Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#29. Sekret pewności

Amelia nie wiedziała, co powinna zrobić. Za każdym razem, gdy spoglądała na uśmiechniętego Syriusza, jej gardło zaciskało się boleśnie, a myśli zalewała fala poczucia winy i strachu. Wiedziała, że nie mogła trzymać rozmowy z Regulusem w tajemnicy; dotyczyła przecież nie tylko jej, ale także i starszego z braci Blacków. Jednak za każdym razem, gdy próbowała otworzyć usta i opowiedzieć chłopakowi o jakże przykrym spotkaniu, panika ogarniała jej ciało i powstrzymywała ją od powiedzenia czegokolwiek.

Syriusz zaczynał powoli zauważać, że coś było nie tak. Często przyglądał jej się ze zmartwieniem i stał się dziwnie zaborczy. Amelia miała ochotę walić głową w ścianę, bo doskonale wiedziała, z czego wynikało zachowanie Gryfona. Unikała go, rzadziej się uśmiechała, a na jej czole niemalże cały czas widniała głęboka zmarszczka. Black zapewne był przekonany, że to on stanowił problem i za wszelką cenę próbował naprawić to, co zepsuł — chociaż nie wiedział, czym „to" właściwie było.

W pewnym sensie nie umiała powstrzymać rozczulenia, widząc desperację w jego oczach. Jeśli potrzebowała jeszcze jakiegoś dowodu na to, że wcale nie traktował jej jak pierwszej lepszej, teraz pozbyłaby się wszelkich wątpliwości. Tylko, że już od dawna znała prawdziwą naturę jego uczuć i zdecydowanie nie chciała poddawać go żadnym testom.

Bała się jednak jego reakcji — zarówno na głupi plan jej rodziców, jak i decyzję, którą dziewczyna miała przed sobą. Poznała go na tyle dobrze, aby zdawać sobie sprawę, że dla niego wcale nie będzie ona tak oczywista, jak dla niej. Już wcześniej sądził, że nie był jej wart. Nigdy nie wymagałby od niej skreślenia pewnej, stabilnej przyszłości dla niego — bezdomnego, wydziedziczonego arystokraty, którego nazwisko zwiastowało więcej problemów niż czegokolwiek innego.

Mogła niemalże zobaczyć poczucie winy na jego twarzy, gdy po raz kolejny analizowała wszelkie możliwe scenariusze przeprowadzenia rozmowy. Wszystkie zgadzały się co do jednego — Syriusz Black będzie czuł się paskudnie, niezależnie od tego, co Amelia zdecyduje się zrobić. I tak, jak nie chciał zwalać się na głowę rodzicom Jamesa, tak nie chciał również niszczyć Krukonce życia, a raczej pewnej jego wizji, którą miała od bardzo dawna.

Wciąż wstrzymywała się z wyznaniem prawdy, bo nie umiała znaleźć wystarczająco dużo argumentów, aby pozbawić go wyrzutów sumienia. Sama nie była przekonana, że nie będzie żałować przeciwstawienia się rodzicom, ale nie umiała wyobrazić sobie innego rozwiązania. Bardziej niż pieniędzy pragnęła szczęścia, a Syriusz był w tej chwili jego synonimem.

Był także dobrym człowiekiem i choćby z tego względu nie potrafiłaby zmusić się do zdeptania swoich poglądów, które od zawsze zakładały, że takich ludzi należało cenić i wspierać, bo wcale nie było ich aż tak wielu. Wiedziała jednak, że wewnętrzne poczucie słuszności stanowiło mierny argument w starciu z kimś, kto potrafił być uparty jak hipogryf i dumny do tego stopnia, że przyznawanie się do błędów albo wyrażanie wdzięczności stanowiło czasem dość spory problem.

Amelia westchnęła ciężko, po czym pisnęła, kiedy czyjeś dłonie zakryły jej oczy, przerażając ją śmiertelnie.

— Zgadnij kto — wyszeptał jej do ucha Syriusz, a jego usta szybko znalazły się na szyi dziewczyny, składając na niej subtelny pocałunek.

— Remus? — spytała nieco roztrzęsiona, po czym obróciła się w stronę oburzonego chłopaka. — Ach, to ty...

— No wiesz co?!

Teatralnie oburzony Black odsunął się nieco i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Beckett, mimo swojego nie najlepszego humoru, uśmiechnęła się na ten widok i poklepała go po ramieniu.

— Przecież wiesz, że żartuję, Łapciu — stwierdziła słodko, a on posłał jej krzywe spojrzenie.

— Skąd niby mam wiedzieć? Ostatnio zachowujesz się tak dziwnie, że nawet takie głupie żarty cholernie mnie przerażają — burknął i pokręcił głową.

Amelia była tak zdziwiona, że nawet nie zaprotestowała, kiedy Gryfon minął ją bez słowa, wyraźnie zdenerwowany. Dopiero po chwili ruszyła za nim truchtem i złapała za pognieciony rękaw koszuli.

— Syriusz, no coś ty... — jęknęła przepraszająco. — Nigdy bym nie zrobiła czegoś tak okropnego.

Chłopak zatrzymał się i obrócił w jej stronę z irytacją.

— W takim razie co się dzieje, Beckett? — spytał. — Naprawdę sądziłem, że to po prostu stres związany z nauką. Albo zmęczenie. Ale wydajesz się całkiem żywotna, szczególnie, kiedy unikasz mnie jak ognia.

— To nie tak — zaprzeczyła, po czym spuściła głowę i zarumieniła się ze wstydu. — To znaczy tak, ale... Jejku, kompletnie nie wiem, jak ci to powiedzieć.

— Jeśli chcesz ze mną zerwać, to...

— Merlinie, nie! — oburzyła się.

I chociaż Black wciąż nie wiedział o co chodzi, wyraźnie się rozluźnił, a część złości zniknęła z jego twarzy. Amelia westchnęła i podrapała się po głowie.

— Przejdźmy się. Wszystko ci wyjaśnię — obiecała smętnie, walcząc z paniką, która znów próbowała przejąć kontrolę nad ciałem.

Momentalnie zaczęły drżeć jej palce, co Syriusz zauważył, bo złapał ją za rękę i zmarszczył brwi. Nie powiedział jednak ani słowa, a zamiast tego pociągnął ją w kierunku wyjścia z zamku. Przez całą drogę milczeli, oboje pogrążeni w różnych myślach, z których zdecydowana większość była negatywna. Ona nie umiała powstrzymać się od wyobrażania sobie najgorszego scenariusza, a on zapewne próbował znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dziwnego zachowania Krukonki.

Kiedy w końcu znaleźli się na Błoniach, a zimno nieco ostudziło gorącą panikę Amelii, wzięła głęboki wdech i niepewnie spojrzała na chłopaka. Syriusz przyglądał jej się intensywnie, przestępując z nogi na nogę w wyrazie zniecierpliwienia, co tylko podsyciło jej własne zdenerwowanie.

— Rozmawiałam z Regulusem — wypaliła jednym tchem, tak szybko, że słowa zlały się w całość, a on zamrugał zdezorientowany.

Dopiero po chwili zrozumiał ich sens, a na jego twarzy pojawiła się złość.

— Amy, mówiłem ci, żebyś... — zaczął, ale ona przerwała mu, kładąc dłoń na ustach.

— Nie miałam na to wpływu. Kiedy leżałam w Skrzydle, pojawił się tam z poranioną ręką i... — Wzięła kolejny głęboki wdech i zaczęła streszczać całą ich rozmowę.

Syriusz słuchał z uwagą, ale nie wyglądał przy tym na zadowolonego. Amelia starała się nie pomijać żadnych szczegółów, chociaż jakaś jej część pragnęła zataić przed nim najbardziej problematyczne fragmenty. Mimo to postawiła na szczerość, a wyraz twarzy chłopaka stawał się z każdą sekundą coraz mroczniejszy.

Gdy skończyła, zapadła między nimi cisza, przerywana jedynie podmuchami wiatru i śmiechami uczniów, którzy także postanowili opuścić zamek i pooddychać świeżym powietrzem. Amelia zaczynała się powoli denerwować, bo Syriusz wciąż uparcie milczał, wpatrując się w spokojną taflę jeziora, jakby mógł znaleźć tam jakiekolwiek pocieszenie.

— Powiedz coś, proszę — wymamrotała w końcu, a on pokręcił głową.

— Nie wierzę, że tak długo trzymałaś to w tajemnicy. Minął tydzień, Amy. Przecież w każdej chwili twoi rodzice mogli...

— Ale co by to zmieniło? — jęknęła, wchodząc mu w słowo. — Przecież nie zamierzam zgadzać się na ten cyrk.

— Może powinnaś? Przynajmniej do końca szkoły, dopóki nie otrzymasz dostępu do...

— Nie! — przerwała mu ponownie i złapała za rękę. Jego mięśnie były napięte do granic możliwości, co tylko pogłębiło jej zdenerwowanie. — Właśnie dlatego bałam się przyznać. Wiedziałam, że będziesz próbował zmienić moje zdanie.

— Pomijając już koncepcję małżeństwa z Regiem, naprawdę sądzisz, że pozwolę ci przeciwstawić się rodzicom tylko ze względu na mnie? Od początku szkoły starasz się udowodnić im, że nadajesz się do czegoś więcej niż siedzenia w domu jak przykładna małżonka. Musiałbym być cholernym egoistą, żeby pozwolić ci tak po prostu o tym zapomnieć. Przecież nawet nie wiesz, czy to... — wskazał na siebie, a potem na nią — ...przetrwa. Jak mógłbym...

— Black, na gacie Merlina! — warknęła Amelia i spojrzała na niego gniewnie. Po wcześniejszej panice nie został już nawet ślad, a zamiast tego pojawiła się złość. — Nie twierdzę, że zostaniemy razem na zawsze, ale ja z kolei nie mogłabym spisać na straty czegoś, co zdecydowanie jest warte walki.

Syriusz nie odpowiedział. Przeczesał dłonią włosy, wyglądając na głęboko poruszonego i przytłoczonego tym, co usłyszał.

— Nie chcę być... Nie chcę, żebyś musiała walczyć dla mnie — powiedział w końcu smętnie, a Amelia zdała sobie sprawę, że wcale nie zamierzała walczyć dla niego.

Zamierzała walczyć o niego. Dla siebie. Podeszła bliżej i złapała go za rękę także drugą dłonią, zmuszając go, by spojrzał w jej stronę. Jego oczy rzadko bywały aż tak smutne, jak w tamtej chwili, a serce Krukonki zakłuło boleśnie.

— Syriusz, przestań sądzić, że nie jesteś wart czyjegoś poświęcenia — mruknęła i uśmiechnęła się wbrew powadze sytuacji. — Zresztą nie nazwałabym tego poświęceniem, skoro zwyczajnie nie umiałabym postąpić inaczej. Nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy.

Chłopak przez moment milczał, aż w końcu rozluźnił dłoń i objął dziewczynę w talii, przyciągając ją do siebie tak blisko, że musiała wtulić policzek w jego sweter, żeby móc oddychać. Przyjęła jednak jego objęcia z radością i ulgą; wiedziała, że wygrała pojedynek, chociaż bitwa wcale się nie skończyła. Pozwoliła sobie na moment odpoczynku, rozkoszując się znajomym zapachem i jego palcami, wplecionymi we włosy.

— Co potem, Beckett? Sprzeciwisz się rodzicom, zostaniesz bez niczego, tak samo, jak ja, skończymy szkołę i... Co dalej? — spytał cicho Syriusz, a ona zacisnęła powieki, gdy iskra strachu pojawiła się w jej umyśle.

— Poradzimy sobie — stwierdziła jednak, wbrew przytłaczającej świadomości, że dorosłe życie wcale nie było takie proste, szczególnie bez pieniędzy i dachu nad głową. — Może Melinda zgodzi się mnie przygarnąć, dopóki nie stanę na nogi. I tak miałam plan zdać OWUTEMy tak dobrze, jak się da, więc... Podejrzewam, że dostanę jakąś pracę w Ministerstwie. Jakoś to będzie.

— Naprawdę wolisz zadowolić się stwierdzeniem jakoś to będzie niż...

— Tak — przerwała mu, wiedząc doskonale, co chciał powiedzieć.

Naprawdę wolała zadowolić się mglistą, niepewną przyszłością niż go zostawić. Zresztą przyszłość, niezależnie od jej decyzji, była niepewna dla wszystkich, czego Syriusz był przecież świadomy.

— Nawet ze wsparciem rodziców, wciąż... Wciąż istniałaby szansa, że moje marzenia mogłyby się nie spełnić.

— Więc planujesz ze mną zostać, bo zbliża się wojna? — zakpił Black i na moment przestał gładzić jej włosy.

— Black, spadłeś z miotły, że gadasz takie rzeczy? Oczywiście, że nie! — oburzyła się Amy i wyrwała z uścisku, patrząc mu w oczy z nieskrywaną złością. — Chodzi tylko o sam fakt, że ta sytuacja pomogła mi zrozumieć coś, co dziwnym trafem do tej pory nie przyszło mi do głowy. Nawet najlepsze plany mogą się nie udać. Niezależnie od tego, ile czasu spędziłam, wymyślając idealny scenariusz, wciąż mogłoby wydarzyć się coś, co zmusiłoby mnie do stworzenia nowego. I to właśnie zamierzam zrobić, słyszysz? Zamierzam zaplanować wszystko od początku, a ty mi w tym pomożesz, bo...

Pocałował ją, zanim zdążyła dokończyć swoją ognistą wypowiedź. Amelia zdążyła poznać wiele rodzajów pocałunków na przestrzeni ich związku. Były te subtelne, niewinne, a także te, które zostawiały ją kompletnie nieświadomą otoczenia. Były słodkie, były też pełne pragnienia. Żaden nie był jednak tak namiętny i wypełniony desperacją, jak ten.

Nie zaprotestowała, kiedy popchnął ją tak, że plecami uderzyła w pień drzewa, chociaż nawet przez szatę czuła szorstkość i twardość kory. Nie zaprotestowała kiedy jego palce wbiły się w jej biodro na tyle mocno, że poczuła lekki ból. Coś w jego działaniach przypominało tonącego, chwytającego się brzytwy, a ona doszła do wniosku, że poszłaby z nim na dno tylko po to, żeby całował ją w ten sposób.

Jęknęła, gdy przygryzł jej dolną wargę, po czym przejechał po niej językiem, jedynie podsycając żar, który tlił się coraz mocniej gdzieś głęboko w ciele dziewczyny. Mimowolnie przyciągnęła go bliżej, a jej paznokcie wbiły się w skórę na jego karku.

Działał na nią jak narkotyk — zawsze. Nigdy nie był wystarczająco blisko, nigdy nie czuła jego ciepła na tyle mocno, by stwierdzić, że niczego jej nie brakowało. Nawet wtedy, gdy dzieliły ich jedynie ubrania, Amelia nie umiała powstrzymać myśli, że pragnęła więcej. Pamiętała moment, gdy podobne spostrzeżenia doprowadzały ją do skrajnego zawstydzenia, ale przy nim... Przy nim nie było miejsca na zażenowanie. Przy nim stawała się wolna i pełna odwagi, by brać to, czego naprawdę chciała.

— Ekhem.

Moment skończył się tak szybko, jak się zaczął — i wcale nie stało się to za sprawą Syriusza, który postanowił się odsunąć w obawie o swoją samokontrolę. Amelia zamrugała nieprzytomnie, po czym zrozumiała, że stojący tuż obok James przyglądał jej się ze złośliwym uśmiechem.

— Oho, Beckett, cicha woda brzegi rwie — zaśmiał się, a Syriusz oparł czoło o ramię dziewczyny, mamrocząc coś o konieczności zmiany przyjaciela.

— Mówisz o mnie, czy o swojej Lily? — spytała kpiąco Krukonka, a Potter się zmieszał.

Amelia uśmiechnęła się z satysfakcją na widok jego zafrasowanej miny, a Syriusz odsunął się nieco, chociaż wcale nie przestał jej obejmować.

— Niestety o tobie — mruknął James i westchnął. — No... Ale mniejsza z tym. Wybaczcie, że przerwałem wam ten gorący moment, ale muszę ukraść Syriusza.

Black uniósł brwi, a jego przyjaciel odchrząknął i spojrzał znacząco na Amelię. Dziewczyna od razu zrozumiała, że chodziło o coś, o czym absolutnie nie powinna wiedzieć. Wywróciła oczami i uśmiechnęła się do Syriusza, który wyglądał na niepocieszonego obrotem spraw.

— Idź — powiedziała. — Dokończymy rozmowę potem. Obiecuję.

— Ta, rozmowę... — mruknął ironicznie James, ale oboje go zignorowali.

Syriusz pocałował ją przelotnie w czoło i potargał włosy jeszcze mocniej, ku jej oburzeniu. Mimo to nie umiała się wściekać; szczególnie nie wtedy, gdy, oddalając się, obrócił się przez ramię i posłał jej tak sugestywny uśmiech, że na moment zapomniała, jak się oddycha.

Przygryzła wargę i doszła do wniosku, wcale nie miałaby nic przeciwko patrzeniu na ten uśmiech aż do śmierci, niezależnie od wszelkich konsekwencji i trudności, jakie mogliby napotkać po drodze.

Była to myśl ogromnie przerażająca, ale jednocześnie stanowiła ostateczne potwierdzenie tego, że Amelia podjęła dobrą decyzję — nie tylko w przypadku idiotycznego planu jej rodziców.

Podjęła dobrą decyzję, dając Syriuszowi szansę. Nieświadomie dała ją także sobie, chociaż wtedy nie wiedziała, jak wiele dzięki temu zyska. Teraz, gdy patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę z przepełniającym ją szczęściem, wiedziała. 

***

No dobra, na pewno będzie więcej niż równe trzydzieści rozdziałów. Co chwilę walczę ze złośliwym chochlikiem we łbie, który każe mi się spieszyć. Każe mu spadać na bambus, bo naprawdę nie po to napisałam te (achtung) 250 stron w Wordzie, żeby spieprzyć końcówkę. 

KTO JEST ZE MNĄ?! 

Aloha, misiaczki.

Elusive 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro