Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2. Początek końca

Amelia biegła przez korytarze, skręcając to w lewo, to w prawo, bez nawet najmniejszego wysiłku. Ciężko było jej to przyznać, ale kondycja Blacka miała się naprawdę doskonale, czego zresztą spodziewałaby się po kimś, kto grał w Quidditcha. Nie, żeby latanie na miotle było specjalnie wymagające, gdy chodziło o wytrzymałość. Gryfon wydawał się jednak nie zgadzać z tym zdaniem, bo — wbrew swojemu zamiłowaniu do spania i spóźniania się na zajęcia — często widziała go przez okno, gdy biegał po Błoniach. Oczywiście uznawała to za nieszczęśliwy przypadek.

Miała ochotę podziękować za tę wybitną kondycję, bo przynajmniej dawała jej ona szansę na dotarcie do Wieży Ravenclawu, zanim Black zdąży zrobić coś głupiego. Nie spodziewała się jednak, że spotka go dużo, dużo szybciej, ale gdy na jednym z korytarzy spostrzegła swoje własne ciało, stanęła jak wryta.

Jeśli ktoś poprosiłby ją o wskazanie najdziwniejszego uczucia na świecie, zapewne wymieniłaby właśnie to. Nie potrafiła opisać, co zaczęło kotłować się w jej wnętrzu, gdy powoli mierzyła wzrokiem sylwetkę dość wysokiej dziewczyny, ubranej w zwyczajowy, szkolny mundurek i uczesanej w najbrzydszego kucyka, jakiego widziała. Twarz uczennicy wyglądała niesamowicie znajomo, ale prawdziwa Amelia nigdy nie uśmiechała się w ten sposób — nieco kpiący, ale jednocześnie niezwykle figlarny. W zasadzie potrafiła wskazać tylko jedną osobę, która opanowała ten wyraz do perfekcji. I tak się składało, że akurat przebywała w ciele tej konkretnej jednostki.

— Black! — wrzasnęła wściekle, a dziewczyna, to znaczy Syriusz, spojrzał na nią z paniką, której powód Amelia zrozumiała, gdy tylko zza zakrętu wyłoniła się Melinda, jej współlokatorka.

— A tobie co odbiło? — zdziwiła się Mel, zapewne nie widząc żadnego sensu w wykrzykiwaniu swojego własnego nazwiska na cały korytarz.

Black posłał jej wściekłe spojrzenie i poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa. Amelia odchrząknęła, próbując znaleźć wytłumaczenie dla swojego dziwacznego zachowania, ale jej umysł odmówił współpracy.

— Źle się dzisiaj czuję — wymamrotała w końcu i obserwowała, jak na jej dotychczasowej twarzy pojawia się niewyobrażalne cierpienie.

Melinda raczej nie uwierzyła w to zapewnienie, bo przez moment przyglądała się Amelii z powątpiewaniem, aż w końcu pokręciła głową i odwróciła się na pięcie.

— Chodźmy, Amy — powiedziała do Syriusza, ale chłopak nie ruszył się z miejsca.

— A może Black odprowadziłby mnie do Skrzydła? Skoro sam też źle się czuje...

Jego prośba wywołała na twarzy Melindy czysty szok, który z kolei wzbudził w Amelii panikę. W życiu nie zaproponowałaby czegoś tak niedorzecznego, a jej przyjaciółka musiała o tym wiedzieć. Cholera jasna, czy Gryfon chociaż raz nie mógł użyć mózgu?!

— Beckett, naprawdę musi być coś z tobą nie tak, skoro gadasz takie bzdury — mruknęła kpiąco, mając szczerą nadzieję, że brzmi chociaż trochę jak chłopak.

— To twoja wina, imbecylu! — zawołała Melinda. — To przez twoje zaklęcie coś jej się stało!

Amelia poczuła przemożną chęć, aby spojrzeć na Blacka tryumfalnym wzrokiem, ale byłoby to zdecydowanie nie na miejscu. Wszakże jej przyjaciółka nie wiedziała nic o zamianie ciał, chociaż zauważyła, że coś było nie w porządku. Jak mogła zresztą nie zauważyć, jeśli chłopak zachowywał się kompletnie jak nie ona.

— Tym bardziej powinien iść ze mną. Jeśli to coś poważnego, Madame Pomfrey powinna chociaż wiedzieć, co to za zaklęcie — powiedział Black, z czym ciężko było dyskutować którejkolwiek z dziewcząt. — Poradzę sobie, naprawdę.

Amelia uznała, że nie musi protestować, bo argument podany przez chłopaka zawierał w sobie całkiem sporo logiki. Skrzywiła się jednak tak na wszelki wypadek i to właśnie ten gest pozwolił Melindzie uwierzyć, że faktycznie mogła zostawić przyjaciółkę. Och, gdyby tylko wiedziała, że spędziła cały poranek w towarzystwie Syriusza Blacka, który zapewne nie omieszkał wykorzystać tej sytuacji w niecny sposób.

Gdy dziewczyna zniknęła za zakrętem, Amelia oparła się o ścianę i wzięła głęboki wdech, zaciskając mocno powieki.

— Błagam, nie rób takich min — jęknął chłopak, przyglądając się jej krytycznym wzrokiem. — Wyglądam wtedy jak kretyn.

— Zawsze tak wyglądasz — odwarknęła dziewczyna i zmusiła się do otworzenia oczu.

Przyglądanie się jej własnej twarzy, na której widniał wyraz wściekłości, także nie było niczym przyjemnym. Amelia często patrzyła się na Blacka dokładnie w ten sam sposób, ale nigdy nie zdawała sobie sprawy z tego, jak dokładnie wtedy wyglądała — a wyglądała naprawdę przerażająco. Może dlatego uczniowie uciekali przed nią w popłochu, gdy ktoś zdołał ją zdenerwować?

— Co. Żeś. Zrobił?! — wydarła się po chwili ciężkiej ciszy, a Syriusz skrzywił się paskudnie.

— Widocznie razem z cudowną osobowością zabrałaś do mojego ciała także swoje płuca. Chyba nigdy nie wydarłem się na nikogo z taką głośnością — mruknął, a Amelia tupnęła nogą, co sprawiło, że chłopak spojrzał na nią z przerażeniem. — Czy ty postradałaś zmysły?! Syriusz Black nie tupie nogą! Syriusz Black...

— Będzie martwy, jeśli natychmiast nie wytłumaczy mi, dlaczego obudziłam się dzisiaj w jego łóżku! — przerwała mu Amelia, a chłopak uśmiechnął się w sposób, który wywołał u niej mdłości.

Może i Syriusz Black nie tupał nogą, ale Amelia Beckett na pewno nie patrzyła na ludzi z tak lubieżnym wyrazem twarzy.

— Och, no wiesz... Zazwyczaj żadna nie ma co do tego wątpliwości.

— BLACK!

— No i masz swój powód.

Dziewczyna wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić, co działało do czasu, gdy nie spojrzała na szeroki uśmiech zdobiący jej prawdziwą twarz. Czym ona sobie zasłużyła na takiego pecha?! Nie dość, ze musiała użerać się z Blackiem każdego dnia swojej kariery prefekta, to jeszcze teraz musiała użerać się także z życiem w jego ciele?! Na domiar złego, jej pęcherz zaczynał przypominać balon, grożący eksplozją w dowolnym momencie.

— Lepiej zacznij się tłumaczyć. Spieszy mi się — burknęła i przestąpiła z nogi na nogę, czując silne parcie.

Syriusz parsknął śmiechem i oparł się z nonszalancją o ścianę. Szczerze powiedziawszy, Amelia zaczęła żałować, że sama nie miała tyle pewności siebie, aby chodzić po szkole z wysoko uniesioną głową i zawadiackim uśmiechem. Cholera jasna, Black nie przebywał w jej ciele nawet dzień, a zdołał sprawić, że — w jakiś dziwaczny sposób — wyglądała sto razy atrakcyjniej niż zwykle. I to jeszcze w tym paskudnym kucyku, który sterczał po lewej stronie głowy. Za to ona na pewno sprawiła, że wspaniały Syriusz Black wyglądał jak zahukany kujon, którym zdecydowanie nie był.

— Gdzie mogłoby ci się spieszyć o siódmej rano? — spytał chłopak kpiącym tonem. — Pomyślmy...

— To nie jest śmieszne — burknęła Amelia, a on zachichotał.

— Trochę jest. Śmieszne i perwersyjne, jeśli chcesz znać moje zdanie. W życiu nie spodziewałbym się, że akurat ty będziesz trzymać w dłoni...

— ZAMKNIJ SIĘ! — pisnęła Beckett, łapiąc się za głowę. — Ja naprawdę nie chcę o tym myśleć! A już na pewno nie chcę tego robić!

— Jesteś strasznie dziwna. Taka okazja się więcej nie powtórzy, Panno Nadęta. Ja, na przykład, zamierzam w pełni wykorzystać sytuację i...

— Nie kończ tego zdania, bo przysięgam, że twoje ciało nie wróci do ciebie w całości! — warknęła Amelia, ale Syriusz kompletnie się tym nie przejął.

— Zmienisz zdanie, jeśli odważysz się spojrzeć w dół. — Puścił jej oczko, ku zgrozie Krukonki.

— Obrzydlistwo. I przestańmy marnować czas! Nie uważasz, że powinniśmy poszukać sposobu, aby odwrócić to cholerne zaklęcie?!

Black przez moment nic nie mówił, ale jego uśmiech znacząco zmalał. W gruncie rzeczy chłopak zaczął wyglądać, jakby coś bardzo go zmartwiło.

— Widzę w tym wszystkim tyci, malusieńki problem — mruknął po chwili. — Nie mam bladego pojęcia, co właściwie się stało. Próbowałem jedynie zamienić Snape'a w kanarka.

Amelia otworzyła usta w szoku i pokręciła głową z niedowierzaniem. To nie mogło dziać się naprawdę... Nawet Black nie był aż takim idiotą, aby spartaczyć proste zaklęcie — a przynajmniej tak jej się wydawało. Najwyraźniej jednak przeceniła jego możliwości, chociaż graniczyło to z cudem.

— Chcesz powiedzieć, że nie tylko nie masz pojęcia, jak odwrócić naszą sytuację, ale też nie wiesz, w jaki sposób do niej doszło?

— Tak. Cieszę się, że nadążasz, Beckett — odparł Black i uśmiechnął się kpiąco.

Nie wyglądał na nawet odrobinę przejętego swoją własną głupotą, ale to akurat nie powinno jej dziwić. Musiał w końcu zmagać się z nią na co dzień, co stanowiło nie lada wyzwanie. Czy nie powinien być jednak zdeterminowany, aby powrócić do własnego ciała? Przecież wiedział, że ktoś taki, jak Amelia Beckett nie zdoła nabrać całej szkoły, że naprawdę jest Syriuszem Blackiem.

— Musimy iść z tym do McGonagall — powiedziała spanikowana dziewczyna i zacisnęła dłonie w pięści. — Ona będzie wiedziała co zrobić ze spartaczoną Transmutacją.

— Zwariowałaś? — syknął Black, a ona posłała mu wściekłe spojrzenie. — Jeśli ona dowie się w jakich okolicznościach do tego doszło, wylecimy ze szkoły. Oboje.

— Niby dlaczego?!

— Bo jako Prefekt Nadęta masz obowiązek zgłaszać każdy incydent rzucania zaklęć na korytarzach, nie mówiąc już o pojedynkach.

— Chciałam jej powiedzieć — oburzyła się Beckett, a Syriusz wywrócił oczami.

— Ale tego nie zrobiłaś. Myślisz, że dobre chęci coś zmienią?

Nie, wcale tak nie myślała. Sama nie raz powtarzała, że łamanie regulaminu, nawet w szlachetnej sprawie, wciąż stanowiło wykroczenie. McGonagall wyznawała podobne podejście.

— Poza tym, ja naprawdę nie chcę wylecieć ze szkoły, chociaż zapewne ciężko ci w to uwierzyć — dodał Black, a Amelia zmarszczył brwi.

— Dlaczego więc zachowujesz się jak skończony kretyn?

— Z tego samego powodu, dla którego ty czcisz regulamin. Taki już jestem. — Chłopak wywrócił oczami i westchnął. — Serio, Beckett... Spróbujmy chociaż znaleźć rozwiązanie na własną rękę.

— To fatalny pomysł... — mruknęła dziewczyna i podrapała się po głowie. — Sądzisz, że nikt się nie zorientuje?

— Nie wiem, jak ty, ale ja nie powinienem mieć problemów z udawaniem szajbniętej kujonki.

Amelia posłała mu wściekłe spojrzenie, na co on uśmiechnął się czarująco — kompletnie nie w jej stylu. Po raz kolejny musiała przyznać, że z takim wyrazem twarzy wyglądała naprawdę ładnie. Nie, żeby umiała go powtórzyć. Nie zamierzała nawet próbować, dopóki nie wróci do swojego ciała — wolała nie ryzykować.

— Black, zrobiłeś sobie kitkę z lewej strony głowy, zamiast na środku. Jestem pewna, że Melinda zdążyła już pomyśleć, że jestem lesbijką, a pod koniec tygodnia nie będę nawet... — dziewczyna urwała i spłonęła rumieńcem, co Gryfon przyjął z przerażeniem.

— Przestań się rumienić jak jakaś... — powiedział, po czym jego oczy rozszerzyły się w szoku. Chwilę później korytarz rozbrzmiał jego szaleńczym śmiechem. — A ja myślałem, że cicha woda brzegi rwie — jęknął z rozbawieniem. — Tymczasem okazuje się, że owa woda jest czysta jak łza!

— To nie jest śmieszne, ty kretynie! — warknęła Beckett i zrobiła krok w stronę Syriusza. — Tylko spróbuj coś zrobić, a przysięgam, że ci nogi z dupy powyrywam!

— Nie sądzę. Musiałabyś mnie dotknąć — odparł uwodzicielskim tonem, który zabrzmiał... cóż, tak, jak Amelia zawsze chciała brzmieć.

Brakowało jej jedynie odwagi i umiejętności, ale fakt, że najwyraźniej problem nie leżał w fizycznych możliwościach ciała, a jedynie w psychice dziewczyny, nieco poprawił jej humor. Może kiedyś... Może kiedyś się uda? O ile tylko przeżyje tę chorą zamianę.

— Black... Dobrze ci radzę. Przestań zachowywać się, jak... no, ty. Inaczej wszyscy się zorientują — powiedziała poważnie, ignorując swoje przemyślenia.

— No i vice versa, Beckett. Jeśli będziesz się czerwienić tak, jak przed chwilą, nikt ci nie uwierzy. Oczywiście James i tak się zorientuje. Jest praktycznie moim bratem. Zresztą pozostali też szybko załapią, że coś jest nie tak... — mruknął Syriusz i zmarszczył brwi. — Chyba powinniśmy im po prostu powiedzieć.

Amelia skrzyżowała ręce na piersi, wbijając w niego gniewny wzrok.

— Serio? A co z twoją gadką, że nikt nie może się o tym dowiedzieć?

— Oni i tak się dowiedzą — odparł zirytowany Gryfon. — Poza tym są rzeczy, których, z kolei, nie powinnaś wiedzieć ty.

— Jeśli masz na myśli wszystkie wasze nielegalne akcje, to tym bardziej powinnam wiedzieć!

— Nie, Beckett. Wykluczone. Może i spieprzyłem zaklęcie, ale na pewno nie zawiodę zaufania moich kumpli, bo ty masz fioła na punkcie zasad — oświadczył Black, a ona wypuściła ze świstem powietrze. — Jeśli cię to usatysfakcjonuje, możemy powiedzieć także twojej przyjaciółeczce.

— Absolutnie wykluczone — zaprotestowała od razu dziewczyna, co wzbudziło ciekawość chłopaka. — Melinda cię nie cierpi. Jeśli nie chcesz, aby potraktowała cię jakąś klątwą, lepiej siedź cicho i przestań ją podrywać.

— Do ciebie też nikt sympatią nie pała...

— Zamknij się.

— Podoba mi się ten władczy ton. Chyba będę musiał zacząć go używać, kiedy wrócę do swojego ciała — zaśmiał się chłopak i przekrzywił głowę. — W gruncie rzeczy to ty też będziesz go potrzebować, jeśli chcesz, żeby moje liczne adoratorki zostawiły cię w spokoju.

Amelia poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że Black faktycznie nie stronił od towarzystwa dziewcząt. Ile to razy przyłapała go w jakiejś opuszczonej klasie z rozpiętą koszulą i dziewczyną siedzącą mu na kolanach... Chyba nie oczekiwał od niej, że będzie kontynuowała takie praktyki?

— Wyluzuj — rzucił lekkim tonem Syriusz i wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Nikt nie będzie cię napastował, o ile sama o to nie poprosisz. Możesz mi wierzyć.

Co dziwne, naprawdę chciała mu uwierzyć. Nie potrafiła sobie wyobrazić nawet nadchodzącego dnia, a co dopiero kolejnych, spędzonych w ciele Gryfona. Najchętniej zamknęłaby się w dormitorium albo Skrzydle Szpitalnym pod pretekstem grypy albo czegoś równie banalnego, o ile tylko dałoby jej to przepustkę do samotności.

Niestety były to tylko mrzonki, niemające zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, która rysowała się w zgoła innych barwach — wyglądała jak Syriusz Black i, co gorsza, musiała się tak zachowywać. A Black nigdy nie uciekał przed wyzwaniem.

— Radziłbym ci pójść do łazienki. Słyszałem, że pęknięcie pęcherza to nic przyjemnego. Pamiętaj tylko, że nie sikam na siedząco! — zaświergotał wesoło Gryfon i poklepał ją po ramieniu, odchodząc tam, skąd przyszedł.

A ona została sama ze świadomością, że miał, skubaniec, rację. Przyszedł czas, aby wziąć sprawy we własne ręce. Dosłownie

***

Witojcie. 

Ogłoszenie parafialne: mam nadzieję, że przeczytaliście opis, bo napisałam tam, że rating tej historii może się zmienić na "M". To znaczy, zapewne tak będzie. Żeby nie było, nie zamierzam tutaj tworzyć jakiegoś pornosa, ale dla bezpieczeństwa młodszych czytelników - lepiej, żeby było. Nie zmienia to faktu, że postaram się oddzielić takie sceny od reszty rozdziałów. Jak ktoś nie będzie chciał czytać - nie musi :)

Za to nie wyrzucę tych wszystkich dwuznaczności i sugestii, które chyba muszą się pojawić, ze względu na naturę mojego Syriusza i całą sytuację. No jak miałoby ich nie być? 

Koniec ogłoszenia parafialnego. 

Mam nadzieję, że Was nie odstraszyłam. A jak tak, to przepraszam. Mogłam przemyśleć sprawę szybciej, ale myślenie bywa ciężkie. No. 

A poza tym jak wrażenia? :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro