dbających o swój wygląd uczennic, ale, na gacie Merlina, przecież miała lustro!
— To... To prywatna sprawa, pani profesor — powiedział Black, co wywołało kilka chichotów wśród reszty osób w klasie. — No, wie pani... Kobieca.
Amelia naprawdę nie sądziła, że mogłaby się czuć bardziej upokorzona niż w tamtym momencie. Kiedy jednak James Potter wybuchnął śmiechem tak głośnym, że zatrzęsły się ściany, a ona została zmuszona, by do niego dołączyć, jej nastrój stał się iście grobowy.
— Panno Beckett, to chyba nie jest odpowiednie miejsce, aby dyskutować o... kobiecych sprawach.
— W porządku, pani profesor, możemy pójść gdzieś indziej — wypalił chłopak, a ona zasłoniła oczy dłonią.
Nie chciała na to patrzeć. Wolałaby już stanąć twarzą w twarz z Bazyliszkiem. Albo wypić Wywar Żywej Śmierci. Cokolwiek, byleby nie musieć słuchać Blacka, który kompromitował się rozmowami o miesiączkach.
— Co się z panią dzieje?! Chyba rzeczywiście nie czuje się pani najlepiej — oburzyła się McGonagall.
— No przecież mówię! — pisnął Black, co wywołało jeszcze większe rozbawienie u jego przyjaciela.
— Ale jazda — wyszeptał James i otarł z twarzy łzy, które tylko dowodziły niedorzeczności całej sytuacji.
— To jest koszmar. — Amelia pokręciła głową, po czym opadła na ławkę, uderzając czołem w blat.
Nikt nie zwrócił uwagi na jej niecodzienne zachowanie, bo wszyscy skupili się na obserwowaniu pani profesor, której wyraz twarzy wyrażał skrajne niedowierzanie.
— Panno Beckett, jestem zmuszona odjąć pani pięć punktów. Złe samopoczucie nie usprawiedliwia braku szacunku. Nie spodziewałam się tego po prefekt naczelnej.
Na moment w klasie zapanowała cisza, która niemalże odebrała Amelii oddech. Nigdy nie straciła punktów. Ktoś mógłby uznać to za głupotę, ale dla niej był to, do tej pory, powód do dumy. Nie tylko zresztą dla niej — jej rodzice uwielbiali powtarzać wszystkim, że ich córka zachowywała się absolutnie nieskazitelnie. Co prawda nie przeszkadzało im to w zatruwaniu jej umysłu kolejnymi wykładami na temat tego, co wypadało, a co nie wypadało kobiecie, ale był to wciąż całkiem spory komplement.
Tymczasem Black potrzebował zaledwie dziesięciu minut, aby odebrać jej coś, na co pracowała sześć lat spędzonych w szkole.
Jej oczy zaszły łzami, zanim zdołała się powstrzymać. Całe szczęście, nikt nie mógł zobaczyć tej niecodziennej reakcji, bo wciąż leżała na biurku. Szybko jednak została zmuszona do podniesienia głowy, gdy głos profesor dotarł do jej uszu.
— Panie Black, czy chce pan podzielić los koleżanki? — spytała surowo, a Amelia spojrzała na nią.
Oczy dziewczyny wciąż były szkliste, co zwróciło uwagę starszej kobiety.
— Czy pan płacze?
Tym razem wszyscy spojrzeli na nią, łącznie z wściekłym Blackiem, który odwrócił się w tak szybko i gwałtownie, że zaczęła obawiać się o swój kręgosłup.
Przełknęła ślinę i zmusiła się do uśmiechu.
— To piękny moment, pani psor — powiedziała, typowym dla Blacka tonem. — Beckett w końcu zrobiła coś niepoprawnie. Bardzo mnie to wzruszyło.
I choć te słowa ledwo przeszły jej przez gardło, wszyscy uznali je za niezwykle zabawne. Najwyraźniej zdołała wybrnąć z sytuacji tak, jak zrobiłby to prawdziwy Syriusz.
— Gryffindor traci pięć punktów, panie Black.
Amelia natychmiast poczuła wyrzuty sumienia, ale chichot Jamesa dał jej do zrozumienia, że udzielona przez nią odpowiedź była niezwykle trafna.
— Może jeszcze zrobimy z ciebie Huncwota — zaśmiał się cicho chłopak, a ona spojrzała na niego ponurym wzrokiem.
— Grozisz mi? — spytała.
— Daj spokój, Beckett. Masz niepowtarzalną okazję dołączenia do elitarnej grupy...
— ...osób bez żadnego poszanowania dla zasad i ogólnie przyjętych norm społecznych — skończyła za niego i wywróciła oczami. — Wielkie dzięki, Potter. Wolałabym zostać obdarta ze skóry.
— Merlinie, ale z ciebie nudziara. Syriusz nie obrazi się, jeśli wykorzystasz tę sytuację, żeby nauczyć się dobrze bawić. Będzie nawet wdzięczny, że nie skończy z reputacją sztywniaka.
Ich rozmowa została przerwana przez surowy wzrok McGonagall, która znalazła się przed ławką w kilku krokach.
— Potter, Black... Czy naprawdę chcecie zarobić szlaban zaledwie kilka tygodni po rozpoczęciu roku? — spytała chłodnym tonem, a James wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Zawsze, pani psor.
Amelia nawet nie próbowała udawać zadowolenia. Po prostu wpatrywała się w blat biurka, rozmyślając nad słowami chłopaka. Nie uważała, aby zachowanie Huncwotów było w jakikolwiek sposób słuszne, ale myśl, że, po raz pierwszy od długiego czasu, nie ciążyła na niej presja wyników, okazała się całkiem przyjemna. Może faktycznie mogłaby... wykorzystać ten czas, aby zrobić coś dla siebie?
Prawie zaśmiała się na głos, gdy zdała sobie sprawę, że najlepszą rzeczą, którą mogła zrobić było niedopuszczenie, aby Black kontynuował niszczenie jej reputacji.
— W takim razie zapraszam w piątek do mojego gabinetu — powiedziała McGonagall, a James pochylił się w jej stronę.
— O tej porze, co zawsze? — spytał figlarnie.
— Owszem.
— No to jesteśmy umówieni.
Amelia naprawdę nie rozumiała, dlaczego perspektywa szlabanu była dla Jamesa aż tak zachęcająca, ale miała niemiłe przeczucie, że kryło się za tym coś iście diabelskiego. Spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, a chłopak uśmiechnął się niewinnie, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że wolałaby, aby piątek nigdy nie nadszedł. Świetnie. Wprost fantastycznie.
***
Aloha. Jak zwykle jestem spóźniona, ale tym razem mam powód. Otóż laptop mi się spsuł, a pisanie na telefonie to koszmar. Przepraszam za wszystkie błędy (tak, mówię również o dywizach. Poprawię je w wolnym czasie).
A poza tym co słychać? Też Wam się tak nie chce, jak mi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro