Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#23. Szczerość

Amelia zamrugała, odpychając od siebie resztki snu, gdy po raz kolejny coś zastukało w szybę. Była pewna, że nikt poza nią się nie obudził; dziewczęta chrapały w najlepsze i nie wyglądało na to, by ten stan miał się zmienić. Tymczasem stukanie nie ustawało, co zmusiło Beckett do rozejrzenia się w poszukiwaniu źródła dźwięku.

Wszystko stało się jasne, gdy jej wzrok padł na szybę, a raczej na znajdującą się za nią sowę, której nigdy wcześniej nie widziała. Zmarszczyła brwi i przerzuciła nogi poza krawędź łóżka, a gdy jej stopy dotknęły zimnej podłogi, wzdrygnęła się nieznacznie. Podeszła do okna i, najciszej jak umiała, otworzyła je, wpuszczając ptaka do środka.

— Co tam masz? — wyszeptała, a sówka wystawiła w jej kierunku nóżkę, do której przywiązany został list.

Amelia poczęstowała ptaszysko przysmakiem i ze zniecierpliwieniem rozdarła kopertę, wyciągając z niej krótką notkę. Podeszła bliżej okna, a świt rzucił nieco światła na niechlujne, znajome pismo.

Czekam na Ciebie w kuchni.

— SB

Dziewczyna wypuściła ze świstem powietrze i spojrzała na zegarek, który wskazywał chwilę przed piątą rano. Księżyc już zniknął, co znaczyło, że Remus zakończył przemianę, a oni zapewne wracali do dormitoriów, by zaznać choć odrobiny snu. Musiał jednak być wykończony, co nieco rozczuliło Amelię; mimo zmęczenia, wciąż chciał się z nią spotkać i wyjaśnić sprawę.

— Idiota — wymamrotała do siebie, po czym spojrzała na drzwi.

Cisza nocna trwała w najlepsze, a gdyby ktoś złapał ją na korytarzu, niechybnie mogłaby pożegnać się z pozycją prefekta. Raczej nie zdołałaby uzasadnić wędrówki patrolem albo wyjątkową sytuacjąPrzygryzła wargę, zastanawiając się, czy naprawdę powinna ryzykować utratę także i tego przywileju, ale jedno zerknięcie na zwitek papieru utwierdziło ją w podjętej decyzji.

Cichutko, poruszając się na palcach, ubrała skarpetki i buty, po czym zarzuciła szatę na piżamę. Nie chciała marnować czasu. Im bliżej godziny szóstej rano, tym ryzyko spotkania nauczycieli na korytarzach było większe, a poza tym... Poza tym Syriusz na nią czekał, zamiast odsypiać zarwaną noc.

Zamek był pogrążony w ciszy, a korytarze świeciły pustkami. Nawet postacie na portretach spały jeszcze głęboko, co nieco uspokajało szalone bicie serca Krukonki. Pokonywała kolejne zakręty tak szybko jak mogła, bez robienia niepotrzebnego hałasu, który bez wątpienia skomplikowałby sprawę. Miała nadzieje, że nie natknie się na Filcha albo na Panią Norris, jego kotkę. Albo Irytka... Poltergeist byłby chyba jeszcze gorszy.

Kiedy dotarła do obrazu przedstawiającego gruszkę, połaskotała ją z uczuciem ulgi, a sekretne przejście do kuchni otworzyło się szeroko. Amelia wślizgnęła się do środka i stanęła jak wryta, gdy od razu dopadł do niej jednej ze skrzatów i przyłożył palec do ust.

— Panicz Syriusz śpi — pisnęło stworzenie. — Panicz bardzo zmęczony.

— Poprosił mnie, żebym się z nim spotkała — odparła szeptem Amelia i przenosiła wzrok na sylwetkę chłopaka, który leżał na stole i oddychał miarowo, pogrążony w głębokim śnie.

Przez moment zastanawiała się, czy nie zostawić go w spokoju, ale nie zdołała się powstrzymać przed podejściem bliżej i przyjrzeniem się jego spokojnej, rozluźnionej twarzy. Kiedy spał, wyglądał prawie jak chłopiec — niewinnie i uroczo. Nie było wątpliwości, że nawet nieprzytomny stanowił przyjemny widok dla oczu; jego ciemne włosy rozsypały się po stole w twórczym nieładzie, a wargi rozchyliły, odsłaniając równe, białe zęby. Żałowała jedynie, że nie widziała oczu Blacka, które zawsze stanowiły dla niej najbardziej fascynujący element jego twarzy.

Uniosła dłoń i z wahaniem dotknęła policzka chłopaka. Cień zarostu zdążył już pojawić się na szczęce Syriusza, łaskocząc opuszki jej palców. Kucnęła przy nim i zdecydowała, że najlepiej będzie go obudzić, chociaż nie miałaby nic przeciwko przyglądaniu się mu przez następną godzinę. Lepiej, by mógł wrócić jeszcze do dormitorium i odpocząć we własnym łóżku. Stół w kuchni wcale nie należał do wygodnych.

— Syriusz? — powiedziała łagodnie, potrząsając jego ramieniem. — Łapa, obudź się.

Chłopak otworzył oczy i zamrugał z dezorientacją. Gdy tylko zrozumiał, na kogo patrzy, poderwał się do góry, prostując na krześle.

— Cholera, zasnąłem — jęknął, pocierając oczy z irytacją. — Przepraszam, jestem...

— Nie tłumacz się, rozumiem — wypaliła, a on spojrzał na nią ze zdziwieniem. — To znaczy, jest piąta rano i w ogóle...

— Amy? — W głosie Syriusza rozbrzmiała podejrzliwość. — Wiesz, że nie umiesz kłamać?

— Mm... Być może — odparła wymijająco i usiadła na krześle, drapiąc się po głowie.

Jej szata rozeszła się na boki, ukazując piżamę w jednorożce, a Syriusz parsknął śmiechem.

— Nie sądziłem, że ty naprawdę ją nosisz. Jak zobaczyłem to w szafie, to zastanawiałem się, czy nie masz przypadkiem młodszej siostry — oznajmił rozbawiony, po czym nachylił się w jej stronę. — Chociaż muszę przyznać... Wyglądasz całkiem uroczo. — Amelia zarumieniła się nieznacznie i skrzywiła w odpowiedzi na jawną kpinę w jego głosie. — No, to jak, kłamczucho? Powiesz prawdę?

— To chyba ciebie powinnam spytać — odparła dziewczyna. — Ja spałam grzecznie w łóżku, dopóki nie obudziła mnie sowa. Pytanie, gdzie byłeś ty. A właściwie to wy.

— Mówiłem ci... Mieliśmy bardzo ważną rzecz do zrobienia. 

— No tak. Przecież wiem — mruknęła i wzruszyła ramionami. — Zrozumiałe, przyjaciele są w końcu ważniejsi. 

Syriusz uśmiechnął się przepraszająco, pochylając się w jej stronę. 

— Wyglądałaś na mocno... poruszoną moją odmową. Nie chciałem, żebyś poczuła się źle. Nie są ważniejsi od ciebie. Po prostu... — uciął, a ona westchnęła. 

Jak niby miała go zapewnić, że naprawdę rozumiała, bez jednoczesnego zdradzenia swojej wiedzy, której przecież nie powinna mieć? W dalszym ciągu było jej głupio, że zorientowała się tak późno, ale nie chciała wpędzać Remusa w niepotrzebne nerwy. 

— Chwileczkę — mruknął chłopak i zmrużył oczy. — Ty wcale nie wyglądasz na złą. — Amelia odwróciła zmieszana wzrok, a on wciągnął ze świstem powietrze. — Ty wiesz?! Znasz prawdę i niczego nie powiedziałaś?! Od kiedy?! Jak...

— Zamknij się — przerwała mu z irytacją. Teraz, gdy już wiedziała, nie rozumiała, dlaczego tak niewielu uczniów miało świadomość przypadłości Remusa. — Naprawdę nie uważaliście jakoś wybitnie. Chociaż przyznaję, że zorientowałam się dopiero po twoim komentarzu odnośnie nauki podczas pełni. 

Black zasępił się nieco, po czym zmarszczył brwi, wyraźnie zmartwiony. 

— Mam nadzieję, że... No... — Spojrzał na nią niepewnie, a Amelia poczuła przemożną chęć, aby zdzielić go po głowie.

— Czy ty właśnie zasugerowałeś, że byłabym w stanie odwrócić się od Remusa?

— Ee... Nie? 

— Tak myślałam. Bo w innym wypadku musiałabym poważnie rozważyć to, co mam ci do powiedzenia.

Na twarzy Syriusza pojawił się uśmiech, który Amelia uznała za absolutnie zachwycający. Oczywiście zaraz skarciła się za tak bzdurne spostrzeżenie, ale nie umiała nic poradzić na swoje głupie hormony. Chłopak wyglądał promiennie, a jego oczy błyszczały dziwnie, sprawiając, że po całym jej ciele rozlało się ciepło.

— Czyli wcale nie byłaś zła, że...

— Nie — przerwała mu zawstydzona. — Czułam się głupio, że postawiłam cię w takiej sytuacji, bo przecież... Przecież nie zostawiłbyś przyjaciela w potrzebie, nie umiałbyś.

Na moment zapadła cisza, a Syriusz przysunął się bliżej. Zanim zdążyła go powstrzymać, chwycił jej dłoń i splótł ich palce ze sobą. Natychmiast spojrzała na blat stołu, nie mogąc uwierzyć, że to faktycznie się działo. Nigdy nie spodziewała się, że znajdzie się w takiej sytuacji z Syriuszem Blackiem, a jego ciepła ręka będzie rozgrzewać jej własną. Przygryzła wargę i z wahaniem podniosła wzrok.

Gryfon patrzył na nią z szerokim uśmiechem, chociaż wyraźnie miał ochotę skomentować zmieszanie Amelii w jakiś huncwocki sposób. Milczał jednak, niespiesznie przesuwając kciukiem po jej nadgarstku, co nieustannie powodowało falę dreszczy na plecach dziewczyny.

— Widzisz, Beckett. Jak tu na ciebie nie lecieć? — spytał w końcu z rozbawieniem, a ona wypuściła powietrze, które bezwiednie trzymała w płucach.

— Ja wciąż nie wiem, dlaczego właściwie na mnie lecisz — odparła niepewnie. — I czy... Czy naprawdę... No...

— A jak myślisz? Mógłbym teraz smacznie spać, tymczasem siedzę w kuchni z dziewczyną ubraną w piżamę w jednorożce i zastanawiam się, jak do tego wszystkiego doszło.

— Czy mógłbyś już odczepić się od tej piżamy? — jęknęła Beckett, a on parsknął śmiechem.

— Na pewno mógłbym ją z ciebie zdjąć, ale to by chyba zabiło atmosferę, szczególnie zważywszy na skrzaty wokół — stwierdził i rozejrzał się wokół z rozbawieniem. — Poza tym... Wtedy chyba nie potrafiłbym rozmawiać, a właśnie tego chciałaś, czyż nie?

— Nie. To znaczy tak. To znaczy... — Amelia westchnęła z irytacją. — Melinda nazwała mnie tępą dzidą, a ja doszłam do wniosku, że ma rację. W każdym razie... Nic się nie zmieniło. Przestałam się łudzić, że to jakieś głupie zauroczenie, za którym nie stoi nic głębszego. Ostatnie tygodnie były męczarnią, a ja nie mam już sił się bronić. Nie mam zresztą przed czym. 

Kiedy tylko zamknęła usta, spuściła wzrok w wyrazie skrajnego zdenerwowania. Nie do końca wierzyła, że faktycznie zdołała przyznać się do tego wszystkiego, ale stało się — słowo się rzekło, a reakcja chłopaka przerażała ją do granic możliwości. Znając jego, mógł zacząć od wyśmiania jej niezręczności, co tylko pogorszyłoby nastrój Amelii i uczyniłoby tę sytuację nieznośnie żenującą.

— Nie masz. Nie kłamałem, mówiąc, że nie chodzi tylko o pożądanie. Chociaż później zachowałem się jak kretyn — powiedział Syriusz, a w jego głosie nie rozbrzmiewało rozbawienie, którego się spodziewała. — A ty i tak... I tak mi wybaczyłaś. Jesteś pierwszą dziewczyną, która, najwyraźniej, chce mnie nie ze względu na moją charyzmatyczną, czarującą, czasami kretyńską osobowość, a ze względu na... na mnie.

Uniosła wzrok, kompletnie zaskoczona. Syriusz nie patrzył w jej stronę, a na jego czole widniała głęboka zmarszczka. On sam nie wydawał się tak pewny siebie jak zwykle, a jego kciuk przestał gładzić jej skórę, zastygając w napięciu. Bał się jej reakcji tak samo, jak ona jego, co w jakiś dziwny sposób zdołało ukoić nerwy Krukonki.

— Nie mam też żadnych wątpliwości, że ty także nie próbowałaś mnie poderwać — dodał już nieco mniej poważnie. — Chociaż nie powiem, chciałbym to zobaczyć.

— Dureń — odparła automatycznie, a on zaśmiał się krótko.

— Nikt tak pięknie mnie nie wyzywa — zakpił i pokręcił głową. — Słuchaj, już mówiłem, że... nie mogę ci niczego obiecać, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Poniekąd jestem tak samo niewinny, jak ty. — Amelia prychnęła głośno. — Beckett, to nie czas na kosmate myśli, ja tutaj próbuję trzymać się postanowień!

— Dobrze, przepraszam, panie porządny — burknęła dziewczyna, a on parsknął śmiechem.

— Nie no, aż tak to nie przesadzajmy — stwierdził rozbawiony. — Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego osoba, która od początku szkoły nieustannie mi czegoś zabrania, sprawia, że czuję się tak swobodnie. Ale tak jest, Amy. I chyba właśnie dlatego nie zamierzam uciekać, gdzie pieprz rośnie, a zamiast tego chcę spróbować... Spróbować dać ci to, na co zasługujesz.

— Ja za to nie sądziłam, że... — zaczęła Amelia. — Nie sądziłam, że jesteś kimś więcej niż jedynie przygłupim żartownisiem bez poszanowania dla szkolnych reguł. Jest mi głupio, że w ogóle mogłam tak myśleć. Z jednej strony wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, Syriusz. Z drugiej... Z drugiej ciężko mi uwierzyć, że akurat ja mogłabym sprawić, żebyś zmienił zdanie. Bo przecież... — Wzięła głęboki wdech. — To tylko ja.

— Gdybyś była inna, nie byłabyś sobą.

— Black, to chyba jedna z głupszych rzeczy, jakie słyszałam.

— No ale to prawda! W sensie... Dlaczego kolejna dziewczyna, taka sama, jak wszystkie inne, miałaby cokolwiek we mnie zmienić, skoro poprzednie nie dały rady?

Krukonka otworzyła usta, po czym zamknęła je, gdy nic sensownego nie przyszło jej do głowy. Nie umiała powstrzymać szybszego bicia serca, wywołanego słowami Blacka i dziwnym zmieszaniem w jego oczach, które w przypadku Huncwota nie zdarzało się praktycznie nigdy. Nie czuł się komfortowo, rozmawiając o swoich uczuciach, ale jednak wciąż to robił i próbował ją przekonać do tego, że warto było dać mu szansę.

Próbował ją przekonać, chociaż ona wiedziała to od dawna. Nawet zanim dostała od niego ten krótki list i wyszła z dormitorium, łamiąc szkolne zasady i pędząc do niego na złamanie karku.

— Nie mam zielonego pojęcia — przyznała. — Ja w ogóle nie rozumiem całej tej sytuacji, bo pasujemy do siebie jak pięść do nosa, ale... Co mam niby zrobić? W najgorszym wypadku jakoś się pozbieram, jeśli... No wiesz.

— Przecież od początku próbowałem ci to powiedzieć — jęknął Syriusz. — To znaczy... W mojej głowie brzmiało to tak samo.

— To chyba masz jakieś zakłócenia na linii mózg-usta, bo zdecydowanie to tak nie brzmiało — prychnęła Amelia. — Beckett, pragnę cię od początku tej przemiany... — zakpiła, cytując jego słowa, a on wywrócił oczami i zrobił naburmuszoną minę.

— Bo to prawda. Po prostu nie chodzi tylko o to — stwierdził. — Też jestem zaskoczony, ale właściwie nawet da się z tobą pogadać. No i jesteś piekielnie inteligentna. No i... te jednorożce. — Zagwizdał, wpatrując się w klatkę piersiową Amelii, a ona nie miała wątpliwości, że jego myśli zboczyły na typowe dla Syriusza tory.

— Dzięki — zakpiła, wywracając oczami. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu.

— Beckett... Powinnaś naprawdę zacząć bardziej w siebie wierzyć — mruknął chłopak i nachylił się w jej stronę jeszcze mocniej, opierając łokcie na stole. — Nie spotkałem jeszcze kogoś tak zdeterminowanego, by spełnić marzenia i walczyć o swoje poglądy, co samo w sobie jest niezwykle podniecające. Poza tym kompletnie nie zwracasz uwagi na swój wygląd, ale musiałbym być ślepy, żeby nie zauważyć, że jesteś naprawdę śliczną dziewczyną. Nie powinnaś się czuć nieatrakcyjna czy nieciekawa.

— Syriusz... — wymamrotała Amelia, a on oparł głowę na dłoni.

— Wiem, że to brzmi jak tandetne wyznanie. Prawdopodobnie miałbym ochotę zwymiotować, gdyby nie była to prawda. Jeśli kiedykolwiek cię skrzywdzę, to będzie moja wina. Nigdy tego, że nie byłaś wystarczająco dobra. Przestań traktować wszystkie niepowodzenia w życiu, jako swoje porażki. Czasami problem leży w innych.

Krukonka westchnęła i zamrugała, czując jak łzy zbierają się w jej oczach. Nie spodziewała się, że — oprócz bycia zaskakująco poważnym — Syriusz zdoła także rozgryźć ją i stojące za jej zachowaniem zmartwienia. Najwyraźniej znał ją lepiej niż sądziła, co jedynie spotęgowało uczucie ulgi, rozlewające się po jej ciele. Żałowała, że nie zdobyła się na odwagę wcześniej, bo może nie dręczyłaby się negatywnymi myślami. Może nie próbowałaby przekonać siebie, że jego zainteresowanie nie ma prawa być czymś głębszym.

Wciąż pozostawała jednak sprawa jego własnych wątpliwości i lęków, które teraz były widoczne jak na tacy. Dziewczyna bała się porażki, ale on... On żył w cieniu swojej rodziny i jej przerażających poglądów. Mimo tego, że odcinał się od niej na każdym kroku, w jego głowie wciąż kłębiły się myśli pełne udręki. Bał się, że okaże się równie paskudny i zepsuty, co ona. Być może nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jego unikanie zobowiązań wiązało się z wewnętrznym przeświadczeniem o słabości, ale... Amelia nie miała wątpliwości, że on także się nie doceniał, nawet pomimo całej pewności siebie.

— Syriusz... — zaczęła ponownie. — Skoro już dotarliśmy do prawienia sobie morałów, może ty także powinieneś sobie uświadomić, że wcale nie jesteś zimnym draniem?

Gryfon odwrócił wzrok i skrzywił się nieznacznie, chociaż nie cofnął dłoni; zamiast tego ścisnął jej własną jeszcze mocniej, zdradzając swoje zdenerwowanie.

— Przyznaję, że przez jakiś czas uważałam twoje motywy za... co najmniej podejrzane — mruknęła i wzruszyła ramionami. — Ale nie mogę tak zwyczajnie wymazać z pamięci wszystkich sytuacji, w których miałeś okazję, by mnie zranić, a wciąż tego nie zrobiłeś.

— To co innego, bo wtedy... — wtrącił Syriusz, a ona posłała mu złowrogie spojrzenie.

— Skończ już z wymówkami i po prostu zaakceptuj, że wcale nie jesteś taki, jak oni. To twoje wybory determinują, kim jesteś i czym się staniesz. Przecież wiesz to najlepiej z nas wszystkich. Udowodniłeś to, odcinając się od rodziny. Zaufaj sobie i temu, że podejmiesz dobrą decyzję. Że będziesz miał odwagę, by to zrobić. — Uśmiechnęła się nieśmiało. — Nie zastawiałeś na mnie pułapki, nie jesteś moim idealnym księciem z bajki, ale... Gdybyś był inny, nie byłbyś sobą, a ja chyba naprawdę lubię to, kim jesteś.

Przez moment panowała cisza, a Syriusz przyglądał jej się z rozczuleniem, którego nie spodziewała się nigdy zobaczyć na jego twarzy.

— To najgłupsza rzecz, jaką słyszałem — powiedział w końcu, a jego głos zadrżał nieznacznie.

— No i widzisz, co ja muszę znosić?

Oboje zamilkli, chociaż wcale nie czuli się zdenerwowani czy pełni napięcia. Wprost przeciwnie — ich ciała rozluźniły się, powracając do stanu komfortu i ciepła, które towarzyszyło najbardziej przyjemnym sytuacjom. Amelia czuła się, jakby ogromny ciężar spadł z jej barków, a uśmiech błąkający się na ustach Syriusza jedynie utwierdzał ją w przekonaniu, że najgorsze mieli już za sobą.

— Black? Co to właściwie oznacza? W praktyce? — spytała cicho, a on uniósł brwi.

— A skąd niby mam wiedzieć? Nigdy nie zamierzałem się z kimś wiązać.

— No ale... Można to tak nazwać? Związkiem?

— Nie sądzę, żeby było inne wyjście. Ten cały Adam dalej się na ciebie gapi — burknął Syriusz, a ona parsknęła śmiechem.

— Adrian — poprawiła go i uniosła brwi z rozbawieniem. — Mam wrażenie, że gapi się na mnie, bo nie rozumie, dlaczego go odrzuciłam.

— Tajemnica stulecia.

Amelia ponownie zaśmiała się krótko, po czym przygryzła wargę.

— Nie będziesz się wstydził? — spytała nieśmiało, a on zamrugał zdziwiony. — No wiesz... Przyznać się do mnie.

— Żartujesz? Wszyscy będą mi gratulować zdobycia... niezdobytej twierdzy — odparł rozbawiony Syriusz, co zmusiło dziewczynę do wywrócenia oczami.

— No tak... Zapomniałam, jaki poziom prezentuje większość plotkarzy Hogwartu.

— Daj spokój. To nie jest tutaj istotne — stwierdził Syriusz, a ona wyjątkowo musiała się zgodzić.

W świetle całej ich rozmowy durne plotki nie miały znaczenia. Przynajmniej dla niej — już i tak wszyscy gadali o nagłej zmianie pozycji z prefekta naczelnego na zwykłego prefekta. Kiedy jednak patrzyła na uśmiechniętego Blacka, wszystko przestawało mieć znaczenie.

— Merlinie... Strasznie to wszystko dziwne — powiedziała, co spowodowało wybuch śmiechu ze strony Syriusza.

— Mi to mówisz? Nigdy nie sądziłem, że biblioteka może być tak seksowna. Tymczasem... — jęknął chłopak.

— Dobra, nie kończ — przerwała mu Amelia. — Uznajmy po prostu, że jakoś sobie poradzimy.

— No i to mi się podoba. Ale do tej biblioteki jeszcze wrócimy.

***

Dobra, trochę poleciałem z fluffem, ale... No, w końcu się doczekaliśmy i jesteśmy szczęśliwi. Co nie?

Generalnie smutno mi to mówić, ale zbliżamy się do końca. Jeszcze pewnie 4-5 rozdziałów i finito. Przynajmniej jeśli chodzi o "Czarno to widzę", bo planuję sequel... HUEHUE. Nie powiem nic więcej, bo nie.

Cieszycie się? Pytanie retoryczne, ale możecie odpowiedzieć. 

A. No i ten...

Dzięki, że jesteście. Naprawdę, serduszko mi rośnie jak sobie pomyślę, że pokochaliście tę historię tak, jak ja. Jesteście najlepsi! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro