Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#18. Przyciąganie

Biblioteka od zawsze była miejscem, gdzie mogła zwyczajnie pomyśleć. Nikt jej nie przeszkadzał, zakładając, że nieobecny wyraz twarzy miał związek z zaangażowaniem w czytany tekst. Przeważnie faktycznie skupiała się na treści książki, ale bywały dni, kiedy Amelia potrzebowała ucieczki od wszystkiego i wszystkich, a ten bez wątpienia się do nich zaliczał.

Przemierzała korytarze żwawo, nie zadając sobie nawet trudu, by upominać uczniów, łamiących szkolny regulamin. Chciała jak najszybciej dotrzeć do swojego azylu, gdzie nie czekały na nią żadne nowe problemy, a jedynie cisza i zapach starych ksiąg, który zawsze działał uspokajająco.

Skręciła w prawo i zderzyła się z kimś z impetem. Niewątpliwie wylądowałaby na podłodze, ale czyjeś ręce chwyciły ją w talii, zanim zdążyła na dobre utracić równowagę. Znajomy zapach dotarł do jej nozdrzy, a dziewczyna zarumieniła się gwałtownie, gdy zdała sobie sprawę, że ze wszystkich osób w zamku trafiła akurat na niego.

— Beckett? — zdziwił się Syriusz, zmuszając ją do nerwowego uśmiechu.

Nie mogła nie zauważyć, że nawet po tym, jak zdał sobie sprawę z jej tożsamości, wciąż trzymał jej talię. Niemalże wstrzymała powietrze, gdy przesunął ręce niżej, opierając je na biodrach.

— No... Tak — odparła głupio i odważyła się na niego spojrzeć.

Poprawiła okulary, które zsunęły się z nosa pod wpływem impetu zderzenia. Sądziła, że wzrok ją mylił, ale twarz chłopaka wyglądała nieco inaczej niż zwykle. Nie chodziło o jakąś wyraźną zmianę; jego oczy błyszczały dziwnie, a kąty żuchwy wydawały się jeszcze ostrzejsze, zdradzając napięcie.

Czyżby nie tylko ona się stresowała? Amelia odrzuciła tę myśl, przypisując dziwną prezencję chłopaka zwyczajnemu zmieszaniu; żadne z nich nie wiedziało, jak się zachować. Znajdowali się w końcu w dość publicznym miejscu, uczęszczanym przez wielu uczniów. Powinni zapewne skakać sobie do gardeł — a przynajmniej tak zrobiliby jeszcze kilka miesięcy wcześniej.

Tymczasem dziewczyna nie umiała zignorować ciepła jego dłoni, które przesączało się przez szatę i gruby materiał jeansów. Zastanawiała się, czy zwrócić mu uwagę, ale kiedy jego kciuk poruszył się w górę, stykając się bezpośrednio z niewielkim, odsłoniętym fragmentem jej skóry, zrezygnowała pokonana.

— Co tu robisz? — spytała, próbując odwrócić swoją uwagę od nieznośnego gorąca, które pulsowało w jej ciele.

— Właściwie... Właściwie byłem w bibliotece — odparł chłopak, a na jego twarz wstąpił uśmiech, znacznie bardziej nieśmiały niż jego zwyczajowy, firmowy wyszczerz.

— Ty? W bibliotece? Z własnej woli? — zdziwiła się Beckett, co zostało skomentowane teatralnym westchnieniem pełnym rozczarowania.

— A jak inaczej miałbym odrobić wszystkie zadania?

Słysząc jego oburzenie, dziewczyna parsknęła śmiechem. Twarz Syriusza nieco się rozluźniła, ale Amelia nie miała czasu podziwiać tej zmiany. Palce chłopaka wbiły się mocniej w jej biodra w dziwnym, zaskakująco intensywnym geście, po czym zniknęły, zostawiając ją z uczuciem chłodu.

— Tak właściwie to cię szukałem — przyznał Black i wzruszył ramionami. — Miałem wrażenie, że...

Beckett uniosła brwi w oczekiwaniu na dokończenie wypowiedzi, ale kolejne westchnienie uświadomiło jej, że Syriusz wcale nie zamierzał kończyć.

— Nieważne — powiedział zamiast tego i zatuszował zawahanie szerokim uśmiechem. — Co tam słychać? Wszystko w porządku?

Troska w jego głosie była szczera, a Amelia poczuła się podwójnie paskudnie za to, że kiedykolwiek uważała go za bezdusznego drania. Sama także się uśmiechnęła i przestąpiła z nogi na nogę.

— Nie wiem. Ciężko mi się odnaleźć — mruknęła. — Dużo się zmieniło.

Znów zapadła cisza, która jedynie potwierdzała słowa Krukonki. Wcześniej umieli rozmawiać bez przytłaczającego napięcia, spowodowanego... Merlin wie czym — Amelia na pewno nie umiała go rozgryźć. Ich rozmowy ograniczały się do wymieniania uszczypliwości, ale wciąż przychodziło to naturalnie, bez zastanowienia, bez... Bez uczucia, że każde słowo mogło wszystko zepsuć.

— Słuchaj... Nie chciałabyś mi pomóc przy eseju z Transmutacji? — spytał niespodziewanie Syriusz, a Beckett otworzyła usta ze zdziwienia. — McGonagall nie daje mi żyć, jak zapewne zauważyłaś. Jeszcze ten szlaban od przyszłego tygodnia... No i na dodatek przydałoby się w końcu zacząć te korepetycje...

— Nie ma sprawy — przerwała mu Amelia.

Nie chciała go torturować, a wyjaśnianie swojej prośby, jakby dotyczyła nie wiadomo czego, wyraźnie było dla niego ciężkim przeżyciem. Zresztą jak mogłaby mu odmówić, skoro tyle czasu marudziła, że żaden z Huncwotów, oprócz Remusa, nie wykorzystuje swojego potencjału? Poza tym faktycznie została zobowiązana do udzielania mu swego rodzaju lekcji. Mimo to wolała powtarzać sobie i profesor McGonagall, że nie zdążyła się jeszcze zaadaptować. 

Teraz jednak niepewność chłopaka i jego szczere zmieszanie wydawało jej się całkiem urocze, a jednocześnie rzucało nowe światło na sprawy. Być może oboje czuli się zmieszani całą sytuacją, ale ktoś musiał wykonać pierwszy krok ku normalności, o ile w takim przypadku można w ogóle o niej mówić. 

— Przeżyjesz kolejną wizytę w bibliotece? — spytała rozbawiona, a on jęknął teatralnie.

— Chyba nie mam wyjścia. Całkowicie postradałem zmysły... — dodał ciszej, po czym gestem dłoni wskazał drzwi do biblioteki. — Kujonki przodem.

— Dżentelmen od siedmiu boleści — mruknęła, ale posłusznie ruszyła przed siebie, mając nadzieję, że wspólnie spędzony czas pozwoli im zapomnieć o niezręczności.

***

Syriusz wpatrywał się w Amelię, wiedząc doskonale, że w ogóle nie słuchał, co do niego mówiła. Próbował się skupić — w końcu faktycznie potrzebował pomocy, a James uświadomił mu, że wcale nie musiał męczyć się w nieskończoność. Chłopak nie spodziewał się jednak, że tak trudno będzie mu zachować koncentrację; Beckett siedziała zaledwie po drugiej stronie stołu i za każdym razem, gdy poruszała się bardziej gwałtownie, zapach jej perfum dosięgał Syriusza i zamieniał jego umysł w bezużyteczną papkę.

Od kiedy właściwie reagował na podobne pierdoły z taką mocą? Przecież zdążył już przyzwyczaić się do jej perfum. Na gacie Merlina, przecież był nią przez całkiem spory kawałek czasu. Nie powinien przypadkiem stać się odporny na wszelkie pułapki kobiecości, które mogła na niego jeszcze zastawić?

Otóż nie. Utwierdził się w tym przekonaniu, gdy dziewczyna po raz kolejny poprawiła zsuwające się z nosa okulary, po czym na ułamek sekundy przygryzła wargę w geście irytacji. Syriusz szybko nauczył się kojarzyć fakty, co poskutkowało niezdrową wręcz fascynacją; gdy tylko podnosiła dłoń, by poprawić niesforne bryle, spojrzenie Gryfona natychmiast wędrowało na jej usta.

Z rozdrażnieniem uświadomił sobie, że o ile jego uczucia względem Krukonki należało opisać mianem sympatii i głębokiego zrozumienia, tak sprawy wyglądały znacznie poważniej, gdy chodziło o fizyczne zainteresowanie. Był mężczyzną — i to na dodatek takim, który zwykł patrzeć przede wszystkim na walory urody. Beckett nigdy nie wydawała mu się porażająco piękna, ale czas spędzony w jej ciele doskonale wskazał przyczyny takiego myślenia.

Nie dbała o siebie. A raczej — nie obchodziło ją, jak wygląda. Nie przywiązywała wagi do tego, czy jej włosy układały się w idealne fale ani do tego, czy piegi prześwitywały spod warstwy makijażu. Zwykle nie doceniał naturalności i prostoty, jaka się z nią wiązała, ale... Najwyraźniej faktycznie dużo się zmieniło, bo nie potrafił spojrzeć na nią tak samo, jak wcześniej. Nie potrafił przestać na nią patrzyć.

Syriusz zacisnął zęby, gdy po raz kolejny poprawiła okulary, tłumacząc coś zawzięcie.

— Beckett... — przerwał jej i pochylił się w przód. — Dlaczego nie kupisz innych okularów, skoro te nieustannie ci spadają? — spytał, a ona zamrugała zdezorientowana.

— Ja... Co? — mruknęła elokwentnie. — Czy ty mnie w ogóle słuchałeś?

— Nie — przyznał szczerze i uśmiechnął się przepraszająco. — Starałem się, ale... — Ponownie zerknął na jej usta. — Ciężko mi się skupić.

Jak na zawołanie przygryzła wargę, a on zdusił jęk. Dlaczego nie mógł zwyczajnie wrócić do traktowania jej z obojętnością? Zachowywał się jak idiota, ogarnięty hormonami. A przecież nie była pierwszą dziewczyną, na którą zwrócił uwagę. Nagle wcześniejsze myśli o znalezieniu jakiejś przypadkowej, ładniutkiej panienki zaczęły wydawać mu się nad wyraz sensowne. Przecież nie mógł nieustannie tułać się po korytarzach i wspominać widok zsuwających się okularów, na gacie Merlina...

— To po co właściwie poprosiłeś mnie o pomoc? — spytała poirytowana Amelia, a Syriusz oparł czoło na dłoni. — Rozumiem, że muszę udzielać ci korepetycji, ale...

— Może dlatego, że naprawdę potrzebuję pomocy, a twoje durne przygryzanie wargi doprowadza mnie do szaleństwa?! — warknął, zanim zdążył się powstrzymać, po czym zmusił się do spojrzenia w jej stronę.

Beckett rozdziawiła usta w szoku, a jej policzki zaróżowiły się mocno. Normalnie uznałby to za oznakę skrajnego zawstydzenia, ale tym razem chodziło o coś innego. Dziewczyna, niezbyt dyskretnie, zerknęła na jego usta i zarumieniła się jeszcze bardziej. Nie mógł nie zauważyć, że rumieniec rozlał się także na szyję i dekolt, znikając pod koszulką, która nagle zaczęła mu bardzo wadzić — tym bardziej, że doskonale wiedział, co znajdowało się pod spodem.

Nieświadomie prześledził domniemaną drogę rumieńca, a jego umysł podsunął mu wspomnienie niewielkiego pieprzyka, tuż nad prawą piersią. Syriusz przymknął powieki, ale to wcale nie pomogło — wciąż miał przed oczami obraz jej nagiego ciała.

— Beckett... — wychrypiał, a dziewczyna zacisnęła dłoń tak mocno, że jej pióro pękło w pół z cichym trzaskiem. — Wydaje mi się, że dzieje się coś niedobrego.

— To znaczy? — wymamrotała Amelia, co skwitował pełnym napięcia uśmiechem.

— Mam najdziwniejszą erekcję w życiu.

Co prawda jego głos wprost kipiał ironią, ale właściwie niewiele brakowało, żeby faktycznie miał problem. Siedzieli w końcu w bibliotece. Black doszedł do wniosku, że właśnie znalazł kolejny powód, żeby odwiedzać to miejsce tak rzadko, jak to możliwe.

— BLACK! — warknęła Beckett, gdy w pełni zrozumiała słowa Gryfona.

Bardzo starała się patrzeć mu w oczy, nie pozwalając swojemu spojrzeniu zjechać w dół. Było to odrobinę rozczulające, uznał Syriusz i uśmiechnął się kpiąco. Co mu pozostało? Złączył dłonie na karku i oparł się wygodniej o oparcie krzesła, sprawiając wrażenie niezwykle rozluźnionego. Wcale nie był rozluźniony. Miał ochotę krzyczeć z irytacji; nie chciał tracić kontaktu z dziewczyną, ale na pewno nie zamierzał nawiązywać z nią intymnych relacji — a przynajmniej logiczna część jego umysłu bardzo się przed tym wzbraniała.

Ona nie zasługiwała na bycie traktowaną jak przedmiot, a on... On nie zasługiwał na nią.

— Przecież nic na to nie poradzę, jestem tylko durnym facetem — przypomniał jej i wywrócił oczami. — I tak, też się dziwię, że coś podobnego ma miejsce. Najwyraźniej widziałem jednak za dużo, żeby...

— Proszę, zamilcz — jęknęła Amelia i oparła głowę na dłoniach, wsuwając palce między włosy.

Mimo to nie udało jej się ukryć drżenia rąk, które, w połączeniu z wściekłym rumieńcem i przyspieszonym oddechem, wydało się Syriuszowi potwierdzeniem tezy, że nie tylko on nie potrafił rozszyfrować własnych uczuć. To jednak nie ona miała problemy z koncentracją i brudnymi myślami.

— Jestem pewna, że to minie — wymamrotała bardziej do siebie niż do niego. Nie sądził, by faktycznie tak było, ale pokiwał głową. — Przecież to niedorzeczne. To znaczy... Ty i ja? Absolutnie nie.

Skrzywił się nieznacznie, słysząc determinację w jej głosie. Nawet jeśli się z nią zgadzał, wciąż zabolały go te słowa. Czy naprawdę perspektywa nawiązania z nim bliskiej relacji była odrzucająca? Black potrafił wyobrazić sobie gorsze rzeczy, nawet biorąc pod uwagę jej wizję świata i silną moralność.

Przełknął ślinę, gdy zdał sobie sprawę z własnych myśli. Jego wcześniejsze przekonanie, że darzył ją wyłącznie fizycznym zainteresowaniem, nieco osłabło. Wiedział, że dziewczyna nie mówiła jedynie o intymności, ale przede wszystkim o związku. Wyraźnie nie chciała nawet rozważyć stworzenia z nim czegoś trwalszego niż przelotny romans. Choć Syriusz nie mógł się jej do końca dziwić, wciąż czuł gorycz.

Może i nie był jej wart, ale to nie znaczyło, że nie chciałby, by sprawy miały się inaczej. Było to dość dziwne odkrycie, które tylko spotęgowało wrażenie zagubienia, towarzyszące mu, odkąd powrócił do swojego ciała. Nagle zapragnął cofnąć czas, żeby nie musieć zmagać się z tak sprzecznymi uczuciami i spanikowanym spojrzeniem Amelii.

— Tak, to raczej mało prawdopodobne — zgodził się jednak i odwrócił wzrok.

— Chyba... Chyba powinniśmy ograniczyć kontakt, dopóki to wszystko nie osłabnie — zaproponowała w końcu dziewczyna, a on niemalże prychnął.

A co niby robiliśmy przez ostatnie dni?, pomyślał ironicznie. Mimo to nie sprzeciwił się jej słowom. Zawsze istniała szansa, że miała rację, a to dziwne przyciąganie stanie się znośne, aż w końcu całkowicie zniknie.

— Wydawało mi się, że... Że wszystko wróci do normy — kontynuowała Amelia. — Ty wrócisz do huncwockiego życia i irytowania mnie ponad wszelką miarę, a ja... Ja będę wykonywać obowiązki i robić ci awantury. — Uśmiechnęła się z goryczą. — Nie spodziewałam się, że...

Nie skończyła, ale Syriusz wiedział, co chodziło jej po głowie. Wiedział, bo on sam nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie siedział z nią w bibliotece, myśląc tylko o tym, jak bardzo chciałby zobaczyć jej reakcję, gdyby to on przygryzł jej wargę. Fakt, że ona sama wydawała się zagubiona w przytłaczających ją uczuciach, wcale nie pomagał. Wprost przeciwnie, sprawiał, że Black jeszcze bardziej pragnął zapomnieć o wszelkich konsekwencjach.

Mimo to siedział w miejscu, powtarzając jak mantrę, że mieli inne wizje przyszłości. On nie zamierzał się wiązać, a ona czekała na kogoś, kto potraktuje ją poważnie — z miłością. I choć kusiło go, by sprawdzić, czy aby na pewno nie dałaby się przekonać do zmiany zdania, nie był aż takim draniem. To ona skończyłaby ze złamanym sercem, a on wcale nie potrzebował kolejnego powodu, by gardzić swoim nazwiskiem.

— Co, jeśli to nie zniknie? — spytał jednak, wbrew swoim myślom, a ona spojrzała na niego niepewnie.

— Nie wiem.

On też nie wiedział. Wciąż nie mógł powstrzymać wrażenia, że będzie musiał znaleźć odpowiedź na to pytanie. I to szybko

***

Hoho, to poleciałam, nie? Dwa rozdziały w dwa dni? Czyżby święta nadeszły wcześniej?!

Chyba nie, ale tak sobie pomyślałam, że wypadałoby w końcu coś ruszyć. I skończyć. 

Skupiam więc całą swoją uwagę na "Czarno to widzę". No i... dzieje się. 

Wrzucam Wam gif z Syriuszem, bo tak. Amelia ma przechlapane XD


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro