#20. Duma i uprzedzenie
Syriusz posłał poirytowane spojrzenie Jamesowi, który od godziny nie przestawał mówić. Było to zjawisko całkiem powszechne, gdy chodziło o Pottera, ale Black naprawdę zaczynał mieć dość słuchania o niespodziewanym rozkwicie relacji przyjaciela z Lily Evans. Nie, wcale nie interesowało go, że ta ryża wredota okazała się niezwykle słodka i urocza. Jego myśli były za bardzo skupione na innej wredocie, która... Cóż, nie była ani słodka, ani urocza, gdy próbowała za wszelką cenę przekonać samą siebie, że wcale nie chciała poddać się pragnieniom.
Sprawy pogarszał fakt, że jej urażona duma także dawała o sobie znać; dziewczyna przegrała zakład, z czym nie mogła dyskutować, gdy zobaczyła swoją piegowatą twarz, wściekle czerwono-żółte usta i napis na czole: "Kocham Jamesa Pottera". Black wiedział, że wykorzystał moment jej słabości do bólu, jedynie utwierdzając ją w przekonaniu o słuszności podjętej przez nią decyzji, ale... Sam także był wściekły. Wściekły i odrzucony, chociaż pierwszy raz w życiu próbował zachować się przyzwoicie.
Tak, miała prawo się wściekać — nie mogła przecież wykonywać swoich obowiązków prefekta jak należy — ale to wciąż nie tłumaczyło to całości jej zachowania. Była cholernie irytująca. Black nie wiedział, co ma sądzić, ale zaczynał powoli tracić zmysły. Z jednej strony był przekonany, że nie uroił sobie blasku pożądania w oczach Beckett, a z drugiej... Z drugiej rozumiał, dlaczego wcale nie pragnęła jego bliskości. Umysł dziewczyny był w końcu skomplikowany — na tyle, że zapewne lista „za" i „przeciw" przypominała jeden z jej esejów.
Potrafiłby zaakceptować ciszę i dystans, gdyby nie fakt, że sam nie do końca rozumiał, dlaczego brakowało mu jej obecności aż tak mocno. Wpasowała się w jego życie, ale nie tylko — Remus nieustannie mamrotał, że bez niej cofa się w rozwoju, a James żałował, że nie ma kto mu pomóc w dalszym zdobywaniu Lily. Żaden nie zwracał uwagi na minę Syriusza, gdy tylko ktoś wspomniał jej imię. A może zwyczajnie starali się nie zauważać?
— James... — mruknął Remus i spojrzał dyskretnie w stronę Syriusza, gdy ten po raz kolejny westchnął ciężko, zamykając powieki ze złością.
— Co? — spytał zdziwiony Potter, po czym sam zerknął na swojego najlepszego kumpla. — Ach, to... Łapa, stary, wziąłbyś się w końcu w garść i poszedł z nią pogadać, zamiast obrzydzać życie innym.
— Nie chcę z nią rozmawiać — warknął Syriusz, zanim przemyślał sprawę.
Zarówno Luniaczek, jak i Rogacz parsknęli śmiechem, a on zrozumiał, do czego się przyznał. Wywrócił oczami i potarł czoło z irytacją.
— Zawsze możesz zachować się jak prawdziwy jaskiniowiec, przycisnąć ją do ściany i nie zważać na żadne protesty — zarechotał James, za co oberwał od Remusa książką po głowie. — Ej!
— Gdyby Amy tu była, zrobiłaby to mocniej — oświadczył prefekt. — Coś ty, zdurniał do reszty? Nigdy by się do niego nie odezwała, gdyby odwalił coś takiego.
Syriusz zacisnął usta, zdając sobie sprawę, że przyciśnięcie jej do regału w zapleczu klasy od eliksirów było właściwie dokładnie tym samym, co sugerował Rogaś. Może i do niczego jej nie zmusił, ale... Zdecydowanie wpłynął na zdolności logicznego myślenia.
— Tak ci się tylko wydaje. — James wzruszył ramionami. — Ale z drugiej strony... Naprawdę sądzisz, że nasza Panna Idealna zareaguje na coś innego niż terapia szokowa? Gdyby nie fakt, że musiała codziennie oglądać mnie w negliżu, zapewne nigdy nie zaczęłaby zachowywać się jak Syriusz.
— Tak, to na pewno twoja zasługa, Jamie — zakpił Remus i pokręcił głową. — Zobaczyła twojego penisa i doszła do wniosku, że czas zmężnieć.
Syriusz parsknął śmiechem, nawet mimo swego paskudnego humoru.
— Nie o to chodzi, Luniek! — warknął Potter. — Chodzi o to, że coś, co wcześniej wydawało jej się absolutnie przerażające, nagle stało się normalne. Znając jej podejście do życia, zapewne nigdy nie sądziła, że mogłaby tak po prostu się kimś zainteresować, bez całych fajerwerków i gromów z jasnego nieba. — Zamyślił się na chwilę. — Jak właściwie doszło do tego, że was tak trafiło?
Black nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Wbił wzrok w sufit i nawinął kosmyk włosów na palec, co tylko podsyciło irytację; jego włosy, choć do tej pory stanowiły powód do dumy, nijak nie wyglądały jak jej. Udał, że nie widział rozbawionych min przyjaciół i pogrążył się w myślach.
Wiedział, że jego fascynacja Beckett miała ogromny związek z tym, jak dobrze znał całe jej ciało. Jeszcze przed odwróceniem zamiany często zastanawiał się, jaka w dotyku byłaby jej skóra, gdyby przesuwał po niej własnymi palcami. Pozwalał swojej wyobraźni na zdecydowanie zbyt wiele, czego efekty teraz dawały się we znaki. Boleśnie.
Wciąż nie umiał powiedzieć, kiedy zaczął interesować się tym, kim była. Kiedy po raz pierwszy dostrzegł, że za maską kujonki kryła się całkiem zabawna, wrażliwa i piekielnie inteligentna dziewczyna? Był przekonany, że jej temperament ujawniał się tylko w przypadku łamania reguł szkolnych, ale przecież zdarzały się momenty, gdy puszczały mu nerwy i rzucał jakimś kąśliwym komentarzem. Nikt ze znajomych Beckett nie wydawał się tym zaskoczony, zupełnie jakby była to część normalności.
To ona okazała się lepszym naśladowcą. James i Remus mieli w tym swój udział, ale Syriusz Black wciąż pozostawał Syriuszem Blackiem, nawet jeśli w środku dziewczyna umierała ze wstydu i przerażenia. Dała sobie radę i, jakby tego było mało, wyciągnęła z czasu spędzonego w jego ciele naprawdę sporo. Uśmiechała się częściej, częściej żartowała, częściej...
Na gacie Merlina, zaczynał zachowywać się jak prześladowca. Wbrew temu, co sobie wmawiał, a przynajmniej próbował wmówić, szukał jej wzrokiem nie ze względu na fizyczny pociąg. Szukał jej, bo tylko tyle mógł zrobić, żeby wciąż mieć poczucie, że była częścią jego życia.
— James? — odezwał się cicho, zupełnie niepodobnym do siebie głosem. — Skąd wiedziałeś, że Lily to ta jedyna?
Potter otworzył usta ze zdziwieniem, po czym wymienił spojrzenia z Remusem.
— No wiesz, Łapa... Kiedy przez sześć lat nie jesteś w stanie zainteresować się żadną inną dziewczyną, sprawa wydaje się dość przesądzona — parsknął i mimowolnie zerknął w stronę swojej wybranki, zajętej czytaniem książki.
— Ale skąd wiedziałeś, że ci się nie znudzi? Że nagle nie zmienisz zdania?
— Dlaczego miałaby mi się znudzić, skoro jest idealna?
Syriusz westchnął jedynie, chociaż nie do końca mógł uwierzyć w to, że ktokolwiek uważał ryżą wredotę za chodzącą perfekcję.
— Jest idealna dla mnie, Łapciu — sprostował James, widząc jego minę, i wzruszył ramionami. — Wiem, że zawsze uważałeś związki za coś ograniczającego wolność, ale ja wcale nie czuję się przy Lily ograniczony.
— Nawet nie jesteś z nią w związku — zauważył Syriusz, a przyjaciel wyszczerzył zęby. — Zresztą to może być kwestia tego, że zawsze jesteś ograniczony.
— Black, to ty zachowujesz się jak uparty bachor, więc który z nas jest niby ograniczony? Ja chociaż próbuję coś zrobić i nawet zaczyna mi wychodzić — mruknął z zadowoleniem i ponownie spojrzał na dziewczynę. — Chyba powoli się do mnie przekonuje.
— Tak, wiemy — stwierdził Remus, wywracając wymownie oczami. — Wspominałeś o tym jedynie tysiąc razy.
— Zapomniałeś o tym razie w łazience na piątym piętrze — zakpił Black, a Lupin pokiwał głową.
— W takim razie tysiąc i jeden.
— Ale z was mendy — burknął James. — Człowiek nawet nie może być szczęśliwy, bo zaraz ktoś się przyczepi, zamiast wziąć się w garść i przestać zasłaniać się głupimi wymówkami, że związki to największe zło świata.
Syriusz posłał mu urażone spojrzenie, chociaż po części musiał się zgodzić. Przecież sam przyznawał, że czuł do dziewczyny więcej niż jedynie pociąg, a myśl o spędzeniu z nią czasu wcale nie wydawała się w jakimkolwiek stopniu ograniczająca. Tęsknota za nią, z drugiej strony...
— Co mam niby zrobić? — jęknął pokonany i usiadł na kanapie, opierając łokcie na kolanach. — Beckett też jest uparta i, niestety, w jej wizji świata nie ma miejsca na eksperymentalny związek z człowiekiem, który nie wie nawet, czy da radę nie złamać jej serca. I przestańcie w końcu wymieniać spojrzenia, jakbym postradał zmysły!
Na moment zapadła cisza. Syriusz zazgrzytał zębami, gdy zarówno Remus, jak i James dosiedli się do niego, a interwencja zawisła w powietrzu. Przynajmniej tak nazywały to współlokatorki Beckett, a Gryfon uznał określenie za całkiem trafne. Wiedział, że czekał go wykład, który zapewne miał na celu uświadomienie mu błędności jego postępowania. Wprost nie mógł się doczekać, aż otrzyma dziesiątki rad od wilkołaka-samotnika, który uważał się za zagrożenie dla jakiejkolwiek dziewczyny, a także od zakochanego desperata, który zaczął robić postępy dopiero wtedy, gdy Amelia nazwała go kretynem do kwadratu.
— Syriusz — zaczął z powagą James, a Black wywrócił oczami.
— Tak, kochanie? — zakpił, co spotkało się z cichym chichotem Remusa.
— Przyszło ci może do głowy, że Amy woli trzymać się od ciebie z daleka, bo podświadomie sam uważasz to za słuszną decyzję?
— Bo widzisz, Łapo... — wtrącił się Lupin. — Przed chwilą sam podałeś w wątpliwość swoją przyzwoitość. Dlaczego właściwie nie wierzysz, że dasz radę zachować się jak dobry człowiek? Szczególnie po tym, jak od tygodni robiłeś wszystko, żeby nie spieprzyć dziewczynie życia?
Syriusz otworzył usta, ale nie umiał znaleźć odpowiednich słów, by skomentować wypowiedź przyjaciela. Istniała ogromna różnica między przyzwoitością, o której mówił Remus, a utrzymywaniem stałego, szczęśliwego związku. Przecież... Przecież nie uważał się za złego, a jednak nie potrafił wyrzucić z głowy myśli, że Amelia Beckett zasługiwała na kogoś innego. Kogoś, kto wiedziałby, jak ją kochać.
Cholera jasna... Jeszcze kilkanaście sekund wcześniej był wściekły, że go unikała, ale wystarczyła chwila, by zmienił zdanie. Teraz był wściekły na siebie, bo to on był winien jej zachowania i wątpliwości. To, kim był i jakie poglądy wyznawał.
— Syriusz, nie musisz się jej od razu oświadczać. Ale byłbyś frajerem, gdybyś chociaż nie spróbował stworzyć z nią czegoś stałego — powiedział Remus, a James pokiwał głową.
— Dokładnie, stary. Nigdy wcześniej nie widziałem, żebyś odmawiał jakiejkolwiek dziewczynie chwili swojego czasu, a ostatnio nie robisz niczego innego. Na dodatek łazisz do biblioteki, po czym zmieniasz zdanie tuż pod drzwiami. — Potter wywrócił oczami. — Jeśli to nie jest oznaka, że powinieneś coś ze sobą zrobić, to ja nie powinienem nazywać się James Potter.
— Załóżmy, że faktycznie spróbuję — żachnął się Syriusz. — Już mówiłem Beckett, że wcale nie chodzi tylko o pożądanie, a ona...
— Powiedziałeś jej to?! Powiedziałeś, a ona wciąż sądzi, że chcesz ją wykorzystać?! — zdziwił się Remus, wywołując grymas na twarzy Blacka.
— A ty skąd wiesz, co ona sądzi?
Zapadła cisza, po czym Lupin wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco.
— Spotkałem ją w bibliotece i chwilę pogadaliśmy.
— Świetnie — burknął Syriusz. — Mówiła coś jeszcze? Może coś o tym, że jestem gnojem nad gnojami i...
— Zamknij jadaczkę — jęknął James i potrząsnął głową. — Wcale nic takiego nie powiedziała. Wyprzedzając twoje pytanie, byłem z Remusem. I nic ci nie wspominaliśmy, bo wiedzieliśmy, że jesteś idiotą i kompletnie źle zinterpretujesz jej słowa.
— A jak inaczej mogę...
— Zamknij się, Łapa! — powtórzył Potter. — Amy nie jest okrutną, pozbawioną serca wiedźmą. Bardziej niż o przegrany zakład wścieka się o to, w jaki sposób do tego doszło. Wybrałeś fatalny moment, stary. Oboje jesteście siebie warci, bo za nic nie kumacie własnych uczuć. Zamiast, jak normalni ludzie, zaakceptować, że jesteście sobą zainteresowani, zapieracie się na wszystkie strony, żeby broń Merlinie nie podjąć ryzyka. I tak geniuszu, tyczy się to także ciebie.
— Kiedy ja próbowałem ją przekonać, że...
— Że co? — wtrącił się Remus i uśmiechnął łagodnie. — Że oprócz tego, że chcesz ją przelecieć, całkiem ją lubisz? Może by zadziałało, gdybyś potem, w akcie zemsty, nie zmusił jej do chodzenia z tym durnym napisem na czole przez dwa dni.
Syriusz zacisnął zęby i, o zgrozo, zarumienił się wściekle, wywołując lawinę śmiechu ze strony przyjaciół.
— O, dawno nie widziałem cię w takim wydaniu — parsknął James. — Gdzieś się nauczył tak rumienić?
— Przyjaciele jak z koziej dupy trąba — oznajmił urażonym tonem Black.
— Tak, tak... Właśnie dlatego próbujemy ci uświadomić, że zabrałeś się za to przekonywanie od nie tego, co trzeba. Zamiast zaprosić dziewczynę na randkę, nasz Romeo komplementuje wielkość jej tyłka — zachichotał Remus, co wcale nie sprawiło, że Black poczuł się lepiej.
— Już byłem na jednej randce z Beckett i...
— I co?
Syriusz skrzywił się mocno, gdy zdał sobie sprawę, że w zasadzie to świetnie się na niej bawił. Był to pierwszy moment, kiedy faktycznie udało im się tak naprawdę porozmawiać, bez wdania się w burzliwą kłótnię.
— Może faktycznie nie byłby to głupi pomysł. Tylko teraz jest już chyba za późno.
— Daj jej czas. — James wzruszył ramionami. — Zaraz piątek, będzie musiała się do ciebie odezwać. Poza tym McGonagall zaczyna przebąkiwać coś o tych waszych korepetycjach. Powstrzymaj się od robienia głupot, to może Amy zrozumie, że faktycznie... całkiem ją lubisz.
Syriusz wywrócił oczami, ale w duchu zdecydował się skorzystać z rady przyjaciela. Co miał do stracenia? Nic, poza godnością. A na co mu godność, skoro i tak nie potrafił zapomnieć o Beckett?
***
Amelia miała ochotę porwać trzymany przez nią list na kawałki. Wściekłość gotowała się w niej, gdy po raz kolejny wczytywała się w treść krótkiej wiadomości od jej rodziców. Wiedziała, że — prędzej czy później — dowiedzą się o utracie stanowiska Prefekt Naczelnej, ale naprawdę nie sądziła, że wykorzystają ten fakt, by sprowadzić ją do miana bezużytecznej osoby, nadającej się jedynie do zamążpójścia i rodzenia dzieci.
Wciąż miała przecież doskonałe wyniki w nauce. Wciąż była uważana za jedną ze zdolniejszych czarownic w szkole, a degradacja nic nie zmieniała, wbrew temu, co matka zawarła w liście. Jakby tego było mało, wciąż musiała ustalić z Blackiem schemat ich powtórek.
Beckett z wściekłością zmięła kartkę w dłoniach i wrzuciła ją do niedojedzonej owsianki, z satysfakcją obserwując, jak nasiąka mlekiem.
— Oho, ktoś tu jest solidnie wkurzony — zakpiła Melinda i zacmokała. — Co tam?
— Nic takiego. Najwyraźniej jestem życiową porażką. — Amelia wywróciła oczami i westchnęła. — Straciłam apetyt. Idę do biblioteki.
Zanim przyjaciółka zdążyła ją zatrzymać, dziewczyna wstała i ruszyła w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. Nie miała zamiaru zagrzebać się pod stertą książek i zignorować szalejącej w jej ciele wściekłości, ale potrzebowała momentu samotności.
Listy rodziców zawsze zostawiały ją z porażającym uczuciem bezsilności i upokorzenia, niezależnie od tego, czego dotyczyły. Nawet pochwały potrafiły zabrzmieć jak najgorsze obelgi, bo dotyczyły rzecz, które niestety nie wpasowywały się w światopogląd państwa Beckettów.
Zacisnęła powieki, zdając sobie sprawę, że odziedziczyła po nich więcej niż by chciała. Ona także nie umiała wyjść zza ram, które sama sobie narzuciła. Coraz częściej zaczynała dostrzegać błędność swojego zachowania, ale... Ale zwyczajnie nie wiedziała, jak przyznać się do tego, że wcale nie miała racji. Ba, nie była pewna, czy faktycznie popełniła błąd.
Jednak za każdym razem, gdy Syriusz spoglądał w jej stronę i przyłapywał ją na wpatrywaniu się w niego z niezbyt inteligentnym wyrazem twarzy, ciepło zalewało jej ciało. I wcale nie był to efekt skrajnego zawstydzenia, a raczej uśmiechu, jaki pojawiał się na jego ustach. Była głupia, sądząc, że zdoła go unikać. Najwyraźniej była także głupia, wmawiając sobie, że nie czuł do niej nic poza pożądaniem, choć powiedział jej, że było inaczej. Wolała wmawiać sobie, że była to sprytna próba przekonania jej do zmiany zdania, ale...
Ale przecież Syriusz nie kłamał. Można było zarzucić mu wiele rzeczy, ale nigdy nie posunąłby się do zastosowania tak głupiej, niedojrzałej i obrzydliwej zagrywki. Zrozumiała to jednak na tyle późno, że kompletnie nie wiedziała, jak wybrnąć z tej chorej sytuacji, w którą sama siebie wpędziła.
Była dumna, zbyt dumna, by tak zwyczajnie podejść do niego i przyznać, że tak, jak większość dziewczyn w Hogwarcie, padła ofiarą jego uroku. Bała się jego reakcji, bo... Cóż, Syriusz Black lubił napawać się czyimś zażenowaniem. A nie miała wątpliwości, że czułaby się zażenowana, przyznając się do posiadania uczuć, o które nigdy by siebie nie podejrzewała. Nie względem niego.
Zatrzymała się w pół kroku, gdy niemalże wpadła na innego ucznia. Zmarszczyła brwi, gdy zauważyła, że znalazła się w samym środku kółka, stworzonego przez podnieconych gapiów. Westchnęła ciężko i zaczęła przedzierać się przez ścianę ludzi, by dotrzeć do źródła zamieszania. Na wszelki wypadek wyciągnęła różdżkę; podobne sytuacje w Hogwarcie zazwyczaj oznaczały kłopoty.
Zamarła, gdy jej wzrok padł na Syriusza, mierzącego wściekłym spojrzeniem swojego brata — Regulusa. Ślizgon stał z ramionami skrzyżowanymi na piersi i uśmiechał się kpiąco, a Amelia momentalnie poczuła chęć, by zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy.
— Bracie, matka wyraża nadzieję, że pójdziesz po rozum do głowy i przestaniesz w końcu przynosić wstyd naszemu nazwisku — powiedział Regulus. — Zdajesz sobie sprawę, że zadawanie się ze zdrajcami krwi czyni cię jeszcze gorszym niż oni?
— Jeśli ktoś tutaj jest zdrajcą krwi, jesteś to ty i nasza szajbnięta rodzina — odparł Syriusz, a jego wzrok przesunął się z brata na tłum gapiów.
Kiedy zauważył Amelię, zacisnął zęby i na moment przymknął powieki. Wstydzi się, uświadomiła sobie dziewczyna i wkroczyła między braci.
— Co tu się dzieje? — spytała najbardziej surowym tonem, na jaki było ją stać.
Regulus zacmokał i spojrzał na Syriusza ponad jej ramieniem.
— Od kiedy gustujesz w czystokrwistych pannach, bracie? — powiedział z rozbawieniem, po czym zmarszczył brwi. — Chociaż akurat ona nie jest zbyt dużym postępem. Mimo to lepsza Beckett niż jakaś szlama.
— Minus piętnaście punktów od Slytherinu — warknęła Amelia. — Jeśli jeszcze raz użyjesz tego określenia, będzie kolejne tyle.
Regulus posłał jej niechętne spojrzenie, po czym zakołysał się na piętach i wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu, który sprawił, że przystojna twarz zaczęła wyglądać iście potwornie.
— Jeśli nie pojawisz się w domu na święta, matka nie da ci kolejnej szansy na naprawienie błędów — oświadczył Ślizgon. — Radziłbym skorzystać z okazji, jeśli nie chcesz oficjalnie stać się plamą na honorze rodu Blacków.
— Powiedz matce, że może się swoim miłosierdziem co najwyżej podetrzeć — odparł Syriusz i odwrócił się na pięcie.
Nie zważając na tłum uczniów, ruszył w głąb korytarza, rozpychając się barkami na prawo i lewo. Amelia przez moment rozważała szaleńczą pogoń za chłopakiem, ale zdecydowała, że najpierw powinna zająć się rozproszeniem zgromadzenia.
— Na co czekacie?! Nie macie, co robić? — spytała stanowczo, a Regulus prychnął kpiąco, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić.
— Biegnij za nim, Beckett. Jesteście siebie warci.
— Ty za to nie jesteś wart czegokolwiek — odwarknęła ze złością.
Zanim zdążyła się powstrzymać, faktycznie pobiegła za starszym z Blacków. Wiedziała, że ciężko jej będzie nadrobić utracony dystans, ale okazało się to nie być wcale trudne. Gryfon opierał się o ścianę kilka korytarzy dalej i oddychał ciężko. Jego oczy były zamknięte, ale grymas na twarzy zdradzał, że wcale nie czuł się spokojny i odprężony.
— Syriusz? — zaczęła niepewnie, ale on nie poruszył się nawet o milimetr.
Podeszła bliżej i z wahaniem dotknęła jego przedramienia. Nie spodziewała się, że zareaguje, a już na pewno nie w taki sposób. Tymczasem Black przyciągnął ją bliżej i zamknął w szczelnym uścisku, który momentalnie sprawił, że ciepło ogarnęło całe jej ciało. Objęła go bez zastanowienia i oparła policzek na jego klatce piersiowej, decydując, że kompletnie nie obchodziło ją, czy ktokolwiek ich zobaczy.
— Nienawidzę ich, Amy — wymamrotał Syriusz i przytulił ją jeszcze mocniej. — Tak bardzo się ich wstydzę... Wstydzę się tego, co zrobili z moim bratem. Wstydzę się tego, że nie umiałem ich powstrzymać. Wstydzę się...
— Syriusz... — przerwała mu i odsunęła się nieco, by spojrzeć mu w oczy. — Nie obwiniaj się za coś, czemu zwyczajnie nie mogłeś zapobiec. Nie powinieneś w ogóle mierzyć się z takim decyzjami. Nie powinieneś...
Położył jej palec na ustach, a ona ucichła, bojąc się poruszyć. Nie odsunęła się, gdy przesunął opuszką po jej dolnej wardze ani nawet wtedy, gdy chwycił jej twarz w dłonie i nachylił się, opierając swoje czoło o jej.
— Nie powinienem robić wielu rzeczy, a i tak nie umiem się powstrzymać — powiedział cicho. — Żałuję tylko, że potrzeba było mojego brata, żebyś się do mnie odezwała.
Amelia spuściła wzrok zmieszana, a dłonie Syriusza przesunęły się z powrotem na jej talię, ponownie przyciągając ją bliżej. Nie zaprotestowała, chociaż bała się, że właśnie przegapiła okazję, by powiedzieć mu, jak ciężko było jej zachować dystans.
Trwali tak przez kilka minut, aż w końcu Black odsunął ją łagodnie i pocałował w czoło.
— Dziękuję. Potrzebowałem tego — powiedział, po czym, jakby nigdy nic, wsadził ręce do kieszeni i odszedł, zostawiając ją samą.
Jej serce biło szybko, a miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się jego usta, mrowiło przyjemnie. Ona także tego potrzebowała, chociaż nie miała pojęcia, jak mocno.
***
Uwaga, będę nieskromna: uwielbiam tę końcówkę! Chyba jeszcze nie było to takiego fluffu w tym fanfiku, ale... MERLIN, I'M LIVING FOR IT!
Nie no, myślę, że teraz to już chyba z górki.
CHYBA. Zobaczymy, co moja wewnętrzna #królowadram na to XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro