#19. (Nie tylko) pożądanie
Amelia jeszcze nigdy nie była aż tak rozdarta pomiędzy tym, co słuszne a tym, czego pragnęło jej serce. A może to wcale nie serce? Może coś znacznie bardziej prymitywnego, do tej pory trwającego w uśpieniu? Naprawdę nie umiała stwierdzić, jaka była przyczyna tego cholernego zainteresowania Syriuszem Blackiem, ale nie miała wątpliwości; pomimo wszelkich logicznych argumentów, przemawiających za tym, że powinna trzymać się od niego z daleka, wciąż przyłapywała się na spoglądaniu w jego stronę, gdy tylko nadarzała się okazja.
Traciła powoli zmysły. Minął zaledwie tydzień od ich rozmowy w bibliotece, ale przez ten czas zdołała wykształcić zadziwiającą czułość na wszystko, co z nim związane. Umiała powiedzieć, kiedy wchodził do pomieszczenia, jeszcze zanim otrzymała na to niepodważalny dowód. Czuła jego spojrzenia na swoich plecach, nawet jeśli sama robiła wszystko, by na niego nie zerknąć.
Jeszcze kilka tygodni wcześniej z premedytacją wprowadzał ją w stan skrajnego zawstydzenia, żeby wywołać irytację. Robił to dla zabawy, o czym doskonale wiedziała i zapewne dlatego czuła się jedynie zażenowana, a nie... głęboko poruszona. Wtedy w bibliotece zrozumiała, że zabawa się skończyła, a w jego oczach błyszczała szczerość, której intensywność niemalże odebrała jej dech w piersiach.
Patrzył na nią tak, jakby jej potrzebował. Coś w jego spojrzeniu rozpalało ją od środka, parząc jednocześnie skórę. Amelia była przekonana, że nikt wcześniej nie przyglądał jej się z taką intensywnością. Przez moment myślała nawet, że to właśnie dlatego nie umiała o nim zapomnieć, ale w ogólnym rozrachunku przyczyna nie miała żadnego znaczenia.
Liczył się tylko fakt, że najwyraźniej ona także go potrzebowała, chociaż zupełnie nie wiedziała do czego i jak powinna sobie z tym fantem poradzić. Była pewna tylko jednego — absolutnie nie mogła poddać się magnetycznemu przyciąganiu. Musiała znaleźć siłę, aby zwyczajnie przeczekać. Zauroczenia zazwyczaj mijały, przynajmniej z tego, co zaobserwowała na przykładzie swoich koleżanek. Tak długo, jak trzymała się z daleka, była względnie bezpieczna.
Problem polegał jednak na tym, że wcale nie mogła trzymać się z daleka. Nie ze szlabanem, który w końcu miał się rozpocząć. Profesor McGonagall wspaniałomyślnie pozwoliła Syriuszowi rozpocząć szlaban później, aby zdążył przyzwyczaić się do powrotnej zmiany. W międzyczasie uznała jednak, że Amelia powinna ten szlaban nadzorować. Tym samym wyznaczyła jej karę równoznaczną z tą chłopaka i skazała na istne męki. Jakby sama konieczność prowadzenia korepetycji, nie byłą wystarczającą udręką.
Beckett kompletnie nie wiedziała, jak udać, że ich relacje wcale nie były niezręczne i pełne napięcia. Nie liczyła na jakąś drastyczną zmianę w tej kwestii; Black, chociaż wyraźnie próbował powrócić do normalnego, flirciarskiego zachowania, wciąż przyglądał się Krukonce tak samo intensywnie, jak wcześniej. Tracił zainteresowanie swoimi koleżankami, gdy tylko w pobliżu pojawiała się ona. I wcale nie musiała znać się na związkach, żeby dostrzegać w jego oczach to samo szaleństwo, które trawiło jej własne.
— Będziesz spóźniona, jeśli się zaraz nie ruszysz — uświadomiła ją Melinda, a Amy jęknęła, zakrywając oczy dłonią.
Gdyby tylko spóźnienie oznaczało, że spędzi z nim mniej czasu, byłaby gotowa zapomnieć o własnej zasadzie punktualności. Niestety McGonagall przekazała jej dokładne wytyczne — trzy godziny i ani minuty mniej.
— Za jakie grzechy — wymamrotała do siebie samej i podniosła się z kanapy z energią ślimaka.
— Nie wiem, co ty tam wyprawiałaś z ciałem Blacka — zakpiła Melinda, a Amelia pospiesznie ruszyła w stronę wyjścia, nie chcąc, by przyjaciółka dostrzegła skalę jej zawstydzenia.
Problemem wcale nie było to, co wyprawiała, ale to, co najwyraźniej chciała z nim wyprawiać.
Mieli spotkać się w lochach — najmniej romantycznym miejscu na świecie. Chociaż o to zadbała; specjalnie poprosiła wszystkich nauczycieli o listę rzeczy „do zrobienia", a profesor Slughorn uznał, że konieczne jest uporządkowanie całej pracowni Eliksirów. Oczywiście mógł to zrobić kilkoma zaklęciami, ale ze względu na szlaban Blacka zgodził się poczekać.
Dotarła pod klasę, nie spodziewając się zastać tam Gryfona, ale udało mu się ją zaskoczyć. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w sufit. Jego nonszalancka postawa zmusiła ją do przełknięcia śliny; jak zwykle nie miał krawata, a koszula była rozpięta o jeden guzik za dużo i wystawała ze spodni. Dłonie trzymał w kieszeniach, co dopełniało obrazu w pełni rozluźnionego człowieka. Amelia znała go jednak za dobrze, żeby nie zauważyć napięcia na twarzy i lekko uniesionych barków.
— Nie spóźniłeś się — powitała go, starając się zachować kamienną twarz.
Jej postanowienie szybko zostało starte w pył, gdy lekko przechylił głowę i uśmiechnął się kpiąco.
— To przez tęsknotę, Beckett — odparł, po czym spojrzał w jej stronę wyzywająco. — Perspektywa słuchania twoich poleceń niezwykle mnie podnieca.
Otworzyła usta, ale szybko je zamknęła. Słyszała w jego głosie ironię, ale mimo to... Mimo to nie sądziła, aby żartował — nie tak do końca. Bez słowa machnęła różdżką, a drzwi do klasy uchyliły się z głośnym jękiem. Chłopak wciąż stał w miejscu, co Amelia przyjęła z niechęcią. Ruszyła przed siebie, a gdy mijała nieruchome ciało Syriusza, ten poruszył się w prawo, zmuszając ją do otarcia się o niego.
Udała, że wcale nie poczuła jego dłoni na swoich plecach — nisko, tuż nad pośladkami. Udała, że nie słyszała cichego śmiechu, który zabrzmiał jednak dziwnie; był zachrypnięty i mniej dźwięczny niż ten przez nią znany. Nie musiał wiedzieć, że wystarczyło kilka gestów, aby cała pewność siebie i przekonanie o niedorzeczności sytuacji wyparowało, zastąpione pulsującym pragnieniem. W mgnieniu oka zaczęła zastanawiać się, czy faktycznie był sens opierać się czemuś tak silnemu i porażającemu i z trudem zmusiła się do zachowania trzeźwości umysłu.
Kiedy oboje znaleźli się w środku, odwróciła się w jego stronę i skrzyżowała ramiona na piersi, gdy zobaczyła, jak blisko niej się zatrzymał. Gdyby wyciągnęła rękę, zapewne mogłaby położyć ją na jego klatce piersiowej i przez chwilę nawet rozważała podobny gest, choćby tylko po to, by móc popchnąć go do tyłu. Nie starłoby to jednak z jego ust cwanego uśmiechu, więc zrezygnowała.
— Profesor Slughorn prosił, żebyś uporządkował zaplecze — poinformowała go stanowczym tonem i wyciągnęła dłoń przed siebie. — Oczywiście bez użycia różdżki.
— Oczywiście. — Syriusz pokiwał głową i posłusznie wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni. — Wiesz, powinnaś mi pomóc. W końcu to trochę twoja wina...
Amelia westchnęła ciężko. Miał rację; faktycznie powinna mu pomóc, ale wtedy niechybnie skończyliby przed upływem wyznaczonego czasu, a profesor McGonagall nie byłaby zadowolona. Tak czy siak musieliby zostać w klasie, a to z kolei stanowiło nie lada problem, przynajmniej w obecnej sytuacji.
— Wiesz, że mam rację — powiedział rozbawiony chłopak. — Daj spokój, Beckett. Jest piątek. Chyba lepiej załatwić sprawę szybko i móc odpocząć?
Bez słowa zdjęła wierzchnią szatę, zostając w samym mundurku. Syriusz zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się z zadowoleniem, które wcale jej się nie podobało. A przynajmniej nie tej części, która wciąż była zdeterminowana, by zachować zdrowy rozsądek.
— Miejmy to z głowy — powiedziała cicho i ruszyła w stronę zaplecza.
Wzięli się do pracy w ciszy, za co Amelia była wdzięczna. Starała się ignorować momenty, gdy przypadkowo się ze sobą zderzali albo sięgali po te same składniki. Udawała, że nie dostrzega sposobu, w jaki na nią patrzył. Udawała, że nie miała ochoty odwzajemnić spojrzenia. Bała się, co stałoby się, gdyby złamała postanowienie i pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia.
Beckett weszła na drabinę i sięgnęła po jeden z wyżej położonych składników, po czym cofnęła się o kilka stopni i wyciągnęła dłoń w stronę Syriusza.
— To powinno być... — Zauważyła jego wzrok utkwiony w jej pośladkach i zająknęła się na moment. — ...n-na dole. Czy ty patrzysz na mój tyłek?
— Jakbym mógł patrzeć gdzieś indziej w takiej sytuacji — mruknął Black, a ona wzięła głęboki wdech, wytrącona z równowagi. — Zawsze się zastanawiałem... Jak to możliwe, że jesteś taka szczupła, a jednocześnie masz taki...
— Syriusz, na gacie Merlina! — warknęła Amelia, po czym zachwiała się na drabinie.
Jej noga ześlizgnęła się ze szczebla, a z ust dziewczyny wyrwał się cichy okrzyk paniki. Zanim zdążyła odzyskać równowagę, zjechała w dół i niechybnie zrobiłaby sobie krzywdę, gdyby nie refleks Gryfona, który w mgnieniu oka znalazł się obok niej.
Jego dłonie chwyciły jej biodra, a ciepły oddech połaskotał w ucho; stała tak blisko, że jej plecy stykały się z klatką piersiową Syriusza. Ciepło rozlało się po ciele Amelii, gdy wszystkie mięśnie odmówiły posłuszeństwa; mogła tylko stać i czekać na jego ruch, który jak na złość nie nadchodził.
— Powinnaś chyba bardziej uważać — wyszeptał i obrócił głowę tak, że jego usta otarły się o jej ucho.
— A ty nie powinieneś... — wyjąkała, po czym zamknęła oczy, kompletnie zapominając, co właściwie chciała powiedzieć.
Palce Syriusza ponownie wbiły się w jej skórę, ale tym razem nie zniknęły po ułamku sekundy. Przyciągnęły ją bliżej — tak blisko, że nie umiała powiedzieć, gdzie kończyło się jej ciało, a zaczynało jego.
— Beckett... Ten twój doskonały plan czekania, aż to wszystko minie, jest beznadziejny.
— Byłby doskonały, gdybyś trzymał łapy przy sobie — wymamrotała, ale nie zrobiła nic, by się odsunąć.
Zamiast tego odchyliła głowę, gdy jego usta przesunęły się w dół, na jej szyję.
— Próbowałem, Beckett. Naprawdę próbowałem.
Brzmiał jak desperat, doskonale zdający sobie sprawę z tego, że jego zachowanie nie prowadziło do niczego dobrego. Nawet sposób, w jaki zaciskał dłonie na jej biodrach, zdradzał wewnętrzną walkę toczącą się w umyśle chłopaka.
Amelia rozumiała tę bitwę. Sama próbowała znaleźć siłę, by go odepchnąć i odzyskać zdolność logicznego myślenia. Jednak pozostała w miejscu, bo... Cholera jasna, wcale nie czuła się w jego objęciach jak intruz, jak przedmiot, służący jedynie do zabawy. Czuła się wyjątkowa, piękna, pożądana.
— Syriusz... — westchnęła, a on oparł czoło na jej ramieniu.
— Tak bardzo nie chcę cię skrzywdzić... Ale naprawdę nie umiem trzymać się z daleka. Nie umiem, Beckett. I chyba nie chodzi jedynie o to, że pragnę cię od początku tej cholernej przemiany, tylko...
— Proszę, zamilcz, Black — wymamrotała, powtarzając słowa sprzed tygodnia. W jednej chwili odzyskała rozum i wyplątała się z jego objęć.
Czar prysł, a ona zadrżała i odsunęła się jak najdalej od chłopaka, który sprawił, że niemalże zapomniała o całym świecie. Widziała, jak jego dłonie zacisnęły się w pięści w geście bezsilności, ale nawet odrzucenie błyszczące w oczach Syriusza nie mogło zmusić jej do zmiany zdania.
— Dlaczego? — spytał cicho, ledwo powstrzymując złość.
— Bo boję się, że będę do końca życia żałować — mruknęła, po czym jęknęła na widok jego oburzonego wyrazu twarzy. — Nie to miałam na myśli! Po prostu... Nie szukam chwilowej rozrywki. A ty przecież nie chcesz się wiązać. James wielokrotnie o tym wspominał...
— Poglądy się zmieniają — prychnął Syriusz, a Amelia potrząsnęła głową.
— Twoje czy moje? — Gryfon otworzył usta i zamknął je z powrotem. — Może zrobimy wyliczankę, żeby zdecydować, kto powinien skapitulować?
— Przecież nawet nie wiemy, co właściwie między nami jest, Beckett. Będziesz żałować, że jeden jedyny raz postanowiłaś cieszyć się chwilą, ale nie będziesz żałować, że stchórzyłaś zanim jeszcze wiedziałaś, czy powinnaś? — spytał Black.
Tym razem to ona nie odpowiedziała, rażona poczuciem winy i wstydu. Miał rację i wcale nie potrzebowała kolejnej nieprzespanej nocy, by dojść do podobnego wniosku. Mimo to nie umiała tak zwyczajnie odpuścić; nie, kiedy znaczna część jej umysłu wciąż była wypełniona morzem wątpliwości.
Jakie były szanse, że faktycznie chciał jej tak mocno, jak ona jego? Nie potrafiła pozbyć się uczucia, że być może stanowiła dla niego jedynie kolejną atrakcję, a niespodziewana chemia między nimi była jedynie wynikiem tego, jak mocno znali swoje ciała.
Faktycznie bała się, że będzie żałować. Ale bała się również, że okaże się tylko przelotnym zainteresowaniem, czego jej i tak niskie poczucie wartości na pewno by nie ścierpiało. Nie umiałaby spojrzeć sobie w oczy, wiedząc że pozbyła się zahamowań i zdrowego rozsądku tylko po to, by on mógł zaspokoić swoje pragnienie dołączenia jej do kolekcji uległych mu dziewcząt.
Była cholernie niesprawiedliwa w swoim myśleniu. Syriusz, wbrew pozorom, wcale nie przyjął sobie za punkt honoru złamania dziesiątek serc. Nie zależało mu na kolekcji, a jedynie na dobrej zabawie, co w jego przypadku stanowiło ogromną różnicę. Nie był złym człowiekiem i nie chciał nikogo krzywdzić. Od początku stawiał sprawę jasno; cenił wolność, a zmiana zdania nie wchodziła w grę.
Poza tym... Strach Amelii nie wynikał jedynie z faktu, że bała się zostać porzucona. Wiązał się z czymś innym, znacznie poważniejszym. Dziewczyna, wbrew wszystkim swoim przekonaniom, pragnęła, aby spojrzał na sprawy tak, jak ona. Dla niej. Z nią.
Merlinie, była taka głupia... Cała ta sytuacja wydawała się kompletnie niedorzeczna, bo przecież jeszcze kilka tygodni wcześniej dopiero zaczynała darzyć go czymś na kształt wymuszonej sympatii. Tymczasem teraz patrzyła na niego z tęsknotą, której nie rozumiała, a jej ciało wciąż drżało, owładnięte wspomnieniem jego dotyku.
— Nigdy nie byłam w takiej sytuacji — wymamrotała w końcu i spuściła wzrok. — Kompletnie nie rozumiem, co się wydarzyło. Nie sądziłam nawet, że...
Na jej twarz wstąpił rumieniec, a Syriusz uniósł brwi.
— Że co?
— Że mogę nie być odporna na twój... urok. — Jej głos był wypełniony skrajną niechęcią, co wcale nie sprawiło, że Black poczuł się urażony.
Zamiast tego podszedł bliżej, a ona cofnęła się o krok. Plecy Amelii oparły się o szafkę, pozbawiając ją drogi ucieczki. Syriusz zatrzymał się blisko niej — tak blisko, że wystarczyło, by lekko uniosła dłoń i mogłaby go dotknąć.
— Takie słowa z twoich ust? — parsknął, po czym pokonał dzielącą ich odległość. — Chyba śnię.
Amelia wypuściła powietrze z płuc, ale nie odważyła się na niego spojrzeć. Właściwie bała się zrobić cokolwiek, nie chcąc pozwolić którejkolwiek ze stron na zwycięstwo. Niezależnie od tego, czy wygrałoby jej serce, czy rozum — i tak miałaby wątpliwości.
— Nie jesteś jakąś tam dziewczyną, Amy. Przeszliśmy razem za dużo, żebym mógł patrzeć na ciebie w ten sposób — powiedział i uniósł dłoń, dotykając jej policzka. — Sam nie wiem, jak do tego doszło, ale nie lubię się oszukiwać. A wmawianie sobie, że nic się nie zmieniło, zwyczajnie nie działa.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, nachylił się nad nią, a jego usta niemalże musnęły jej własne. Dosłownie milimetry dzieliły ją od czegoś, co niewątpliwie utrudniłoby sytuację jeszcze bardziej. Amelia nie była aż tak niewinna; zdarzyło jej się przeżyć kilka pocałunków, ale nie sądziła, aby mogły się równać całowaniu Syriusza Blacka. Pragnienie w jego oczach budziło w niej głębokie przekonanie, że zapamiętałaby tę chwilę na długo, o ile nie na zawsze.
— Co czujesz, Beckett? — wyszeptał, a jego wargi otarły się o kącik ust dziewczyny. — Możesz nie wiedzieć, jak się zachować, ale jeśli sądzisz, że jakikolwiek Adrian będzie w stanie wywołać w tobie taką burzę emocji... Wcale nie jesteś inteligentna.
— Pożądanie to nie wszystko — wymamrotała słabo i przymknęła oczy.
W odpowiedzi przycisnął ją do szafki, a jego ciało przylgnęło do jej, nie zostawiając nawet najmniejszej szczeliny.
— Nie. Tylko ja naprawdę nie sądzę, że to kwestia jedynie pożądania. W innym wypadku... W innym wypadku trzymałbym się z daleka, mimo wszystko. Zapewne umiałbym też zainteresować się jakąkolwiek inną dziewczyną.
Na moment zapadła cisza, przerywana ciężkimi oddechami. Amelia próbowała pozbierać myśli i w pełni zrozumieć wagę słów Syriusza, ale jego bliskość, ciepło i zapach skutecznie uniemożliwiały logiczną analizę sytuacji. Nieświadomie chwyciła materiał jego koszuli i zacisnęła na nim palce, gniotąc go jeszcze bardziej.
— Nie obiecam ci wieczności ani nawet sensownego, dojrzałego związku, bo przecież... Przecież mnie znasz. Ale nie chodzi jedynie o to, że chciałbym poznać twoje ciało na nowo, tym razem moimi dłońmi.
— A już tak dobrze ci szło — jęknęła Beckett, gdy powaga zniknęła z jego głosu, zastąpiona figlarną nutą.
Zupełnie nie spodziewała się, że tak po prostu się odsunie, pozwalając, aby chłód dosięgnął jej skóry. Tymczasem właśnie to zrobił — cofnął się i pokręcił głową z rezygnacją.
— Zastanów się. Przecież nie mogę cię do niczego zmusić. Długo nad tym myślałem i... Wiem, że nie tylko ja to czuję. Chcesz tego tak samo mocno i, zaskoczę cię, ale nie zrobiłabyś niczego złego, gdybyś postanowiła po prostu żyć.
Amelia westchnęła i odepchnęła się od szafki, po czym wygładziła mundurek.
— Black? Od kiedy to ty urządzasz mi wykłady? — spytała, a on prychnął.
— Niezbyt fajne uczucie, co? — odparł kąśliwie i wywrócił oczami. — Swoją drogą, nie wiem, jak znosisz to na co dzień... Jestem wykończony. Chociaż może to mieć związek z tym, że krew odpłynęła mi z głowy do...
— BLACK!
— ...serca, oczywiście — skończył Syriusz i uśmiechnął się z zadowoleniem, pozbywając się resztek napiętej atmosfery. — Ale podoba mi się twój tok myślenia.
— I ty naprawdę chciałeś mnie przekonać, że wcale nie jesteś skretyniałem durniem, któremu zależy tylko na jednym? — oburzyła się Krukonka.
— Widzisz... Ty nie radzisz sobie z prymitywnymi żądzami, a ja z powagą sytuacji. Żarty to sposób na rozładowanie napięcia. A przynajmniej jeden z wielu... Na inne nie chcesz mi pozwolić.
— Świnia.
— Wciąż nie możesz mi się oprzeć.
— To się jeszcze okaże — oświadczyła ze zdecydowaniem Amelia i zmarszczyła brwi.
Na moment zapadła cisza, aż w końcu Syriusz zachichotał w niezwykle dziewczęcy sposób, a ona natychmiast się spięła; znała ten śmiech. James zapewne zaprzeczyłby, gdyby kiedykolwiek o tym wspomniała, ale brzmiał tak za każdym razem, gdy właśnie udało mu się wymyślić świetny żart.
— A skoro mówimy już o dowcipach... Przegrałaś zakład, Beckett — powiedział Syriusz i oparł się nonszalancko o tę nieszczęsną drabinę. — Radziłbym znaleźć lusterko, zanim stąd wyjdziesz.
***
Nie jestem pewna, czy trochę nie przesadziłam. Całkiem możliwe, że w przyszłości dojdzie do edycji tego rozdziału i dodania jeszcze jednego, poprzedzającego. Ale doszłam do wniosku, że nie mogę w kółko odkładać momentu, w którym do czegoś dojdzie XD
Meh, no zobaczymy. Póki co możecie się cieszyć, bo przechodzimy do zabawy.
Ja na przykład bardzo się cieszę <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro